Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2013, 19:46   #30
Poker123
 
Poker123's Avatar
 
Reputacja: 1 Poker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znanyPoker123 wkrótce będzie znany
Czterech zbrojnych tworzących obstawę mężczyzny z wąsem zatrzymało się w pewnej odległości od grupy siedzącej przy stole niepewnie zerkając na siebie oraz na tego, który nazywa się Tienszan. Mężczyzna z wąsem tak samo nerwowo zaczął przygryzać ów tak charakteryzujący go zarost. Jedynie strażnik zakuty w zbroję nie zwracał uwagi na niepewne zachowanie swoich podkomendnych oraz wąsacza.
- Czego od niego chcecie? - Corwin podniósł się z ławy i pokazał w całej okazałości swoją piękną zbroję, na której był wygrawerowany jego herb oraz przynależność do sił zbrojnych sir Canoca. Prawa ręka nadal spoczywała na rękojeści miecza, ale w sposób mało widoczny dla dalszych obserwatorów. - Jestem Corwin Maverick z XX Chorągwi sir Canoca. Czego chce Straż miejska od tego cudzoziemca?
Tienszan przestał spożywać śniadanie, lewa ręka zbliżył się do miecza lecz jeszcze go nie dotykał. Odwrócił twarz do grupki zbrojnych. “Znów to samo. Ile jeszcze razy będę widział to przerażenie w oczach innych?” pomyślał. “To je zamknij. Raz na zawsze, wszystkie. Możesz to zrobić.” odpowiedział mu w myślach głos. “Nie! Nie zrobię tego, nie chcę.” “To samo mówiłeś przy tych bandytach wczoraj na drodze.” “To było co innego, napadli mnie.” “To to samo, Oni tu też chcą się ciebie pozbyć.” “Nie! Odejdź.” “I tak jeszcze wrócę.”. Ostatnie słowa głosu były już ciche… i szydercze. Chłopiec na razie starał się tylko przysłuchiwać wydarzeniom, o dziwo rycerz może stanąć w jego obronie, może jednak nie jest taki zły… taki jak inni.
Dowódca oddziału spojrzał na Corvina dłuższą chwilę, może za długą. W końcu jednak powiedział spokojnym tonem do zebranych na miejscu osób.
- Ten osobnik jest oskarżony o kradzież.- po czym wskazał mężczyznę z wąsikiem.- Kupiec Rinde twierdzi że widział tego osobnika gdy kręcił się wokół jego kramu. Chwilę po tym według zeznań kupca, nie było już ważnej części z jego kramu. Według niego to on miał popełnić ten czyn. Zamierzam zabrać go na posterunek i osobiście przesłuchać na okoliczność popełnienia tego.. czynu.
Gdy skończył mówić dał znać reszcie patrolu by podeszli bliżej.
- Z całym szacunkiem. Ale jak miałem to zrobić skoro wczoraj wieczorem dopiero przybyłem do miasta. Kramy już były pozamykane. Dzisiaj? Mam świadków o to tu zebranych a nawet karczmarza że od rana nie zdążyłem nawet na chwilę wyjść. Cały czas siedzę tu w tej karczmie. Można się spytać karczmarza i tego osobnika który cały czas mię widział. - Tienszan mówiąc to pokazał na Gareta, osobę owinięta szalem.
Rzeczywiście. Nikt nawet nie spostrzegł kiedy to Elf owinął całą swoją głowę szalem. Wyglądał śmiesznie. Straż choć patrzyła na to dziwnie, powstrzymała się od komentarzy.
Nemet również potwierdziła słowa Tienszana.
- Przez cały ranek nie wychodził z karczmy. A ciebie poznaję Rinde. Co takiego zniknęło z twojego kramu? Na prawdę jest nam z tego powodu niezmiernie przykro, ale ta osoba nie mogła dopuścić się tego czynu. Musicie poszukać gdzie indziej. Proponuję wam poszukać osoby, która ucieka z ciężkim workiem, a nie takiej, która właśnie co dostałą śniadanie i nie zdążyła jeszcze go nawet zjeść. Trochę brakuje wam dowodów na poparcie tej śmiałej teorii, iż to właśnie Tienszan jest winny. - ruda dziewczyna miło uśmiechnęła się do kupca, a następnie do strażnika, z którym ów przyszedł. Tylko Corwin, który ją dobrze zna i Gilbert, który dobrze zna się na ludziach dostrzegli błyski rozbawienia w jej oczach pod ukryciem troski.
