Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2013, 22:02   #324
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Patron
Winna pierwszemu rozłączeniu się pierwotnej grupy do zwalczania plagi trawiącej kontynent rozstała się z żywotem dokładnie tak, jak z ludźmi, których Gort mógł nazywać nakama. Jedna kłótnia, która nie tylko była możliwa do lepszego rozegrania, co była najzwyczajniej w świecie zbędna, a każda ze stron bezsensownego konfliktu niosła ze sobą dokładnie takie same winy - nie chciał ustąpić pozostałym. Żywot Shiby zgasł, gdy jej ciało zderzyło się z włócznią znacznie silniejszą niż egoizm i pycha Fausta, a zarazem potężniejszy niż wszystko, co miał do zaprezentowania ostateczny pies gończy, a jej wszelkie poprzednie dokonania zdawały się być zanegowane, gdy ostatnie elementy jej ciała znikały z powierzchni świata, a kostucha leniwie przeciągała się czekając na swego kolejnego klienta.
Czarnoskóry pirat, dzierżyciel rozpaczy, oraz strażnik równowagi zjednoczyli się jako jedyni, którzy wyruszyli ze stolicy we wspónym celu. Każdy z nich się zmienił, rozwinął, jednak blondyn zdawał się doceniać wartości bojowe pozostałej dwójki bardziej niż przedtem. Nawet jeśli samemu stoczył kilka bojów, to całokształtowi jego podróży bliżej było do pielgrzymki niż epickiej tyrady pełnej przeciwników. Ci, których spotkał miały ukazać mu jego własną osobę w nieco innym świetle, a nawet istnienie samej choroby zdawało się być testem, możliwością dla Fausta by poznać siebie, oraz swój fach lepiej, niż jego poprzednicy.
Nawet spotkanie z Mirro, oraz zuchwałość, na jaką pozwolił sobie blondyn zdawały się być precendensem w skali nie tyle świata, co kilkunastu jego cyklów. Mistrz luster nigdy nie został postawiony przed oblicza bogów, a moment w którym zdał sobie sprawę ze swojej sytuacji, był pierwszym, w którym ukorzył się przed znajdującymi się w okół niego starymi wrogami, którzy niewątpliwie mogli być jego przyszłymi sojusznikami. Strażnik równowagi w poczet swej wiedzy, która była starannie zbierana i kultywowana, tak, by pomóc mu w możliwie wielu sytuacjach dołączył jeszcze jedną tajemnicę, której waga zdawała się być wystarczająco duża, by zaważyć o losie przyszłego boga.
Sparaliżowane ciało Fausta nie wpływało negatywnie na jego samopoczucie - po raz pierwszy czuł spełnienie, które zdawało się przewyższać nie tylko te zapewnione mu przez ostatni kwiat wymarłej już sekty,ale i te ofiarowane mu przez jakąkolwiek inną, niejednokrotnie piękniejszą, czy też bardziej uzdolnioną partnerkę. Radość, która dominowała w jego sercu nie pochodziła z uniesień fizycznych - po raz pierwszy to jego dusza całkowicie górowała nad jego ciałem. Rola, którą posiadł i żywot który stracił zdawały się być tylko małymi elementami większej układanki. Blondyn wracał do tego, co mógł nazwać najwspanialszą z idei - jego umysł działał w perfekcyjnej harmonii. W czymś, co zostało wykrzywione przez Watahę to stopnia obrzydzenia. Czwarty z rodu zdrajców wrócił bowiem do działania w zgodzie z kodeksem, zaś za największe z dóbr uznawał równowagę.
Nawet jeśli jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa to ilość pozytywnych emocji, które odczuwał zdołała przełamać chociaż jeden element dominującego nad jej ciałem paraliżu. Jego twarzy przybrała nieco inny wizerunek, zaś usta po raz pierwszy od dawna zamknęły się w czymś, co można było nazwać szczerym uśmiechem.
- Chyba w końcu zachowałem się godnie tego, co mi ofiarowałeś? - pytanie rozbrzmiało wewnątrz duszy blondyna, zaś byt najbardziej pokrewny mu ze wszystkich mógł być pewien, że pytanie jest zaadresowane do niego.
- Każda ze stron zyskała część tego, co pragnęła. Świat został wtrącony na właściwe tory, szaleństwo jakie znamy zmierza ku końcowi - dodał blondyn, jednak w jego słowach nie było czuć charakterystycznej pewności siebie. On zwyczajnie wyrażał swoje przypuszczenia, po raz pierwszy od dawna zachowywał się w kierunku bóstwa tak, jak powinien. Jako jego wysłannik, jedyny wyznawca, nie zaś porywacz, który szantażuje umierającego starca.
- To prawda. -kat odparł spokojnym tonem, wyraźnie czerpiąc wiele radości z tej chwili relaksu i dla niego. - Jednak pamiętaj że to o czym wiesz było początkiem choroby. Zdołała wyewolułować, do stopnia w którym nawet ja musiałem walczyć, by nie zniknąć w ciemności. Ehh czasem ciężko jest być zapomnianym bóstwem i nie wiedzieć tego co te inne bubki. -dodał lekko zgryźliwym tonem.
- Ten, kto zmodyfikował pierwotny fenomem wiedział, do czego dąży - blondyn podzielił się spostrzeżeniem z tym, który kiedyś nosił miano szkarłatnego. - To już zawęża liczbę potencjalnych winowajców do… zapewne kilku, może kilkunastu osób. - stwierdził, zaś jego osoba jakby pominęła tą niewiarygodnie dobra okazję do jego ulubionej czynności - podkreślania swojej wiedzy, zdolności.
- Niewiele później uwolniony został Kronos - ci, którzy wiedzieli o jego więzieniu to nieszczególnie duża grupa. - Faust kontynuował przekazywanie informacji, przedziwną kompozycję monologu przemieniającego się w złożone pytanie. - Istot, które zostały obarczone obowiązkiem strzeżenia tajemnicy jego wyzwolenia jest jeszcze mniej - Faust zamilkł, jakby czekając na skojarzenia swego patrona.
- O ile ma to ze sobą związek… Ci których spotkałeś i wiedzieli o Kronosie nie wydawali się zainteresowani zarazą. Myślisz, że aż tak dobrzy z nich kłamcy?- mruknęło zamyślone bóstwo.
- Poznałem, czy raczej poznaliśmy jedną istotę, która pasuje dokładnie do tej roli. Przynajmniej gdyby założyć, że wiedział jak uwolnić Kronosa. - blondyn zwrócił uwagę na jedną osobistość, której życzenie zostało spełnione przez Fausta przy nieświadomej pomocy martwej już niebeiskoskórej.
- Kogo konkretnie masz na myśli? -miecz zadał pytanie chyba tylko z poczucia obowiązku, chciał dac Faustowi możliwość pławienia się w zdobywanej powoli wiedzy.
- Na myśl przychodzi mi strażnik chaosu… - obrońca skrajnie przeciwnej idei przypomniał sobie o tym, który zdawał się być jego przeciwnością. - Oraz osoba, która jako pierwsza stworzyła naszą grupę, czy raczej dała pomysł jej istnienia. Zwróciła uwagę stolicy na zarazę, której wówczas jeszcze nie było. - Faust liczył na to, że jego niezdecydowanie nie skończy się propozycją wizyty u pobliskiej wyroczni.
- Z jednej strony strażnik chaosu to faktycznie pierwszy podejrzany. Ale patrząc na to szerzej… czy komuś tak potężnemu potrzebna by była taka choroba? Pokonał Ciebie, uwolnił Kronosa i kto wie co jeszcze zrobił? Po co byłaby mu zaraza. -zauważyło zapomniane bóstwo. - A ten który was zebrał… nie uważasz, że gdyby chciał rozprzestrzenić chorobę nie wybrałby najlepszych z najlepszych? Wszak zebrali bohaterów z całego królestwa… taka grupa mogłaby mu mocno zaszkodzić gdyby się zbuntowała. - zauważył.
- Gdybym był na jego miejscu, zrobiłbym to samo. - dusza blondyna jakby pochwaliła swego nieujawnionego jeszcze wroga. Osobnika, który zdawał się stać za całą podrózą, a jedna jego decyzja stała się katalizatorem do rozwoju każdego z tych, którzy się tutaj znaleźli. Blondyn pomyślał o pierwotnej drużynie - ci, którzy nie mieli wystarczająco siły czy też szczęścia odeszli na dalszy, dużo ciemniejszy plan. Przestali rozmawiać, patrzeć, biesiadować z istotami żywymi. Przestali nawet je czuć. Skończyli żyć.
- Ci którzy mogą mu zaszkodzić albo umrą po drodze, oddając swe życie za sprawę, albo znikną z okolicy na wystarczająco długo by dokonało się wszystko, czego pragnął. - dodał po chwili, zaś przez jego głos przemawiała swoista wdzięczność za wskazówki.
- Więc chyba warto to sprawdzić. -podsumował Kat zadowolony z logiki swego podopiecznego.
- Z drugiej strony szkoda wracać do stolicy, gdy ten, który przywłaszczył sobie dłoń Gorta oraz uwolnił Kronosa jest taki blisko. - przedstawił drugą opcję. Jego umysł udał się na dłuższą chwilę w krainę wspomnień i domysłów. Gdy podsumował wszystkie informacje, a przed jego twarzą przeleciały wszystkie twarze, które zostały już utracone, nadal nie był pewien tego, co robić.
- Myślę że niezależnie od tego gdzie się udamy, sytuacja w drugim miejscu się pogorszy - stwierdził w końcu. - Chyba zostawię wybór tym, którzy nie będą świadomi jego konsekwencji - zakończył.

Twoja skóra wygląda.... smakowicie?

Gdy Faust powoli otwierał oczy, zaczął czuć ból w nodze.
Nie przypominał sobie by w jakikolwiek sposób została ona zraniona, przez to było to dziwniejsze, niż ból innych członków. Gdy powoli uniósł odrętwiały kark, dostrzegł przyczynę. Nino odcinał już trzeci z kolei plasterek jego skóry, a dwa stały w słoikach obok. Teraz zamarł w dość komicznej pozie, z kawałkiem Faustowego ciała między palcami i ostrym skalpelem w drugiej dłoni. Przez chwile panowało milczenie, które naukowiec wykorzystał by odchlastać ostatnia próbkę i wrzucić do ostatniej próbówki.
- Ekhym… nie byłem pewny kiedy się obudzisz, a nie chciałem by twoje ciało się zmarnowało… -mruknął na swoje usprawiedliwienie.
- Czy tobie się aby nie poprzestawiało? - gniewny głos wydobył się z ciała tego, który powoli przeistaczał się w obiekt badawczy, jednak najwyraźniej śmiał zgłosić swój sprzeciw.
- Sądziłem że przestajemy się mordować i próbujemy załatwić ci ostateczną nieśmiertelność? - Faust dodał po chwili, jednak jego głos był już jakby spokojniejszy.
- Nauka nigdy nie umiera, jest nieśmiertelna sama w sobie. -odparował słowne ostrze Nino. - A to tylko kilka niewinnych kawałków skóry. -dodał, dyskretnie chowając za połami swej sukni, piłe do przecinania kości, która leżała obok leża blondyna.
- Nie sądzisz, że w zamian za materiał badawczy powinieneś odpłacić się czymś, co jest jednym z efektów twej wielkiej wiedzy? - Faust zapytał wyraźnie rozbawiony. Z przyjemnością przechylił by głowę na bok, jednak w jego stanie byłoby to bardziej zabawne niż poważne.
- Nie płace trupą. -prychnął geniusz. - A tym z fizycznego punktu widzenia chwilę temu byłeś. -dodał jeszcze.
- Jesteś wystarczająco zdolny do określenia czy podmiot twoich danych pozostaje przy życiu. Oraz czy w ogóle je posiadał gdy zaczynałeś. - Odpowiedź osobnika pełniącego rolę drugiego intelektualnego filaru zespołu orbitującego wokół szaleństwa nie była zbyt zaskakująca. Blondyn respektował zdolności szalonego naukowca z równie dziwnej puszczy, jednak wolałby jego ciało było poza zasięgiem obsesji Nino.
- Nie płacisz trupom, ale wiedza jest po to, by ją wykorzystać. - Faust zaśmiał się cicho, nie łudząc się nawet na to, że Nino okaże się pomocny.
