Być może wystrzelił trochę za wcześnie. Cóż, w Detroit strzela się od startu do linii mety. Nikt nigdy nie czeka.
W barach, gdy gangerzy opowiadają o strzelaninach najczęściej z niewiadomego powodu pomijają jeden istotny szczegół. Krzyki.
Rozdzierający skowyt umierającego człowieka prawie zagłuszał wystrzały. Tamten dostał, dostał na amen.
Strzał z karabinu Petera. - Moja ręka! Moja ręka, ty jebany skurwysynu! - Trafił.
Kilka pocisków poszatkowało ścianę pomieszczenia, w którym się ukrywali. Tamci dalej kąsali. W dźwięk przekleństw, strzałów i mocowania się z zacięciami, wkradł się nowy. Ujadanie psów. - Henry! Henry! Na dół! - Potrzebowali większej siły ognia. Grey skulony przebiegł na następne stanowisko. Nie miał zamiaru wystawić łba tam, gdzie celują jego przeciwnicy. Rzucił się na plecy, zaczynając pospiesznie przeładowywać muszkiet.
Kilka kul i prochowy dym sprawił, że przestał zastanawiać się nad bezsensem tego starcia, w tym momencie chciał tylko powyrzynać skurwieli. Wychylam się, oddaje salwę do najbliższego zagrożenia (raczej do człowieka niż do psa, chyba że jeden z psów biegnie bezpośrednio na mnie), następnie chowam się, ładuje, zmieniam stanowisko. Tak do skutku. Jeżeli zagraża mi jakiś pies i nie trafiam w niego, to zamiast koncentrować się na przeładowaniu, wyciągam klucz do kół. |