Kulki świstały ponad głową, jeden po drugim ochroniarze Jin-Tieo kładli się pokotem. Felipa spojrzała na mały rewolwer nie kryjąc zawodu.
- En serio? - minę miała taką jakby sprzedał jej przed chwilą mało śmieszny dowcip.
Jednemu z napastników zaciął się pistolet ale czy to coś zmieniało? Mogłaby go co prawda zdjąć ale pozostali podziurawią ją jak sito. I Waylanda przy okazji...
Nie mogła zrobić nic jak patrzeć na czołgającego się w stronę zaplecza Jin-Tieo i czekać. Czekać aż zrobią swoje i się ulotnią. Nie ma nic gorszego niż totalna bezsilność...
Ponoć przed śmercią całe życie przelatuje ci przed oczami. Nie wiedziała co czuł Jin-Tieo ale przez nią samą przepłynął strumień wspomnień dotyczących wujka, Jin-Tieo, Hana... Coś na dzielnicy bezpowrotnie się kończyło. Felipa wyciągnęła dłoń w stronę rannego mężczyzny, nie odrywała od niego wzroku. To był jedyny gest pocieszenia i otuchy jaki mogła mu zapewnić w ostatnich sekundach życia i cholernie źle się z tym czuła... |