- I na tyle zdolny by wiedzieć, że byłby definytywnie trupem gdybym skończył, a to prawie to samo. -furknął naukowiec. - Ponadto mógłbym zrobić twego klona, więc co za różnica który z was dopełniłby umowy? -dodał z lekko pyszałkowatym uśmieszkiem na twarzy. - Ale mniejsza z tym, przebadałem gaz… i nie mogę znaleźć składnika odpowiedzialnego za chorobę. -warknął wyraźnie rozeźlony. - Musi to być jakas nieznana substancja która szybko się rozpuszcza w powietrzu nie pozostawiając śladów… -zaczął snuć teorię naukowiec.
- Jeszcze nie zauważyłeś że klonujesz tylko ciało i jego możliwości? - pytanie stważnika równowagi zdawało się wyrażać zdziwienie postawą naukowca, który negował wszystko, co widział tak długo, jak wykraczało to poza znane mu z książek fakty. Wydawało się, że jego ciekawość odnosiła się tylko do wiedzy, którą był w stanie wytłumaczyć.
- Chcesz wskazówkę? - Faust zapytał poważnie. Nawet jeśli leżał, to jego wzrok zdawał się przeszywać ciało rozmówcy wgłąb duszy, której wyraźnie brakowało.
- Chcesz dawać mi wykłady o duszy i innych nieistotnych rzeczach? -prychnął Nino. - Mało kto pozna różnicę, widząc klona bez duszy i prawdziwego właściciela ciała. -dodał jeszcze, chowając swe lekarskie zabawki. - Lepiej szykuj się do dalszej drogi, niebawem ruszamy.
- Rozwiązałem zagadkę szaleństwa. - odparł krótko, a jego uśmiech przebił wszystkie poprzednie. Drwina uzupełniona wszystkimi przeżyciami tego, który utracił swój żywot była czymś, co ciężko było zignorować. Zwłaszcza, gdy przez większą część rozmowy Faust zdawał się być miły, a kilka małych fragmentów skóry zdawało się zostac ofiarowane Nino w prezencie. Może podwyższy to jego kompetencje.
- Coś ci sie przyśniło, byłeś nieprzytomny prawie cały dzień. -mruknął tylko naukowiec. - Widać jeszcze nie do końca wróciły Ci zmysły.
- Z mojej perspektywy nie mam po co rozmawiać z samym mięsem. - Faust zastosował wobec Nino tą samą taktykę, zmieniając jednak trupa na ciało nie posiadające duszy. - Naprawdę nie chcę zostawiać cię bez odpowiedzi. - dodał, zaś jego drwiny zniknęły jak za dotknięciem nie tyle magicznej, co boskiej ręki.
- Nie zapominaj że dzięki mnie żyjesz. -warknął Nino, wyraźnie ubolewający nad faktem swej niewiedzy w jakiejś dziedzinie. - Więc lepiej mów o co ci chodzi, chłopaczku. -dodał, gdy w jego oczach błysnęły szaleńcze ogniki. No tak wszak przed chwila szukał lekarstwa na chorobę, co tylko bardziej pogłębiło jej rozwój w tym klonie.
- Wiedz, że masz teraz u mnie dług wdzięczności - westchnął blondyn. Nino powinien być świadom, że nie był jedynym, który mógł naprawić ciało Fausta na polecenie Zeusa, a to, że bóg udostępnił mu ta możliwość było tylko ukłonem bogów szczęścia w jego stronę.
- Moją podpowiedzią będzie jedno słowo. Potem wysnujesz swoją teorię, zobaczymy, czy będziesz miał rację w nieujawnionych detalach - strażnik równowagi podzielił się swym planem. Nie mógł odkryć całej zagadki przed rozmówcą. To było by zbyt wielką kpiną z różowowłosego. On zaś był potrzebny, chociażby jako prywatny kowal…
- Placebo - pojedyncze słowo zdolne zniszczyć wszystkie idee i dokonania.
Nino uniósł swe cienkie brwi...by po chwili wybuchnąć śmiechem. Był to jednak rechot szaleńca, kogoś kto zaakceptował coś czego zawsze się wypierał -swoją głupotę. Dłoń naukowca przesunęła się po jego twarzy, gdy ten wygiął ciało w łuk. - Genialne! -zachichotał. - Czysty geniusz twórcy tego cudu. Wiesz coś jeszcze? -zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Zapewne nie uznajesz istnienia magii tak samo jak duszy - Faust westchnął cicho, jakby urażony brakiem wiary naukowca, który wewnątrz swego własnego umysłu był jeszcze bardziej genialny niż z perspektywy innych. W okolicy nastała cisza, w której czujne uszy naukowca zapewne starały się usłyszeć myśli blondyna. Ten zaś zwlekał z odpowiedzią, zapewne gdyby mógł, to właśnie drapałby się po swej koziej bródce.
- Więc dodatkowe informacje nic ci nie pomogą. - słowa straznika równowagi zniszczyły całe napięcie, pozostawiając tylko sporą dozę pragnienia, braku.
- Hah tyle mi wystarczy. -nuakowiec uśmiechnął sie kącikiem ust. -[i] Czyli ktoś dodał szzypty magii do prostego efektu psychologicznego. Genialne. - Najpierw stworzył plotkę i wywołał strach… zapewne wynajął kilka osób do odegrania prawdziwych szaleńców. Szukanie lekarstwa sprawiało że zaraza stawała się coraz bardziej realna, aż w końcu zyskała świadomość osobnego bytu. -wywnioskował, by po chwili ciągnąć dalej swoją hipotezę. - Jednak musi gdzieś istnieć źródło tej choroby, jej serce a ja już wiem jak się tego dowiedzieć. Rycerz który wam towarzyszy jest chory, ale w jakiś sposób panuje nad swym szaleństwem, udaje mu się nawiązać kontakt. Trzeba go zmusić by zdobył informację o tym gdzie znajduje się główna siła Szaleństwa… jego fizyczna forma.
- Gdy sam byłem szalony, manifestacja mej choroby złożyła mi propopozycję dotyczącą “ojca” szaleńśtwa, pierwotnej manifestacji - Faust podzielił się swymi wspomnieniami z okresu, w którym ciemność otaczała go bardziej, niż chaos wszystko, co było jeszcze na długo przed powstaniem świata. Można rzec, że to najwspanialsza z idei, która znienacka pojawiła się w pierwotnym z bogów. Pragnienie jakiejkolwiek stabilności mogło doprowadzić do powstania kolejnych bogów, a z czasem nawet - całego świata. Czyżby rola Fausta była ważniejsza, niż może to narzucać zdrowy rozsądek?
- Nie oświecił mnie on jednak jego lokacją. - dodał nieco smutniej.
- Bo byłeś szalony zbyt krótko. -wysnuł teorię Nino. - To jak z rybami głębinowymi...chociaż pewnie taki jak ty nigdy o nich nie słyszał. Mniejsza jednak z tym. Chodzi o fakt, że z tego co zauważyłem im dłużej masz kontakt z manifestacją swej choroby, nawet w słabszej formie, tym wyraźniejsza się ona staje. Najpierw jest niczym lampka rzeczonej ryby, która ma kusić Cię w jej paszczę. Ale wraz z upływem czasu odpada i kiełkuje jej własna świadomość i poglądy. Twoja była jeszcze doczepiona, dla tego nie mogła zdradzić swego głównego ciała. Jednak jestem z 99% pewnością wstanie stwierdzić, iż rycerz ma już ten etap za sobą.
- Czy raczej im bardziej jesteś świadom tego, że istnieje. - Faust stwierdził w końcu, zaś przez spore pokłady zmęczenia spowodowanego całkowita blokadą ciała zostały na kilka chwil ujarzmione przez kiełkujące rozbawienie. Choroba powstała w wyjątkowo ciekawy sposób, stając się istotą godna miana osobliwości, może nawet boga?
