Marco zaparkował Hummera przed lotniskiem i założył blokadę własnej konstrukcji na kierownicę. Wiedział jak nagminne są kradzieże aut z dużych parkingów. Tytanowa blokada miała ukryty zamek, odsłaniany zakamuflowanym przyciskiem, lub na pilota. Autoalarm zaś nadawał sygnał bezpośrednio do holofonu Ruiza.
Gringos jeszcze odbierali bagaże, więc Marco zjadł spokojnie hot-doga, wypił kawę z automatu i wypalił papierosa przed wejściem. Nie wiedział jak wyglądali, więc jego zadaniem było tylko stać we w miarę widocznym miejscu. Wiedział jedynie, że ma być ich czwórka, a żadnej czwórki dorosłych obcokrajowców dotąd nie widział.
Czas jednak mijał a oni się nie zjawiali. Marco spojrzał na zegar w terminalu i puknął się w głowę z uśmiechem. Naturalmente - pomyślał - ci tonto gringos próbowali wwieźć do kraju contrabando nie dając nikomu soborno. Zadufani w sobie jankesi zawsze myślą, że mogą przechytrzyć system. Ruiz nie zamierzał tu stać cały dzień, więc westchnął i skierował się ku drzwiom do strefy przylotów.
- Señor, antrada prohibida - Młody strażnik przy bramkach niepewnie zastąpił mu drogę wpatrując się w jego bioniczne oko. - Tędy nie wolno.
- Mam odebrać ważnych gości z Estados Unidos - powiedział bardzo powoli, lecz dobitnie Ruiz. - La persona mas importante ich oczekuje, i muszę sprawdzić co ich opóźnia. Oto moje dokumenty - wręczył strażnikowi zwykłą kartkę papieru z nabazgraną datą i godziną przylotu, z wetkniętym w nią banknotem o nominale dwustu pesos. - Możesz je zatrzymać.
Ostatnio edytowane przez Bounty : 25-11-2013 o 17:59.
|