Mięśniak niemal od niechcenia zatrzymał kolbą karabinu ruch otwieranych drzwi, pokręcił głową, za to wyjął tradycyjne papierosy i podsunął Ruizowi, częstując go nimi. Najwyraźniej szef nie lubił przeszkadzaczy. Wyjął torbę z samochodu, stękając przy tym z wysiłku.
- Już cię uwalniam kochanie, jeszcze chwileczkę.
Chyba zaczął przecinać coś nożem, ale jego słowa kierowane do Marco zagłuszały w większości ten dźwięk.
- Nie, nie do Bogoty, joven. Do Pasto, zaraz przy granicy. Czeka to już całkiem długo, może poczekać jeszcze trochę. Strasznie nie ufam tym pasożytom w dopasowanych strojach. Widziałeś jak oni szybko jeżdżą?
Nagle wrócił spojrzeniem i swoją uwagą do "przesyłki". Przeciął kolejny węzeł.
- No już, doskonale. Proszę, mówiłem, że zaraz pomogę - mówił to radosnym, spokojnym głosem, jakim często przemawia się do dzieci.
Owa Monique, chyba pozbawiona jakiegoś rodzaju knebla, najwyraźniej postanowiła mu
odpowiedzieć.