Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2013, 21:39   #12
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Shoshanna była mocno zdeterminowana, żeby ostrzec farmerów, nawet pomimo tego, że odmówili im pomocy. Akurat jeden z młodszych mężczyzn przyniósł Charlesowi dwa plastikowe pojemniki z czystą wodą. Nie było tego dużo, ledwo ze dwa galony. Kobieta zwróciła się do najstarszego z farmerów, tego z którym próbował rozmawiać prawnik.

Był chyba zaskoczony rewelacjami panny Lerman, na jej pytania odpowiedział: - Radio? Prąd padł na czwarty dzień po wybuchu epidemii w Lexington, tam niedaleko była elektrownia, a generator i zapasy paliwa oszczędzamy na najważniejsze potrzeby. W telewizji też chaos, Lexington chyba nie było jedyne. Ja wygląda teraz sytuacja nie wiemy, nie opuszczaliśmy farmy od około tygodnia, choć jeszcze wczoraj widzieliśmy wojskowego Chinnoka, na takim samym kursie jak wasz… oni mieli więcej szczęścia niż Wy… zresztą – wskazał na dym, który już prawie opadł, w miejscu wybuchu bomby – Bóg chyba wypuścił Jeźdźców Apokalipsy. Mam nadzieję, że Wam się uda, a teraz idźcie.

Twarz starego farmera ledwo starannie ukrywała prawdziwe uczucia, ale lekko łamiący się głos i oczy mówiły wszystko. Shoshanna wiedziała że to dobry człowiek, okoliczności zmuszały go do takich wyborów, nie był z tego zadowolony, ale miał kogo bronić i chronić. Lepiej nie zadzierać z takimi ludźmi.

*****

Zgliszcza śmigłowca dopalały się, ale z tego co było we wnętrzu raczej już nic nie udało się uratować. Stali wokół w milczeniu. Nie mieli zbyt wielu opcji do wyboru, błąkanie się po lasach czy polach może było bezpieczniejsze niż trzymanie się ludzkich siedzib, ale potrzebowali prawie wszystkiego, jedzenia, ubrań, miejsca do spania i informacji…

Narada była raczej krótka, chłodna i nieufna. Tak zróżnicowana grupa ludzi, z reprezentująca iście wybuchową mieszankę społecznych płaszczyzn. Przejrzano to co udało się wydostać ze śmigłowca, było sporo śmieci, trochę ubrań, jakieś podstawowe środki medyczne typu bandaże, plastry i antyseptyki. Te ostatnie poszły w ruch, bo każdy miał jakieś otarcia czy skaleczenia. Najgorzej wyglądał pilot śmigłowca, ale zadziwił wszystkich, kiedy kazał Kreydenowi złapać się za wyciągnięte z trudem ramię. Potem zrobił przysiad i coś w ramieniu okrutnie trzasnęło. Pośpiesznie zrobiony temblak pozwolił odpocząć zwichniętemu barkowi. Każdy zapakował ile mógł i w co mógł każdą pożyteczną rzecz jaką uratowali. W milczeniu ruszyli w kierunku majaczącej w oddali autostrady.

*****

Asfaltowa wstęga ciągnęła się między zielonymi polami. Kierunki jazdy oddzielone były od siebie betonową zaporą, a od strony pól ciągnęły się stalowe bariery. Według informacji od farmera trzy mile dalej była mała stacja benzynowa, a może po prostu uda się znaleźć jakiś pojazd na drodze. Póki co była pusta, tylko bardziej niż zwykle zanieczyszczona liściem naniesionym przez wiatr. Służba drogowa raczej nie była priorytetem w obecnej sytuacji. Przemierzali kolejne metry i kilometry tak samo wyglądającego krajobrazu. Pierwszy samochody stojące w oddali zauważył Jason, po czym zaalarmował wszystkich. Cassidy wyciągnął małą lornetkę, którą znalazł w jednym wygrzebanych ze śmigłowca plecaków. Spokojnie przeglądnął całą scenerię przed nimi. Potem podał sprzęt Charlsowi i streścił sytuację reszcie: - Przed nami jest cholerny zator na drodze. Jakiś kretyn wyłożył ciężarówkę na bok, żeby było śmieszniej zrobił to tak, że zablokował oba kierunki. To jakaś spora cysterna, Co jest za nią nie widzę, z naszej strony jest kilkanaście samochodów, vany, osobówki i jakiś zdezelowany kamper. Nie widzę nigdzie zdechlaków, więc może jest bezpiecznie? Nie wiem jawy, ale nie uśmiecha mi się wędrować piechotą. Poza tym, jeszcze z dwie, trzy godziny i zrobi się ciemno.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline