Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2013, 16:23   #8
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
Huknęło, jebło wręcz, gdy raca wystrzelona przez tego idiotę dotarła do celu. Kula ognia wzbiła się w niebo a grzmot przetoczył się po okolicy. Odłamki zaświszczały przelatując dookoła. Wrak śmigłowca nie przypominał już okaleczonej bestii, był bliższy nagiemu szkieletowi.
Harleyowiec nie widział tego wszystkiego. Jego twarz byłą zanurzona w trawę a głowa przykryta rękami. Krótko mówiąc gdy tylko zobaczył, że ten idiota naciska na spust padł jak długi na glebę. Lata praktyki robiły swoje. Po chwili stał już ponownie na nogach rozglądając się szybko. Sceny które widział docierały do niego jak spod wody. Dostrzegł płonące wścieklaki. To było teraz główne zagrożenie. Nawet nie te które płonęły, one już się nie liczyły. Zastanawiał się czy w okolicy nie krążą inne. Mogły się tu zjawić zwabione eksplozją. Szok wywołany wybuchem helikoptera powoli mijał za to chęć mordu narastała. Musiał ją stłumić, to nie był dobry czas na mordobicie, ale co się odwlecze.... . W tym momencie dostrzegł drącego się na kobietę Casa.

- Poniosę ją! Uciekaj, z dala od farmy!
Krzyczał ile sił w płucach. Może z adrenaliny a może ogłuszony wybuchem. Jeżeli kobieta się zgodzi podniesie wolną ręką dziecko i pobiegnie równo z Charlsem, trzymając się blisko go i eliminując każde zagrożenie dla ich trójki. Żywe czy martwe. Kulka w łeb.
Kobieta trzymała mocno dziecko za rękę, ale nie skorzystała z oferty Cassidyego. Schowała się za plecami pilota, była przerażona, podobnie dziecko. Do tego broń, nie wiedziała komu ma ufać, z dwojga złego wybrała mężczyznę w mundurze.

Czas znów wskoczył na swoje miejsce.
- Hej Cas ogarnij się! - Byku ryknął. - Na ślepo daleko nie zabiegniesz. - gdy kończył wypowiedź odbezpieczony pistolet tkwił już w jego ręce.
Walker na widok głupoty kobiety zaklął. Odwrócił się do Byka.
- Wyprztykamy się z wszystkich pestek! Ten skurwiel ściągnął tu Wścieklaków z całej okolicy!
- Nie becz -komentarz poparł dźwięk otwieranej pałki teleskopowej. - Na farmie może być jakieś jeździdło a wściekaki są wolne. Pilnuj mnie a ja ciebie. Rambo! Idziesz z nami? -Byku zwrócił się do gościa w moro i z karabinem.
- Idę – odparł weteran spluwając i opuszczając karabin.
- Ktoś jeszcze czy reszta czeka na kolację? - uśmiech na twarzy Sancheza stawał się coraz bardziej obłąkańczy gdy rozglądał się dokoła.
Krayden zmieniając broń na pistolet kiwnął wielkoludowi głową.
Nie szarżuj Byku. Chuj wie ile ich tam jest. I czy coś nie wylezie nam za pleców. Rozwalcie im z Jasonem łby, ja będę pilnował by żaden zbol nie zaszedł Was od tylca. Sam, Charles pilnujcie tyłów i boków, jak coś będzie się działo krzyczcie. - brzydki garniak najwyraźniej odzyskał już równowagę. Najlepszym dowodem na to, był fakt, że zaczął planować, przewidywać.
Lustrując swój nowy dream team Sanchez dostrzegł zbliżające się z oddali sylwetki. Najprawdopodobniej 3 mężczyzn, chyba nieśli broń. Nie poruszali się jak zarażeni. Zajekurwaiście – przemknęło przez myśl Byka zdającego sobie sprawę, jak niewielkie szanse mieli na otwartej przestrzeni mając przeciw sobie strzelców wyposażonych w sztucery. Gdy tamci upewnili się, że nie mają przeciwko sobie wścieklaków zatrzymali się. Jeden z nich powiedział coś do pozostałych wskazując ręką gospodarstwo i swego towarzysza w czarnej bluzie. Wskazany zarzucił broń na plecy i ruszył sprintem do zabudowań. Zapewne po posiłki. Nie było na co czekać.
- Przywitajmy się panowie - mówiąc to Sanhez przywołał na twarz grymas będący w założeniu szczerym uśmiechem. Prawda była taka, że wyraz jego twarzy wygnałby nawet taliba z meczetu . Schował pistolet i pałkę patrząc wyczekująco na swoich towarzyszy.
- Tia - dodał wylewnie Tyler, opuszczając na pasku swą broń dziarsko poprawiając ją podrzuceniem ramienia. Jako, że rozmiary eM czwóreczki były nieco wieksze od broni ręcznej, schować za pazuchę go nie zdołał.
Byku widząc, że towarzysze jego niedoli ruszają dołączył do ekipy. Na odchodnym rzucił do kobiety i dziewczynki najspokojniej jak potrafił - Zostańcie tu. W razie czego krzyczcie.
Zbliżali się powoli. Byku idąc starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Wiedział, że na takim dystansie mają marne szanse ze sztucerem. Gdy usłyszał wezwanie farmera zatrzymał się posłusznie. - Nie strzelajcie!. Teraz nie pozostało nic innego jak dać się wygadać elegancikowi. On nadawał się do tego chyba najlepiej. Sanchez zauważył jeszcze, że stojący obok Cassidy nie schował broni a jedynie opuścił wzdłuż boku. Widział, że ochroniarz czujnym wzrokiem lustruje okolicę. Postanowił zrobić to samo.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.
cb jest offline