Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2013, 12:23   #112
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Jego filozoficzna natura najwyraźniej musiała jeszcze poczekać. Nie dane mu było dowiedzieć się czy po śmierci mają piwo. Łapiduch zrobił coś niespodziewanego. Głupiego. Skutecznego. Pozbawił legionową bestię głowy, która potoczyła się po podłodze wszystko jednocześnie zachlapując. Cortez zadziałał odruchowo, tak samo jak na ćwiczeniach z rekrutami z rzucania granatów, złapał doktorka i rzucił się z nim na ziemię. W ostatniej chwili, bo po niecałej sekundzie dookoła rozpętało się małe piekło, szpikując plecy Puszki nadprogramową ilością metalu. Nie po raz pierwszy, ale jak zawsze miał nadzieję że po raz ostatni, bolało. Zdawało się jednak że nie uszkodziły żadnych ważnych narządów czy kręgosłupa, dalej mógł się ruszać. Odsunął się na bok, dając Marlloryemu odetchnąć i sam podpełznął do Gehenny. Nie miał zamiaru się więcej rozstawać z miotaczem. Wstał z pomocą medyka i ruszył w stronę splugawionego biskupa.

Nie uszedł daleko, mroczne siły odebrały mu ponownie zdolność ruchu, doprowadzając go do frustracji i przywołując na jego usta warkot, niczym u dzikiego zwierza. Był ranny i wściekły, nie mógł przyłożyć sprawcy całego chaosu, a na dodatek dziwne wizje atakowały jego umysł. Część była przyjemna, podniecająca, inne niepokojące, zaś cała reszta skrajnie przerażająca. Nie chciał skończyć jako kukiełka w rękach mrocznych apostołów. Przecież pokonał bestię nasłaną przez Soloniusa, co prawda z pomocą doktorka, ale jednak. Najwyraźniej spaczony biskup miał głęboko w poważaniu pojęcie fair play.

Zupełnie niespodziewanie, nacisk na ciało Cervantesa zelżał, niemalże całkowicie znikając. Derren krzyczał ognia, Puszcze nie trzeba było dwa razy powtarzać. Skierował dyszę Gehenny na biskupa i posłał w jego stronę strumień ognia. Nie przestawał wciskać spustu aż miotacz odmówił posłuszeństwa a sam Cortez nie zwalił się na kolana. Czy to był już koniec tej piekielknej eskapady i całkowicie spieprzonej misji, czy zaraz stanie się coś jeszcze gorszego. W tym momencie mało go to obchodziło. Coraz mniej kontaktował.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline