Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2013, 10:22   #6
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Antonius Avaretto, Python Faethon Ceylau’Moris

Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie. Pod ścianą właśnie leżał wykrwawiający się człowiek a w przeciwną stronę uliczki uciekał właśnie jego oprawca. W ułamku sekundy przez umysł Antoniusa przeleciało wiele myśli. Jeżeli się nie pośpieszy wtedy postać ucieknie i nie możliwe będzie odnalezienie jej wśród mas ludzi zamieszkujących tę planetę. Z drugiej strony obawiał się, że w pobliżu może kręcić się więcej niebezpiecznych osobników którzy to mogliby zagrozić bezpieczeństwu jego pracodawcy. Nie czekając długo wyciągnął jeden z pistoletów i strzelił w stronę uciekającego, celując w nogi. W tym samym momencie spojrzał pytająco na szlachcica. Nie było czasu do stracenia, musieli szybko zareagować.
Strzał chybił… o ułamki, które wystarczyły, aby mężczyzna mógł dalej uciekać. Odwrócił się tylko na moment, aby oddać strzał do Antoniusa i Pythona, który również chybił omijając bezpiecznie obu mężczyzn, po czym rzucił się dalej do ucieczki skręcając w odnogę uliczki.
Python skulił się odruchowo na odgłos obu strzałów, ale przytomnie zareagował na spojrzenie Antoniusa, łapiąc go, może zbyt nerwowo za ramię. Pościg nie tylko byłby niebezpieczny dla ich obu w tej nieplanowanej sytuacji, ale też arystokrata odczuwał że bardziej należałoby pomóc ofierze. Odczekał chwilę, wsłuchując się w cichnące odgłosy obijającego podłoże obuwia uciekiniera.
- Pomóżmy mu! - rzucił do Antoniusa i podszedł szybko, ale też ostrożnie i nie wychodząc przed swojego przyjaciela, do umierającego mężczyzny. Przyszli pieszo i tylko we dwóch by działać incognito, mieli może kilkanaście minut spaceru do trzech zaparkowanych samochodów z kilkoma sługami rodu. Python miał pewną wiedzę o ludzkiej anatomii ale nigdzie nie był bliski praktyce Antoniusa w zajmowaniu się rannych, więc ograniczył się do wyjęcia spod płaszcza, z kieszeni marynarki komunikatora i cichego wezwania oczekującego ich transportu, by przybył do nich.
Mężczyzna spojrzał na nich opierając się o ścianę, żeby w końcu osunąć się na śnieg. Kilka kropel krwi spadło na biały puch.
- Pomóżcie… Opłaci się wam… Moja rodzina… Bogata… - przymknął oczy.
Antonius przytrzymał opadającą głowę rannego i ułożył ją delikatnie na ziemi. Z za pasa wyjął sztylet i rozciął nim ubranie postrzelonego. Spod warstw materiału wyłoniła się okropna, rozległa rana która prawdopodobnie była wynikiem trafienia z mniejszej wersji boltguna.
- To nie wygląda dobrze. Jeśli szybko nie otrzyma profesjonalnej pomocy to zbyt długo nie pociągnie.
Odciął od płaszcza nieznajomego pasy tkaniny którymi starał się przewiązać ranę by powstrzymać upływ krwi. Gdy już opatrzył ranę w miarę możliwości zwrócił się do Pythona.
- To nie był pierwszy lepszy bandyta. Broń z której postrzelono tego człowieka nie jest dostępna dla byle kogo. Wyczuwam tu jakiś grubszy spisek. Teraz musimy jak najszybciej przenieść go w jakieś bezpieczne miejsce gdzie będzie mógł się nim zająć profesjonalny medyk.
Antonius opatrując rannego zobaczył, że ten miał i tak dużo szczęścia albo nastąpił istny cud Imperatora, bo pocisk nie wybuchł, a jedynie wbił się w ciało, nie rozszarpując odłamkami tkanki.
- Wezwałem już sługi. Zastanówmy się lepiej, przyjacielu, czy bliżej naszej rezydencji nie znajduje się świątynia lub zakon szpitalników, lub placówka Medicae, cokolwiek! - szlachcic przyklęknął obok rannego, czekając, aż szampierz skończy zakładać prowizoryczny opatrunek. Odnotował sobie w głowie, żeby poprosić rodowego uzdrowiciela o pakunek, w którym na wypadek rany lub zamachu znalazłoby się wszystko, co potrzebne. Zresztą, Antoniusowi również by się to przydało, o ile już przezornie nie był w coś takiego wyposażony. Z jednej strony chyba nie, skoro założył taki opatrunek nieznajomemu, z drugiej szampierz był o wiele starszy od niego i mógł po prostu być o wiele bardziej przezorny. Rozumiał, że Antonius po zakończeniu albo wstanie i z dłonią na broni będzie obserwował wszystko dookoła, albo ruszy zobaczyć czy uciekinier czegoś nie zgubił, ale cokolwiek nie zrobi Python ufał w jego profesjonalizm, większy od jakiejkolwiek wiedzy samego arystokraty jeżeli chodzi o takie sytuacje. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale nieco zbladł biorąc pod uwagę bardziej okoliczności, niż wydarzenie.
- Spróbujemy pomóc, szanowny panie, lecz musisz nam pomóc. Kim jesteś, co się miało miejsce? - zapytał, biorąc jedną dłoń rannego w swoją, próbując nieco go uspokoić i nieco się dowiedzieć.
- Je… Jestem Cornelius Sven… - wydukał mężczyzna. Nazwisko Sven było Pythonowi znane, jako że był to ród jeden z wyższych i zasiadających na ważnym miejscu w Radzie. - Wracałem do domu po pewnej… wizycie… I on mnie zaszedł w uliczce… Strzelił bez ostrzeżenia...
- W dzisiejszych czasach poruszanie się bez ochrony nie jest zbyt rozważnym wyjściem, zwłaszcza na tej planecie. - Ośmielił się wtrącić Antonius. - Jeżeli pan z tego wyjdzie to następnym razem proszę być bardziej przezornym.
- To było bardzo… prywatne spotkane… - przymknął oczy zmęczony.
- Rozumiem. - skinął głową z wymuszonym uśmiechem Python. Mimo słów jedyne o czym myślał, to że ostatnie co by chciał mieć na głowie to przerzucenie na niego winy za śmierć Corneliusa. W duchu westchnął też na brak taktu Antoniusa, ale nie była to jego dziedzina, zaś zdawało się, po prostu był wiecznie profesjonalny. - Proszę na mnie spojrzeć. Nasi słudzy już tu jadą, powinni być za tamtym zakrętem - wskazał drugą ręką jeden z zakrętów, z uliczek i alei górnego kopca, pokrytych śniegiem - Tylko proszę nie zasypiać na śniegu, nie wypada arystokracie na ulicy! - chciał powiedzieć cokolwiek, aczkolwiek wiedział, że istnieje niewielka szansa by jego słowa były w stanie powstrzymać Imperatora przed zabraniem należnej mu, w taki czy inny sposób, duszy. Zerkał co chwila nerwowo, w oczekiwaniu na jakikolwiek znak pojawienia się ich podwładnych, odliczając nerwowo czas i nie chcąc dać umrzeć dostojnikowi.
- Nie zasypiam… Nie zasypiam… - powtarzał mężczyzna, ale jego opadający ton głosu świadczył o czymś przeciwnym.
Mijały długie minuty na improwizowanej pomocy rannemu i w próbach niedopuszczenia do jego zapadnięcia w sen. Kiedy było już prawie pewne, że Cornelius nie dożyje dotarcia pomocy z jednej z uliczek wypadło czterech mężczyzn, w których Python rozpoznał swoje sługi. Dwaj z nich szybko podbiegli do rannego szlachcica ze składanymi noszami, a dwóch podeszło do Pythona.
- Wszystko w porządku mój panie? Jest pan ranny? - zapytał jeden z nich i dodał wskazując na rannego: - Gdzie go zabieramy?
- Musimy jak najszybciej zabrać go do jakiegoś profesjonalnego medyka. Tylko nieście go ostrożnie, nie może być poddawany zbyt gwałtownym ruchom. Musimy się śpieszyć, długo już nie wytrzyma. - Odpowiedział sługom zamiast zdenerwowanego szlachcica, po czym zwrócił się bezpośrednio do niego. - Sądzisz, że powinniśmy już teraz powiadomić kogoś o tym incydencie?
- Tak mi się wydaje… - Python w pewnym otępieniu odprowadził wzrokiem zanoszonego do wozu Corneliusa, zanim się otrząsnął i spojrzał na Antoniusa - Tak, natychmiast poślę gońca do rodu Sven aby poinformował ich o zajściu i powiedział, gdzie mogą znaleźć Corneliusa. Wydaje się też, że respektowniej byłoby zabrać go do siedziby ich, albo naszej, a nie plebejskiego przytułku, ale może to być warte ryzyka, jeżeli ma on jakiekolwiek szanse na przeżycie. Jak oceniasz? Na co się nie zdecydujemy, musimy wnet działać.
Antonius zastanawiał się chwilę po czym odparł. - Sądzę, że powinniśmy go zabrać do najbliższego specjalisty, a gdy jego stan się trochę poprawi przewieźć do rezydencji. Z całym szacunkiem dla szlacheckiego stanu i płynących z niego przywilejów, ale niestety na nic mu się on przyda jeżeli zdąży umrzeć zanim dowieziemy go na miejsce.
- Tak, dlatego pytam, czy są realne szanse na jego przeżycie. - cierpliwie odparł Python, gdy obydwaj podchodzili do pojazdu by wsiąść i podać kierowcy kierunek.
- Pocisk który go trafił jakimś cudem nie wybuchł, tylko tkwi w środku w całości. Gdyby doszło do wybuchu to prawdopodobnie już by nie żył. Nie jestem lekarzem żeby stwierdzić czy przeżyje na pewno, ale samo to, że jeszcze żyje jest już samo w sobie cudem. Musimy jak najszybciej zawieźć go do medyka i po prostu czekać. Może Bóg-Imperator ześle nam kolejny cud i uda mu się przeżyć.
- Spróbujemy. - skinął głową młody szlachcic, a wsiadając rzucił do kierowcy - Kieruj się do szpitala świętego Herodotha, czym prędzej!
Kierowca usłuchał bez zbędnych pytań. Wcisnął pedał gazu i ruszyli byle prędzej, byle prędzej… Niestety nie mogli zbytnio przesadzać z szybkością już nie tyle ze względu na prawo (bi te i tak zapewne przynajmniej naginali) co ze względu na rannego, któremu zbyt mocne szarpnięcia mogły tylko zaszkodzić. Gdzieś w połowie drogi do szpitala Cornelius stracił przytomność, a to nie był dobry znak.
Jechali czując, jak śmierć dyszy im w karki. Nie mogli mieć pewności czy chociażby dowiozą szlachcica jeszcze żywego, czy będzie to po prostu droga do kostnicy. Niemniej żaden z mężczyzn nie zamierzał odpuścić i jedynie liczyli cenne sekundy, których było coraz mniej.
W końcu dotarli na miejsce.
Dwaj słudzy Pythona sprawnie wynieśli rannego na noszach i zanieśli go do środka szpitala. Kiedy Python i Antonius przekroczyli próg tego miejsca zobaczyli jak słudzy oddają nieszczęśnika w ręce lekarzy, po czym jednemu z nich wskazują swojego pracodawcę. Lekarz bez zwłoki poszedł do obu mężczyzn i powiedział:
- Co się stało?
- Nastąpił zamach na wysoce urodzonego. Oddam opis w ręce mojego przyjaciela, który lepiej jest rozeznany w sytuacji. - Spojrzał w oczy Antoniusowi i klepnął go w bark, po czym odszedł na bok i ruszył na chwilę na zewnątrz, wierząc, że ten podoła sytuacji. Musiał nie tylko pochłonąć, ale chciał też skontaktować się z kimkolwiek z rodu Sven i osobiście poinformować o zaistniałej sytuacji i miejscu pobytu Corneliusa. Wiedział, że w ten sposób lepiej to wypadnie.
- Zobaczymy się na zewnątrz… - rzucił, podciągając futrzany kołnierz płaszcza i wychodząc.
Antonius szybko przeszedł do opisu zdarzenia. - Poszkodowany został postrzelony w brzuch, prawdopodobnie z pistoletu bolterowego. Pocisk jednak jakimś cudem nie wybuchł, a tylko wbił się w ciało uszkadzając tkanki. Na miejscu zdarzenia wykonałem prowizoryczny opatrunek by powstrzymać upływ krwi. Staraliśmy się jak najszybciej dostarczyć rannego w wykwalifikowane ręce, teraz wszystko spoczywa na was. Pamiętajcie, że jest to osoba wysokiego rodu i bardzo nam zależy na tym żeby przeżył. - Powiedział co miał do powiedzenia lekarzowi, a następnie skinął na jednego z pozostałych sług Pythona i rozkazał mu czekać tu na informacje o stanie zdrowia pacjenta, sam zaś udał się za swoim pracodawcą na zewnątrz budynku.
- Zrobimy co w naszej mocy - Antonius jeszcze usłyszał od lekarza. - Tak jak dla każdego, nieważne od urodzenia.
Wychodząc z budynku skierował się w stronę czekającego tam szlachcica. I przekazał mu zapewnienia lekarzy. Python czekał przy ich ekskluzywnym transporcie, oparty o maskę, paląc długi lho-skręt. Obejrzał się na szampierza z wymuszonym uśmiechem, bledszy niż zwykle.
- Co powiedzieli?
- Postarają się zrobić co w ich mocy, ale jeszcze nic nie jest pewne. Kazałem jednemu z Twoich sług by został w środku i zawiadomił nas jeśli coś już będzie wiadomo.
- Bardzo słusznie. Myślę, że poczekamy w okolicy na kogoś przynależącego do jego wielkiego rodu. Nietaktem byłoby pozostawić go w takim miejscu bez towarzystwa osób naszego urodzenia i kompetencji… - zaciągnął się, nie słuchając nawet co mówił - Myślisz, że to był on?
- Chodzi Ci o tego zabójcę? No cóż, to bardzo możliwe. Zaatakowana została kolejna ważna osoba. Poza tym Cornelius mówił, że wracał z jakiegoś bardzo prywatnego spotkania. To niby dość powszechne wśród wysoko urodzonych osób, ale mimo wszystko udawać się na takie spotkania bez żadnej ochrony? Coś mi tu śmierdzi grubszym spiskiem. Byłoby dla nas dużą stratą jeśli ten człowiek by umarł. Myślę, że jeżeli chcemy dowiedzieć się czegoś więcej o tej sprawie to powinieneś spróbować wyciągnąć coś z niego, jeśli oczywiście uda mu się przeżyć.
- Chciałbym żeby przeżył. Na pewno przyjaźń rodu Sven byłaby wielce pomocnym atutem na możliwą do przewidzenia przyszłość. - odparł bez przekonania Python - Chociaż… Czy nie wracamy z pustymi rękoma właśnie od potencjalnego sojusznika?
- No cóż, w czasach niepokoju, nawet potencjalni sojusznicy mogą o Tobie zapomnieć, lub nawet okazać się wrogami. Mimo wszystko wydaje mi się, że uratowanie życia stworzy mocniejszą więź niż zwykłe szlacheckie powiązania między rodami. Dobrze będzie jeśli wyciągniesz z tej naszej nowej znajmości jakieś korzyści.
- Moja korzyść jest twoją korzyścią. - uśmiechnął się młody dziedzic Ceylau’Moris - Zwyczajnie, do mojej duszy wkrada się podejrzenie, iż zanim zdążymy z pajęczyny świadków i sojuszników wydobyć działanie którym rozpoznamy, a co dopiero zgładzimy sprawcę, dawno już wszyscy będziemy biesiadować u Imperatora, lub korzyć się przed nim za naszą małość i nieudolność...
- Zawsze istnieje szansa, że nikt z nas nie dożyje końca tego śledztwa, ale ryzyko to podjęliśmy świadomie więc musimy się liczyć z tego konsekwencjami. Nie bądźmy jednak też całkowitymi pesymistami. Mimo wszystko jesteśmy ludźmi. Tak łatwo się nie poddajemy.
- Wciąż, uważam, że powinniśmy zrobić coś niesłychanego, czego po prostu się nie robi, a zarazem coś o wiele skuteczniejszego niż próba utworzenia sojuszu zdesperowanych arystokratów próbujących zgładzić łowcę wysoce urodzonych...
- Może czas się zwrócić do osób z poza grona samej arystokracji? Świat arystokracji mimo swojego przepychu i wyniosłości jest raczej w pewnym sensie dość ograniczony. Sądzę, że sporo tracimy ograniczając poszukiwanie sojuszników tylko do osób wysoko urodzonych. Na znajomości z niektórymi osobami, nawet niższymi stanem naprawdę można sporo zyskać.
- Myślę, że powinniśmy skontaktować się z Imperialną Administracją. - rzucił śmiało Python, rozwijając od razu myśl - Zdaję sobie sprawę, jak będą niechętni ingerencji kogokolwiek z lokalnej sceny arystokratycznej, ale jestem pewien, że ktoś prowadzi bardziej oficjalne śledztwo. Może Adeptus Arbites… A może ktoś z Administratum. Dla nich jesteśmy cywilami, no i nie będą na nas mile patrzeć jako w większości nisko urodzeni, lecz… - wzruszył ramionami i spojrzał na szampierza - Mają wszelkie środki po temu, by załatwić to sprawnie.
- Jeśli chcemy dojść do sedna sprawy to nawiązanie kontaktu z którąś z instytucji mogących prowadzić śledztwo w tej sprawie jest wręcz koniecznością. Domyślam się, że nie przywitają nas z otwartymi ramionami, ale może akurat będą potrzebować pomocy przy śledztwie. Zawsze warto spróbować.
- Aczkolwiek… - uśmiechnął się Python, nieco zamyślony - Właśnie aby uniknąć tego typu utrudnień, i dla bezpieczeństwa śledczych, ta informacja jest niejawna. Na marne wyszłoby, udać się do gubernatora lub siedziby Administratum. Mam pewien koncept, mój ród kiedyś współpracował z kimś, kto może nam pomóc. Chciałbym, abyś wrócił do siedziby i zaprzągł emisariuszy, informatorów, kogo trzeba by się z nim skontaktować i by zaaranżował dla nas możliwość spotkania ze śledczymi. Nie musi znać celu. Ja bym tu został aż przybędzie ktoś z rodu Sven, i być może Cornelius odzyska jeszcze przytomność. Jak znajdujesz ten plan?
- Dobrze, tylko uważaj na siebie. Niby w tak zatłoczonym miejscu nikt nie powinien kogoś atakować, ale kto wie, dzisiejsze czasy przynoszą naprawdę wiele niespodzianek. Daj mi namiary na tę osobę i postaram się załatwić to jak najszybciej.
- Jestem pewien, że wkrótce zaroi się tutaj od żołnierzy rodowych Sven. Będę w porządku. - zgasił długi skręt o śnieg na masce - Nazywa się Sieghard Kehller. Nie jestem pewien, ale wydaje się, że był kiedyś arbitrem, w każdym razie wie dużo o wszystkim, o czym my moglibyśmy nie wiedzieć. Nie oczekiwałbym po nim manier, dobrego smaku czy uprzejmości, ale o ile szczerze zaoferujesz mu dużo pieniędzy, a chciałbym żeby tak właśnie się stało, niewątpliwie będziesz mógł mu zaufać. Jak już mówiłem, współpracował kiedyś rodem Ceylau’Moris.
- W takim razie wyruszam już teraz. Postaram się szybko nawiązać z nim kontakt. Życzysz sobie spotkać się z nim osobiście, czy może mam mu po prostu przekazać by postarał się żeby dopuszczono nas jakoś do śledztwa?
- Zostawię tę decyzję jemu, za twoją opinią po spotkaniu z nim. Ufam twojemu doświadczeniu w tej materii.
 

Ostatnio edytowane przez -2- : 02-12-2013 o 19:00.
-2- jest offline