Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-11-2013, 10:42   #111
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Kenshiro był w opałach. Wyraźnie było widać, że zabierze swojego przeciwnika ze sobą w zaświaty, jednak Rusty nie mógł na to pozwolić. Honorowa śmierć na placu boju zawsze była kojarzona z dzielnymi wojownikami z Mishimy, jednak w Imperialu podejście do wojny było bardziej pragmatyczne – zamiast ginąć z honorem lepiej wycofać się i podjąć walkę innego dnia, już na swoich warunkach.

Pomimo osłabienia spowodowanego upływem krwi, Derren błyskawicznie wstał i wyszarpnął z pochwy krótki, ciężki, jednosieczny miecz klanowy. Broń tego typu, jako nieporęczna, rzadko była używana do pojedynków, ale dobrze sprawdzała się na polu walki, a jeszcze lepiej jako maczeta nieodzowna przy przedzieraniu się przez gęste puszcze porastające tereny Dunsirnów. Imperialczyk działał szybko i precyzyjnie – życie uchodziło z ciała poranionego Kenshiro, jego oczy traciły blask z każdą sekundą, jeszcze chwila i nastąpi koniec dzielnego samuraja. Imperialczyk uderzył w nadgarstek, wbijając klingę pomiędzy płyty pancerza chroniące przedramię szoguna a wzmocnioną rękawicę. Odrąbana dłoń nadal ściskała tchawicę Oishiego, lecz palce straciły całą siłę. Samuraj wziął głęboki wdech, na jego zwykle pozbawionej uczuć twarzy pojawił się grymas ulgi. Szogun, który jeszcze przed chwilą święcił triumf, teraz leżał na posadzce w szybko powiększającej się kałuży brunatnej posoki, obficie wylewającej się z jego serca i kikuta prawej ręki. Drużyna kartelu pokonując splugawioną ciemnością manifestację własnych demonów po raz kolejny dowiodła swojej wartości bojowej. Szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę, jednak reżyser tego przedstawienia miał jeszcze kilka asów w rękawie.


Soloniusł wypowiedział kilka słów w języku, którego Derren nigdy nie chciałby poznać, a chwilę później z dłoni biskupa strzeliły wiązki czarnych błyskawic. Rusty padł bez tchu na podłogę rażony potęgą mrocznej mocy. Ból promieniował w każdym calu jego ciała. Jakby w każdy mięsień wbito setki igieł, wykręcono jak szmatę i polano kwasem. W jednej chwili stał się ikoną agonii, łapczywie walcząc o najmniejszą ilość przesiąkniętego ciężkim zapachem ozonu tlenu, która mogła zasilić jego płuca, chwilowo odmawiające posłuszeństwa z powodu sparaliżowanych mięśni międzyżebrowych. Jakby tego było mało, ze znajdującego się nad ołtarzem portalu wysunęły się sploty czarnych, wijących się macek, sunących w stronę drużyny Kartelu. Sytuacja zmieniła się ze SNAFU na FUBAR – fucked up beyond all repair… Derren walczył z osłabieniem, sięgając do pasa po pistolet Aggressor, jedyną naładowaną broń jaką właśnie miał pod ręką. Chciał wycelować w biskupa, ale czarne plamy migały mu przed oczami a dłoń trzymająca broń trzęsła się jak w febrze.

Niespodziewanie mroczna moc osłabła a ciemne wnętrze katedry rozświetlił blask mający źródło gdzieś za plecami Rusty’ego. Solonius zamarł na krótką chwilę, patrzył oniemiały na ciepłe, rosnące w siłę światło. – Ognia! – Derren wciąż leżąc na ziemi przekręcił się aby przyjąć lepszą pozycję strzelecką i zaczął miarowo naciskać spust pistoletu, kierując podwójne strzały w głowę biskupa. Blam-blam, blam-blam – broń odzywała się raz po raz a Imperialczyk kontynuował ostrzał aż do wyczerpania amunicji.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 17-11-2013 o 12:43.
Azrael1022 jest offline  
Stary 17-11-2013, 12:23   #112
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Jego filozoficzna natura najwyraźniej musiała jeszcze poczekać. Nie dane mu było dowiedzieć się czy po śmierci mają piwo. Łapiduch zrobił coś niespodziewanego. Głupiego. Skutecznego. Pozbawił legionową bestię głowy, która potoczyła się po podłodze wszystko jednocześnie zachlapując. Cortez zadziałał odruchowo, tak samo jak na ćwiczeniach z rekrutami z rzucania granatów, złapał doktorka i rzucił się z nim na ziemię. W ostatniej chwili, bo po niecałej sekundzie dookoła rozpętało się małe piekło, szpikując plecy Puszki nadprogramową ilością metalu. Nie po raz pierwszy, ale jak zawsze miał nadzieję że po raz ostatni, bolało. Zdawało się jednak że nie uszkodziły żadnych ważnych narządów czy kręgosłupa, dalej mógł się ruszać. Odsunął się na bok, dając Marlloryemu odetchnąć i sam podpełznął do Gehenny. Nie miał zamiaru się więcej rozstawać z miotaczem. Wstał z pomocą medyka i ruszył w stronę splugawionego biskupa.

Nie uszedł daleko, mroczne siły odebrały mu ponownie zdolność ruchu, doprowadzając go do frustracji i przywołując na jego usta warkot, niczym u dzikiego zwierza. Był ranny i wściekły, nie mógł przyłożyć sprawcy całego chaosu, a na dodatek dziwne wizje atakowały jego umysł. Część była przyjemna, podniecająca, inne niepokojące, zaś cała reszta skrajnie przerażająca. Nie chciał skończyć jako kukiełka w rękach mrocznych apostołów. Przecież pokonał bestię nasłaną przez Soloniusa, co prawda z pomocą doktorka, ale jednak. Najwyraźniej spaczony biskup miał głęboko w poważaniu pojęcie fair play.

Zupełnie niespodziewanie, nacisk na ciało Cervantesa zelżał, niemalże całkowicie znikając. Derren krzyczał ognia, Puszcze nie trzeba było dwa razy powtarzać. Skierował dyszę Gehenny na biskupa i posłał w jego stronę strumień ognia. Nie przestawał wciskać spustu aż miotacz odmówił posłuszeństwa a sam Cortez nie zwalił się na kolana. Czy to był już koniec tej piekielknej eskapady i całkowicie spieprzonej misji, czy zaraz stanie się coś jeszcze gorszego. W tym momencie mało go to obchodziło. Coraz mniej kontaktował.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 19-11-2013, 15:08   #113
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że Team Six poradził sobie ze stworami Legionu nasłanymi na ich umysły. Wielkim i jadowitym skorpionem, ciemnowłosą kobietą z ciekawym uzębieniem i innymi. Po tym czego Sara doświadczyła osobiście i co zobaczyła, zdawała sobie sprawę, że dla nikogo z drużyny starcie to nie było łatwe... Kartel źle ich ocenił. Ich nowe dowództwo uznało ich za niewiele wartych, gdyż nie spodobały im się ich kartoteki. Tymczasem wychodzili zwycięsko z potyczek, a teraz pokonali także swe własne demony, nie dając się przekabacić na stronę zła.
Walka jednak nie dobiegła końca. Sara kucnęła pod filarem i wycelowała ze snajperki w głowę Soloniusa. Był tam. Miała go na celowniku. Stał przy ołtarzu jak gdyby nic mu nie groziło. Dlaczego? Przecież Six wygrał z przygotowanymi dla nich potworami. Nie było czasu do stracenia. Swymi słowami Solonius, po raz kolejny pokazał, jaki jest z niego zagorzały heretyk. Do tego zaczął kombinować coś nowego.
Nie tracąc czasu, nie czekając na rozkazy strzeliła kilka razy celując między oczy Soloniusa. Ten jednak zdążył "wyczarować" jakieś czarne latające na orbitach wokół niego cienie, które pochłonęły wystrzelone przez nią kule, skutecznie osłaniając obrany przez nią cel.
Sara zacisnęła zęby, widząc jak jej działanie nie przynosi rezultatu. I to nie był już pierwszy raz, jeśli chodzi o zabicie Soloniusa. Dlaczego u licha on nadal żył?!
Skorpion sięgała już po granat. Nie dawało się zastrzelić byłego biskupa, ale zawsze była szansa, że wolno lecący i z pozoru niegroźny obiekt przejdzie bez problemów przez jego osłony. Istniało ryzyko, że zostanie odbity i poleci w ich stronę albo zagrozi im w jakiś inny sposób, nie mniej jednak Sara gotowa była zaryzykować.
Nie zdążyła jednak nic zrobić. Smuga czarnego cienia wystrzeliła w kierunku każdego z drużyny. Ta która trafiła Sarę posłała ja na podłogę. Kobieta zamknęła oczy walcząc o zachowanie zdrowych zmysłów. Czuła jednak, że zaczyna przegrywać ten pojedynek. Miała też wrażenie, że zrobiło się jakoś zimno i przygnębiająco. Czy kiedykolwiek zdoła otworzyć oczy?
Czy powinna rzucić granatem w ciemno? Czy to rozsądne? Przez dłuższą chwilę nie była pewna co powinna zrobić. Nie wiedziała, czy da radę cokolwiek zrobić... Ale ktoś inny wiedział. Inkwizytor Hamond. I swego czasu podzielił się z nimi tą informacją.
"Modlitwa do Świętego Nathaniela, czyste serce i silna wola" - powiedział podczas przemówienia.
Nie było alternatywy. Sara czytała wówczas i powtarzała tę modlitwę, a że nie miała problemów z pamięcią, słowa i ich sens nadal tkwiły w jej głowie.
Szybko powtórzyła w myślach całą modlitwę. Szybko, ale dokładnie. Skupiała się przy tym nie tyle na jej słowach, co na znaczeniu całego przesłania, na treści. Potem powtórzyła ją ponownie.
Musiała przyznać, że była mile zaskoczona rezultatami. Gdy otworzyła oczy, bo okazało się że mogła już to zrobić, dotarło do niej, że znajdowali się w katedrze Bractwa. Co jak co, ale było to święte miejsce i nawet jeśli Solonius coś tu kombinował, to w Bractwie byli i inni, którzy dbali o bezpieczeństwo ludzi. Świadczyło o tym choćby popiersie Kardynała Duranda, które najwidoczniej miało w sobie jakąś moc.
W tym momencie zaś, oczywiście była tam ich drużyna i to ich zadaniem było teraz stanąć w obronie ludzi.
Teraz Solonius nie miał już osłony i kule z pewnością go dosięgną. Nie tracąc czasu nawet na wstawanie i porzucając wcześniejszy pomysł z granatem, Sara złapała za swój pistolet Punisher. Zgodnie z poleceniem Derrena, niezwłocznie otworzyła ogień, celując w szyję heretyka... Do trzech razy sztuka. Teraz powinien paść wreszcie martwy.
 
Mekow jest offline  
Stary 19-11-2013, 21:11   #114
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Odcięty łeb szybował pięknym łukiem i choć było to szczególnie nie na miejscu Mallory myślał właśnie, że za historię jak z Cortezem utłukli to cholerstwo jeszcze przez pięć lat w kantynie będą im stawiali browca. Z marzeń wyrwał go rzeczony Cortez, który z gracją czołgu Grizzli pierdolnął nim o ziemie. Konował aż zachłysnął się na chwilę, gdy po bliskim spotkaniu z posadzką powietrze uszło mu z ust. Jak przystało na szeregowego otworzył usta do litanii:

- Co ty kurwa sobie …- Nagły huk pobliskiego wybuchu sprawił, że nikt nie miał już usłyszeć końcówki, a Braxton podziękował sobie w duchu, że miał otwarte usta. Potrząsnął głową próbując pozbyć się męczącego dzwonienia. Na próżno. Cortez w końcu stwierdził, że wstanie bo co tak będzie leżał i Doktorek był mu niezmiernie wdzięczny. Facet sporo ważył, nawet bez pancerza. Mallory widząc z bliska jego obrażenia spoważniał od razu. Broczył z tylu ran, że musiał podnosić się jedynie siłą woli. Sięgnął więc po jeden ze swoich prywatnych, wzmacnianych medpaków. Wszyscy w jednostce wiedzieli, że każdy z tych cudeniek jest cholernie skuteczny lecz każdy ma jakiś efekt uboczny. Nikt normalny nie dał by sobie tego zaaplikować, ale Cortez był w zbyt ciężkim stanie by się bronić co Braxton skrzętnie wykorzystał.

- DZIĘKI! – Z powodu głuchoty zbyt głośno wyraził swą wdzięczność kumplowi, jednocześnie zręcznie pakując mu szprycę w szpary pancerza. – WISZĘ CI PIWO.

Cortez chyba był w szoku bo nie zwrócił na to uwagi pełznąć gdzieś do przodu. Konował spojrzał w tym kierunku i gdy zobaczył ulubioną zabawkę Capitolczyka zrozumiał. Uniósł wzrok i zobaczył, że ten pieprzony Solonius coś do niego mówi.

„Chyba jest podniecony bo prawie się opluł.” – wzruszył ramionami i odpowiedział idąc w jego kierunku z uniesionym mieczem.

- SORRY. MÓGŁBYŚ POWTÓRZYĆ. – Chciał jeszcze coś dodać by go podpuścić, ale sufit spadł mu na głowę. To znaczy tak mu się przez chwilę wydawało gdy czarna błyskawica dotknęła jego ciała. Poczuł potężne uderzenie, które wbiło go w ziemię. Najpierw walczył by dać choć jeszcze jeden krok, potem by zaczerpnąć choć haust powietrza, potem już tylko z paniką rejestrował jak każdy element ciała odmawia mu posłuszeństwa. Czuł falę zimna. Najpierw w zranionym kolanie, a potem rozlewającą się na resztę ciała. Panika ustąpiła miejsca złości gdy domyślił się, że zaraz przejdzie na drugą stronę barykady.

„Po moim trupie.” – tej myśli się chwycił i jakimś nadludzkim wysiłkiem wypuścił miecz z dłoni. Chciał sięgnąć po pistolet i palnąć sobie w łeb gdy przypomniało mu się, że oddał go Soloniusowi. Gniew stężał w furię i gdyby mógł rozerwał by zdrajcę zębami. Nagle usłyszał głos – „Nathanielu” i w pierwszej chwili wydało mu się, że oszalał i słyszy ten głos w głowie. Zaraz potem zreflektował się, że niby gdzie miał go słyszeć skoro ogłuchł. Moc mrocznej Harmonii musiała zelżeć bo poczuł, że znów ma władze w rękach. Team Six zdawał budzić się jak ze snu, a wszyscy żołnierze, jak dobrze zaprogramowane zabawki, w pierwszym odruchu sięgnęli po broń. Podziwiał ten widok przez przyrządy celownicze swojego karabinu, który jakoś tak odruchowo zdjął z pleców. Może w innej sytuacji zastanawiał by się, kto im pomógł, ale miał już tak serdecznie dosyć zadowolonej gęby Soloniusa, że posłał w nią serie za serią, aż do wyczerpania magazynka. Idąc w jego stronę zmieniał magazynki, strzelając i krzycząc.

- ZDYCHAJ GNOJU. ZRÓB NAM TĄ PRZYJEMNOŚĆ W KOŃCU I GIŃ.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 19-11-2013, 21:46   #115
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Huk spadających bomb świadczył o rozpoczęciu kontrataku na pozycje Legionu... Detonacje, mimo że odległe, wstrząsały ścianami katedry. Figury świętych zakonu chwiały się na postumentach, tynk sypał obficie na posadzkę. Żołnierze Zagłady wyczerpani walką, łapczywie chwytali pyliste powietrze świątynne. Nie czuli już aury Mrocznej Harmonii. Portal zniknął wraz ze śmiercią biskupa. Wyszli zwycięsko z tej próby, przetrwali... Mallory choć sam ranny i niesamowicie osłabiony podtrzymywał przy życiu Oishiego z niemal braterską troską. "Puszka" zanurzył głowę w chrzcielnicy, obmywając się z popełnionych grzechów. "Skorpion" trąciła karabinem poparzone ciało hierarchy noszące ślady ich kul, jak gdyby chciała się upewnić, że duchowny naprawdę nie żyje. Umazany krwią "Rusty" uniósł w górę kciuk. Nie miał sił i ochoty by wypowiedzieć jakieś "banalne" słowa, zresztą i tak by nie zdążył...

Skrzydła katedralnej bramy otwarły się z hukiem. Obrócili głowy w tamtą stronę. Zalało ich białe, oślepiające światło, jakby aniołowie właśnie zstępowali z niebios.

W mgnieniu oka zostali otoczeni przez mortyfikatorów. Broń zabójców wycelowana była w ich stronę. Wiedzieli, że każdy nieprzemyślany ruch będzie oznaczał śmierć... Znawca Sztuki lewitował kilkanaście metrów wyżej, przyglądając się z bliska ścianie z zatartymi fragmentami pisma. Dowódca zespołu patrzył na nieruchome ciało biskupa leżące u stóp ołtarza...

Usłyszeli kroki i chrapliwy oddech inkwizytora, który uzbrojony w "Justifiera" zbliżył się do ich grupy. Popatrzył na nich karcącym spojrzeniem czerwonych oczu. Pasowały do krwawej scenerii...



- Ekscelencjo! Oni.. zabili biskupa Soloniusa... - odezwał się Sebastian Crenshaw głosem zimnym jak lód na wenusjańskim biegunie. - Mamy ich zlikwidować?

Wszyscy z "Team six" mieli świadomość, że mortyfikatorzy nie mogą doczekać się egzekucji.

Inkwizytor Simon ostatecznie pokręcił przecząco głową, choć sprawiał wrażenie jakby wahał się nad decyzją...
- Zabierzcie ich do Heimburga, tam staną przed trybunałem. Dość już trupów... umarli nic nam nie powiedzą... - Mallory zanotował niewyczuwalne dla innych emocje w jego głosie.

Mężczyzna zdjąwszy hełm, podszedł do martwego Soloniusa. Przyklęknął, obejmując z czułością zmasakrowane ciało swego brata i zaczął modlitwę za jego duszę...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 19-11-2013 o 21:56.
Deszatie jest offline  
Stary 19-11-2013, 21:52   #116
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Po ewakuacji z Venenburga Bractwo przetrzymywało ich w odosobnieniu. Musieli pojedynczo składać zeznania przed trybunałem Drugiego Zakonu (Inkwizycji).



Nie były to przyjemne chwile, zwłaszcza w ich obecnym stanie, miały zadanie dodatkowo ich pognębić... Żołnierze "Team six" zobojętnieli na wszystko.
Nic nie mogło ich już dotknąć.

Za pośrednictwem agenta Berga, dotarły do nich informacje ze źródeł Kartelu:

Po bombardowaniu pozycji Legionu Ciemności przez eskadrę "Ikarów" Ragathol uciekł z pola walki.
Brygada pancerna Bauhausu dotarła na miejsce o świcie.
Połowa populacji miasta zginęła lub została uznana za zaginioną. Ocaleli ci co, zdołali opuścić miasto lub skryć się w schronach.

Z garnizonu nie przeżył nikt...

Ogłoszono tydzień żałoby w korporacji Bauhaus. Kondolencje dla rodzin złożył również prezydent Capitolu William H. Colding.


Wkrótce wezwano ich przed oblicze metropolity Heimburga Arcybiskupa Marcelliusa.
W komnacie czekał na nich jeszcze major Weiland oraz inkwizytorzy: Hamond i Simon.
Poinformowano ich, że pozostają w siłach Kartelu, pod specjalnym nadzorem Bractwa. Tyczy się to również nieobecnego Kenshiro, który przechodzi rekonwalescencję.
Dostali kategoryczny zakaz wypowiadania się na temat Venenburga. Wydano oficjalny komunikat pod którym podpisały się wszystkie szlacheckie domy Bauhausu:

Mieliśmy do czynienia z inwazją Legionu Ciemności na niespotykaną dotychczas skalę. Dzięki ofiarnej postawie żołnierzy nielicznego garnizonu oraz komandorii Bractwa udało się odeprzeć atak. Ponieśliśmy znaczne straty, bolejmy nad nimi, modląc się o dusze zmarłych. Pocieszeniem dla rodzin jest to, że ci co polegli wypełnili obowiązek wobec swej ziemi ojczystej - Wenus. Ich odwaga i honor to fundamenty naszej korporacji. Pośmiertnie odznaczono ich orderami Legii Honorowej i Żelaznej Rękawicy. Biskup Solonius, który poświęcił swe życie dzielnie broniąc miasta, jest godzien naszej pamięci. Informacje, które przekazał przed śmiercią, pozwoliły uderzyć z powietrza na oddziały nefaryty i ocalić miasto przed całkowitą zagładą. Dziś wszyscy jesteśmy Venenburczykami...

Otrzymali do podpisania dokumenty, z których wynikała całkowita podległość Kartelowi.
Była też w nich wzmianka o nieznacznym zwiększeniu poborów...

Po dopełnieniu formalności, rozgoryczeni wrócili do opustoszałej bazy.

Tam czekali na kolejnych bauhausowych ochotników, którzy po wydarzeniach z Venenburga niesieni patriotycznym obowiązkiem, masowo zasilą oddziały "Doom Troopers" na Wenus...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 20-11-2013 o 11:57.
Deszatie jest offline  
Stary 23-11-2013, 15:00   #117
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Pluton Bractwa wpadł do katedry, kiedy było już po wszystkim. W środku zobaczyli wyłącznie trupy stworów legionu ciemności oraz truchło biskupa-heretyka. Mortyfikatorzy prezentowali się zaiste wspaniale w nowiutkich, błyszczących pancerzach. Z wypolerowaną bronią i eleganckimi płaszczami wyglądali jakby dopiero co zeszli z plakatu rekrutacyjnego. Nic dziwnego, gdy Team Six walczył w obronie Venenburga, oni siedzieli dziesiątki mil od epicentrum burzy kałowej, dlatego też nie pobrudzili sobie rąk. Od czyszczenia brudów mieli drużyny Kartelu.
Dunsirn bez oporów celował między czerwone wizjery hełmu mortyfikatora, zastanawiając się kto pierwszy pociągnie za spust.
Rzućcie broń! – rozkazał inkwizytor. Imperialczyk niechętnie schował pistolet do kabury, jednak członkowie Bractwa nadal mierzyli do niego z Justifierów.
Zabić ich? – pytanie zawisło w cuchnącym kordytem i spalonymi zwłokami wnętrzu katedry.
Nie, zabierzcie drużynę szóstą do bazy i przesłuchajcie. Mogą posiadać cenne informacje – inkwizytor miał chyba dobry humor, co jednak wcale nie oznaczało uwielbienia ani wdzięczności dla ludzi, którzy zabili Soloniusa.
Medevac – lewitujący znawca sztuki wykazał się największym rozsądkiem i pragmatycznym podejściem – powtarzam, medevac, pięć osób rannych, w tym jedna ciężko. Kierujcie się na moją pozycję w Miracle i wylądujcie na placu katedralnym. Niech moc Kardynała was nie opuszcza.


[…]Po odbiciu biskupa Soloniusa ze stacji metra Grande, gdzie duchowny był przetrzymywany, Drużyna Szósta udała się do najwyższego wieżowca w mieście, aby wezwać transport i uzgodnić czas i miejsce ewakuacji. Niestety, nadchodząca burza pokrzyżowała te plany – nie udało się nawiązać łączności. Szeregowy Cervantes odebrał tylko wezwanie, aby nie zbliżać się do jakiegoś miejsca w Venenburgu, nie udało mu się ustalić gdzie dokładnie – założyliśmy, że chodzi o oblężone koszary Bauhausu. Wtedy Cervantes został zaatakowany przez snajpera, którego zdjęła szeregowa Thorne /potwierdzone śmiertelne trafienie – tancerz z Callisto/. W tej sytuacji biskup Solonius zaproponował, że może połączyć się z mistykami Bractwa wykorzystując artefakty znajdujące się w katedrze Miracle, i w taki sposób wezwać transportowiec. Niezwłocznie ruszyliśmy w tamtym kierunku, po drodze jednak zostaliśmy zaatakowani przez należącego do Kartelu robota bojowego klasy Eradicator, który najwyraźniej miał jakiś błąd w oprogramowaniu. Po wyeliminowaniu maszyny /potwierdzone zniszczenie – Eradicator/, udaliśmy się do katedry, gdzie zostaliśmy zaatakowani przez kultystów /potwierdzone trafienia śmiertelne – 14 kultystów Legionu/, i potężniejsze stwory wychodzące z czarnego portalu umieszczonego nad ołtarzem /potwierdzone trafienia śmiertelne – Metropolitański Prorok, Kritana, gigantyczny skorpion, technomanta Dmnogonisa, dwóch innych wojowników/. Podczas tej walki od nieprzyjacielskiego ognia zginął biskup Solonius.[…]

- Dobrze, panie Dunsirn. Teraz jest to akceptowalna wersja raportu. Nie można było napisać tak za pierwszym razem? Oszczędziłby pan sobie trudu. No cóż, jak to się mówi – do trzech razy sztuka, nieprawdaż? – inkwizytor Hamond zdawkowo wyraził swoje zadowolenie. Derrna zaczął denerwować protekcjonalny zwrot „panie Dunsirn”.
- Panie Hamond – krew jakby odpłynęła z twarzy inkwizytora a jego usta zwęziły się do wąskiej, bladoczerwonej linii – ja również jestem wniebowzięty, że mogłem napisać tak fantastyczny raport operacyjny. A teraz, czy mógłby pan poprzeć mój wniosek do majora Wielanda o przywrócenie całemu Teamowi Six poprzednich stopni wojskowych? Byłbym bardzo rad, bo jak to się mówi, nosił wilk razy kilka, donieśli i na wilka.
- Co ty pieprzysz, Dunsirn? Sugerujesz, że skłamałeś w raporcie opatrzonym swoim własnym nazwiskiem? Że to, co napisałeś nie jest prawdą?
- Prawda, panie Hamond? Prawda? Nie ma takiej! Rusty wstał z krzesła – Miłego dnia i proszę pamiętać o podaniu do majora. Tymczasem.
- Dunsirn, wracaj tu bo złożę na ciebie oficjalną skargę! – w głosie inkwizytora dało się słyszeć wyraźne uderzenia mocy.
- Mam w dupie skargi. I tak moja teczka jest ich pełna.


