Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2013, 21:15   #41
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Nim Rubus dokończył opatrywanie giermka nadszedł zarządca miasta kapitan Schiller z towarzystwem a po chwili nadbiegł strażnik ze swoimi rewelacjami odnośnie bramy.

- Nie wierć się waść - syknął na wyrywnego giermka Rubus. - Chwilka i już kończę. - Stęknął motając ostatnie węzły na opatrunku. - Gotowe.

- Swoją drogą zaczyna się robić ciekawie. Ten Niedźwiedź wydaje się znać tu kogoś. - Zagadał Reinhard chowając swoje rzeczy.
- Opatrzyć tam kogo nie tsza? - Zagadnął miejscowych wskazując na kierunek skąd przybiegł posłaniec. - Zostało mi jeszcze trochę tego - Rubus wskazał na zielona papkę w moździerzu - Może opatrzyć wam rękę panie kapitanie?

Nim ten odpowiedział nadszedł brodaty leśnik z bandą i zagadał oficera. Twarz Schillera pociemniała chwilę pomyślał w końcu przekazał rewelacje Hansa i swoją decyzję.
Podobnie jak reszcie wieśniaków wieść o kilku setkach zwierzoludzi ścięła krew w żyłach. Przez chwilę gapił się na kapitana szeroko otwartymi oczyma po czym szybko wylał resztkę zielonkawej mazi z moździerza dokończył pakowania zniecierpliwiony że ten nawet nie odpowiedział na jego propozycję. Biorąc jednak wieści jakie miał do przekazania kapitan nie mógł się dziwić że ten miał ważniejsze sprawy na głowie.
Rubus spojrzał na most gdzie odbyła się walka. Jakby chcąc się upewnić że wcześniejsza walka się odbyła. Potem spojrzał na kapitana. Kiwnął mu twierdząco głową zgadzając się pójść z nim. Mrukną coś jakby “już, już... zaraz, zaraz” i szybko kopsnął się do najbliższego ciała mutanta strzelca capną łuk i kołczan i podbiegł za odchodzącym kapitanem i Olafem. W końcu nie co dzień trafiają się pochwały od herbowych a potem prośby od samego zarządcy całego miasteczka.
 
harry_p jest offline  
Stary 13-11-2013, 08:44   #42
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
W trakcie krótkiego przejścia do jednego z magazynów do kampanii i Kapitana Schillera zbliżył się widziany już wcześniej przez drużynę kapłan Sigmara któremu towarzyszyła grupka strażników miejskich wyglądająca na bardziej bitną i mężną niż hołota która miała niby odeprzeć atak na moście.

- Nie możemy opuścić miasta Kapitanie! Poza barykadą będziemy bezbronni! Zostańmy w mieście, jeżeli skończymy barykadę nie będą w stanie nas skrzywdzić -

Wygłosił kapłan w stronę Kapitana popierany przez poburkiwania i ciche okrzyki towarzyszącego mu oddziału straży.
Schiller nie był zachwycony tym obrotem sytuacji, wyraz gniewu pojawił się na jego twarzy natychmiast, a ton głosu natychmiast podniósł się a oczy wbiły się w kapłana.

-Ile tu z nami jesteś Dietrich ?- zapytał gniewnie Kapitan.
- Dwa dni!!! Nie widziałeś bitwy a teraz mówisz ,że mamy zostać! Barykadę będziemy odbudowywać jeszcze z dwa tygodnie ,a Hans mówi że bestie są z cztery dni od Untergardu. Rozniosą nas i pożywią się naszym mięsem! Nie zatrzymamy ich, trzeba uciekać.-

Ojciec Dietrich skurczył się w sobie i zdecydowanie stracili rezon, podobnie z resztą jak otaczająca go grupka zbrojnych która nagle chyba przypomniała sobie o innych zajęciach i pojedynczo zaczęła się ulatniać w różnych kierunkach.
- A co z poległymi ? - zapytał jeszcze skruszony teraz Kapłan.
-Nie wiem szczerze- odpowiedział Schiller powoli się uspokajając.
-Pozostawię to tobie, ale miej baczenie masz mało czasu, najwyżej kilka godzin.-

