Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2013, 15:00   #117
Azrael1022
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Pluton Bractwa wpadł do katedry, kiedy było już po wszystkim. W środku zobaczyli wyłącznie trupy stworów legionu ciemności oraz truchło biskupa-heretyka. Mortyfikatorzy prezentowali się zaiste wspaniale w nowiutkich, błyszczących pancerzach. Z wypolerowaną bronią i eleganckimi płaszczami wyglądali jakby dopiero co zeszli z plakatu rekrutacyjnego. Nic dziwnego, gdy Team Six walczył w obronie Venenburga, oni siedzieli dziesiątki mil od epicentrum burzy kałowej, dlatego też nie pobrudzili sobie rąk. Od czyszczenia brudów mieli drużyny Kartelu.
Dunsirn bez oporów celował między czerwone wizjery hełmu mortyfikatora, zastanawiając się kto pierwszy pociągnie za spust.
Rzućcie broń! – rozkazał inkwizytor. Imperialczyk niechętnie schował pistolet do kabury, jednak członkowie Bractwa nadal mierzyli do niego z Justifierów.
Zabić ich? – pytanie zawisło w cuchnącym kordytem i spalonymi zwłokami wnętrzu katedry.
Nie, zabierzcie drużynę szóstą do bazy i przesłuchajcie. Mogą posiadać cenne informacje – inkwizytor miał chyba dobry humor, co jednak wcale nie oznaczało uwielbienia ani wdzięczności dla ludzi, którzy zabili Soloniusa.
Medevac – lewitujący znawca sztuki wykazał się największym rozsądkiem i pragmatycznym podejściem – powtarzam, medevac, pięć osób rannych, w tym jedna ciężko. Kierujcie się na moją pozycję w Miracle i wylądujcie na placu katedralnym. Niech moc Kardynała was nie opuszcza.


[…]Po odbiciu biskupa Soloniusa ze stacji metra Grande, gdzie duchowny był przetrzymywany, Drużyna Szósta udała się do najwyższego wieżowca w mieście, aby wezwać transport i uzgodnić czas i miejsce ewakuacji. Niestety, nadchodząca burza pokrzyżowała te plany – nie udało się nawiązać łączności. Szeregowy Cervantes odebrał tylko wezwanie, aby nie zbliżać się do jakiegoś miejsca w Venenburgu, nie udało mu się ustalić gdzie dokładnie – założyliśmy, że chodzi o oblężone koszary Bauhausu. Wtedy Cervantes został zaatakowany przez snajpera, którego zdjęła szeregowa Thorne /potwierdzone śmiertelne trafienie – tancerz z Callisto/. W tej sytuacji biskup Solonius zaproponował, że może połączyć się z mistykami Bractwa wykorzystując artefakty znajdujące się w katedrze Miracle, i w taki sposób wezwać transportowiec. Niezwłocznie ruszyliśmy w tamtym kierunku, po drodze jednak zostaliśmy zaatakowani przez należącego do Kartelu robota bojowego klasy Eradicator, który najwyraźniej miał jakiś błąd w oprogramowaniu. Po wyeliminowaniu maszyny /potwierdzone zniszczenie – Eradicator/, udaliśmy się do katedry, gdzie zostaliśmy zaatakowani przez kultystów /potwierdzone trafienia śmiertelne – 14 kultystów Legionu/, i potężniejsze stwory wychodzące z czarnego portalu umieszczonego nad ołtarzem /potwierdzone trafienia śmiertelne – Metropolitański Prorok, Kritana, gigantyczny skorpion, technomanta Dmnogonisa, dwóch innych wojowników/. Podczas tej walki od nieprzyjacielskiego ognia zginął biskup Solonius.[…]

- Dobrze, panie Dunsirn. Teraz jest to akceptowalna wersja raportu. Nie można było napisać tak za pierwszym razem? Oszczędziłby pan sobie trudu. No cóż, jak to się mówi – do trzech razy sztuka, nieprawdaż? – inkwizytor Hamond zdawkowo wyraził swoje zadowolenie. Derrna zaczął denerwować protekcjonalny zwrot „panie Dunsirn”.
- Panie Hamond – krew jakby odpłynęła z twarzy inkwizytora a jego usta zwęziły się do wąskiej, bladoczerwonej linii – ja również jestem wniebowzięty, że mogłem napisać tak fantastyczny raport operacyjny. A teraz, czy mógłby pan poprzeć mój wniosek do majora Wielanda o przywrócenie całemu Teamowi Six poprzednich stopni wojskowych? Byłbym bardzo rad, bo jak to się mówi, nosił wilk razy kilka, donieśli i na wilka.
- Co ty pieprzysz, Dunsirn? Sugerujesz, że skłamałeś w raporcie opatrzonym swoim własnym nazwiskiem? Że to, co napisałeś nie jest prawdą?
- Prawda, panie Hamond? Prawda? Nie ma takiej! Rusty wstał z krzesła – Miłego dnia i proszę pamiętać o podaniu do majora. Tymczasem.
- Dunsirn, wracaj tu bo złożę na ciebie oficjalną skargę! – w głosie inkwizytora dało się słyszeć wyraźne uderzenia mocy.
- Mam w dupie skargi. I tak moja teczka jest ich pełna.


Bractwo. Święci wojownicy chroniący ludzkość przed zakusami i potęgą Legionu Ciemności. Organizacją kierują najwybitniejsze umysły, najbardziej światli mężowie… czy aby na pewno? Jak zepsutą musi być ta organizacja, skoro na samym szczycie cyrku dzieją się takie rzeczy? Derrenowi pozostało wierzyć, że zdrada biskupa Soloniusa to tylko jednorazowy incydent, coś, co nie ma prawa się nigdy powtórzyć. A co jeżeli? Widząc wprawę, z jaką Bractwo tuszowało sprawę, szanse uzyskania informacji o innych tego typu wpadkach były znikome.

Rusty czuł obrzydzenie i pogardę dla biskupa. Nienawidził jego słabości, braku charakteru i silnej woli. Duchowny był tchórzem, karierowiczem, leniem poszukującym łatwych rozwiązań i szybkiego uzyskania potęgi. Był też głupcem, który uwierzył w kłamstwa nefrytów. Dla swojego kaprysu gotów był poświęcić całą planetę. Rozpamiętując całą sytuację, Derren stwierdził jednak, że obrzydzenie dla zdrajcy bierze się z jego własnego strachu. Strachu przed załamaniem się, przed poddaniem mrocznym podszeptom. Solonius im uległ, mógł ulec im każdy. Rusty był dowódcą i spoczywał na nim obowiązek dawania dobrego przykładu. Z wyższą szarżą wiązała się większa odpowiedzialność. Niedopuszczalne było okazywanie strachu czy słabości, gdyż niszczyło to morale całego oddziału. Imperialczyk obawiał się, że pewnego dnia Legionowi uda się zasiać ziarno wątpliwości w jego umyśle i to pociągnie na dno całą drużynę. I to właśnie tej potencjalnej słabości brzydził się najbardziej, nie tej okazanej przez Soloniusa.


Dunsirna cały czas nurtowało pytanie – dlaczego jeszcze żyje? Zabijanie żołnierzy Kartelu w świętym miejscu na Wenus nie leżało zapewne w orbicie zainteresowań inkwizytorów, ale poza murami katedry, a zwłaszcza w cuchnących krwią i uryną kazamatach Drugiego Zakonu, członkowie drużyny byli jak na widelcu. Po wysondowaniu im umysłów – kolejny raz w ciągu tygodnia – zostali zwolnieni z braku dowodów ich winy. Wypuszczeni, nie zabici… Nie uciszeni na zawsze pod jakimś mniej lub bardziej zmyślonym pretekstem. To było w tym wszystkim najdziwniejsze.
Może Bractwo potrzebowało takiego plutonu? Żołnierzy, po których nikt nie zapłacze, których wysyła się na samobójcze misje, traktuje jak mięso armatnie. Derren nie oszukiwał się - w każdej armii, w każdym oddziale był ktoś z góry spisany na straty. Wyznaczenie go należało do dowódcy, który na chłodno kalkulował kto jest najsłabszym ogniwem, kto pójdzie na szpicy przez pole minowe. Teraz szpicą miała zostać drużyna szósta. Szpicą bardzo niebezpieczną, posiadającą informacje zdolne potrząsnąć fundamentami najpotężniejszej organizacji ludzkości.
Rusty spisał wszystkie racje na arkuszu papieru, po lewej wyszczególniając przydatność bojową teamu, po prawej zagrożenia jakie sprawia. Za i przeciw. Życie i śmierć. Protekcja i egzekucja. Myślał, oglądał, kalkulował. Spojrzał na ostateczny wynik i wtedy olśnienie uderzyło go jak obuchem. Zrozumiał i zaczął się modlić, dziękując Natanielowi za cud życia.

 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 23-11-2013 o 15:07.
Azrael1022 jest offline