Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2013, 14:25   #108
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Adam szerzej otworzył oczy. Mógł spodziewać się wszystkiego - ale nie tego. Sytuacja była tak nierzeczywista, że nie miał pojęcia, jak zareagować. Materac, paznokcie na podbródku, szorstki posmak dżinsów na klatce piersiowej… oraz całe stado pytajników, które niczym stado spłoszonych nietoperzy nacierało na związanego mężczyznę.

- Czy to ty, drogie Ruchadełko…? - wykrztusił, lecz bez namacalnego sarkazmu w głosie. Emocje zostały tak szczelnie przykryte przez przytłaczającą warstwę niedowierzania, że nawet złośliwość nie mogła się w pełni wykształcić.

Plask!

Policzek zapiekł od uderzenia. Z twarzy Jacka zniknął jednak uśmiech.

- Ruchadełko? Tym jest dla ciebie świat? Miejscem, gdzie możesz bezkarnie ruchać? Ruchać co popadnie... po to żebyś mógł zarażać bezbronne dzieci HIV-em? To właśnie mi zrobiłeś. Zniszczyłeś moje życie! I kto jest pojebem, co?
Silna dłoń zacisnęła się na gardle Adama.
- Jak... mam... na... imię?!

Adam był przekonany, że nigdy nie uprawiał seksu z Jackiem, a tym bardziej jakimkolwiek dzieckiem. Zastanowił się - choć trudno myśleć z ręką na gardle - i doszedł do wniosku, że nic nie da szarpnięcie ciałem i zrzucenie mężczyzny z brzucha. Ten psychopata panował nad światem, w którym się znaleźli. Co więcej, dana przez Boga teleportacja po prostu wyparowała - teraz, kiedy była naprawdę potrzebna.

Moliński słuchał Jacka i nie wątpił, że mężczyzna jest szalony. A jednak… wiedział o Chorobie. Jedynie ten element zgadzał się z rzeczywistością - reszta pozostawała bełkotem. Żeby zarazić dziecko HIVem, Adam musiałby uprawiać z nim seks, lub… przekazać własną krew. Nie przypominał sobie ani jednego, ani drugiego.

- M-marcin? - wyjęknął Adam. Niezwykle trudno było mówić, gdy właściwie ktoś fizycznie ci to uniemożliwiał.

Wymówił imię swojego jedynego bratańca - nie był wujkiem dla nikogo innego.

- Brawo! W nagrodę... pozwolę ci parę minut pobiadolić, zanim przerżnę Twoją dupę i oddam to, co ty mi dałeś, zacinając się przy goleniu.

„Nawet nic nie poczuję - wiem, bo widziałem cię całego pod prysznicem”.

Jednak Adam uznał, że woli nie kierować rozmowy w tym kierunku.

- Wielokrotnie zacinam się przy goleniu... Który raz masz na myśli? - zapytał, udając zainteresowanie szaleńczym bełkotem Jacka, który najwyraźniej widział siebie jako kilkuletniego bratańca Adama.

Nagle, nieoczekiwanie, synapsy błysnęły.

- Czekaj… Czy ty…

No kurwa.

- Jacek, znaczy Marcin… ty, kurwa, pojebie! - wrzasnął Adam, gwałtownie szarpiąc więzy, które wciąż wżynały się w skórę. - To jebany paradoks… paradoks czasowy! No kurwa! Zaciąłem się… przedwczoraj? Kiedy to było? Wczoraj? Podczas golenia otrzymałem SMSa, że Lena jest w szpitalu, więc ostrze mi się omsknęło. Byłem wtedy w gościach u Adriana, znaczy twojego ojca… No kurwa mać! Lena wylądowała w szpitalu, bo ty ją załatwiłeś! Czyli sam jesteś, kurwa, winny! Gdybyś nie cofnął się w czasie, Lena byłaby cała, ja bym się nie zaciął, nie miałbyś spierdolonego, jak sam powiedziałeś, życia i nie musiałbyś cofnąć się w czasie - swoją drogą chuj wie, jak to zrobiłeś. No ale wciąż nie wiem, jaki związek ma moje zacięcie się z twoim… kurwa nieszczęściem. Rozumiem, że moja krew do najzdrowszych nie należy, ale wciąż… jak z żyletki trafiła do twojej krwi?

Adam odetchnął.

- No kurwa jak?!

Mężczyzna bez słowa pochylił się nad bezbronnym Adamem i przyłożył mu dłonie do skroni. Wizja z nie tak odległej przeszłości nadeszła. Mały Marcin... ciekawskie dziecko... skazane dziecko.

- Lena miała umrzeć. Ocaliłem ją dla Ciebie, ale Ty spieprzyłeś sprawę szukając zemsty. Dlatego trzeba było przywrócić równowagę. Ponownie jednak dałem ci szansę wujaszku. Radosna Lena albo Ewa, która i tak za rok popełniłaby samobójstwo. Ty to spieprzałeś!

- Co? Nie rozumiem, wolniej… - Adam zmarszczył brwi. - Czyli kto oblał Lenę kwasem?

- A co dostanę, wujciu, za tę informację? - mężczyzna przeciągnął się zmysłowo. Znów miał na twarzy ten irytujący uśmieszek.

- To chore… - wycedził Adam, krzywiąc się. - Skoro cofnąłeś się w czasie, to dlaczego mnie nie uratowałeś? - zmienił temat. - Lub siebie samego?

- Niczego nie rozumiesz. Jestem tylko awatarem. Bóg czy ktokolwiek mnie wybrał, zrobił to w określonym celu. Ja mam reprezentować zło, które stworzyłeś. Pytanie brzmi czy jesteś w stanie je naprawić? Czy jesteś w stanie zburzyć coś, by ulepić dzieło lepsze... i trwalsze... a nie znów wszystko spieprzyć albo co masz w zwyczaju - uciec?

- Mówiąc bez ogródek... chcesz, bym zagłosował za Apokalipsą. Wcześniej związany i zgwałcony.

Problem był taki, że Adam już wcześniej skłaniał się ku końcu świata. Ponownie zaczął się wahać, gdy Marcin - samozwańczy awatar zła - także sugerował takie rozwiązanie.

- Powiedz mi jeszcze… Jeśli tu jest awatar wszelkiego zła, które wyrządziłem… To gdzie czai się awatar dobra? - zapytał Moliński. Lekko kpiąco, po części na poważnie. - Bo widzisz… ja wierzę w równowagę.

- Dobrze... a co dostanę za tę wiedzę? - mężczyzna oblizał wargi lubieżnie, nie spuszczając wzroku z Adama.

- Myślę, że jednak transakcji nie będzie - w odpowiedzi pokręcił głową. - Ty nic nie wiesz. Nawet nie myślisz. Jesteś wydmuszką. Niczym zaprogramowany robot. Niestety nie mogę cię zabić, więc muszę czekać, aż zgaśniesz… Skądś musisz czerpać energię. Jeżeli moje złe, kurwa, uczynki są dla ciebie paliwem, to przywiązany do tego łóżka za wiele nie zgrzeszę i być może gdzieś znikniesz w pewnym momencie. Albo i nie. W końcu co ja wiem. Zresztą po co w ogóle ja z tobą rozmawiam… - westchnął. - Nie jesteś niczym więcej, niż koszmarem. W końcu… przecież się wybudzę.

- Skoro tak mówisz...

Marcin wyciągnął poduszkę zza pleców wuja. Na jego wagrach znów wykwitł ten wkurzający uśmieszek.

- Słodkich snów, księżniczko.

Silne ramiona przycisnęły poduszkę do twarzy Adama. Choć cała sceneria wydawała się oniryczna, ból traconego oddechu zdawał się prawdziwy. Moliński czuł jak się dusi. Cierpiał...cierpiał z powodu własnej bezbronności... aż zapadł w otchłań czerni.
 
Ombrose jest offline