- Osoba, którą oskarżacie jest niewinna. Nie mogła dopuścić się tego czynu i brak wam na to dowodów - głos Corwina był mocny i pewny.
Strażnicy coraz bardziej się niecierpliwili, widać było po nich że najchętniej by stąd wyszli i nie musieli przebywać blisko obcokrajowca, z nie wiadomych przyczyn budził w nich lęk. Jeden z strażników zbliżył się do dowódcy - Może rzeczywiście jest tak jak mówią Kapitanie. Z całym szacunkiem ale proponował bym szukać kogoś innego.
Kapitan spojrzał się po swoich ludziach, potem na grupkę - Kupcze Rinde, skoro sir Maverick mówi że tak jest, widocznie tak jest. - widać nie zadowolenie na jego minię, już miał kogo wsadzić do aresztu, a teraz? Teraz musi naprawdę zacząć szukać. Zwrócił się do swoich podwładnych - Wychodzimy! A ty nie zwracaj się następnym razem tak do mnie. - powiedział już ciszej do tego co zwrócił mu uwagę.
Gdy tylko zbrojni wyszli razem z kupcem co poniektórzy z gości ryknęli śmiechem. Siedząca przy ladzie czerwonowłosa dziewczyna zaklaskała.
- Wasze Zdrowie! - krzyknęła przez całą sale, upijając od razy duży łyk swojego napoju. Po czym wstała i podeszła.- Dobra robota moi mili. Nigdy dość patrzenia jak uciera się nosa tym ze straży.
Złapała jeszcze wolne krzesło znajdujące się przy pobliskim stoliku i przystawiwszy je do stolika grupy, zasiadła sobie na nim.
- Ci ze straży na prawdę nie znają się w ogóle na swojej robocie - rycerz z powrotem zajął miejsce obok dziewczyny. - Jak już wcześniej słyszałaś ja jestem Corwin, a ta wygadana, która siedzi obok mnie to Nemet.
Dziewczyny wymieniły miłe uśmiechy.
- Następnie siedzi Gilbert - wskazał na barda - a obok niego.. - zawahał się chwilę nad odpowiedzią - Garet i oczywiście panienka Lawia.- młoda elfka również uśmiechnęła się do nieznajomej. - A tobie jak na imię?
Czerwonowłosa skinęła każdemu z osobna, poprawiając swój kapelusz przy okazji.
- Jak na imię?- uśmiech- A jakie imię by ci się podobało? - Tu zrobiła króciutką pauzę. Jednak nie dała czekać na odpowiedź dłużej niż wypicie tej resztki napoju co jej została.
- Jeszcze jedno piwo!- krzyknęła.- Akane.
Początkowo kobieta chciała usiąść obok Tienszana lecz im bliżej niego była tym mniejszą ochotę na to miała, czuła się przy nim nie swojo. Tienszan rzucił szybkie spojrzenie swoich niespotykanych fioletowych oczu - Tienszan. - Odwrócił się do Nemet i Corwina. - Dziękuję wam.- powiedział cicho skinając głową najpierw do dziewczyny potem do rycerza.
- Nie ma za co. Nigdy nie przepadałem z tymi ze straży.
- A panienka nie przesadza trochę z tą ilością piwa o tak wczesnej porze? - Gilbert nadal miał złe wspomnienia po wczorajszej balandze, ale również powoli zaczęły wracać do niego pewne wspomnienia - Czekaj… - czy to nie z tobą przypadkiem pojedynkowałem się o to kto zna więcej zwrotek do “Pieśni o 7-dmiu niezwyciężonych”?
Akane potaknęła. Poczekała jeszcze aż przyjdzie zamówione przed chwilą piwo i rzekła.
- I przegrałeś o całą jedną zwrotkę.- delikatnie zachichotała jak podlotek.- I nie martw się mną. Twarda głowa jak wy to mówicie. A w ogóle to od dawna sprawdzona w bitwie kompanija? Co wam tak śpieszno wyruszać jak tu zaraz kramy się otworzą na dzień targowy?
- Bo nie mamy już tu nic do roboty. Sprzedałam wszystkie swoje skóry i wracam na północ. - odpowiedziała Nemet. - My już załatwiliśmy wszystkie swoje sprawy w mieście, a tu w Vivek dzień targowy nigdy się nie kończy.
- Poza tym jak widać obcy nie są milę widziani. - dodał Tienszan.
- A my tylko prze jezdnie. - Opowiedziała krótko Lawia. Garet widocznie przysnął albo po prostu przywarł do krzesła gdyż od dłuższego czasu się nie poruszał. Wszakże innych zajęć niż słuchanie nie miał. Swoje zamówienie jak i napar zdążył już pochłonąć.
- To dzisiaj już nie będzie takiej kompanii w Vivek? Szkoda. Ale może to i lepiej. Przynajmniej nie będzie mi się dłużyła droga na północ. A my sobie jeszcze pośpiewamy. - wskazała palcem na barda.
- Przykro mi, ale mimo, że masz ten sam kierunek w którym zmierzasz to nie znaczy, że przyjmiemy Cię do naszej drużyny. Nie podejmuj decyzji, zakładając z góry, ze się na nie zgodzimy. - uśmiech zniknął z twarzy ognistowłosej siedzącej obok rycerza niemal tak szybko jak się wcześniej na niej pojawił.
Tienszan przysłuchiwał się cały czas tej rozmowie.
-A tak swoją drogą to kiedy planowane jest opuszczenie miasta. Nie mam ochoty w nim dłużej niż to potrzebne przebywać. - wojownik popatrzył się po towarzyszach.
- Zdały by się już szykować. - Odpowiedział po długiej ciszy elf, nie poruszając się z miejsca.
- Wiem wiem. Niecierpliwisz się.
- I tak wszystko zależy od ciebie. Ja jedynie proponuję. - Jego słowa był coraz cichsze. Czyżby mówił przez sen?
- Dostosujemy się do was. - Odpowiedziała uprzejmie elfka.
- Uuu..A ja myślałam że cię polubię. - rzekła spokojnie Akane do Nemet.- Dobra nie rób takiej miny młoda damo- biorąc pod uwagę że Akene wyglądała młodziej od Nemet, określenie tropicielki młodą było co najmniej dziwne.- Żartowałam tutaj. Ale biorąc pod uwagę że drogi niebezpieczne, zwłaszcza ostatnio, to miałam nadzieje na miłe towarzystwo podczas trzepania skóry co bardziej skorym do bitki jegomościom. A tak znowu musiałabym się nudzić.
- Czyli wdawanie się w walkę to dla Ciebie sposób na zabicie nudy - życzę powodzenia na tej jakże ciekawej, acz krótkiej drodze życia - Nemet wstała, a razem z nią rycerz, Lawia, Garet i Gilbert. - Niestety, ale nasze drogi tutaj się kończą. - zwróciła się do Akane. - Na nas już czas. Miło było poznać.
Grupa opuściła karczmę wcześniej płacąc za wynajęte pokoje oraz posiłek i skierowała się w stronę stajni, w której pozostawili swoje wierzchowce.

***

W stajni elfka, za prośbą Gareta, co się wcześniej nie zdarzyło, wynajęła dwa wierzchowe. Nie miała ku temu oporów gdyż jej stosunek do towarzysza był delikatnie mówiąc nie pewny. Garet także zdawał się jakiś pobudzony. Stwierdził sam do siebie że: “coś się szykuje”. Nawet dla Gilberta nie było jasne o czym mówił. Cóż każdy ma w życiu taką chwilę. Gdy cała Grupa czekała już przed bramą miasta, by wyruszyć na północ zdarzyła się rzecz nie oczekiwana. Pod samą bramą słychać było wielki raban z udziałem straży miejskiej. Przez bramę wybiegły nie osiodłane konie rozbiegając się w najbliższej okolicy. Jasnym było że ktoś je spłoszył.
