Spotkanie na szlaku zawsze niesie ze sobą potencjalnie niespodzianki. Nigdy nie wiadomo, czy ten, na kogo trafisz, nie ma czasem jakichś nieprzyjemnych zamiarów w stosunku do ciebie.
Nigdy też nie wiadomo, po czyjej stronie jest racja, gdy wpakujesz się w środek jakiegoś starcia. I najlepiej takie zamieszanie minąć szerokim łukiem... chyba że nie ma takiej możliwości. Skakać w przepaść dla zachowania bezstronności? Poprosić, by łaskawie zechcieli przerwać walkę, aż przejdziesz? A może cierpliwie poczekać i ruszyć dalej, gdy wszystko się skończy?
W tym jednak wypadku nagły zwrot akcji przemówił przeciwko zachowaniu spokoju i bezczynności. Skoro tamci zaczęli strzelać, a przy okazji oberwał Eryk. Ślepa baba chyba nie była i wiedziała, gdzie strzela.
I tak oto niespodziewanie nieznajomi stali się wrogami.
Argaen nie miał zamiaru stać z boku, podczas gdy jego kompani walczyli. Atak jest atakiem i w takiej sytuacji pozostaje do zrobienia jedna rzecz - zabić przeciwnika, zanim on zdąży zrobić to samo z tobą. Oczywiście mogła to być pomyłka, ale na wyjaśnienia było już zbyt późno. Dlatego też Argaen nie zamierzał wdawać się w dyskusję, czy też rozgrzewać się słowną potyczką.
- Vocant fulmen - powiedział, wskazując na przeciwników.
Najgroźniejszymi wrogami zdawali się być magowie. Jeden, załatwiony czarami i magicznym mieczem, leżał na ziemi niezdolny do walki, ale pozostał jeszcze drugi. Wezwane przez Argaena błyskawice uderzyły właśnie w niego.
- A niech to... - mruknął Argaen, widząc skutki tego ataku.
Zdecydowanie przesadził. Mógł poczęstować maga nieco mniejszą ilością energii, a resztę przeznaczyć na któregoś z pozostałych wrogów. Na przykład na kuszniczkę. No ale nie zrobił tego i z maga pozostały zwęglone zwłoki. Może następnym razem będzie mądrzejszy.
Kompanom też szło nieźle i trup ścielił się gęsto. Po paru sekundach z przeciwników ostali się tylko ogr, chociaż ten odgryzał się zajadle, i kuszniczka, która szczęścia miała znacznie mniej, niż jej przerośnięty, machający wielką pałką towarzysz.
Dwaj przeciwnicy, to już tyle co nic, zatem Argaen postanowił oszczędzić nieco czarów na czarną godziną, i miast za kolejną porcję magicznych składników sięgnął po kuszę. Wycelował... Nie da się ukryć, że tym razem mniej miał szczęścia, niż przy traktowaniu błyskawicami maga. Bełt pomknął... i rozminął się z celem.
Argaen skrzywił się i zaczął ponownie ładować kuszę. W końcu mogło się okazać, że kompanom nie uda się zabić wszystkich.
A może lepiej by było, gdyby ktoś się ostał żywy?
- Weźcie ją żywcem! Ktoś do zeznań się przyda - zaproponował.
Piękny plan wzięcia języka spalił na panewce, bowiem potraktowana Tassowym czarem kuszniczka, miast grzecznie znieruchomieć, zwaliła się ze ścieżki i skręciła sobie kark. No, dość trudno było sądzić, że zrobiła to na złość Argaenowi...
Z drugiej strony - lepiej było, że zginęła, niż żeby pobiegła zaalarmować swego mocodawcę, który dzięki temu żył dłużej w błogiej nieświadomości.
- Zostawcie mi kilka bełtów - powiedział Argaen, odkładając na później kwestię ewentualnego podziału pozyskanych dóbr i zajął się potrzebującymi. A dokładniej Srebrnym Wilkiem, który oberwał podczas starcia.
- Mederi vulneribus modica - powiedział. Z dłoni Argaena spłynęły błękitne płomienie, a rany Srebrnego Wilka zaczęły się zasklepiać.
____________________ Leczenie lekkich ran: 2k8+8=17 |