Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2013, 22:58   #163
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Zarówno pyłu jak i bluszczu postanowiła zebrać tyle ile da radę. O ile pierwszy składnik można było łatwo zamknąć w słoikach czy bukłakach, o tyle zabranie drugiego wymagało już przygotowań. Przygotowała na bluszcz kilka solidnych impregnowanych worków. Przepakowała własne zapasy suszonego mięsa, twardego chleba i kaszy, o kolejne worki poprosiła Willama.

Ścinała pędy w samotności, zostawiając przed sobą oddział wron, bo zadziwiająco łatwo było dziś zostać samej, za kolumną jeźdźców. Tytus wycofał się, gdy tylko kazała mu spadać, Urreq cały skupiał się na zadawnionych resentymentach.

Nie miała pewności czy roślina zachowa swoje właściwości, ale wykorzystywała szansę, którą dał jej los. Zabrakło jej cierpliwości do prawdziwej ostrożności, choć pracowała w rękawiczkach. W rezultacie przytroczyła do juków trzy worki zielonego bluszczu. Mimo że wcześniejsze wydarzenia wskazywały, że układ nerwowy koni nie reaguje na toksynę, wysmarowała nozdrza Białej żółtym pyłem. Klacz patrzyła na nią z politowaniem.

Zniszczoną podróżną suknię zmieniła, gdy tylko wszyscy odzyskali jasność umysłów. Była wtedy niezwykle spokojna. Bez wahania wyciągnęła z bagaży swój najdroższy strój, karminowa suknia, ze sztywnym wysadzanym perłami gorsetem zajmowała zbyt dużo miejsca. I teraz, w środku dziczy, Alysa Qorgyle paradowała w myryjskim aksamicie, z głębokim dekoltem w kształcie serca, szeleszczącej koronkami z Bravoos. Sprawiało to jej absurdalną satysfakcję. Rządziła nią ta sama pospolita potrzeba destrukcji, która Hwarhenowi i Urregowi kazała brać się za łby. Zresztą potem, na postoju, Alysa przyglądała się Skaagosom z zazdrością.

Postój Septa zarządził wcześnie. Dojechała do grupy ostatnia. Sama rozsiodłała konia, sama sprawdziła kierunek wiatru i sama wybrała na obsypane jesiennymi kolorami drzewo, na które wdrapała się, żeby do solidnej gałęzi przywiązać niebezpieczne pakunki.

Opatrzyła tych, którzy czuli taka potrzebę. Hwrahen, Urerq i Kamyk, każdy oddzielnie i każdy z identyczna miną i w taki sam sposób, oświadczyli że nic im nie jest. Kamykowi nie darowała. Obejrzała zatrutą wcześniej ranę. Tytus natomiast znał ją na tyle, żeby nie oponować. Założyła swemu przybocznemu na opuchnięty nos nasączone ziołami opatrunki. Podobne przygotowała na żebra Iowretha. Przez chwilę z czystej, okrutnej ciekawości chciała poprosić Harlena, żeby pozwolił obejrzeć jej plecy, zrezygnowała, bo podszedł do niej Willam Snow. Na jego słowa w pierwszej chwili wzruszyła ramionami. Była zmęczona i zła, a ten zarządzi jeszcze jakąś naradę. Jakby było, o czym gadać. Dopiero, gdy skończył uświadomiła sobie, że niczego nie ma zamiaru mu wybaczyć.
-Nie byłeś sobą więc „przepraszam” nie przejdzie ci przez gardło? Mógłbyś chociaż się zaczerwienić, albo spuścić wzrok. Nie podoba mi się twój brak wyrzutów sumienia. Trzymaj się ode mnie z daleka. -mówiła cicho, dobitnie i patrząc mu prosto w oczy.

***

Zaś rano najpierw zaklęła. Raptem kilka razy. Dosadnie ale niezbyt wymyślnie. A potem niespodziewanie szybko uspokoiła się. Sprawdziła jedynie, czy Kamyk zabrał i proszek. Miał większe szanse niż ona. Podjął właściwą decyzję.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline