Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2013, 22:25   #21
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- A teraz przyjacielu wyjaśnij nam, kim byli ci ludzie i dlaczego nas zaatakowali. - Zwrócił się Eryk do poparzonego. Jego ramię strasznie swędziało, kiedy energia zaklęcia leczącego robiła to, co robić miała, a swędzenie powodowało u smoczego kapłana paskudny nastrój. W takim nastroju będąc, wolał nie próbować uzdrawiania innych, jeszcze by ich stan pogorszył.

Mężczyzna w zbroi stał obok poległego ogra przyglądając się rzezi, jaka miała miejsce. Otarł miecz z krwi nie chcąc, aby ostrze uległo zniszczeniu. Dbał o swój ekwipunek wiedząc, że tylko na nim może polegać. Po chwili milczenia odwrócił się w stronę osób, które pomogły mu w walce. Choć raczej uratowały życie, bowiem w tej sytuacji mógł mieć problemy z ujściem w jednym kawałku.
- Chyba powinienem wam podziękować - odezwał się w stronę grupy, nie wiedząc z kim ma do czynienia. Jego głos był niski i nieprzyjemny, idealnie pasował do całości jego wyglądu, która również nie należała do najprzyjemniejszych.
- Podziękowania przyjęte - powiedział Argaen, który przestał się zajmować Srebrnym Wilkiem i ruszył w stronę Doriana, przy którym już klęczała Esther.

~ * ~

Mężczyźni! Jak jeden z drugim nie rzuci się na oślep w wir bitwy, to będzie myślał, że reszta będzie go miała za mięczaka. A potem jęczy taki i wyje, kiedy mu ktoś żelazo we flaki wpakuje. O ile przeżyje. Widocznie mości Dorian też do takich należał, bo jego szczęście skończyło się zanim jeszcze walka dobiegła końca.
Zresztą nie jemu jednemu się dostało. Tyle, że w przeciwieństwie do innych, on jeden bliżej zapoznał się z glebą. Esther kątem oka widziała, jak po efektownym locie z twardym lądowaniem dosłownie klęknął, łapiąc powietrze, jak ryba. Za dużo się jednak wtedy działo, by coś dało się dla niego zrobić. Teraz jednak było już po wszystkim i spokojnie mogła sprawdzić czy przeżył walnięcie orczym młotem.

Zachęcająco to nie wyglądało. Musiał zaryć twarzą w ziemię tak, jak padł z klęku. Jego miecze leżały rozrzucone w tę i we w tę. Fakt, że średnio mu były teraz potrzebne. Rozejrzała się. Wszyscy byli zajęci, albo sobą, albo zbieraniem reszty kompanów do kupy. Chwilowo była zdana na siebie. Albo inaczej. Nieszczęsny Dorian był skazany na nią.

Nie ruszał się, a to nie wróżyło najlepiej. W sprawdzeniu czy dycha jeszcze nie było jednak nic na tyle trudnego, by musiała się z tym zwracać o pomoc do kogoś innego. Pochyliła się nad zdechlakiem i z niejakim wysiłkiem odwróciła go na plecy.
- Ożeszty! - warknęła widząc zalaną krwią, bladą, jak ściana twarz. - Trzeba było się pchać przed szereg? Niektórzy, to naprawdę… - fuknęła -... jak gówniarze.
Fakt, faktem, to w rzeczy samej był jeszcze gówniarz.
Oddychał. Płytko i nieregularnie, ale oddychał.
Tyle, że niżej też nie wyglądał najlepiej. Pod ciałem chłopaka zebrała się już spora karmazynowa kałuża. Skąd się wzięła nie trzeba się było długo domyślać.

- Cholera jasna! - zaklęła cicho. - A mogłeś jeszcze trochę pożyć - gderając majstrowała chwilę przy zapince peleryny, a potem przy sprzączce pasa spinającego kolczugę na biodrach rannego. - Wybacz Młody, to może trochę boleć! - mruczała dalej podnosząc w górę i zaglądając pod utytłaną we krwi i błocie kolczugę. Faktycznie jęknął cicho.- Szlag by to!

Prawdę mówiąc, to prawie go trafił. Złamane żebro przebiło nie tylko mięśnie i skórę, ale i koszulę. Sterczało teraz hacząc o kółeczka kolczugi, którą starała się w miarę delikatnie podciągnąć w górę. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Bezwładne ciało trudno było unieść, starając się przy tym nie uszkodzić jeszcze bardziej półżywego młokosa. To, że nie udało jej się ustrzelić kuszniczki nie oznaczało, że mogła poprawiać sobie statystyki jego kosztem.
- Cholerni egoiści - mruknęła pod adresem kompanów, z których żaden nie pospieszył z pomocą. Jęk Doriana tym razem przeszedł w ciche skomlenie. Lepiej dla niego, żeby się teraz nie budził. Tego jeszcze jej brakowało. Miała nadzieję, że reszta żeber nie wygięła się w drugą stronę i nie powbijała mu się w płuca czy inne strategiczne narządy.
- Argaen! - wrzasnęła. Podobno umiał leczyć. Przydałby się w końcu na coś. - Argaen, na wszystkich bogów!!

W międzyczasie udało jej się unieść nieco ciało Młodego i podciągnąć kolczugę. Tyle, że na skutek tych zabiegów poszkodowany zaczął dziwnie charczeć przy każdym oddechu. Spocona z przejęcia i wysiłku Esther, pozwoliła mu się położyć na powrót, szybko ściągając mu kolczugę przez głowę.
- Że też to cholerstwo musi tyle ważyć - wysapała rozeźlona.
Rozwiązała troczki koszuli niemal ją na nim rozdzierając. Rana wyglądała okropnie.
- Argaen, chodź wreszcie, bo zaraz zaliczymy pierwszą ofiarę tej ekspedycji! - Esther czuła, że za chwilę eksploduje, jeśli wzywany przez nią kompan nie ruszy tyłka i nie przylezie.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 03-12-2013 o 23:43.
Lilith jest offline