Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2013, 21:27   #23
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 11:45 czasu lokalnego
Wtorek, 11 styczeń 2049
Neiva, Kolumbia


Alker spokojnie przyglądał się temu "przepakunkowi", przyklejając na każdą walizkę, do której wkładali broń, jakieś kodowe nalepki. Słysząc słowa Pauli, uniósł wzrok i uśmiechnął się do dziewczyny.
- Nie musisz, chyba, że są mniej typowe, czyli drogie. Na takie mogą się połasić, zwykłych nie ruszą, bo tam większość ludzi jakieś żelazo zwozi - tu skierował spojrzenie na JP. Przyglądał się paniom całkiem uważnie, ale czy można było mieć do niego o to pretensje? - Nielegalny na pewno nie jest, ale proponowałbym przełożenie go do bagażu podręcznego, trzymanego ciągle przy sobie. To zresztą tyczy się was wszystkich - małą elektronikę lepiej mieć przy sobie zawsze i uważać, by nie ukradli. Jak już się przepakujecie, nadajcie normalny bagaż i pomóżcie mi z tym specjalnym.
W holograficznej technologii miniaturyzacja poszła w końcu nawet w stronę ekstremum, ale wielkość urządzeń zwykle była dowolna. Cały interfejs i tak pojawiał się sam w powietrzu, zaraz po uruchomieniu.

Nadali bagaż, a potem Timothy zrobił to samo z oklejonymi walizkami, które dostały jeszcze po kilka różnych oznaczeń i specjalnych zabezpieczeń uniemożliwiających otwarcie. Detektyw przekazał im wkrótce magnetyczne klucze do nich.
- Będziecie się musieli po to zgłosić do ochrony lub kogoś z obsługi lotniska. Przekaz w stylu korporacyjnym, raczej nie są tak głupi, by go ruszyć.
Wywołano ich lot, więc Alker tylko uniósł dłoń i raz jeszcze się uśmiechnął.
- Powodzenia. Będę was informował, jeśli dowiem się czegoś tu w Stanach.

Reszta podróży, łącznie z wsiadaniem do samolotu, lotem i lądowaniem, przebiegała bez żadnych zakłóceń. Może prócz faktu, że należący do kolumbijskich linii lotniczych stalowy ptaszek, jakby go tak porównać właśnie do tych zwierząt, to mógłby być określony jako staruszek i to taki, przy którym się mówi "to on jeszcze żyje?!". Leciwy, mały Boeing utrzymany był znośnie, ale lata jego świetności przypadały na lata 20 dwudziestego pierwszego wieku.
Do plusów zdecydowanie musieli więc zaliczyć fakt, że udało im się dolecieć do celu.

Neiva było prostym, rzemieślniczym, obecnie prawie pięćset tysięcznym miastem, określanym jako mało bezpieczne i zaściankowe. Klimat był tu parny i gorący, poczuli to od razu po wyjściu z samolotu na nowym, liczącym sobie tylko osiem lat lotnisku. Wybudowane najtańszym kosztem, na nowe co prawda nie wyglądało, ale wyczytali o tym fakcie w internecie. Stał tu tylko jeden hangar pełniący rolę terminalu, i tam ich właśnie skierowano. Najpierw do odbioru bagażu, do którego dostęp mieli tylko przylatujący. Strefa dla reszty znajdowała się dalej, więc jeszcze nie mieli co rozglądać się za przewodnikiem. Mogli za to odbierać swój zwykły bagaż i chociaż trwało to długo, wreszcie im się udało. Został tylko ten "specjalny".
Cóż, prawie wszystkim się udało. Sue nadal nie dostała swojego plecaka, a bagaże przestały się pojawiać na taśmie już jakiś czas temu.



Godzina 10:27 czasu lokalnego
Wtorek, 11 styczeń 2049
Droga na Pubenze, Kolumbia


Marco jechał spokojnie i nawet podróżując w pełni zgodnie z przepisami wiedział, że zdąży na czas. Ruch nie był duży, chociaż koło Neivy wjechał w jeden nieprzyjemny korek, to uratował się małym objazdem pokazanym przez GPS. W końcu na razie nie musiał odwiedzać tego miasta, a szosa na Palermo była przejezdna. Z nawigacją satelitarną wszystko stawało się proste, nawet jeśli człowiek nie znał okolicy. Zjechał ku Pubenze, na znacznie gorzej utrzymaną szutrową drogę, może nawet dróżkę, to prowadzącą w górę, to w dół.
Nie trwało długo, jak dojrzał zieloną, wielką rezydencję. Mieszkał tu ktoś, kto nieźle się dorobił, pytanie tylko na czym. Przesyłka, którą wiózł, kilka razy wyraźnie uderzyła o dno skrytki. To nie mogły być omamy słuchowe, ani stukanie samego samochodu. Choć oczywiście w swojej głowie na to mógł to zwalić.

Zjechał w alejkę, po bokach której rosły dobrze utrzymane, młode drzewka i przejechał przez otwierającą się bramę. Spodziewano się go, pewnie widziano już z daleka, bowiem dom znajdował się na najwyższym w okolicy wzniesieniu. Przed dom wyszedł wielki mięśniak z karabinem w dłoni, oraz starszy człowiek, siwy już, z postrzępionym wąsem i w nieskazitelnie białym ubraniu. Podszedł do tyłu, a ten pierwszy dał znak, by otworzyć bagażnik i nie wychodzić z samochodu. Nie bardzo było wyjście, więc staruszek wkrótce zaglądał do bagażnika. Coś mruknął.
- A gdzie schowała się moja Monique? Hm... może tutaj? - musiał wiedzieć co nieco, bo tylko opukał bagażnik i szybko znalazł tajną skrytkę. Ruiz usłyszał jak ją otwiera, łamie plombę i otwiera zamek. - Och, moje maleństwo. Ależ nieładnie cię związali. Zaraz coś zaradzimy... - Zaczął coś tam robić, zasłonięty przez siedzenia i otwarty bagażnik. Ciągle trzymał "przesyłkę" w bagażniku SUV-a. - Och, kochanie, nie wyrywaj się, już wszystko dobrze. Młodzieńcze - tu zwrócił się do Ruiza i wychylił się tak, by jego twarz widoczna była w lusterku - Może jesteś zainteresowany wziąć coś z powrotem? Gilberto, zapłać panu.
Mięśniak wyjął banknoty z kieszeni. W dobie elektronicznej gotówki, pesos ciągle było w Kolumbii używane w starej formie. Tylko Eurodolary w gotówce nie pojawiały się prawie nigdy.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 23-11-2013 o 22:06.
Sekal jest offline