Bractwo. Święci wojownicy chroniący ludzkość przed zakusami i potęgą Legionu Ciemności. Organizacją kierują najwybitniejsze umysły, najbardziej światli mężowie… czy aby na pewno? Jak zepsutą musi być ta organizacja, skoro na samym szczycie cyrku dzieją się takie rzeczy? Derrenowi pozostało wierzyć, że zdrada biskupa Soloniusa to tylko jednorazowy incydent, coś, co nie ma prawa się nigdy powtórzyć. A co jeżeli? Widząc wprawę, z jaką Bractwo tuszowało sprawę, szanse uzyskania informacji o innych tego typu wpadkach były znikome.

Rusty czuł obrzydzenie i pogardę dla biskupa. Nienawidził jego słabości, braku charakteru i silnej woli. Duchowny był tchórzem, karierowiczem, leniem poszukującym łatwych rozwiązań i szybkiego uzyskania potęgi. Był też głupcem, który uwierzył w kłamstwa nefrytów. Dla swojego kaprysu gotów był poświęcić całą planetę. Rozpamiętując całą sytuację, Derren stwierdził jednak, że obrzydzenie dla zdrajcy bierze się z jego własnego strachu. Strachu przed załamaniem się, przed poddaniem mrocznym podszeptom. Solonius im uległ, mógł ulec im każdy. Rusty był dowódcą i spoczywał na nim obowiązek dawania dobrego przykładu. Z wyższą szarżą wiązała się większa odpowiedzialność. Niedopuszczalne było okazywanie strachu czy słabości, gdyż niszczyło to morale całego oddziału. Imperialczyk obawiał się, że pewnego dnia Legionowi uda się zasiać ziarno wątpliwości w jego umyśle i to pociągnie na dno całą drużynę. I to właśnie tej potencjalnej słabości brzydził się najbardziej, nie tej okazanej przez Soloniusa.


Dunsirna cały czas nurtowało pytanie – dlaczego jeszcze żyje? Zabijanie żołnierzy Kartelu w świętym miejscu na Wenus nie leżało zapewne w orbicie zainteresowań inkwizytorów, ale poza murami katedry, a zwłaszcza w cuchnących krwią i uryną kazamatach Drugiego Zakonu, członkowie drużyny byli jak na widelcu. Po wysondowaniu im umysłów – kolejny raz w ciągu tygodnia – zostali zwolnieni z braku dowodów ich winy. Wypuszczeni, nie zabici… Nie uciszeni na zawsze pod jakimś mniej lub bardziej zmyślonym pretekstem. To było w tym wszystkim najdziwniejsze.
Może Bractwo potrzebowało takiego plutonu? Żołnierzy, po których nikt nie zapłacze, których wysyła się na samobójcze misje, traktuje jak mięso armatnie. Derren nie oszukiwał się - w każdej armii, w każdym oddziale był ktoś z góry spisany na straty. Wyznaczenie go należało do dowódcy, który na chłodno kalkulował kto jest najsłabszym ogniwem, kto pójdzie na szpicy przez pole minowe. Teraz szpicą miała zostać drużyna szósta. Szpicą bardzo niebezpieczną, posiadającą informacje zdolne potrząsnąć fundamentami najpotężniejszej organizacji ludzkości.
Rusty spisał wszystkie racje na arkuszu papieru, po lewej wyszczególniając przydatność bojową teamu, po prawej zagrożenia jakie sprawia. Za i przeciw. Życie i śmierć. Protekcja i egzekucja. Myślał, oglądał, kalkulował. Spojrzał na ostateczny wynik i wtedy olśnienie uderzyło go jak obuchem. Zrozumiał i zaczął się modlić, dziękując Natanielowi za cud życia.

 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 23-11-2013 o 15:07.
Azrael1022 jest offline  
Stary 23-11-2013, 22:53   #118
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Ewakuacja była o tyle miła że zabrali ich z Katedry oraz miasta. Cała reszta była jedną wielką paranoją. To go nawet za specjalnie nie zdziwiło, w końcu mieli do czynienia z bractwem. Najpotężniejsza siła poza korporacjami, najbardziej tajemnicza, najmniej rozumiana, najbardziej zaślepiona. Capitol nie chciał widzieć jak na ich planecie powstaje cytadela, z kolei bractwo, na co dzień stykało się z przejawami mrocznej harmonii i próbowało niszczyć wszystko, co nie mieściło się w ich bardzo wąskim rozumieniu tego co dopuszczalne. Uwielbiali zabijać i palić za drzazgę w oku bliźniego a jednocześnie nie zauważali belki w swoim. Nie było to nic dziwnego, jedynie z ich pozycji mogło być dla niewinnych ofiar o wiele bardziej zabójcze.


Tak więc znowu trafił do lochów inkwizycji. Jego mała cierpliwość już dawno się wyczerpała. Co prawda wyciągnęli z niego wszystkie szrapnele i pozszywali go jak trzeba, jednak nikt nie przejmował się tym, żeby w okolicy pojawiło się piwo, czy też cokolwiek więcej niż woda i podobne do papki posiłki. Może faktycznie powinien był się przyłączyć do legionu, tam przynajmniej nie było biurokracji. Nie było też piwa, muzyki a jak widać panienki miały jeszcze gorszy problem z makijażem niż najmocniej upudrowane dziwki z dzielnicy czerwonych latarń. Z tej perspektywy wybór już nie był taki ciężki. Czekały go jeszcze zeznania przed trybunałem. Znał mniej więcej procedurę, przechodził już przez coś podobnego. Złożył zeznania obciążające Soloniusa wystarczająco wiele razy by ktoś mało kulturalny przyszedł z bardziej politycznie poprawną wersją zdarzeń i zawoalowaną sugestią, że bractwo wie gdzie mieszkają rodzice Corteza. Te oczywiście podpisał, ładną parafką, wraz z datami w których został uznany za martwego. Miał głęboko w poszanowaniu to co było na papierze, równie dobrze co sami inkwizytorzy wiedział że to wszystko jedynie szopka, która miała zostać upubliczniona. Przecież nikt nie może zacząć wątpić w inkwizycję, bo to byłby koniec. Przynajmniej tyle dobrze, że się ich nie pozbyli, najwyraźniej w Miracle faktycznie zdarzył się cud.



Papiery jakie podpisywał na koniec powiedziały mu w zasadzie wszystko. Była klauzula milczenia, była podwyżka, nie było kulki w potylicę lub publicznej egzekucji. Mogło być o wiele gorzej, co prawda po raz kolejny system wystawił go do wiatru tylko po to, żeby zakryć czyjeś błędy. Przyzwyczaił się. Do Weilanda nic nie powiedział, zaczął się tylko bawić zapalniczką, patrząc na niego spokojnie. Zdawało się że rozumiał co może chodzić po głowie Cervantesa.

W barakach było pusto... biorąc pod uwagę że z szkolących się ludzi przetrwał tylko team six mógł mieć coś z tym wspólnego. Jednak los pozostałych oddziałów jakoś mało obchodził Corteza. Siedział spokojnie na dachu i popijał przeciwbólowe piwem. Lekarze jak zwykle dziwili się jakim cudem Puszka jeszcze jest w jednym kawałku, nie wspominając już o chodzeniu. Podwyższone pobory miały jeden ogromny plus. Można było je spokojnie przepić. Zastanawiał się jakie brednie major naopowiada nowym rekrutom na temat zespołu szóstego. Między korporacyjnej maszyny do zadań idiotycznie samobójczych i jakie zadania im będą teraz przypadać w udziale. Dalsze sprzątanie po bractwie, czy może tym razem coś mniej samobójczego. Wątpił. Dopił piwo i zaczął rwać aluminium opakowania na wstążki.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 25-11-2013, 08:53   #119
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Słuch zaczął mu wracać powoli wraz z bombardowaniem. Upewniwszy się, ze Solonius jest martwy zajął się rannymi. Stan samuraja nie wróżył dobrze więc Mallory robił wszystko co mógł by pomóc mu polowymi środkami. Skupił się na tym tak bardzo, że dopiero gdy przystawiono mu lufę prawie do czoła zauważył, że mają gości. Ratowanie komuś życia, w chwili gdy za chwilę samemu ma się je stracić wyglądało cokolwiek bezsensownie lecz Konował nie umiał przerwać. Parsknął tylko zniecierpliwiony i kontynuował. Mimo wszystko ton głosu Inkwizytora świadczył, że będą żyć. Przynajmniej chwilowo. Dobre i to. Zadbał przynajmniej o to by samuraj przeżył transport „braciszków.”

Oczywiście przesłuchanie było jeszcze gorsze od poprzedniego. Oczywiście zabrano mu wszystkie próbki krwi, które zebrał w Katedrze. No, prawie wszystkie. Udało mu się zachować próbkę pobraną ze swojej rany. Podczas przesłuchania Mallory przybrał prostą linie obrony i udawał, że dalej jest głuchy. Szybko uznał, że jest to wyjątkowo głupie i bolesne rozwiązanie. Był inteligentny więc zrozumiał o co chodzi Bractwu i podpisał wszystkie papiery. Nie pierwszy raz. Już dawno nabrał przekonania, że wszystkie korporacje działają podobnie. Fasada Bractwa jako obrońców ludzkości musiała być spójna i czysta i albo Braxton to zaakceptuje, albo zdarzy się mały wypadek. Miał tylko nadzieję, że reszta teamu six nie będzie zbyt krnąbrna. Spokoju nie dawało mu tylko zakończenie tej historii. Kilka razy maglował to z nim przesłuchujący go inkwizytor. Zdaje się, że Bractwu też nie bardzo podobało się wtrącenie się jakichś mistycznych sił pod koniec. Mallory wyczuł u Inkwizytora konsternacje tym faktem. Postanowił to wykorzystać i co rusz wtrącał do opowieści „dziękinathanielowi”. Stwierdził, że warto mieć „plecy” z każdej możliwej strony bo to zwiększało szanse wyniesienia głowy z tej całej historii.

W końcu okazało się, że jednak pozwolono mu opuścić gościnne pokoje w piwnicach Bractwa. Ku swemu ogromnemu zadowoleniu team six był prawie w komplecie. Prawie bo złożenie do kupy Kenshiro jeszcze trwało, ale rokowania były pozytywne. Mallory ucieszył się widokiem kompanów, aż sam się zdziwił tym faktem. Doszedł do wniosku, że to chyba kwestia przyzwyczajenia. Ponieważ okazało się, że dostali „podwyżkę”, a tradycja wojskowa nakazywała natychmiast ją przepić mieli okazję trochę pogadać. Braxton dyskretnie wyraził swe obawy o ich przyszły los i zasugerował by przez jakiś czas wszyscy uważali bo może się okazać, że spotka ich jakiś wypadek. Szybko jednak przestał krakać i przyłączył się do pijaństwa. W końcu mieli co świętować. Nie codziennie udaje się spacer do piekła i z powrotem.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 26-11-2013, 16:21   #120
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Oddział Bractwa, który nagle wparował do katedry nie miał najlepszego wyczucia czasu. Gdyby przybyli dwie minuty wcześniej, byliby świadkami zdrady Soloniusa i być może pomogli ich drużynie w walce z tworami Legionu Ciemności... Z drugiej jednak strony, gdyby przybyli jedynie minutę wcześniej, byliby świadkami jak ich drużyna otwiera ogień do biskupa i zapewne zastrzeliliby ich na miejscu uznając za heretyków... Może więc, ich wyczucie czasu nie było najgorsze? Nie mniej jednak mogli się zjawić dużo wcześniej.
Sytuacja nie wyglądała dla nich najlepiej i ich los zależał od decyzji Inkwizytora Simona. Ten odstąpił od samosądu w warunkach polowych i zostawił sprawę na potem. I słusznie. Potrzebne były zeznania, a poza tym pole walki świadczyło o pewnych zajściach. Dzięki temu Team Six będą mogli udowodnić swoją niewinność... Przypuszczalnie będą mogli. Ale przynajmniej opuszczą miasto, które stało się jednym wielkim polem walki. Przynajmniej będą mogli powiedzieć, że tę ciężką noc mają za sobą. Gdy pomyśleć, że jeszcze kilkanaście godzin temu, spokojnie cieszyli się ze zwycięstwa w jakimś turnieju.

Składanie zeznań wcale jednak nie było takie proste, a przesłuchania ciągnęły się jedno za drugim. Sara wielokrotnie miała wrażenie, że obecny w pomieszczeniu Inkwizytor, którego imienia nawet nie poznała, zagląda do jej umysłu, aby potwierdzić czy to co mówi jest prawdą.
Ale czym jest prawda? Prawda ma różne wersje i oblicza. Przede wszystkim, widziana jest z różnych punktów widzenia. Solonius walczył w Venenburgu z siłami Legionu Ciemności - prawda. Zginął w walce - prawda. Jeśli pozostać, przy tych faktach, łatwo można było dopowiedzieć sobie resztę. W końcu jak udowodnić, że w międzyczasie Solonius został heretykiem? I komu niby mieli o tym powiedzieć?
Oczywistym było, że Bractwo nie dopuści, aby takie informacje nabrały rozgłosu. Biskup w żadnym wypadku nie mógł zostać heretykiem! Taka informacja, czy nawet plotka, zachwiałaby całą organizacją i wpędziła zwątpienie w serca i umysły większości ludzi. Solonius musiał więc pozostać czysty...
- Zatem "szczegółowe informacje" mamy zabrać ze sobą do grobu - powiedziała Sara podczas ostatniego przesłuchania. - Kiedy? - spytała spoglądając na bezimiennego Inkwizytora i towarzyszącą mu Westalkę, którzy prowadzili przesłuchanie.
- Co "kiedy"? - spytała Westalka.
- Kiedy mamy zabrać te informacje do grobu. Im prędzej tym lepiej, prawda? Pytam kiedy wysyłacie nas na zadanie specjalne kryptonim "pewna śmierć" - Sara nie owijała w bawełnę.
To nawet Inkwizytor Simon powiedział w katedrze, że umarli nic nie powiedzą. Sara doskonale o tym wiedziała, wszak niejednego już w życiu "uciszyła". Teraz oni posiadali wiedzę, której Bractwo nie mogło wypuścić. Dla kobiety, która miała już z takimi przypadkami do czynienia i nie przebierała w środkach, rozwiązanie nasuwało się samo. Jej zdaniem byli do odstrzału.
- Nie musi się pani obawiać, Thorne. Naprawdę nie sądzę, aby to było konieczne - odpowiedział Inkwizytor.
Czy Sara mogła mu wierzyć? Jak najbardziej mogła. Ale Czy wierzyła? Nie za bardzo. Za dużo doświadczenia miała w tej dziedzinie. Bractwo, czy też Kartel musieliby naprawdę docenić ich umiejętności i siłę woli, aby pozostawić ich przy życiu. Cóż, czas pokaże.

Ostateczne zeznanie, jakie podsunięto im do podpisu, różniło się nieco od pierwowzoru. Sara rozumiała jednak, że pamięć o Soloniusie musi pozostać nietknięta i nie wahała się podpisać.
Było także coś, o czym nawet oni się nie dowiedzieli i nigdy nie dowiedzą. Ciekawostką było, co się stało z Soloniusem na kilka sekund zanim go zlikwidowali? Artefakt go zablokował i sparaliżował, czy też może nawrócił na właściwą drogę oświecenia, w efekcie czego zastrzelili kogoś, kto nie był w danym momencie heretykiem?
Tego się już nie dowiedzą.
Tymczasem mogli wreszcie odpocząć i napić się czegoś mocniejszego.
 
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172