Marco przyjął banknoty nie przeliczając, to byłaby obraza.
- Mógłbym - odpowiedział odbiciu starszego pana w lusterku - ale nie jadę prosto do Bogoty, przynajmniej nie dzisiaj, señor. Ale możemy się umówić na później, jeśli to nie pilne. Wolałbym nie wozić ich za długo, żeby towar nie stracił świeżości - uśmiechnął się porozumiewawczo. - Nawet jadąc prosto z Bogoty to trwa trochę za długo. A ta torba jest do niczego. Jeśli pan pozwoli pokażę, o co mi chodzi - Marco powoli, by nie prowokować mięśniaka, uchylił drzwi auta, jednak nie wychodził, czekając na pozwolenie. |