Wątek: Legenda o...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2013, 19:00   #18
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Taina kończąc swoją opowieść, odpowiedziała Rayowi na ostatnie pytanie wskazując na niewielką polanę, na której leżały w nieładzie duże kamienie. Wyglądała na zmartwioną.
- Ktoś poważnie uszkodził to miejsce. Musimy ułożyć totem ponownie. Te kamienie powinny leżeć na sobie.
Mężczyzna zauważył, że na każdym z nich wyryte są jakieś znaki, które zupełnie nic mu nie mówiły. Wyglądało to prymitywnie, w stylu starych pogańskich plemion. I były duże, co oznaczało, że są też ciężkie.
- Znowu wysiłek fizyczny… - Ray z powątpiewaniem popatrzył na kamulce. Nie wyglądało to jakoś niesamowicie. Kobieta jednak wydawała się przekonana co do tego wszystkiego, a zbliżający się zmrok nie pozwalał zbytnio marudzić. - Który najpierw? - spytał, a potem chwycił wskazany kamień, stęknąwszy z wysiłku.
Wskazała mu, ale nie pomogła. Zamiast tego zaczęła sypać jakimś proszkiem, usypując z niego okrąg na obrzeżach tej niewielkiej polany. A Ray, mimo otrzymanego ciała, siłaczem nie był. Pierwsze dwa kamienie położył na miejscu. Trzeci sprawił mu już sporo trudności, z trudem uniósł go na wysokość pasa. Czwarty był większy i trzeba było dźwignąć go wyżej. A mięśnie Collinsa już protestowały, całe ciało pod ubraniem miał pokryte potem. Wiedział, że sam może nie dać rady. Co za dziwactwo. Ustawianie kamieni! I to ma niby być ten menhir?
Otarł pot z czoła i spojrzał na kobietę.
- Nie nawykłem do uczestniczenia w zawodach na podnoszenie ciężarów i przydałaby mi się pomoc.
Odłożył na bok broń, nawet przez chwile zastanawiał się nad zdjęciem kolczugi, lecz obawiał się, że wtedy już nie będzie miał siły tego zakładać. Taina najpierw postanowiła ukończyć krąg, bowiem nie odezwała się dopóki nie usypała całego. Dopiero wtedy na niego spojrzała.
- A nie wyglądasz na takiego słabego. Spróbujmy więc razem.
Zbliżyła się i nachyliła, przygotowując się do podniesienia kolejnego fragmentu razem z mężczyzną.
- Sratatata, w tym ciele czuję się nieswojo. Nie dziw się, że nie potrafię wyciskać kamieni - odparł cicho i ze sporą dawką sarkazmu. Nachylił się jednak i dał znak. Razem z kobietą spróbował podnieść kawałek menhira.
Była silniejsza niż przypuszczał. Może silniejsza od niego. Razem dźwignęli kamień i ułożyli go na miejsce. Piąty na szczęście był najmniejszy i nie stanowił problemu, chociaż musieli go unieść nad głowę. Taina przyjrzała się menhirowi, a potem nagle zacięła się w rękę małym nożykiem. Zaczęła wypelniać szczeliny ziemią zmieszaną ze swoją krwią.
- Nabierze to mocy po rytuale oczyszczenia. Musimy być do tego nadzy. Rozbierz się - powiedziała to tak naturalnie, jakby mówiła o pogodzie.
Ray popatrzył na nią dziwnie. Najpierw krew, teraz nagość? Zamrugał oczami. Co oni za świat zrobili w tym matrixie? Nie żeby nie chciał zobaczyć tej kobitki nagiej, no ale… Chrząknął.
- Tak do naga? Ale po co? Przecież mieliśmy odnowić to miejsce, a nie, ja wiem, siebie? Tam skąd pochodzę obcy nie rozbierają się ot tak przy obcych.
- Aby oczyścić to miejsce, sami musimy być czyści. Na duszy. Na ciele zjednoczeni z naturą.
Popatrzyła na niego niecierpliwie i rozwiązała sznur, a potem szybkim ruchem zsunęła szatę. Pod spodem była naga. Miała szczupłe, pięknie zaokrąglone ciało, z niewielką kępką włosów na łonie. Nie krępowała się tym, że na nią patrzy.
- Nie wstydź się. To tylko nagość - dodała, wracając do swojego zajęcia.
- Dla niektórych to właśnie powód do wstydu - mruknął. Po co jej jego nagość? Po przygodach w osamotnionej chacie podejrzewał już wszystko. Mimo tego zaczął się powoli rozbierać. Szybko i tak się nie dało. Rozwiązał paski trzymające kolczugę i zrzucił ją z siebie z ulgą. Potem zabrał się za resztę, zaczynając od góry. Gdyby nie to, że jego wzrok ciągle zbaczał na ciało Tainy i fakt, że było to krępujące, to rozbieranie się po całym dniu wędrówki sprawiało ulgę.
- Na czym w zasadzie polega ten rytuał oczyszczenia?
Kobieta nie zwracała na niego uwagi, zatykając ziemią wszystkie znalezione w menhirze szpary. Poruszała się zgrabnie, jej spory biust kołysał się przy każdym ruchu, przyciągając wzrok. Tego też nie zauważała, albo może ignorowała.
- Musimy zjednoczyć się z tutejszą naturą i poprosić ją o odnowienie. Ja to zrobię. Będziemy jednak potrzebowali męskiej krwi. Czyli twojej. Dzięki temu będziesz czuł to co ja. Być może dzięki temu uwierzysz. Świat to nie tylko to, co czujesz pięcioma zmysłami.
Pozbył się już butów i rozwiązywał spodnie, gdy znów go zaskoczyła. Zerknął na nią, bardziej na biust niż twarz, skoro i tak nie zwracała na niego uwagi.
- Zaczynam mieć wrażenie, że robisz sobie ze mnie jaja. Najpierw na nagusa, a teraz jeszcze krew? Niby ile? - minę miał mocno niewyraźną, ale zsunął w końcu i spodnie. To była też okazja popatrzeć w co zaopatrzyła go natura. Niezbyt naturalna natura, ale jednak.

A zaopatrzyła go przecież znacznie lepiej niż w tym wcieleniu, w którym żył od urodzenia. To ciało wydawało się być lepsze. Przystojniesze, lepiej zbudowane i obdarzone przy okazji także. Gdy się rozebrał i napatrzył, poczuł, że Taina przygląda mu się dziwnie, zaskoczona jego zachowaniem. Nie skomentowała go. Zamiast tego wzięła garść ziemi.
- Nie wiem co znaczy robić sobie jaja, ale nie potrzebuję wiele krwi. Musisz tylko zmieszać kilka kropel z ziemią i wyrysować nią znaki. Takie jak ja.
Stojąc przed nim, wydawałoby się, że zupełnie bez skrępowania, zaczęła zataczać okręgi wokół swoich pełnych piersi, zostawiając na ciele ślad po mokrej ziemi.
To już zakrawało… cholera wie o co. Ale na pewno nie było normalne. Naga kobieta przed nim smarowała się ziemią. I to tak, że wypinała niezłe cycki. To było tak niedorzeczne, że aż wyciągnął sztylet, przyglądając się mu i swojej dłoni. Krzywiąc się naciął może centymetr, patrząc jak kilka kropel spada na ziemię.
- Tyle starczy?
Ciągle się na nią gapiąc spróbował powtórzyć jej ruchy. Czuł się przy tym jak kompletny idiota. Coraz mniej wierzył w telewizyjny show, lecz jakby teraz na niego patrzyli ludzie przed telewizorami, to pewnie połowa tarzałaby się ze śmiechu, a połowa gapiła na nagą Tainę. Albo nagiego niego. Dobrze, że choć ciało miał inne - skoro sam siebie nie rozpoznawał, to na pewno inni również tego nie zrobią.
Kobieta skończyła smarować się ziemią, przyglądając się znakom wykonanym przez Raya. Zbliżyła się do niego tak, że prawie dotykała go swoim ciałem i poprawiła kilka kresek. Przesunęła również swoim palcem po jego ranie, a potem malując jeszcze znaki na własnych i jego policzkach. Była delikatna i patrzyła mu w oczy.
- Usiądź wygodnie na środku polany. Teraz musimy wezwać ochronne duchy.

Zamknął usta, starając się dojść do siebie i opanować zupełnie męskie odruchy. Niektórych nie dało się jednak utrzymać w ryzach. Mimo, że patrzyła się mu w oczy, to pewnie i tak wiedziała.
- Czy ja już mówiłem, że w miejscu, z którego pochodzę zupełnie inaczej podchodzimy do nagości?
Uniósł brew i z trudem ominął ją i usiadł po turecku tam gdzie mu kazała. Teraz miał uwierzyć w duchy. W sumie jeśli to się stanie, to będzie miał pewność, że to nie teatr a jakiś rodzaj wirtualnej rzeczywistości. Czekał cierpliwie, nie odmawiając sobie patrzenia na nagie ciało Tainy.
Kobieta wkrótce do niego dołączyła, siadając na podwiniętych nogach tuż przed nim i prostując plecy, spoglądając mu w oczy.
- Gdy zacznę je wzywać, przybędą także te niechciane. Będziesz moim strażnikiem. Będą w formie, w której nie jesteś w stanie uczynić im fizycznej krzywdy. Walcz umysłem.
