Nie zabalowała za długo, Houston okazało się zwykłą miejską dżunglą. Nie przepadała za takimi zanadto. Wróciła do pokoju na tyle wcześnie, by raz jeszcze sprawdzić czy wszystko spakowała, wyczyścić broń i ogolić nogi. Zazwyczaj spała tylko po pięć-sześć godzin dziennie i mimo tego miała wystarczająco energii.
Na lotnisko wkroczyła dziarskim krokiem, ubrana w obcisłe spodnie i top na ramiączkach, na który narzuciła sztormiak z kapturem, wyglądający jakby nie zmieścił się do wypchanego, dużego plecaka, który dźwigała. W ręku miała jeszcze walizkę. To wszystko, przy jej drobnym ciele sprawiało wrażenie, że jest jakimś ślimaczkiem z dużą skorupką na plecach. Przywitała się ze wszystkimi z uśmiechem.
- Hej. Tak się właśnie zastanawiałam, co z tym.
Wybrała jedną z walizek, trochę większą od jej własnej i włożyła tam swoją. Nie musiała tu kombinować.
- Mam jeszcze trochę... białej broni. Nawet nie broni, nóż myśliwski, maczeta. Uważasz, że to też powinnam schować? |