Podziękowała detektywowi za informacje choć i tak zawsze najcenniejsze rzeczy nosiła przy sobie w bagażu podręcznym. Zauważyła jak śledzi je wzrokiem i wyraźnie prowokacyjnie poruszała biodrami. Gdy się żegnał podeszła do niego i nachyliwszy się do jego ucha tak blisko, że jej całkiem spory biust otarł się o jego ubranie powiedziała kokieteryjnie:
-
Szkoda, że to ty nie jedziesz z nami zamiast tego wielkoluda...
Chciała wyraźnie jeszcze coś dodać, ale odezwał się jej holofon. Odebrała odsuwając się nieznacznie.
-
Co ty do cholery robisz w Houston JP. Miałaś być z tym palantem, swoim ojcem w NYC! - Zanim zdążyła ściszyć przekaz wszyscy usłyszeli wyraźnie niezadowolony, lekko schrypnięty męski głos, który prawdopodobnie należał do starszego mężczyzny.
-
Dziadku! - Zarumieniona dziewczyna odsunęła się od reszty towarzystwa i dopiero wtedy odpowiedziała na tyle cicho, by nikt nie mógł jej słyszeć. - Nie traktuj mnie jak małej dziewczynki.
-
Twoja matkę traktowałem jak dorosłą i co z tego wynikło?
- Nie jestem mamą! - Judy nie wyglądała na zadowoloną z przebiegu rozmowy. -
To tylko krótka wyprawa. Niedługo wrócę. Przyjadę do was i opowiem ci ile fantastycznych rzeczy widziałam w Centrum – Wiedziała z doświadczenia, ze zmiana tematu zawsze najlepiej skutkuje –
Szkoda, że nie było cię tu ze mną. Może wybierzemy się... - Jeszcze przez chwilę zarzucała go potokiem informacji o atrakcjach stolicy Teksasu. Gdy w końcu przerwała usłyszała już bardziej ugodowy ton:
-
Dobrze już dobrze. Uważaj na siebie dziewczyno.
- Tak, będę uważać. Kocham cię dziadku. ***
Lot przebiegł w miarę spokojnie. Na JP nie robiły wielkiego wrażenia turbulencje, które dość często wstrząsały samolotem. Z szacunkiem myślała o pilotach, którzy tak dobrze radzą sobie z niezbyt nowoczesnym sprzętem. Zarówno start jak i lądowanie odbyły się po mistrzowsku. Była tylko nieco rozczarowana, że jako pasażer nie może zobaczyć sobie kabiny pilotów.
***
Bez problemu odebrali swoje zwykłe bagaże, tak przynajmniej myślała do momentu, gdy skończyły się na taśmie, a jedna z dziewcząt, ta rudowłosa której imienia nie mogła sobie przypomnieć co było dziwne, bo zazwyczaj pamiętała ludzi, którzy jej się przedstawiali, została bez plecaka.
-
Chyba musisz się zgłosić do odprawy lotniska i wyjaśnić sytuację – powiedziała do niej uśmiechając się przyjaźnie –
My w tym czasie odbierzemy specjalny ładunek.
W tym momencie ponownie rozdzwonił się jej holofon. Nauczona doświadczeniem nie odebrała go zanim nie odsunęła się od pozostałych. Dobrze zrobiła, bo pierwsze słowa, które z niego popłynęły były jak deja vu:
-
Co ty do cholery robisz w Kolumbii!? Miałaś tylko lecieć do Houston!
- Hej Thomas. – Odpowiedziała na pozór spokojnie, choć wyraźnie nie była zadowolona z tej rozmowy –
Ślad porwanych dziewczyn prowadzi właśnie tutaj, więc musimy to sprawdzić?
- My? - Zapytał wyraźnie podejrzliwie.
-
Ekipa, która wraz ze mną zajmuje się tym zadaniem.
- Kim oni są?
- Nie będę ci się tłumaczyła z każdego kroku. – Tym razem była już naprawdę zła –
A tak w ogóle skąd wiesz, że jestem w Kolumbii? - Zaczęła kontratak.
-
Masz namierzanie w holofonie.
Sapnęła z oburzenia, ale zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek jej rozmówca kontynuował:
-
I nie waż się go pozbywać, być może dzięki temu uratuję twoją nieodpowiedzialna dupę gdyby coś się stało! - Thomas także był wściekły. Słyszała to w jego głosie. Nieczęsto udawało jej się doprowadzić go do takiego stanu. Punkt dla niej, więc była w stanie wybaczyć mu to wykroczenie na jej wolności osobistej.
-
Dobrze, dobrze – powiedziała ugodowo. Nie chciała by tu przyjechał i narobił jej obciachu.
-
Będę cię codziennie informować o przebiegu poszukiwań ok?
Przez chwile po drugie stronie trwała cisza. W końcu jednak usłyszała głębokie westchnienie.
-
Ok. Raport codziennie do godziny 10 p.m czasu NYC.
Już miała się rozłączyć gdy usłyszała jeszcze:
-
Uważaj na siebie Słonko. - Prychnęła i wyłączyła telefon.