Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2013, 21:12   #9
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Charles do tej pory zachowywał się według poleceń swojego współpracownika, niosąc część zebranych z wraku bagaży. Jako że nie miał broni trzymał się w środku grupy, więc teraz nie musiał niczego chować by sprawiać w miarę przyjazne wrażenie. Zdawał sobie sprawę, że w takich okolicznościach trudno będzie liczyć nawet nie tyle na zaufanie od napotkanej grupy co w ogóle na szansę bezkonfliktowego rozwiązania sytuacji. Prawnik przyśpieszył nieco kroku by wysunąć się na czoło ich małego pochodu i zmniejszyć nieco dystans tak by móc rozmawiać bez podnoszenia głosu. Ręce trzymał cały czas na widoku, w pewnej odległości od ciała by pokazać że nie jest uzbrojony gotów zatrzymać się jeśli nowo napotkani tego zażądają. Byku widząc, że towarzysze jego niedoli ruszają dołączył do ekipy. Na odchodnym rzucił do kobiety i dziewczynki najspokojniej jak potrafił

- Zostańcie tu. W razie czego krzyczcie.

Gdy grupka ocalałych zbliżyła się do farmerów na odległość około stu metrów młodszy z nich wycelował w nich broń, a starszy zawołał

- Nie zbliżajcie się!

Zbliżali się powoli. Byku idąc starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Wiedział, że na takim dystansie mają marne szanse ze sztucerem. Gdy usłyszał wezwanie farmera zatrzymał się posłusznie.
- Nie strzelajcie!
Charles zatrzymał się posłusznie unosząc powoli ręce do góry. Dwójka mężczyzn którzy wyszli im naprzeciw prawdopodobnie mieszkała na pobliskiej farmie, przynajmniej taką miał nadzieję. W pierwszej kolejności należało ich uspokoić, dlatego prawnik wykorzystał najlepiej chyba oddziałujący na wyobraźnię argument

- Nasz helikopter się rozbił i potrzebujemy pomocy! Są z nami kobiety i dzieci!

- Przykro mi, nie możemy Wam pomóc, my też mamy kobiety i dzieci, nie chcemy kłopotów! Dlatego odejdźcie, ten asfalt - wskazał drogę biegnącą prostopadle do miejsca katastrofy - doprowadzi was do innych farm, to trasa 39. To tylko kilka mil! My nie możemy Wam pomóc… - zakończył bardzo stanowczo starszy mężczyzna. Od strony zabudowań w szerokich na 10 metrów odstępach szło jeszcze 3 mężczyzn z bronią.

Charles obrzucił spojrzeniem ich grupkę. Nikt nie był aż tak poważnie ranny by nie móc pokonać tej odległości, jednak głupotą byłoby pchać się w ciemno w nieznaną okolicę

- Nie sprawimy kłopotów! Mam kilka pytań, podejdę więc nieco bliżej by nie musieć krzyczeć i nie ściągnąć więcej zarażonych w tą okolicę! Podejdę sam, jestem nieuzbrojony!
- Możesz podejść
- po chwili namysłu odkrzyknął - ale jak reszta zacznie coś kombinować będziemy strzelać! A moi synowie i sąsiedzi to dobrzy myśliwi! - skinął Charlsowi głową, żeby podszedł. Reszta mężczyzn zrównała się z tą dwójką i podobnie przyjęła pozycje strzeleckie.
- Zaczekajcie chwilę - rzucił Charles do swoich i ruszył w stronę farmerów, cały czas trzymając ręce na widoku. Dopiero gdy był blisko opuścił je powolnym, jednostajnym ruchem cały czas trzymając je w pewnym oddaleniu od ciała
- Nazywam się Charles Brewer - zaczął zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem, że niezależnie od sytuacji pewne normy powinny być zachowane - Jestem prawnikiem, a przynajmniej byłem nim w nieco spokojniejszych czasach. Rozumiem powody dla których obawiasz się naszej grupy, jednak nie chcę prowadzić tych ludzi do miejsca o którym nic nie wiem. Wspominałeś o farmach i o tym, że są porzucone. Czy to oznacza, że okolica stała się niebezpieczna przez zarażonych?

Stary farmer mierzył Charlsa przez dłuższą chwilę wzrokiem, po prezentacji odezwał się
- Prawnikiem? Po dłoniach poznałem, że z pracą niewiele miałeś wspólnego. Wzdłuż 39 jest kilka farm, dwóch z ich właścicieli schroniło się u mnie. Zostali zaatakowani przez zarażonych. Wszyscy uciekali z Lexington, aż zapchała się autostrada, potem dopadli ich zarażeni i całe to towarzystwo rozeszło się po okolicy. Czy jest bezpiecznie? Nie mam cholernego pojęcia. Niestety nie możemy wam pomóc, nasze zapasy są małe, a jest nas kilkunastu, nie licząc dzieciaków. Trzy dni temu udzieliliśmy dwóm dupkom pomocy… - przerwał próbując opanować drżenie głosu - straciliśmy dwóch ludzi, bo te skurwysyny chciały nas okraść. Może na autostradzie znajdziecie jakiś środek transportu. Teraz musicie odejść… może w innych czasach byśmy wam pomogli.

Cass z bronią w opuszczonej dłoni stał obok Byka. Cały czas obserwował farmerów i okolicę gotów zareagować jakby ktoś chciał zagrozić Charlsowi.
Charles zastanowił się chwilę nad słowami farmera powstrzymując się jednak od niezbyt uprzejmej odpowiedzi gdy ten skomentował jego dłonie jako nienawykłe do pracy. To, że ktoś nie miał łap jak pokrywy od śmietnika nie oznaczało że nie pracował. Ten wieśniak pewnie nigdy nie byłby w stanie zrozumieć ile pracy trzeba włożyć w kierowanie nawet niewielką grupą pracowników. Nie zamierzał jednak naciskać na tych ludzi, jednak nie zaszkodzi poprosić o coś do czego i tak zapewne mają stały dostęp
- Ale macie na farmie dostęp do studni, prawda? Bylibyśmy wdzięczni chociaż za wodę, nie wiadomo czy uda nam się uzupełnić jej zapasy w najbliższym czasie.
Farmer zastanowił się przez chwilę, po czym wydał kilkoma krótkimi słowami dyspozycje jednemu z młodszych mężczyzn, potem odpowiedział Charlesowi
- Mój bratanek za chwilę przyniesie wam kilkanaście litrów, wystarczy na drogę do innej farmy.
- Zaczekamy zatem a potem ruszymy w dalszą drogę - odpowiedział prawnik
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline