Doganiając oddalającą się grupę z kapitanem Schillerem na czele Rubus zauważył jak kislewita dość żywiołowo rozprawia z pomarszczoną starowinką. Korzystając z okazji że został w tyle uważnie przyjrzał się kobiecie. Widząc że Niedzwiedź rozmówił się ze starowinką postanowił skorzystać z okazji podpytać o miejscowego uzdrowiciela lub chociaż kila składników na maść na ramię Olafa.
- Dobrodziejko - zwrócił się uprzejmie nie bardzo wiedząc kim babcia jest dla tych ludzi -
W czasie walki jeden z naszych ucierpiał i potrzebował bym kilku ziół na maść dla niego wiecie gdzie urzęduje tu ktoś kto miał by trochę na sprzedaż? - Spodziewał się tego że pewnie gada z taką właśnie osobą w końcu swój swego pozna a babuleńka nie wyglądała na kapłankę nie mniej ostrożności nigdy za wiele.
Rubus wykrycie magi xx/44sukces
Poczułeś malutkie zawirowanie w eterze zaledwie lekki powiew wiatrów, ale to i tak więcej niż od zwykłego człowieka. Charakterystyczne jest to dla ludzi który maja nie obudzony i nie używany talent magiczny.
Babunia uśmiechnęła się lekko słysząc przywitanie Rebusa i odpowiedziała mu miłym spokojnym głosem.
-Nie znajdziesz tu nikogo takiego, ale nie będzie to problem mogę oddać ci coś z moich własnych zapasów.-
-
Gdy kapitan porozmawia już z wami mógł byś pójść ze mną do mojej chatki i sam się obsłużyć, większości rzeczy pewno i tak nie dam rady zabrać.
Przyglądając się staruszce Rubus poczuł znajome mrowienie gdzieś z tyłu głowy i lekki czereśniowy zapach który zawsze zwiastował magię. Było to słabsze niż w czasie walki na moście ale i tak nie dające się z niczym pomylić uczucie. Uśmiechnął się promiennie do babci nie tylko z powodu jej hojnej propozycji ale również zadowolony z faktu że znalazł tu “swoich”
- Dziękuję. Na pewno skorzystam i jak chcecie pomogę się spakować. - zaproponował by odwdzięczyć się za przysługę.
Krótka wymiana zdań z idącą powoli babcią znów zostawiła go lekko z tyły także gdy dotarł do magazynu usłyszał jak kapitan opieprza kapłana. Po cichy wślizgną się do pomieszczenia nie przeszkadzając miejscowym w ich kłótniach stanął gdzieś na uboczu. Najpierw na spokojnie umocował łuk i kołczan na torbie podróżnej a potem wyciągnął kawałek drewna i znów zaczął rzeźbić kolejny widelec. “Czyżby sprawa była już postanowiona. Opuszczają miasteczko…” pomyślał.
Gdy kapitan zwrócił się bezpośrednio do zebranych w magazynie Rubus schował kozik i drewienko w wewnętrzną kieszeń płaszcza skupiając się na słowach oficera. “Chcą z nas zrobić cholernych bohaterów” kontynuował nie wesołe rozmyślania nad obecną sytuacją. “Łatwiej będzie przez las małą grupą niż tłuc się z całą wsią na plecach. Z drugiej strony w kupie raźniej. Poczekam jeżeli znajdą się ochotnicy by iść bez taborów to zabiorę się z nimi”
Przyjął uprzejmie poczęstunek przyglądając się uważnie reszcie i czekając na rozwój wypadków. Powoli towarzysze z walki na moście przystawali na propozycję kapitana. „Wychodzi na to że jednak w kupie raźniej…”
- I mnie można liczyć też. – powiedział starając się mocno by nie dało się wyczuć nuty rezygnacji w głosie.