Wpierw wbiegła Akane, chwytając jednego z uciekających wierzchowców. Chwilę później z miasta wybiegł mężczyzna o krwisto czerwonych włosach, zakładając w biegu spodnie.
Było to dziwne, ale nie tak dziwne jak to, że gdy spostrzegł Gareta wskoczył na jego konia i kazał ruszać. O dziwo Elf nie miał ku temu żadnych zastrzeżeń. Miny pozostałych z grupy, którzy próbowali choć w małym stopniu zrozumieć co przed chwilą miało miejsce były niezwykle zabawne. Wianuszek straży wybiegający z miasta dość szybko rozwiał to dziwne milczenie i wszyscy zareagowali raczej naturalnie ponaglając konie do galopu.
Nie minęło wiele czasu i drogi jak cała drużyna podróżowała już blisko siebie. Spory kawałek przed nimi jechała Akane. Tajemniczy nieznajomy siedział tyłem do kierunku jazdy zerkając w kierunku miasta. Był bardzo zadowolony.
- Kiryou...
- Miło cię widzieć Garecie. Kopę lat. Tak wiem co chcesz powiedzieć i nie mylisz się. - Elf głęboko westchnął i zajął się jazdą.
Tienszan widząc że reszta ma konie, musiał jakiegoś wypożyczyć, na szczęście jego plemię korzystało z koni także nie miał problemu z ujeżdżaniem. Miecz miał zawieszony na plecach. Widząc że Garet zna się z osobnikiem który ponoć zwie się Kiryou zapytał:
- Kto to?
- Jestem Kiryou. Podróżnik, zawadiaka, ale najprościej mówiąc zajmuję się aranżacją ślubów. - Garet na to ostatnie zdanie delikatnie zachichotał.
- Nie kłamie. Choć nie do końca to wygląda tak jak myślicie. - Uprzedził przezornie elf.
Tienszan tylko popatrzył na oznaczonego smoczymi znamionami. Nie ufał mu za bardzo, zresztą na dobrą sprawę tylko Nemet budziła jego zaufanie, o Gilbercie nie miał zdania, Lawia… Lawia to była elfia panna która o świecie widocznie wie jeszcze mniej niż Tienszan, za to Garet to inna bajka, jego nie mógł wcale rozgryźć. Póki co zaakceptował to przedstawienie się Kiryou’a, ale miał go na oku, jeśli ktoś ucieka przed strażą miejską albo jest nie lubiany albo ma coś na sumieniu.
- A jak dokładnie wygląda ta aranżacja? - Zapytał zaciekawiony Gilbert. Skupiając na nieznajomym uwagę wszystkich poza Garetem. Na warzy smoka, bo o tym świadczyły jego znamiona, namalował się wielki uśmiech.
- Spędzam upojną noc z tutejszymi szlachciankami i księżniczkami, przyspieszając tym samym plany ich rodzin dotyczące ślubu.
Elfka delikatnie się zarumieniła, Nemet skarciła go wzrokiem a Gilbert wybuchnął śmiechem. To tłumaczyło już w sumie wszystko.
- Osobiście nie przepadam za aranżacją małżeństw - podsumował Corwin - i powodzenia w podróży na północ. Niestety musimy się pożegnać, wracam do obozu.
Na chwilę zrównał swojego konia z koniem Nemet. - A ty pilnuj tej dwójki i uważaj na chłopaka - ludzie pustyni to zarówno honorowy jak i bardzo dumny naród. A on ma w sobie coś jeszcze….czego nie umiem za bardzo określić. Jak tylko będę mógł to Cię odnajdę i nie martw się o mnie. - Szybko ją pocałował po czym skierował swojego wierzchowca na wschód.
 
__________________
Kanbaru Suruga: Skoro nie cieszy cię zbereźna rozmowa z młodszą dziewczyną, jak masz zamiar przetrwać w społeczeństwie?
Poker123 jest offline