Godzina 13:41 czasu lokalnego
Poniedziałek, 14 grudzień 2048
Wschodni Bronx, Nowy Jork
- Jak zwykle olśniewająco - mruknął Wayland, rzucając jej dłuższe spojrzenie i z ogromnym trudem powstrzymując się przed westchnięciem. - Ale lepiej zarzuć też jakiś płaszcz czy kurtkę. Mróz chwyta coraz bardziej.
Byli teraz jak dwa światy. On, spokojny, cichy i prawie jak kawałek drewna w tym swoim płaszczu. I ona, wulkan energii. Ostatnie wydarzenia wydawały się zdecydowanie Michaela przytłaczać, więc teraz to ona musiała go pokierować. Po coś do niej dzwonił, nie? Haker rzadko był przystosowany w pełni do otaczającego go świata, niezależnie od tego jak potrafił być wygadany i przystojny.
Wyszli na ruchliwe ulice wschodniego Bronxu. Wysokie, ceglano-betonowe budynki, często bardzo dziwaczne, brunatno stwory, wznosiły się wysoko ponad nich, poprzedzielane siatką dróg. Znajdowali się mniej więcej w środku terytorium kontrolowanego przez Rustlersów, więc było tu stosunkowo bezpiecznie. Swój swojego nie atakuje, zasady były jasne. A trzy miesiące nic nie zmieniały, Felipę w najbliższej okolicy znał prawie każdy, choć niestety zima, która przyszła trochę za wcześnie, sprawiała, że nie mogła być odpowiednio "widoczna" już z odległości całej przecznicy. Sypiący śnieg i zimny wiatr, na szczęście osłabiony przez miejską dżunglę, zmuszały do szczelniejszego owinięcia się czymś ciepłym.
Sklepy, puby i kluby pozostały bez zmian, choć o tej porze tylko te pierwsze działały z pełną parą. Pewnie dało się wyłapać pojedynczych ludzi i w innych bywalniach, trzeba było jednak liczyć na łut szczęścia. No i nie zapomniano jej tutaj. Nie uszli nawet dwudziestu metrów, gdy od grupy młodzieży oderwał się jeden czarny
chłopak. Ten słynący z tego, że ciągle go było pełno. CJ Bro, jak lubił by go zwano, mimo swojego wieku wcale też nie ukrywał, że podrywa latynoskę.
- Felipa! Yo! - wyszczerzył się radośnie. - A już myślałem, że mnie porzuciłaś na dobre i zostawiłaś tylko tego swojego sztywniaka! - kiwnął na Waylanda, nie interesując się nim zbytnio, za to bezczelnie przytulając się do kobiety.