Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2013, 15:19   #31
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby


Drużyna uległa uszczupleniu i to bardzo. Stracili Ferdiego, stracili Blacka… i gnoma z którego pewnie i tak był niewielki pożytek. Dumnie stojący półorczy zabójca, choć hardo patrzył na resztę drużyny, wydawał się być także ranny… Ile w końcu minie czasu zanim proszki Lurgha przestaną działać i uszczerbek na zdrowiu uczynni z rannego półorka balast dla reszty grupy.
Will stojący obok Morgana przetasował karty wróżąc ponuro.- Wszyscy zginiemy.
-Bez defetyzmu mi tutaj.-
pogroziła palcem Giliam i przeładowała szybko swoją gnomią armatkę mówiąc.- Przygotować się do walki i ruszamy dalej… już!
Drużyna ruszyła ork, jak zwykle prowadził pierwszy. Minęli zabitych rewolwerowców i ich pokój.


Na łupy przyjdzie czas później. Na razie musieli się spieszyć, by dopaść samego doktorka Caligario. trzeba było przyznać, że w przeciwieństwie do sekcji pracowniczej, mieszkalna była dostatnio… ba lepiej niż pokoik w którym pomieszkiwał Morlock. Dotarli do ostatnich drzwi. Tam według półorka powinien przebywać ich cel.

I przebywał. W urządzonej iście królewskim przepychy upiornej sypialni. Bo tylko taki szaleniec jak Caligario mógł używać całunów pogrzebowych za pościel, a czaszek za świeczniki.
Motywy śmierci i kości były tu wszędzie. W malunkach na ścianach, w zdobieniach mebli, w postaci dwóch trumien postawionych w kątach oraz w postaci rzeźbionego w czaszki tronu na którym siedział. Nie był jednak sam. Towarzyszył mu dziwny czarny pies.



Którego ciało było naznaczone zgnilizną, a którego animowała dziwna niebieska energia widoczna spod rozpadającej się skóry i kości. Zwierz zawarczał złowrogo widząc wchodzących gości.
Oraz była przy nim jego uczennica i kochanka zapewne...


Ubrana w dość zniszczoną suknię uprawiała właśnie jakieś mumbo-jumbo, przygotowując się do tej walki. Czaszka w jej dłoni świeciła i to niewątpliwie nie był dobry znak.
W dodatku obok czarownika Mwangi fruwał ów muszy stworek… ten sam którego Morlock oszpecił. Chyba nie uciekł do piekielnych wymiarów. I chyba miał ochotę odpłacić Morlockowi za skazę na policzku.
Doktor Caligario i rzekł donośnym głosem.- Witajcie w moim pokoju. Przyznaję, iż zaszliście daleko. Ale tu wasza podróż się kończy. Ci którzy chcą żyć, złożą broń i poddadzą się. Reszta… dołączy do mnie po śmierci. Co wy na to? Zwyciężyliście me sługi, macie prawo zająć ich mie...
Było coś w tonie jego głosu… coś hipnotycznego i zniewalającego. Coś co… wraz z dziwacznie pachnącym dymem świec sprawiało, że nikt z drużyny nie zdołał się poruszyć, nikt się nie odezwał, nikt nie zaatakował. Do czasu…
Dłoń Morlock przezwyciężyła bezwład, mężczyzna sięgnął błyskawicznie po rewolwer, wycelował i strzelił. Kula przeszyła powietrze, ale jakaś energia odchyliła jej tor lotu tuż przed trafieniem w brzuch Caligario.
Niemniej… huk broni palnej przerwał jego przemowę i wyrwał drużynę z tego niby transu.
-Skoro tak chcecie… załatwmy więc to po staremu.- odparł czarownik sięgając po karty. Jego pokryte bielmem oko na moment rozbłysło stając się… normalne. Przez chwilę.

A trumny otworzył się z hukiem i dwa ożywione truposze ruszył w kierunku drużyny flankując ją.


Bestie wydawały się żywsze i zwinniejsze od swych poprzedników. Niewątpliwie byli to najlepsi bezmyślni ożywieńcy jakich Caligario miał pod kontrolą.
-Do boju!- krzyknęła Gilian. A półork rzucił się z rykiem na samego Caligario.
Morgan miał inne sprawy na głowie, jak choćby to że muszy czart znikł mu z pola widzenia. Ale na pewno nie uciekł. W jego paskudnych ślepiach Morlock widział chęć odwetu… a niewątpliwie on był celem tej zemsty. Muszy potworek musiał być w pobliżu.

Luna "Lunatyk" Arizen


Resztę dnia Luna zajęła się ulepszaniem pojazdu i dostosowaniu go do swych potrzeb. I ozdabianiu… głównie ozdabianiu. Nie miała bowiem dość części zamiennych, by poprawić właściwości jezdne czy choćby opancerzenie pojazdu. Ale kuźnia przy karczmie dawała możliwość ozdobienia pojazdu. I nadania mu charakterystycznych cech. Przez co
pojazd Luny stał się naprawdę jej.
Gdy ona naprawiała i ulepszała samochód, a potem się zdrzemnęła, druid Theobald zbierał ekipę na włam. Niezbyt liczną, ale dość kolorową. Oczywiście był w niej on sam. Poza nim Garrick...


bielmoooki łucznik i złodziej uzbrojony w gnomi łuk parowy. Oprócz nich tajemniczy Dervirr
półelf o niejasnym pochodzeniu i niepokojącym spojrzeniu czerwonych oczu. No i oczywiście Tess i sam Theobald ze swym misiem.

W kabinie ciężarowozu usiadła sama Luna, oprócz niej wcisnęła się jeszcze Tess i sam Dervirr spoglądający niepokojąco na dekolt stroju Luny. Theobald wraz z misiem i łucznikiem wylądowali na pace.
Luna uruchomiła silnik i po chwili ruszyli do przodu wjeżdżając wpierw na ulice miasta, a potem prując do przodu w kierunku Uptown. Luna czuła się cudownie za sterami tego masywnego ciężkiego pojazdu… i czuła dreszczyk związany ze zbliżającą się akcją. Nie tylko ona. Także Tess i Dervirr byli spięci. Samochód szybko przemierzał uliczki, a gdy wjechali na ulice górnego miasta, Tess robiła za całkiem dobrego przewodnika mówiąc Lunie kiedy i gdzie ma skręcić. Aż w końcu dotarli do tylnej bramy posiadłości którą mieli obrobic.


Szczerząca się morda smoka na bramie była częścią mechanizmu otwierającego ją.


-W planach… mieliśmy ją staranować, ale może ty poradzisz sobie lepiej?- zapytała Tess. A Luna tylko spojrzała na nią z politowaniem i wysiadła z pojazdu. Tess wysiadła wraz z nią. Uzbrojona w pistolet dziewczyna eskortowała złodziejkę, która zabrała się za grzebanie przy mechaniźmie. Zamek… nie był tak niebezpieczny jak ten przy wieży zegarowej. Był za to bardziej finezyjny i trudniejszy w otworzeniu. Kilka dobrych chwil zajęło Lunie jego otwarcie.. ale w końcu mogła nacisnąć jęzor smoka i uruchomić automatyczne otwieranie bramy.
Łańcuchy drgnęły i zaczęły się poruszać, brama ze zgrzytem odchylała się… otwierając.
Tess i Luna wsiadły do pojazdu. Luna nacisnęła nieco pedał gazu i jej samochód ruszył do przodu. Grzebiąc przy zamku wyczuła bowiem klepsydrę. Ta brama musiała się więc zamykać samoczynnie po upływie kilku minut.

Gdy tylko wjechali na tylny dziedziniec posiadłości, brama ze zgrzytem zaczęła się zamykać. Nie był to jednak jedyny zgrzyt, jaki Luna usłyszała.
Coś poruszyło się skrzypiąc w cieniu, budynków… by po chwili ruszyć w ich kierunku. Humanoidalna sylwetka odlana ze stali. Automaton bojowy wielkości człowieka i ukształtowany


na podobieństwo rycerza z lancą. Potężna tarcza służyła zapewne za ochronę przed kulami, a zamontowana na stałe ciężka stalowa lanca była uzbrojeniem tego mechanicznego wojownika.
Luna szybko oceniła, że przy tej prędkości lanca przebije się bez problemu przez blachy pojazdu.
Zapowiadała się ciężka noc. Oby nie ostatnia..
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-11-2013 o 16:00.
abishai jest offline