Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2013, 10:19   #34
Ryzykant
 
Ryzykant's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryzykant ma wyłączoną reputację
Rodzinne spotkania rodzinnymi spotkaniami, ale to nie było ani miejsce, ani czas na opowiastki i wspominki. Nawet sami zainteresowani, Marcel i Elva, mieli tego świadomość i odłożyli sympatyczne i podnoszące na duchu rozmowy na później. Ich towarzysze, obrzucający się podejrzliwymi spojrzeniami, zdecydowanie do tego zachęcali i byli za.

- Więc sprowadzają was tutaj interesy, hm? – Mag odezwał się do edvinowych najemników, oglądając każdego po kolei, tylko by na powrót skupić się na Elvie. - Podejrzewam, że mamy wspólny cel.

Nikt jakoś nie kwapił się do potwierdzania czegoś, czego potwierdzać nie trzeba było. Tak jak Marcel i spólka, tak i oni sami pasowali do bandy soennyrskich patriotów jak pięść do nosa. Byli przedsiębiorczymi ludźmi interesu, którzy pracowali dla zysku. Pracę dla chwały i idei zostawiali głupcom.

- Nie trzeba być geniuszem, żeby się tego domyślać. – Mruknął w końcu Madyass, nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy. - Przeczuwam, że zaraz złożysz nam ofertę.

- A i owszem. – Odparł blondyn. - Połączmy siły. W grupie zawsze raźniej i bezpieczniej. No i wstyd mi przyznać, ale brakuje nam utalentowanych tropicieli.

To ostatnie zdanie wypowiedział ze znaczącym uśmiechem w stronę Narsainów.

Najemnik westchnął ciężko, gdy Madyass powiedział to, co pewnie większość z nich miała na myśli. Niezbyt lubił sytuację, w których zazwyczaj była tylko jedna, naprawdę właściwa opcja. Zawsze wolał miećwolny wybór. Ogólnie, jakby na przekór swojemu uzależnieniu, wolał być człowiekiem wolnym, któremu nikt nie może nic narzucić. A tutaj znalazł się w dosyć… Niekomfortowej sytuacji, delikatnie mówiąc.
Niezbyt ufał magom. Nie to, że ich nie szanował, co to to nie. Szanował i to nawet bardzo. Rozumiał, że dojście do perfekcji w sztuce magicznej to naprawdę ciężka praca, może nawet trudniejsza niż opanowanie do perfekcji Ellyriańskiego stylu szermierczego. Przemęczone mięśnie prędzej czy później zregenerują siły, tak samo jak i rany zadane przez nauczyciela podczas treningu. Za to rany na umyśle goiły się o wiele wolniej… A niektóre wcale. Słyszał bowiem naprawdę wiele o magach, których pożarła własna, wydawałoby się, nieskończona ambicja. No i o tych, z braku lepszego słowa, szalonych. Vindieri nigdy się tym nie interesował, ale zdawało mu się, że magia deprawowała. No i przyciągała kłopoty. Dlatego zazwyczaj trzymał się od tych spraw z daleka.
Ale tym razem chyba nie miał zbyt wielkiego wyboru. Miał przecież robotę do wykonania! A raz wziętego zlecenia nie wypada przecież porzucać- nawet, jeśli na drodze do wykonania misji stoi legion magów gotowych zetrzeć go w pył. Inaczej po prostu nie wypada…
-Żeby połączyć siły przydałoby się dowiedzieć się o sobie nawzajem nieco więcej- burknął, na początku nieco nieśmiało,

- Oczywiście. - Odparł blondyn, odwracając się w stronę Vina. - Marcel Lornssenr, Mag Kolegium, działający w imieniu Kręgu Magów. Moi towarzysze to panicz Eryann Lerigios… - Tu wskazał na Ellyriana. - Oraz Alziz Jar’ael, zwany “Niezłomnym”.

Na dźwięk imienia Południowca nastąpiło w grupie przybyszy wyraźne poruszenie. Większość z nich znała historię Alziza, a przynajmniej jedną z jej wersji. Różniły się one szczegółami bądź opisami poszczególnych zdarzeń czy osób, ale wszystkie malowały głównego bohatera tak samo - jeden z najświetniejszych gladiatorów, którzy stąpali po ziemi. Oczywiście jak to w przypadku takich wojowników bywa, był niewolnikiem. Pod jego ostrzem zginęły setki ofiar, gołymi rękoma rozłupywał czaszki i obezwładniał zwierzęta, zaczynając od lwów na niedźwiedziach kończąc. Fakty i mity rozpowiadane po zajazdach nie były jednak zgodne co do zakończenia - niektórzy twierdzili że Alziz zginął, niektórzy że wygrał swą wolność i żyje gdzieś w spokoju. Najemnikom dane było poznać prawdę.

