Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2013, 22:53   #118
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Ewakuacja była o tyle miła że zabrali ich z Katedry oraz miasta. Cała reszta była jedną wielką paranoją. To go nawet za specjalnie nie zdziwiło, w końcu mieli do czynienia z bractwem. Najpotężniejsza siła poza korporacjami, najbardziej tajemnicza, najmniej rozumiana, najbardziej zaślepiona. Capitol nie chciał widzieć jak na ich planecie powstaje cytadela, z kolei bractwo, na co dzień stykało się z przejawami mrocznej harmonii i próbowało niszczyć wszystko, co nie mieściło się w ich bardzo wąskim rozumieniu tego co dopuszczalne. Uwielbiali zabijać i palić za drzazgę w oku bliźniego a jednocześnie nie zauważali belki w swoim. Nie było to nic dziwnego, jedynie z ich pozycji mogło być dla niewinnych ofiar o wiele bardziej zabójcze.


Tak więc znowu trafił do lochów inkwizycji. Jego mała cierpliwość już dawno się wyczerpała. Co prawda wyciągnęli z niego wszystkie szrapnele i pozszywali go jak trzeba, jednak nikt nie przejmował się tym, żeby w okolicy pojawiło się piwo, czy też cokolwiek więcej niż woda i podobne do papki posiłki. Może faktycznie powinien był się przyłączyć do legionu, tam przynajmniej nie było biurokracji. Nie było też piwa, muzyki a jak widać panienki miały jeszcze gorszy problem z makijażem niż najmocniej upudrowane dziwki z dzielnicy czerwonych latarń. Z tej perspektywy wybór już nie był taki ciężki. Czekały go jeszcze zeznania przed trybunałem. Znał mniej więcej procedurę, przechodził już przez coś podobnego. Złożył zeznania obciążające Soloniusa wystarczająco wiele razy by ktoś mało kulturalny przyszedł z bardziej politycznie poprawną wersją zdarzeń i zawoalowaną sugestią, że bractwo wie gdzie mieszkają rodzice Corteza. Te oczywiście podpisał, ładną parafką, wraz z datami w których został uznany za martwego. Miał głęboko w poszanowaniu to co było na papierze, równie dobrze co sami inkwizytorzy wiedział że to wszystko jedynie szopka, która miała zostać upubliczniona. Przecież nikt nie może zacząć wątpić w inkwizycję, bo to byłby koniec. Przynajmniej tyle dobrze, że się ich nie pozbyli, najwyraźniej w Miracle faktycznie zdarzył się cud.



Papiery jakie podpisywał na koniec powiedziały mu w zasadzie wszystko. Była klauzula milczenia, była podwyżka, nie było kulki w potylicę lub publicznej egzekucji. Mogło być o wiele gorzej, co prawda po raz kolejny system wystawił go do wiatru tylko po to, żeby zakryć czyjeś błędy. Przyzwyczaił się. Do Weilanda nic nie powiedział, zaczął się tylko bawić zapalniczką, patrząc na niego spokojnie. Zdawało się że rozumiał co może chodzić po głowie Cervantesa.

W barakach było pusto... biorąc pod uwagę że z szkolących się ludzi przetrwał tylko team six mógł mieć coś z tym wspólnego. Jednak los pozostałych oddziałów jakoś mało obchodził Corteza. Siedział spokojnie na dachu i popijał przeciwbólowe piwem. Lekarze jak zwykle dziwili się jakim cudem Puszka jeszcze jest w jednym kawałku, nie wspominając już o chodzeniu. Podwyższone pobory miały jeden ogromny plus. Można było je spokojnie przepić. Zastanawiał się jakie brednie major naopowiada nowym rekrutom na temat zespołu szóstego. Między korporacyjnej maszyny do zadań idiotycznie samobójczych i jakie zadania im będą teraz przypadać w udziale. Dalsze sprzątanie po bractwie, czy może tym razem coś mniej samobójczego. Wątpił. Dopił piwo i zaczął rwać aluminium opakowania na wstążki.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline