Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2013, 09:03   #57
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Nazywam się Terence Whitecker i jestem, a raczej byłem antykwariuszem - jego głos był powolny i szorstki - Pochodzę z Bostonu i tam też poznałem Malvina. Wspólne zainteresowania zbliżyły nas do siebie i to ja jestem odpowiedzialny za nieszczęście, które go spotkało. Malvin często przychodził do mojego sklepu, czy to w poszukiwaniu jakieś książki, czy też innego przedmiotu z przeszłości. Szybko okazało się, że obaj interesujemy się także okultyzmem. Musicie wiedzieć, że Malvin był w tej dziedzinie wybitnym fachowcem i choć stronił od ludzi to był postacią znaną w środowisku. Interesowało go praktycznie wszystko od czarnej magii, bo spirytystyczne fenomeny, od swawolnych poltergeistów do nekromancji. Zbierał wszelkie dostępne informacje, eksperymentował i głęboko wierzył, że w końcu przebije się przez zasłonę i udowodni ludzkości, że poza światem materialnym istnieje jeszcze coś więcej. I to ja pchnąłem go w stronę którą sprawiła, że przekroczył granicę rozsądku i zatracił się kompletnie.
Mężczyzna odetchnął głęboko. Widać było, że to wyznanie wiele go kosztuje zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Otarł pot z czoła i mówił dalej:
- Wiele lat temu przybył do mnie pewien człowiek i zapytał o pewną księgę. Poszukiwał jej od lat i ostatnie ślady prowadziły go właśnie do Bostonu. Jako, że miałem w tym mieście pewną ustaloną renomę, to mnie postanowił zapytać i ewentualnie zlecić odszukanie księgi. Nosiła ona tytuł „Unaussprechlchen Kulten”. Jej autorem był Friedrich Wilheim, dziewiętnastowieczny okultysta i badacz. Opisywał on w niej wiele tajnych kultów oraz rytuałów, których sam doświadczył, bądź których był świadkiem. Mimo moich starań nie udało się księgi odnaleźć w Bostonie i ów klient opuścił miasto. Sprawa księgi powróciła jednak w momencie, gdy poznałem Malvina. Opowiedziałem mu tę historię i jak nie trudno się domyślić zapragnął on zdobyć ową księgę. Oczywiście poprosił mnie o pomoc. Powiedział, żeby nie martwił się o fundusze, ani o nic co będzie potrzebne. On to wszystko zapewni. Chce tylko, żebym służył mu swoją wiedzą i doświadczeniem.
Wyruszyliśmy razem do Europy. Zaczęliśmy od Dusseldorfu, gdzie księga powstała. Wielkim nakładem sił i środków prześledziliśmy cała historię księgi i wszystkich jej kopii. Większość zaginęła lub została zniszczona. Jednak po trzech latach poszukiwań i zjeżdżeniu prawie całego Starego Kontynentu udało nam się trafić na ślad księgi. Ponoć miał ją w swych zbiorach Lucio Di Antonio Castello, znany włoski bibliofil i domorosły archeolog. Malvinowi po kilku próbach udało mi się z nim umówić, a w końcu za bajońską sumę nabyć rękopis owej bluźnierczej księgi.
Staruszek znowu odetchnął i przez kilka chwil łapał nerwowo oddech.
- Zafascynowani wróciliśmy do Stanów, aby zgłębić księgę i odkryć jej sekrety. To co tam znaleźliśmy na zawsze odmieniło nasze życie. Wilheim opisywał w niej rzeczy wręcz niepojęte. Bluźniercze i fascynujące za razem. Ohyda mieszała się w nich z mistyką, groza z odrywaniem sekretów świata, a bluźnierstwo z dreszcze podniecenia. Przez wiele tygodni zafascynowani czytaliśmy księgę. Pomysł aby spróbować któregoś z rytuałów narodził się samoistnie. O przeklęty niech będzie dzień, gdy zebraliśmy się wraz z grupą ludzi w piwnicy mojego domu. Malvin był mistrzem ceremonii i to on poprowadził rytuał. Zrobiliśmy wszystko zgodnie ze wskazówkami Wilheima. Narysowaliśmy ochronne kręgi, zapaliliśmy wonne kadzidła i świece, a Malvin wypowiedział formułę zaklęcia. Coś jednak poszło nie tak, jak powinno. Zamiast ducha Napoleona, przybyło do nas coś... coś... coś - staruszek na wspomnienie tego, co ujrzał zaczął się trząść, a z oczu popłynęły mu łzy. Zachwiał się i omal nie upadł. W ostatniej chwili zdążył przytrzymać się stołu i uspokoić się.
- Na szczęście nie pamiętam wiele - kontynuował - Mój mózg obronił moją dusze przed tym, co zobaczyłem. Wiem tylko, że obudziłem się w szpitalu. Jak mi powiedziano, że cudem uratowano nas z pożaru. Zarówno ja jak i Malvin czuliśmy się za to odpowiedzialni z tą tylko różnicą, że ja chciałem całkowicie zaprzestać dalszego eksperymentowania z księgą, a on twierdził, że trzeba dalej ją badać, ale bez udziału osób postronnych gdyż właśnie to było przyczyną wypadku jaki miał miejsce.
Ostro się o to pokłóciliśmy. Ja wróciłem do mojego sklepu, a on do swojej samotni Raccoon Creek. Nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka kolejnych tygodni. Mnie ciągle nawiedzały koszmary tego, co ujrzałem tamtego przeklętego dnia w piwnicy. Byłem strzępkiem człowieka. Moje nerwy były jak postronki. Bałem się wychodzić z domu. Napisałem więc do Malvina, gdyż czułem, że grozi mu niebezpieczeństwo. Nie odpisał mi. Pisałem wielokrotnie, ale na żaden list nie otrzymałem odpowiedzi. Miałem zamiar do niego przyjechać, ale mój stan zdrowia pogorszył się. Na powrót znalazłem się w szpitalu. Mijały kolejne miesiące, a ja nie byłem w stanie normalnie żyć. Gdyby nie pomoc rodziny i lekarzy zapewne do tej pory siedziałbym w izolatce, której ściany wyłożone są miękką gąbką.
Mężczyzna westchnął i ponownie otarł pot z czoła. Dłonie mu się trzęsły, a całym jego ciałem co kilka chwil targały potężne dreszcze, jakby miał gorączkę.
- Dwa tygodnie temu dostałem od niego list. Pisał w nim, że udało mu się nawiązać kontakt i już za parę dni wszystko się odmieni. Początkowo zignorowałem list, gdyż nie chciałem wracać wspomnieniami do tego przeklętego dnia w którym przeprowadziliśmy rytuał. W końcu mu jednak odpisałem, żeby porzucił te eksperymenty i nie igrał z czymś co wymyka się naszej możliwości pojmowania. Wręcz go błagałem, aby porzucił swoją samotnię i przyjechał do mnie na urlop. Odpisał mi po kilku dniach, aby to ja do niego przyjechał i zobaczył wszystko na własne oczy. Oczywiście nie odpisałem... - staruszek zrobił długą pauzę i skrył twarz w dłoniach - A powinienem... powinienem tu przyjechać i go powstrzymać. A teraz jest już za późno... Dwa dni temu miałem sen... koszmar... znowu widziałem to coś i już wiedziałem, że z Malvinowi coś się stało. To zapewne podziemni ludzie. To z nimi chciał nawiązać kontakt.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline