Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2013, 23:25   #114
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Rycerz i elfka

Ich podróż przez góry dobiegła końca! Nareszcie! Nareszcie! Jedzenie było na wyczerpaniu i oni również. Byli zmęczeni i bez sił. W końcu, wszedłszy na zielone łąki podgórza bretońskiego, w jeden z ostatnich słonecznych dni tego roku, gdyż nadchodziła wszak zima, rozłożyli się szybko obozem. Koń raźnie jadł trawę, odpoczywając od podróżnego owsa. Wędrowcy raczyli się zającem ubitym w polu, pieczonym, chrupiącym, dodającym sił.

Niedługo później ruszyli dalej. Szybko. Szybko, byle dalej i prędzej. Niezmiernie w stronę lasu. W końcu dotarli do opuszczonej smętnej wioski. Mieli jeszcze dobę do czasu spotkania, tak więc zająwszy poddasze jednego z opuszczonych domów rozgościli się by zebrać siły. Rycerz udał się na polowanie, czy też poszukiwania by zdobyć żywność, elfka zaś udała się do studni po wodę. Trawa wyrosła wysoko, a pnącza rozrastały się równie szybko… przedzierał się więc powoli ku żurawiowi, gdy nagle, usłyszała dudniący hałas, lecz niezbyt głośny. Elfka dyskretnie wyjrzała zza załomu domu i ujrzała coś co ją niemalże poraziło. Zobaczyła mit…. A mit patrzył się wprost na jej wystająca zza załomu głowę.


Kraśbrygada
Ekipa ta w końcu, z dziwnymi rozmowami i pewną niepewnością we wzajemnych, powiększonych relacjach, dotarła do wspominanego dawno już obozu wojskowego. Kha, posterunku. Może obozowiska. Żołnierzy na oko zdawało się sporo.

Dotarłszy do obozu, opowiedziawszy kto są, czego chcą i temu podobne, zaprowadzono ich do sporego namiotu, gdzie zebrali się dowódcy tegoż oddziału. Zaskakująco szybko uznali wasze dowództwo, potwierdzone wolą Króla. Wyjaśnili sytuacje i przedstawili swe zasoby. Faktycznie w obozie znajdowała się kompania łuczników, chłopów przeszkolonych w tej broni, łącznie pięć tuzinów; dalej niemal dwie setki milicjantów, poborowych powołanych pod broń, słabo niestety szkolonych i uposażonych, dalej było lepiej – tędzy topornicy, barczyści chłopi, okuci w skórznie, sprawiający solidne wrażenie oraz jak się okazało Tileańska kompania kondoteirska, mała niestety lecz dobrze pancerna i zbrojna. Teraz zostawało coś zrobić z ową siłą. Karl, przejąwszy inicjatywę, lekko zamieszaną grupową formą przywództwa przybyszów, zaproponował ponownie spotkanie dnia następnego i przemyślenie kroków. Tak więc zakwaterowawszy się w namiocie, wędrowcy rozpoczęli długą noc rozmyślań.
 
vanadu jest offline