- A ciężko zanegować komuś jej istnienie, gdy zostaje obdarowany jej mocą wraz ze swoistym “patronem” - dodał po chwili. Doradca króla z całą pewnością nie odkrył tej wiedzy bez impulsu z ręki innego bytu…
Strażnik równowagi zamilkł na dłużej, zaś jego umysł oddalił się w stronę zadania ofiarowanego mu przez Zeusa. Został wywyższony do roli nadczłowieka, dla którego bogowie zmieniają plany, zaciągają przysługi, tylko po to, by w przeciągu kilku następnych minut zniżyć go ponownie do roli najzwyklejszego ze śmiertelników. Nie mógł porzucić stworzonej dla niego misji, przynajmniej jeśli zamierzał kontynuować swój żywot, oraz, co znacznie ważniejsze - chronić dobro najwspanialszej z myśli. Nie mógł również liczyć na wynagrodzenie za przebyty trud, przynajmniej pomijając pomysł, wedle którego nagrodą będzie to, co zyska w drodze do celu. Jego bezsilność, której ostatecznym wyrazem była niemożność zwyczajnego wstrząśnięcia głową, przekręcenia jej w dowolną ze stron, czy nawet bardziej gwałtownego uśmiechu podsumowującego swoje wypowiedzi, została wyrazona pojedynczym westchnięciem.
- Jeden ze śladów domniemanego wyzwoliciela Kronosa, który przy okazji zdobył rękę czarnoskórego prowadzi do Wodospadu Spadających Łez. - przemówił dopiero, gdy względna niemoc ustała.
- Czy wy wszyscy udajecie idiotów czy naprawdę nimi jesteście? -Nino wyglądał na naprawdę rozdrażnionego. - Jeżeli ślady gdziekolwiek prowadzą w oczywisty sposób, to znaczy, że ktoś chce zostać znalezionym. -prychnął osobnik o różowych włosach.
- Czy mądrość polega na tym, by próbować grać najlepszymi kartami nawet, gdy się ich nie posiada? - Faust objawił swą rezygnację dotyczącą postawy geniusza, którego wiedza zdawała się być tym, co nie tyle otwierało mu oczy, umożliwiały dojrzenie piękna świata, co raczej oślepiało go. Dla Nino każdy człowiek był tylko zbiorem najróżniesjzych próbek. Otoczenie zaś - jednym, nawet niezbyt długim równaniem opisującym wszystko, co może się wydarzyć. Życie często kazało dobrowolnie stawiać się w sytuacji, w której wyciągnięcie nawet najlepszej z kart ukrytej w rękawie danej istoty nie gwarantowało pozytywnego rozwiązania sytuacji.
- Ty zaś przyjmujesz postać idioty, gdy tylko jest to dla ciebie wygodne - blondyn podzielił się swymi spostrzeżeniami nieco silniejszym głosem. Najwyraźniej siły strażnika powoli do niego wracały. Uśmiechnął się nie tyle nieśmiało, co zwyczajnie słabo, blado.
Czempion Perłowego kata spojrzał na różowowłosego, starając się zrozumieć to, co działo się zarówno w tym, jak i w prawdziwym ciele. Czemu osobnik, który mógł czerpać zyski z nie tylko możliwości swej polilokacji, ale i ze swoistej nieśmiertelności każdej z istot, które można było nazwać “Nino”, zamykał siebie na świat, skupiając swe wysiłki na kochance niemal tak wymagającej jak ta, zwana równowagą.
- Jesteś głupcem, więc tego nie zrozumiesz. -westchnął naukowiec. - Tacy jak wy muszą dostarczać sobie wrażeń, empiryzm jest dla was najcudowniejszą ze sztuk. Nie rozumiecie, że wszystko można przewidzieć, sprowadzić do rachunku prawdopodobieństwa. -dodał kręcąc głową. - Zresztą, niezbyt mnie to obchodzi, jestem tu tylko ze względu na umowę.
- Wiesz, że kara spadająca na strażników równowagi musi być przełamana przez nich, gdy ci znajdują się już w bezpiecznej sytuacji? - wzburzony głos zapomnianego bóstwa, którego irytacja stagnacją swego czempiona narastała z każdą minutą, w której trwała rozmowa z samozwańczym geniuszem.
Dla Fausta czas się zatrzymał, świat zdawał się przestać istnieć na kilka chwil. Wydawało się, że dusza blondyna została uświadczona wiedzą, uwagą, a co za tym idzie - w swoisty sposób również mocą bogów. Materializacja jego duszy umieszczona w innym, alternatywnym świecie zdominowanym przez domysły i wyobrażenia rozpoczęła oddychać nieco wolniej. Rytm, w którym nieistniejące powietrze dostawało się do nieistniejących płuc stabilizował się, a w pewnym momencie - całkowicie ustał.
Oddzielenie nawyków charakterystycznych dla bycia od manifestacji duszy było czymś kluczowym, podstawowym. Blondyn nie miał jescze okazji znaleźć się w postaci, w której jej dusza wiodła prym przed jego ciałem, niemalże realizując jedno z kluczowych założeń kontraktu. Jego wiedza w tym obszarze była czymś… co Nino nazwałbym absolutnym, Faust zaś - niewystarczającym. Różnica w opisie sytuacji sprowadzała się do tej między teorią a praktyką. Księgi nie zawsze wystarczały, zwłaszcza gdy zawarte w nich treści były przeznaczone dla śmiertelników, a problemy, do których miały się odnosić operowała na planach znacznie bliższych boskich.
Czasem, dokładnie tak jak w przypadku plagi szaleństwa - wystarczało zdać sobie sprawę z tego, że problem nie istniał. Wszechświat odnotował również przypadki, w którym pierwsze podejście było tym zachęcającym, mającym na celu wytłumaczenie zasad. Edukacja musiała kiedyś nadejść, a w przypadku historii czwartego z rodu zdrajców kiedyś musiał nadejść moment nieposiadający nawet cienia gorzkiego posmaku.
Blondyn wyczuł opiewające jego ciało obce, nieprzyjemne cząsteczki. Coś, co pochodziło z zewnątrz i próbowało wpłynąć na jego wnętrze, jakby inna dusza przyćmiewała tą należącą do Fausta, rozdzielając w pewien sposób połączenie ciała fizycznego i tego należącego do boskiego świata.
Strażnik równowagi nie przyciągnął swej duszy do swego ciała, on wolał przyciągnąć do siebie obcą energię, wprawić ją w ruch i wykorzystać nadaną jej siłę do ponownego wepchnięcia się w cielesność. Wyobrażenie zgasło.
- Twój rachunek prawdopodobieństwa, cała twoja nauka została pokonana przez jedną chorobę. - Faust zaśmiał się nieco głośniej niż wcześniej./dun, teraz opiszę sobie jakiś bullshit u góry/
Nino uśmiechnął się kącikiem ust. - Nigdy nie zakładałem że choroba może tak anaprawde nieistnieć. Nie udawaj inteligetniejszego niz jesteś strażniku, to może przynieść Ci tylko problemów. Co zresztą w moim zamku udowodniła twoja śmierć. -odparł geniusz odchodząc.
Nogi blondyna uniosły się, zaś ciało wykrzywiło tak, by stopy blondyna znajdowały się tuż obok jego głowy. Błyskawiczny ruch nogami sprawił że, niczym sprężyna, wrócił do pozycji stojącej. Żeby wykonać jedną z najprostszych sztuczek, które można było zaliczyć do akrobatyki blondyn nie musiał nawet ruszyć swoich rąk.
Uśmiechnął się szeroko, zawadiacko. Werwa w jego postawie, charakterystyczna mowa ciała - wszystko zdawało się powrócić, a stan absolutnego oddania sprawie według każdego z obecnych obserwatorów właśnie się skończył.
- Dobrze, że nie wiesz wszystkiego. - stwierdził rozbawiony. Jego głowa po raz pierwszy od potyczki z Mirro przechyliła się w sposób będący jego specjalnością.
- Jeśli jeszcze raz spróbujesz pobrać sobie “próbki” z mojego ciała to zabiję każdą kopię ciebie, która pojawi się w okolicy. - Faust przemówił, zaś przez jego głos przemawiała niewyobrażalna wręcz powaga. Obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku, z którego dochodziły odgłosy treningów czarnoskórego.
- Chociaż nie, powiem Gortowi i Calamitiemu iż jesteś wrogiem. Może moje zdolności nie są wystarczające, ale ta dwójka będzie cię zabijać aż twoje oryginalne ja stwierdzi, że ma już dość żałosnych porażek, pora na ostatnią śmierć i zakończy swój przepełniony cyferkami żywot - dodał unosząc prawą rękę w charakterystycznym geście “przyjaźni”. Kiwnął mu ręką na pożegnanie.
 
Zajcu jest offline