Brad w najmniejszym stopniu nie przejmował się towarzystwem, w jakim musiał się znaleźć by zjeść cokolwiek. Bywał już w gorszej kompanii, niż ci matrosi i górnicy, którzy pożywiali się przy "gorszym" ze stołów. Jedzenie może było i bardziej skąpe, niż na kapitańskim stole, ale i tak o wiele lepsze, niż w niejednej przydrożnej gospodzie. No i nie trzeba było za nie płacić, ani też uganiać się za nim po krzakach. Na dodatek każdy, jeśli by się odrobinę postarał, mógł znaleźć dosyć jedzenia. Wystarczyło wykazać odrobinę sprytu i być odrobinę szybszym, tudzież nie przejmować się głupimi oskarżeniami o kradzież.
- Gdyby chodziło o damskie udko, to jeszcze byśmy mogli podyskutować - stwierdził, co zostało skwitowane radosnymi okrzykami biesiadujących. - Twoje zdrowie! - wzniósł w stronę oponenta kufel z piwem.
O tym, że na „Aquernice” nie wszystko działo się tak, jak powinno, świadczył aż za dobrze incydent z matrosami, co to się chcieli zmierzyć z Thraco. Bitka, na oczach kapitana? Dobrze że minotaur się powstrzymał i nie rozwalił paru pustych łbów. Ale drugi incydent był gorszy, bo jak inaczej można to, że Makados zleciał z ławy sztywny jak kołek.
Albo go otruli, co mogło być swoistą karą za to, że śmiał usiaść przy kapitańskim stole, czy też... Może padł ofiarą jakichś eksperymentów Lathidrilla? I nie da się ukryć, że Thraco miał trochę racji robiąc awanturę.
Brad zostawił nie do końca obgryzione udko z kurczaka i podszedł do dyskutujących. |