Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2013, 15:58   #130
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ruch był szybki, pewny i oszczędny. Bez zbędnych przyruchów czy złych przyzwyczajeń, które zdradzały cel niejednego zabójcy nim pokroi on swoją ofiarę. Ortega mimo iż na Ziemi szkolony był na snajpera to na Gehennie należał do grona lepszych nożowników. Statek i jego historia zmusiły go do zmian.

Lico Brais w chwili, gdy ciało Otisa osunęło się na ziemię było ciężkie do opisania słowami. Ta piękna twarz zmieniła się na chwilę w obraz dzikości - niczym pysk jakiegoś zaszczutego drapieżnika. Gdy obojętność znowu zaczęła górować nad emocjami Rick uklęknął na jedno kolano chowając nóż z powrotem do pochwy. Jego ręce zgrabnie przeszukały martwego więźnia, wokół którego plama krwi stale się powiększała. Poza medpakiem żołnierz znalazł równowartość jakiś 10 fajek.

Brais powiedziała swoje, a Rick wstał i dał zabrać ciało do mielarni.

- Dobra, kosiarzu. Ja jestem Brais, szefowa Furii w tym sektorze. A ty, to kto? - powiedziała kobieta ogniskując spojrzenie na postaci komandosa.

- Dawno byłem żołnierzem, a teraz… Mów mi Tom. - powiedział Rick odwijając zawiniątko i podając skrywanego w kawałku materiału medpaka kobiecie.

Podał jej go na wyciągniętej ręce, nie zbliżając się bardziej niż to konieczne. Nie kręcił głową, nie marudził, a przekazał przedmiot bez żadnej czci dla fajek, które jest wart. Miał teraz gorszy problem niż niedobór szlugów.

- Otis miał mi pomóc znaleźć pewną osobę, ale ze znanych nam powodów już tego nie zrobi. Sam tego nie ogarnę dlatego mam dla Ciebie pewną propozycję. Mówić dalej? - zapytał żołnierz patrząc na kobietę.

- Mów. - lekko zmrużyła oczy obserwując go uważnie Brais.

- Jak powiedziałem na Ziemi byłem żołnierzem, a dokładniej snajperem w oddziałach przez wielu uważanych za najlepsze na świecie. Może nie jestem najlepszym specem na statku jeżeli chodzi o ochronę, ale jesteś pierwszą ważniejszą osobą do jakiej dopuszczono mnie z bronią, nie pytając kim jestem i co tutaj robię. - Rick wyglądał na wyluzowanego, ale czujność miał wygrawerowaną na DNA na długo przed wejściem na statek. - Moja propozycja jest taka: Pomożesz mi znaleźć osobę, której szukam i dasz mi czas aby załatwić z nią pewną sprawę. Nie powinno to zająć długo. Ja w zamian będę twoim dłużnikiem do chwili aż wpadniesz na to jak mogę się odwdzięczyć. Do tego czasu mogę zająć się twoją ochroną. Wybacz, ale to co zobaczyłem po drodze tutaj to totalna amatorka i brak organizacji. Nie mówię o dopuszczeniu do Ciebie ludzi z bronią, bo i gołymi rękoma zabijam większych od siebie, ale o tym, że Ci ludzie nie mają zielonego pojęcia jak zorganizować sektor abyś była tu bezpieczna i mogła kręcić swoje interesy. Na moje oko 10-15 wyszkolonych osób, uzbrojonych odpowiednio wbija i przechodzi od samego łącznika aż pod twoje drzwi. Ja mogę sprawić, że to się zmieni i nawet porządnie wyposażony oddział nie będzie stanowił żadnego zagrożenia. Co o tym myślisz? - zapytał lekko przekręcając głowę Ortega.

- A co za to byś chciał? - wydawała się być zainteresowana.

- Tak jak mówiłem pomożesz mi znaleźć osobę, której szukam, dasz czas na załatwienie z nią moich spraw, a później… Zostając u Ciebie i zajmując się twoją ochroną pewnie sam będę potrzebował azylu, bo gdzie się taka bidula jak ja podzieje. Można to nazwać stałą współpracą. Do życia nie potrzebuje wiele. Nie palę, nie ćpam, a amunicje mogę zawsze załatwić na własną rękę. Wiem, że ciężko dać się ochraniać gościowi, którego dopiero poznałaś i rozumiem to dlatego proponuję współpracę pod okiem twoich ludzi. Na pewno początkowo. Poza samym rozstawieniem goryli w sektorze nauczę ich jak się zachowywać przy VIPie, rozplanuję procedury, przyswoję im formacje i takie tam. Nie jestem specem od ochrony, ale wielu fachowców znam. Niejeden brał u mnie nauki strzelania a w zamian uchylał rąbka tajemnicy. To jak? - zapytał Ortega. - Potrzebujesz czasu aby się zastanowić?

Wahała się chwilę, oceniała go wzrokiem.

- Zaryzykuję. - odpowiedziała przeciągając słowa. - Kogo szukasz?

- Szukam Irminy Ratztan. - powiedział spokojnie, bez wahania cedząc słowa żołnierz. - Wiem, że była w okolicy miejsca, z którego zgarnęli nas twoi ludzie. Otis tak mówił. Wiesz dokładnie gdzie mogę jej szukać czy możesz się dowiedzieć? Mogę zawsze cofnąć się do tamtego punktu i pójść niezbadaną drogą. Może tak znajdę tą dziewoje. Jak myślisz? - zapytał Ortega z przyjemnością patrząc na ładną buźkę Brais.

- Ratztan ma ucznia, jest jego mentorką. Zaprowadzić Cię do niego? - zapytała kobieta.

- Jak mają ze sobą stały kontakt to myślę, że warto. Muszę jak najszybciej ją znaleźć. - powiedział Ortega uśmiechając się parszywie. - Cieszę się na naszą współpracę. - dodał wojownik. - Kiedy ruszamy na poszukiwania? Jak znajdzie się chwila bym zjadł co nieco…

- Masz swoje żarcie? Czy idziesz do mordowni?

- Mam żarcie w plecaku. Jeszcze kilka posiłków tam się znajdzie. - odpowiedział Ortega. - Nie mamy czasu na mordownię… To jak? Zjem, a ty za ten czas zorganizuj wypad do tego ucznia Irminy. Za ile wyruszamy? W kwadrans się wyrobisz? - zapytał nożownik Brais.

- Wyrobię. - strzelec zdążył zauważyć, że lubiła raczej oszczędną mowę.
 
Lechu jest offline