***

Drzwi magazynu otworzyły się ukazując jego oświetlone pojedynczą lampą oliwną wnętrze, był on właściwie pusty co prawda w jednym z rogów było parę worków z ziarnem ale była o zaledwie kropla w morzu potrzeb miasteczka.Kapitan Schiller razem z reszta starszyzny Babunią, Ojcem Deitrichem i Hansem zasiadł przy wykonanym z ciosanych pni stole i wskazał grupie parę pniaków które stały wokół zapewne pełniąc funkcję taboretów. Następnie wyszeptał coś do jednego z strażników który odbiegł do kolejnego pomieszczenia i powrócił po chwili niosąc owinięty w szmatę bochnem chleba i sporych rozmiarów flaszkę wina.

- Panowie - odezwał się Kapitan po tym jak trunek został rozlany do cynowych kubków i rozdany wszystkim z obecnych.

- Nie muszę chyba przedstawiać wam jak wygląda sytuacja Utengardu. Nie możemy tu zostać, a podróż przez ostępy Drakenwaldu nigdy nie należała do bezpiecznych. Babunia wspomniała mi ,że będziecie kierować się do Middenheim, cała ludność tego miasteczka także. Idźcie z nami, może nie mamy wiele ale obiecuje ,że chociaż jadła w drodze wam nie zabraknie. Mam też pewne zapasy złota którymi z chęcią się z wami podzielę gdy dotrzemy do Middenheim.-

Po tej krótkiej wypowiedzi Schiller spojrzał na zgromadzonych wokół stołu mężów i widząc zwątpienie w ich oczach dopowiedział.

- Miejcie Panowie duszę dla tych ludzi. Nasza straż chociaż już zaprawiona w pierwszej bitwie to nadal tylko brańcy z miasteczka. Po was Panowie widać ,że topór i miecz pewniej leży wam w dłoni niż motyka i pług. Idźcie z nami. -
 

Ostatnio edytowane przez czajos : 13-11-2013 o 08:47.
czajos jest offline  
Stary 13-11-2013, 19:49   #43
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Olaf po opatrzeniu przez Rubusa czuł się już znacznie lepiej. Demony wiedzą co taki mutant robił ze swoją bronią. Lepiej nie ryzykować w wojennych warunkach zarażenia jakąś gorączką. Słowa kapitana Schillera i cała postawa starego żołnierza sprawiły na Olafie jak najlepsze wrażenie. Stary wiarus trafnie oceniał sytuację i wybrał najlepsze rozwiązanie. Młodemu rabusiowi grobów nie pozostało nic innego jak pokiwać z uznaniem głową. Bez wahania poszedł za kapitanem gdy ten skierował się do magazynu.

Schiller znowu mówił, tym razem o potrzebie ochrony miejscowej ludności w drodze do Middenheim. Olaf poszedłby z nimi nawet gdyby go o to nie poproszono. W końcu droga właśnie tam mu wypadała a wiadomo, że w grupie bezpieczniej. Nie oglądając się na resztę przemówił.

- Kapitanie z przyjemnością pomaszeruję z wami do Middenheim. I tak tam prowadzi mnie droga. Jeśli tylko na coś będę się w stanie przydać służę swoją osobą.

Skończywszy swoją przemowę wzniósł kubek z trunkiem i wznosząc toast

-Za bezpieczne przejście Drakwaldu i za Imperatora.

Wychylił kielich.
 
Ulli jest offline  
Stary 13-11-2013, 20:37   #44
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Doganiając oddalającą się grupę z kapitanem Schillerem na czele Rubus zauważył jak kislewita dość żywiołowo rozprawia z pomarszczoną starowinką. Korzystając z okazji że został w tyle uważnie przyjrzał się kobiecie. Widząc że Niedzwiedź rozmówił się ze starowinką postanowił skorzystać z okazji podpytać o miejscowego uzdrowiciela lub chociaż kila składników na maść na ramię Olafa.

- Dobrodziejko - zwrócił się uprzejmie nie bardzo wiedząc kim babcia jest dla tych ludzi - W czasie walki jeden z naszych ucierpiał i potrzebował bym kilku ziół na maść dla niego wiecie gdzie urzęduje tu ktoś kto miał by trochę na sprzedaż? - Spodziewał się tego że pewnie gada z taką właśnie osobą w końcu swój swego pozna a babuleńka nie wyglądała na kapłankę nie mniej ostrożności nigdy za wiele.

Rubus wykrycie magi xx/44sukces


Poczułeś malutkie zawirowanie w eterze zaledwie lekki powiew wiatrów, ale to i tak więcej niż od zwykłego człowieka. Charakterystyczne jest to dla ludzi który maja nie obudzony i nie używany talent magiczny.

Babunia uśmiechnęła się lekko słysząc przywitanie Rebusa i odpowiedziała mu miłym spokojnym głosem.
-Nie znajdziesz tu nikogo takiego, ale nie będzie to problem mogę oddać ci coś z moich własnych zapasów.-
- Gdy kapitan porozmawia już z wami mógł byś pójść ze mną do mojej chatki i sam się obsłużyć, większości rzeczy pewno i tak nie dam rady zabrać.

Przyglądając się staruszce Rubus poczuł znajome mrowienie gdzieś z tyłu głowy i lekki czereśniowy zapach który zawsze zwiastował magię. Było to słabsze niż w czasie walki na moście ale i tak nie dające się z niczym pomylić uczucie. Uśmiechnął się promiennie do babci nie tylko z powodu jej hojnej propozycji ale również zadowolony z faktu że znalazł tu “swoich”
- Dziękuję. Na pewno skorzystam i jak chcecie pomogę się spakować. - zaproponował by odwdzięczyć się za przysługę.

Krótka wymiana zdań z idącą powoli babcią znów zostawiła go lekko z tyły także gdy dotarł do magazynu usłyszał jak kapitan opieprza kapłana. Po cichy wślizgną się do pomieszczenia nie przeszkadzając miejscowym w ich kłótniach stanął gdzieś na uboczu. Najpierw na spokojnie umocował łuk i kołczan na torbie podróżnej a potem wyciągnął kawałek drewna i znów zaczął rzeźbić kolejny widelec. “Czyżby sprawa była już postanowiona. Opuszczają miasteczko…” pomyślał.

Gdy kapitan zwrócił się bezpośrednio do zebranych w magazynie Rubus schował kozik i drewienko w wewnętrzną kieszeń płaszcza skupiając się na słowach oficera. “Chcą z nas zrobić cholernych bohaterów” kontynuował nie wesołe rozmyślania nad obecną sytuacją. “Łatwiej będzie przez las małą grupą niż tłuc się z całą wsią na plecach. Z drugiej strony w kupie raźniej. Poczekam jeżeli znajdą się ochotnicy by iść bez taborów to zabiorę się z nimi”
Przyjął uprzejmie poczęstunek przyglądając się uważnie reszcie i czekając na rozwój wypadków. Powoli towarzysze z walki na moście przystawali na propozycję kapitana. „Wychodzi na to że jednak w kupie raźniej…”

- I mnie można liczyć też. – powiedział starając się mocno by nie dało się wyczuć nuty rezygnacji w głosie.
 
harry_p jest offline  
Stary 14-11-2013, 16:48   #45
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Glanus, wraz z Jaromirem weszli do magazynu, zajęli swoje miejsca i wysłuchali propozycji Schillera. Krasnolud usłyszawszy, że szykuje się na nich obława zwierzoludzi i najprawdopodobniej przyjdzie do wywijania toporem uśmiechnął się od ucha do ucha.

- No i w końcu gadacie w moim języku kapitanku! Dejta no mi tutaj tego wina. Chcecie pomocy przy przeprawie? Dajcie żarło i napitek i macie mój topór, dajcie to samo i informacje Niedźwiedziowe a jego łuk teżli będziecie mieć. - Rzucił śmiało krasnolud do kapitana Schillera, nie zwracał uwagi na jego pozycję czy cokolwiek innego gdyż niejednego takiego widział i niejednego przeżył, tak więc płaszczyć się nie miał zamiaru.

- Prawdo to! - Jaromir walnął łapą w stół na potwierdzenie słów brodatego kamrata, co wzbiło w powietrze kłąb kurzu i trocin z nioheblowanego blatu - Zrobim co się da, tylko rzeknijcie w swoim czasie co więcej o moim frasunku. Oręż na swym miejscu, tylko zapasy trza ugotować nowe i już my wyrychtowani do drogi. Złotem też nie pogardzimy jeśli i tako chcecie wdzięczność okazać. -

Może i Niedźwiedź nie należał do typów uganiających się za sławą, czy bohaterskimi czynami, ale dość już naoglądał się okropności wojny, dlatego nie chciał dokładać ręki do biedy, która stać się mogła udziałem całej Untergardzkiej społeczności. Jego misja, choć wielkiej dlań wagi, mogła się nieco opóźnić jeśli miał się tym samym przyczynić do słusznej sprawy. Z drugiej strony skoro kierunek jego poszukiwań i tak wiódł na północ to w zasadzie nic nie tracił.

Ciemna izba do najwygodniejszy nie należała, ale dało się tutaj choćby i na chwilę usiąść. Obolałe nogi i łupanie w krzyżu dawały o sobie znać po wielu godzinach wędrówki, walce na moście i wystawaniu w tłumie gapiów, dlatego kislevita z ulgą przyjął możliwość spoczynku. Rozsiadł się na zydlu, wyciągnął nogi i podparł na stole jak basza. Zamierzał odpocząć nieco, by nabrać sił do dalszej drogi. Uraczył się zawartością kielicha i kęsem razowego chleba. Kiedy przeżuwał kawał pieczywa pojął jaki był głodny, więc z widoczną przyjemnością sięgnął po kolejny i wepchnął sobie do ust.

- Mistier Schiller, poruczcie swoich ludzi jak się zachować będzie trza w razie wrogiej napaści. - rzucił kozak między jedną, a drugą pochłanianą porcją - Ostatnie czego nam potrzeba to paniki kiedy zwierzoludy ruszą na kolumnę pieszych. My pójdom w odwodach i uderzymy jak trzeba będzie, ale o bezpieczeństwo wszeliknych nie zdołamy przecie zadbać. -

Pobyt w mieścinie okazał się być aż nader krótki, jednak przed definitywnym jego zakończeniem Jaromir zamierzał udać się w odosobnione miejsce, by podziękować bogom za zwycięską walkę i poprosić o pomyślność w trakcie nadchodzącej podróży. Nie zaszkodzi złapać także trochę snu, bo nie wiadomo kiedy znowu będzie można położyć się bez obawy, czy zobaczy się kolejny poranek.
 
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 17-11-2013, 15:18   #46
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Walka z mutantami nie potrwała długo, przynajmniej dla Mertensa. Między pokrzykiwaniami, a rejterującymi wieśniakami czarodziej zdołał spleść Wiatry Magii i posłany przezeń magiczny pocisk uderzył w jednego z chudych łuczników, wyrywając kawałek skóry z polika. Później mało co pamiętał - kompanów ruszających na spotkanie napastnikom, zadufanego w sobie von Hagena w brawurowej szarży oraz ból. Ból przede wszystkim. Wbijający się w czaszkę tysiącami metaforycznych igieł, dojmujący i przejmujący ból.

Kiedy Cesco w końcu podniósł się z zasyfionego placu, otrzepując ciemny płaszcz i rozglądając się wokół, było już po wszystkim. Mutanci padli, obrońcy zatryumfowali. Zwycięstwo powinno się świętować, ale na to nie było czasu. Jeśli wierzyć hansowym nowinom, przyszłość Untergardu nie wyglądała za ciekawie. Szybka ewakuacja była bardzo wskazana.

Babunia była... Inna. Nie mógł dokładnie powiedzieć dlaczego, po prostu tak czuł w kościach. Wiedziony wrodzoną ciekawością, wysilił się i spojrzał na świat inaczej. I to był błąd. Magia, jak to magia - zabawa z ogniem. Umysł Cesco nie wrócił jeszcze do pełnej sprawności i rozkojarzony chłopak sięgnął za daleko. Świat przez chwilę rozmył się, by zaraz na powrót przybrać ostrość. Przed jego oczami przemknęły obrazy niesione Wiatrami; tak szybko że nawet ich nie zapamiętał, ale wiedział że nie powinien był ich ujrzeć. Czuł, jak wypalają się gdzieś w jego podświadomości i znikają. Wiedział, że to raczej nie pomoże, ale i tak odruchowo chciał zamknąć oczy. I już, już powieki się zatrzaskiwały, gdy na granicy wzroku dostrzegł i poczuł... Coś.


Ghyran. Jadeitowy potok przyciągnął go do siebie, tak jak ogień przyciąga ćmę. Zahipnotyzowany Cesco stanął na krańcu strumienia, przyglądając się uważniej miejscu, które tak go zainteresowało. Odstawało od reszty, zmieniając barwy szybciej niż Mertens mógł nadążyć. Chłopak wpatrywał się w ten kalejdoskop przez dłuższą chwilę, po czym pochylił się i wyciągnął dłoń.




Czar prysł.

Cesco zamrugał oczami, rozglądając się wokół. Stał po kostki w rzece, z mokrą dłonią w której coś trzymał. Przedmiotem, jak się okazało, była metalowa kulka, którą zaraz eksperymentalnie potrząsnął.

Dzyń, dzyń, dzyń.




Dzwonek. Z pozoru zwykły, ale po szybkich oględzinach Mertens dowiedział się, że ze zwykłym dzwonkiem miał on niewiele wspólnego. Widział już kiedyś takie przedmioty, pozwalające czarodziejom na skuteczniejsze ujarzmienie Wiatrów Magii. Nie mógł tylko sobie przypomnieć, jak się nazywały... Talizmany? Wzmacniacze?

Amplifikatory, podpowiedział głos Vittorii.

Cesco westchnął na wspomnienie swej mentorki, ale zaraz też odpędził te myśli, potrząsając głową. Przyjdzie czas na żałobę, teraz musiał skoncentrować się na dotarciu do Middenheim. Truchtem ruszył za kompanami i kapitanem Schillerem, w duchu dziękując Verenie za to, że mało kto zauważył jego dziwne zachowanie.

* * *


W magazynie przybrał swoją zwyczajową postawę - trzymał się na uboczu, gdzieś na granicy światła i cieni. Milczał, uważnie słuchając innych rozmówców i obserwując ich tym swoim chłodnym, jasno-niebieskim spojrzeniem. Odezwał się jako jeden z ostatnich.

- I mi do Middenheimu jest po drodze. W grupie bezpieczniej. - Cesco wzruszył nieznacznie ramionami, jakby było mu wszystko jedno. - Niech Shallya zmiłuje się nad nami i zapewni bezpieczną podróż.


_______________________________
Rzuty:
Wykrywanie magii: 96/44 FAIL
+1 PO

Źródła obrazków:
Dzwonek
Dłoń
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 18-11-2013, 21:13   #47
 
Reinhard's Avatar
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
W tych okolicznościach pochówek sir Danevelda nie wchodził w grę. Banda zwierzoludzi nie uszanuje grobu i sprofanuje szczątki. Może po drodze zdarzy się jakaś kapliczka, gdzie ciało dzielnego rycerza będzie mogło spocząć w pokoju...Rozmyślając w ten sposób, Reinhard udał się za Schillerem.

Reinhard przerwał podążanie za Schillerem, usłyszawszy jego ostatnie zdanie.
-Niechaj łaska Sigmara nas prowadzi - pozdrowił kapłana, kłaniając się - ojcze, mój pan potrzebuje ostatniej posługi. Zmarł od ran po bohaterskiej walce z siłami Chaosu, wiozłem go tutaj z nadzieją na godziwy pogrzeb. Czy możesz mi z tym pomóc?
Ojciec Deitrich spojrzał na giermka i widząc ,że ma o czynienia ze szlachetnie urodzonym skłonił się lekko na powitanie i odpowiedział.
- Tak jest rola kapłana Szlachetny Panie, ale jeżeli oczekujecie ode mnie wielkich uroczystości i pochówku w krypcie to niestety będę musiał was zawieść w tak krótkim czasię mogę pozwolić sobie tylko na spalenie zwłok i krótkie rytuały. -
- Pan twój oczywiście został by spalony na osobnym stosie, ale wiele więcej nie uczynie -
- Zabierzcie jego miecz i herb i oddajcie rodzinie ciało niestety nie będzie mogło trafić do rodzinnych krypt - w głosie Kapłana było słychać smutek, zapewnę pragnoł by on lepszego pochówku dla swoich wiernych ale w sytuacji gdy dla ich dobra miał by narazić żyjących nie mógł sobie na to pozwolić. Teraz jednak miał na głowie ważniejsze sprawy podążając dalej za Kapitanem by wejść za min do magazynu.
-Będzie jak rzeczecie, mości kapłanie - odparł Reinhard. Pojechał, przygotować doczesne szczątki sir Danevelda do spalenia. Zdjął z niego pancerz i nałożył na siebie. Nakazał Hanselowi naznosić drewno w miejsce przez kapłana Sigmara wskazane, sam również w tym pomógł. Na stosie ułożył także zdobyczną broń. Jeżeli trzeba, zakupił oliwę, by oblać stos. Po czym zaczekał na kapłana, by dopełnił obrządku. Ogień był żywiołem Sigmara, był niszczycielem Chaosu. Taki pochówek godzien był rycerza.
 

Ostatnio edytowane przez Reinhard : 18-11-2013 o 22:20.
Reinhard jest offline  
Stary 20-11-2013, 07:44   #48
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Miasteczko Utengard zmieniło się w mrowisko, ludzie byli wszędzie niecała setka mieszkańców Utengardu biegała teraz po placu i uliczkach targając za sobą swój dobytek w oczach mijającej ich ciżby widzieli strach i dezorientacje. Było to też widać w dobytku który nosili. Mijali ich chłopi którzy wydawali się ,że są już gotowi do drogi a nie mieli za sobą żadnych narzędzi a za to na barkach nieśli topornie wykonany posażek Shally bogini miłosierdzia, kto inny dzierżył za to całe naręcze łopat a nie miał nawet koca by okryć się na noc. Kapitan Schiller, Babunia i Ojciec Dietrich robili co mogli by pomagać. Krzyki Kapitana i Kapłana niosły się daleko po placu natomiast Babunia podchodziła do co poniektórych co bardziej przerażonych i kilkoma słowami otuchy starała się uspokoić mieszkańców.


***

Po około trzech godzinach zbieranie dobytku zaczęło zbliżać się ku końcowi. Bohaterowie zebrali się razem z "oddziałem" zbrojnych pod dowództwem Schillera gdzie przesiadywali zapraszani przez czwórkę innych strażników do gry w deseczki. Zachrypiały Kapitan wyłonił się następnie z tłumu i chrząknąwszy by zwrócić na siebie uwagę obecnych zaczął rozdawać rozkazy zebranym.
- Macie robotę chopy - Powiedział patrząc na największe zgrupowanie strażników.
- Wiecie ,że jak chcemy iść na Middenheim to trzeba będzie wpierw przejść przez zniszczoną część miasta. -
Słysząc te słowa zbrojni zebrali się lekko w sobie, dłonie zacisnęły się na podniszczonych włóczniach a wyraz zacięcia na twarzy maskował strach który rósł w ich oczach.
- Mogli byśmy co prawda po prostu przepchnąć kolumnę główną drogą ale wtedy poczwary mogą nas zajść od boków. -
- Podzielę was tera na grupki po pięciu, i każda sprawdzi jakiś kawałek tego co zostało z północnej strony miasteczka. -
- Eryk, Cherep, Kawka i ty Paweł wybierzcie sobie po czwórce innych chłopa do grupek-

Następnie Schiller skierował się w stronę naszych wędrowców i powiedział już znacznie ciszej.
- Jeśli łaska Pany, to prosił bym was byście się też jako podzielili i po kilku do naszej dwudziestki się przyłączyli. -
 
czajos jest offline  
Stary 20-11-2013, 11:47   #49
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Krótka narada dobiegła końca. Niedźwiedziowi przemknęło przez głowę, że po wojnie wszystko nagle stało się krótsze i żywsze. Zupełnie jakby pamięć o wciąż czyhających zagrożeniach ucinała ciągnące się dyskusje, pomagała maruderom szybciej podejmować decyzje i popychała ich do działania. To czy dzięki temu ich czyny przynosiły lepsze efekty już nie zajmowało myśli mężczyzny. Cieszył się, że w tych prostych ludziach tlił się jeszcze duch, nawet jeśli ułomny i słaby.

Jaromir wstał, popatrzył czy nikt nie interesuje się ułomkami chleba pozostawionymi w nieładzie na stole i wziął ze sobą co większe kawałki. Zawinął je w chustę i wrzucił do plecaka. Cynowym kuflem, w którym podano im napitki chyba też nikt się obecnie nie interesował, a szkoda było żeby leżał tu sobie bezpańsko kiedy wioska już opustoszeje. Na szlaku takie wygody jak własne naczynie bywają nieocenione.

Kozak wyszedł na zewnątrz i skierował swe kroki na ubocze. Przyuważył, że na obrzeżach wioski, tuż za spaloną palisadą rósł nieduży sad. Miejsce, w którym ziemia rodziła swoje plony wydawało się odpowiednie, poza tym kozak po cichu liczył, że na gałęziach być może ostało się kilka owoców. Idąc zabrał z jednego ze stosów pogrzebowych płonącą żagiew i nie oglądając się na pytające spojrzenia powędrował za bramę. Nawet jeśli gdzieś tam kręciło się więcej mutantów - nie dbał o to. Był władny pokonać nawet kilku z nich, podejrzewał jednak, że minie trochę czasu nim ponownie pokażą swoje pokraczne łby.

* * *

Kiedy trafił między drobne, owocowe drzewa, wbił płonący kij w ziemię, nazbierał nieco chrustu i przygotował nieduże ognisko - w sam raz by paliło się przez jakiś czas, a potem samo zgasło. Kozak odłożył swój berdysz i przyklęknął na wilgotnym mchu. Wydobył wiszące na szyi wisiorki i zawinął je wokół ręki, tak by ich zawieszki znalazły się w dłoni. Jaromir nigdy nie przypuszczał, że częste obcowanie z niebezpieczeństwami rozwinie w nim potrzebę utrzymywania kontaktu z bogami. Jako młody chłopak lekce sobie ważył rytuały, a teraz proszę - sam z czcią nosił na karku liczne paciorki i z nadzieją ściskał je w dłoni. Nie żeby robił to szczególnie często, ale czasem zwyczajnie wypadało to robić.

Mężczyzna wyjął cienki pasek płótna i przyłożył go do zranionej głowy pozwalając materiałowi napić się nieco krwi. Rozejrzał się, czy przypadkiem nie zakrada się doń jakiś podły wróg, a upewniwszy się, że nikt na niego nie czyha znów spojrzał w ogień i przemówił po kislevsku:

- Ojce zdrastwujtie. Spasiba za pobiednu w walce i waszą pomoc. Choć jam niegodny usłuchaliście zaprosy by od Zigilduma odsunąć co złego. Tedy składam wam tę krew swą na podziękowanie. - kozak ułożył na płonących drewienkach zakrwawioną szmatkę i patrzył jak skręca się i czernieje.

- Dhazie, ty co ogień wykradłeś słońcu, oświetlaj nam drogę. - jeden paciorek przesunął się w dłoni

- Torze, zwany Turem, zatwierdajat nasze serca przed strachem. - następny paciorek przesunął się w dłoni

- Ursunie, wielki ojcze, dzierżat nas w swej opiece, daj nam siłę i mądrość. - kolejny paciorek przesunął się w dłoni

- Ulryku, gniewny bogu, niech wieczna zima spowije nieprzyjaciół naszych, a ręka pewnie wymierza sprawiedliwość. - ostatni paciorek opuścił dłoń

Jaromir skłonił głowę przed ogniem, schował naszyjniki i pozbierał swoje rzeczy. Płomień jeszcze chwilę błyskał nieśmiało po czym sam z siebie zgasł zostawiając jedynie smużkę dymu. Ofiara była spełniona, teraz należało wrócić do bieżących spraw.

* * *

Pobliskie drzewa wyglądały na niemal doszczętnie ogołocone ze wszystkiego zdatnego do jedzenia. ledwo kilka suchych i bardzo małych jabłek wisiało smętnie na gałęziach. Lepsze to niż nic. Kozak wspiął się na drzewo i pozbierał z wyższych, bardziej niedostępnych partii to co jeszcze nadawało się do zjedzenia. Dołączył swoje znaleziska do chlebowego zawiniątka i udał się z powrotem do wioski.

Na placu zdążył zrobić się gwar i zawierucha, to jednak nie przeszkodziło Niedźwiedziowi klapnąć na opustoszałej ławeczce przed domem i uciąć sobie drzemkę. Gdzieś obok kręcili się jego towarzysze, liczył więc że obudzą go kiedy coś zacznie się dziać.

Po dłuższym czasie, choć wydawało się, że minęła ledwo chwila ktoś szturchał go zawzięcie rozpędzając krótki sen. Brodata gęba Zigilduma nie była najlepszym co można było zobaczyć po przebudzeniu, do tego zwiastowała że coś miało się niedługo wydarzyć. Jeśli coś motywowało krasnoluda do działania musiało być to choć trochę niebezpieczne, albo wysokoprocentowe. Skoro jednak na to drugie nie było co liczyć, gotowość Glanusa wcale nie wróżyła dobrze.

Okazało się, że mieli podzielić się na grupki i przeszukać północną część miasta za mostem nim ruszą tamtędy mieszkańcy. Rad nierad Jaromir spojrzał porozumiewawczo w stronę krasnoludzkiego towarzysza i wypowiedział tradycyjne:

- Idiem, mistier Zigildum.
 

Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 21-11-2013 o 02:50.
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 20-11-2013, 14:21   #50
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Olaf nie odzywał się już do zakończenia narady. Po jej zakończeniu ruszył przejść się po mieścinie. Przyglądał się krzątaninie ludzi pieczołowicie zbierający to co pozostało z ich życia po przejściu armii. Jego oczom nie umknęło to co robili jego towarzysze podróży. Reinhard z kapłanem był zajęty pogrzebem rycerza. "Całe szczęście" - pomyślał Olaf - "Nie będzie już tachał z sobą jego śmierdzącego ciała." Nie lubił szlachty. Wynosili się ponad innych a byli z tej samej gliny ulepieni co i pospolici ludzie.
Na nieco dłużej zawiesił oko na "Niedźwiedziu". Zajmował się jakimiś dziwnymi rytuałami. Ech ci Kislevici i ich dziwna religia. Poszedł dalej kontynuując obchód. W końcu zmęczony przysiadł na ławie w podcieniu jednej z chat. Dalej obserwował ludzi nie mogąc się doczekać wymarszu. W końcu coś się ruszyło. Pojawił się kapitan Schiller a ludzie obstąpili go słuchając, co ma do powiedzenia. Olaf uznał, że i na niego pora żeby się ruszyć. Wstał i podszedł do grupki. Tak jak myślał stary wojak wymyślił jakieś patrole. Nie za bardzo mu się chciało brać w tym udział. Uważał to za zbytnią ostrożność i coś co i tak opóźni wymarsz. Wątpił, żeby mutanci siedzieli w budynkach, po tym jak zostali rozgromieni w ataku, ale cóż było robić. Kapitan wydał rozkaz i trzeba było go wykonać.

- Skoro trzeba to pójdę na ten patrol. Przyłączę się do grupy Kawki. Lubię ptaki.

Złodziej grobów uśmiechnął się szeroko.
 
Ulli jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172