Zamknęła oczy, a jej oddech zaczął spowalniać. Zauważył to, bo jej duże piersi, na które co i raz się patrzył, prawie przestały się poruszać.
Walcz umysłem?! Niby jak? Chciał spytać, ale widział już, że to bezcelowe. W głowie się mu nie mieściło to wszystko. Zaczął się rozglądać, wypatrując… w zasadzie to wypatrując czegokolwiek, bo nie miał pojęcia co ona wzywa i jak to będzie wyglądać. O ile będzie w ogóle jakoś wyglądać. Jakoś jego racjonalny umysł nie przyjmował tych czarów-marów.

Przez pierwsze chwile nic się nie działo. Potem wokół totemu powoli zaczęły oplątywać się pnącza. Poczuł coś. Najpierw delikatny dotyk, jakby czyjąś niegroźną obecność tuż obok. Wzrok mu się zamglił. Prawie od razu poczuł dziwne doznania, jakby ktoś wpływał na odczucia jego ciała. W wyobraźni pojawiły się obrazy. W pierwszym zaciskał dłonie na szyi Tainy, dusząc ją. Zawierało to wręcz obietnicę niewiarygodnej przyjemności, którą czuł teraz w delikatnej formie. Cokolwiek to było, przekaz był jasny: zaciśnij palce na jej szyi, a przeżyjesz najpotężniejszą rozkosz w swoim życiu. Jego oczy nie widziały nic podejrzanego, prócz tych pnączy. Tylko coś na kształt zimnego wiatru owiewało jego nagie ciało.
To było głupie. Przecież nie mógł zrobić czegoś takiego! Co, niby miałby stać się jakimś zboczonym psychopatą, którzy szczytują widząc umierających? To wręcz wywołało u Raya mdłości. Jego umysł odrzucał to. Nie było tu nic złego. Zamknął oczy. Patrzenie bardziej przeszkadzało. Skupił się na myśleniu o samolotach.
Cokolwiek go zaatakowało, musiał to zaskoczyć. Jego myśli wróciły do normalności. A potem atak powrócił z większą siłą. W głowie mu się zakręciło, a obraz znów przedstawiał Tainę, tym razem chyba gwałconą przez niego, z głową przyciśniętą do ziemi. I znów ta zapowiedź rozkoszy, pomieszana teraz z bólem głowy. Nie wiadomo, czy ten atak miał zamiar faktycznie zmusić go do zrobienia tego, co mu “obiecywał”, czy tylko pokonać jego samego. Zawroty głowy nasiliły się, zwiększone o mdłości. Czuł, że zaczyna brakować mu powietrza, mimo, że znajdował się ciągle na środku polany.
Co to niby było?! Nie ma czegoś takiego jak duch, do cholery! Ta akcja z samolotami najwyraźniej zadziałała, więc mocno zamykając oczy, opierając dłonie na trawie i próbując przezwyciężyć mdłości i zawroty głowy, postanowił kontynuować taktykę. Za samolotami przyjechały czołgi, nadbiegły mechy, a tym wszystkim dowodziły wielkie komputery strzelające piorunami. Skoro tu były duchy, to trzeba je zabić techniką. Pojawił się kosmos i wielkie okręty wojenne prosto ze Star Warsów, prujące z laserów. A masz!

Cokolwiek go atakowało, miało w pewien sposób ograniczoną wyobraźnię. Nie potrafiło pojąć przesyłanych przez umysł mężczyzny obrazów i wycofało się, niepewne. Zimno owiało go ponownie, albo znów je był w stanie odczuwać. Bo cały się trząsł, jakby coś go wyziębiło - niczym półgodzinne przebywanie w lodówce. Mdłości i zawroty powoli ustępowały.
- Możesz otworzyć oczy. Wycofały się, totem został odnowiony - dotarł do niego cichy głos Tainy. Jak przez mgłę.
Otworzył oczy, mrugając. Ile czasu mogło minąć? Wydawało się, że więcej niż te kilka minut, bo cały dygotał. Zaczął pocierać dłońmi o ramiona, aby przywrócić krążenie.
- Jesteś w stanie mi wyjaśnić co się stało? - spojrzał w oczy Tainy, próbując tylko na nich utrzymać spojrzenie. Te wizje to jednak trochę działały.
Uśmiechnęła się do niego, wstając i obchodząc go. Poczuł jak klęka za jego plecami i obejmuje ramionami. Jej ciało było ciepłe, miękkie piersi mocno oparły się o jego plecy.
- W ten sposób najlepiej się rozgrzać - szepnęła mu do ucha. Faktycznie, ciepło płynęło od niej, powoli rozgrzewając także i jego. - To musiały być dusze, może duchy. Nazywać można ich różnie. Przedzierają się przez barierę i pragną tylko niszczyć i zabijać. To dlatego nasze totemy muszą chronić wszystkich. Na szczęście miejsc takich jak okoliczne ziemie nie ma wielu. Gdyby szczelina się poszerzyła, mogą tu dostać się także cielesne potwory.
To co przyjemne było bardzo przyjemne, niestety miało też skutki uboczne. Niezbyt często zdarzało mu się w końcu być tulonym przez piękną, nagą kobietę. I ciało reagowało.
- Ekhem - starał się nie zwracać na to większej uwagi. - To znaczy, że jak i Reina też jesteśmy takimi potworami? To co prawda nie jest moje ciało, ale zdecydowanie też nie mój świat. Czy to możliwe, że przenieśliśmy się w ciała tutejszych ludzi? Ci we wsi zdawali uważać nas za jakąś szlachtę czy coś.
- To jest możliwe - odpowiedziała mu powoli. - Dziwne, lecz nie można tego wykluczyć. Jedynym pewnym sposobem sprawdzenia, jest zapytanie o ich wygląd kogoś, kto dobrze ich kojarzył.
Ciągle przytulała się do niego, a dłonie błądziły po jego torsie i brzuchu, jakby żyjąc własnym życiem. Czuł, że to stawia go na baczność, wcale nie dosłownie. Było mu też już znacznie cieplej, na tyle, że przestał się trząść. Przynajmniej z zimna.
- Będę musiał to rozważyć, razem z Reiną. Na razie błądzimy we mgle. Czy mogę już zmyć z siebie to błotko? Czuję się w tym stroju trochę niekomfortowo - to była tylko część prawdy. Kobiety w tym świecie wydawały się bardzo frywolne, lecz krew i ziemia na twarzy trochę niwelowały chęć do zgłębiania wiedzy o nich.
- Możesz zmyć - spojrzała mu przez ramię, w jej głosie czuć było rozbawienie - z tego co widzę to dyskomfort pojawia się gdzieś indziej. Obu łatwo zaradzić.
Zaśmiała się, ale oderwała od niego i wstała.
- Niedaleko jest strumień, a w gospodzie czynna studnia. Nie wiem tylko czy jest wiadro.
- Nie mam drygu do prac domowych, niech więc będzie strumień - wstał zaraz za nią, a potem spojrzał na swój ekwipunek. No tak. - Wolałbym tego nie zakładać przed umyciem się, a przenoszenie może być kłopotliwe. Daleko ten strumień? Ktoś mi może to ukraść?
W końcu w jego świecie nawet środek lasu nie był bezpieczny. Czasem wystarczyło się odwrócić i pach, nawet lodówka lub pralka potrafiły zniknąć.
- Kilka minut stąd - Taina podniosła swoje ubranie, ale nie zakładała go. - Pomogę ci coś nieść, jeśli chcesz. Gospoda jest w linii prostej, nie trzeba będzie się wracać. A jeśli nie chcesz, możesz zostawić. Zwierzęta nie interesują się takimi rzeczami, jeśli nie masz tu jedzenia - wytłumaczyła cierpliwie i z uśmiechem, dziwiąc się samemu pytaniu.
Westchnął. Trochę teatralnie. A potem zaczął ładować na ramiona swój ekwipunek.
- No dobra, nie chce mi się wracać. Weźmiesz moje żelast… broń? Z resztą sobie poradzę. Chociaż ta cholerna kolczuga waży tonę!

Roześmiała się i zrobiła o co prosił. Zgodnie z obietnicą, strumień był niedaleko i Ray nie zdążył się przedźwigać. Zimny, wartki strumień dawał obietnicę czystości. I szczękania zębów. Kobieta położyła wszystko na ziemi i szybko wbiegła do wody.
- Trzeba szybko! - zawołała. - Bo jest jak lód!
Sam tego chciał. Zacisnął zęby i wpadł do wody. Jedno było pewne - w takich warunkach natychmiast zapominało się o jakiejś goliźnie czy innych takich mało ważnych problemach. Kąpiel w płynnych kostkach lodu nie należała do przyjemnych. Wyskoczył ze strumienia zaraz po tym, jak zmył z siebie ziemię, czym prędzej zakładając na siebie całe ubranie, wyjąwszy z tego kolczugę.
- No dobra, nowe doświadczenie. Następnym razem szukam wiadra i podgrzewam wodę.
Taina zniosła to znacznie lepiej, wychodząc z wody prawie dostojnie, dobre pół minuty po mężczyźnie. Chyba robiła dobrą minę do złej gry, bo sutki stały jej na baczność, podkreślając zimno, nie podniecenie. Zarzuciła na siebie szatę.
- Wracamy? - spytała z uśmiechem czającym się w kąciku ust.
Ray tylko skinął głową, pozwalając jej prowadzić.
 
Sekal jest offline