- Jest z nami również czwórka najemników. - Ciągnął Marcel. - Leios, Sebius, Myron oraz Pamvilos.

- No i pozostaje pewna myśl dręcząca mnie od dłuższego czasu… - Ton Vindieriego zelżał. - Ludzie których szukacie… Szukamy… To nie jest zwykła banda bandytów. To banda zdecydowanie niezwykłych bandytów. Którzy mają coś równie niezwykłego, czego szukacie. Albo kogoś? Cholera go wie, to nie na mój rozum. Zdecydowanie, kiedy jestem trzeźwy. - Wpadłszy w słowotok, męczony uciążliwą suchotą w gardle zaczął przechadzać się po sali. - Fakt, może to niegrzeczne, że usłyszeliśmy waszą rozmowę… Ale, na przykład w moim sercu, zasiało to niepokój. Cholerny niepokój. Wolę wiedzieć z kim przyjdzie mi się zmierzyć. No bo, powiedzmy sobie szczerze- ktoś, kto kradnie coś magom, sam musi znać się nieco na magii. Albo być cholernym skrzyżowaniem Narsaina z duchem. - Popatrzył na towarzyszy z lekkim uśmiechem. - Bez obrazy.

- Albo skończonym głupcem. - Mruknął pod nosem Eryann.

- Cóż, bandyci jak bandyci. - Stwierdził Marcel, rozkładając ręce. - Jedyne, co ich wyróżnia to fakt, że walczą o ideę. Chcą niepodległości swej ojczyzny. Cel szczytny, ale szanse powodzenia - mierne. To, co ukradli, to sivaanit. Niezwykle cenny metal, ale ani krztyny magiczny. Wręcz przeciwnie…

Mag nie dokończył urwanego zdania, najwyraźniej uznając że wiedzą wystarczająco wiele.

Coś Vindieremu nadal nie pasowało. Rozejrzał się po towarzyszach.
-Ktoś pójdzie po Tylo? Chyba jest tu w miarę bezpiecznie, więc wypadałoby, żeby też się wypowiedział co do… - Podkreślił te słowo nutką ironii. - Oferty. Jeszcze nam poodstrzeliwuje łby kiedy spróbujemy stąd wyleźć.

Pedrus bez słowa odwrócił się na pięcie i zaraz zniknął im z oczu. Dwaj gwardziści spojrzeli po sobie i dołączyli do cyrulika. Pozostali obecni w sali nadal spoglądali na siebie krzywo, ale na pewno z mniejszą dozą nieufności i uprzedzenia.

- Spieszy nam się. - Oznajmił Marcel. -Chcemy złapać Galmiego przed zachodem słońca.

Ponaglenie do podjęcia decyzji było słyszalne i podziałało na niektórych.

- Ja cię nie zostawię, kuzynie. - Oznajmiła Elva z rozpromienioną buzią.

- A ja nie zostawię Elvy. - Burknął Madyass, ale musiał mieć też jakiś inny powód. Zaciekawione spojrzenia rzucane w kierunku Alziza sugerowały jaki.

-A ja nie zostawię nikogo z was. - Wzruszył ramionami Vin. On również przyglądał się z fascynacją Alzizowi. Sporo mógł się od niego nauczyć. Naprawdę sporo. A w zasadzie każda chwila jest dobra do samodoskonalenia. - Magia… Najemnicy… Niepodległość… Brzmi jak materiał na dobrą karczemną piosnkę. - Zażartował głośno, po czym pod nosem dodał. - Na tyle dobrą, żeby zdrowo się przy niej napruć i przestać myśleć o pieprzonych problemach, w które się wplątałem...

Pomimo tego, że miał sporo wątpliwości, zgodził się na udział w rozgrywce o sivaanit. Robota to robota. Może uda się nawet upiec dwie pieczenie na jednym ogniu- pieniądze za eskortę, a i magowie coś może dorzucą?

- To kiedy ruszamy?

- Jak najprędzej. - Odparł mu Marcel.

Vindieriego bardzo satysfakcjonowała taka odpowiedź.
 
Ryzykant jest offline