Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2013, 00:01   #25
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Efekt grupowej pracy na docu

- No dobrze, odsuńcie się trochę od niego.- Eryk zamknął oczy przygotowując się. To, co chciał zrobić nie było łatwe. Zamierzał połączyć swoją własną moc z potęgą bogini i w ten sposób sięgnąć do pierwotnego źródła wszelkiego życia. Miał zamiar skorzystać z najstarszych i najpotężniejszych tajemnic smoczej rasy. Z technik, o których już nawet smoki zapomniały. Ciągle można było usłyszeć bajki o uzdrawiającej mocy smoczej krwi i była to prawda. Jednak moc smoczej krwi była niczym w porównaniu z życiodajną mocą smoczego oddechu, albowiem z własnej woli smok mógł oddać chwilę, krótszą niż mrugnięcie oka, ze swego życia i zawrzeć ją w potężnym tchnieniu. Eryk co prawda smokiem nie był, ale nie musiał tego robić tylko o własnych siłach.

Jego dłoń odruchowo powędrowała do amuletu, który nosił na szyi. Na ustach pojawił się mimowolny uśmiech, gdy fala siły witalnej wezbrała w nim. Spod palców spoczywajacych na amulecie zaczęło sączyć się złote, ciepłe światło. To samo światło rozświetliło oczy Eryka, gdy je otworzył. I zionął płomieniem wprost w Doriana. Złotym, ciepłym ogniem, który palił, ale nie spalał. Płomienie Erykowego zionięcia tańczyły wokół postaci szermierza. Z początku tylko odświeżyły ciało Doriana, jednak już po chwili zaczęły dosłownie spalać rany. Do bólu jaki towarzyszył gwałtownemu zrastaniu się kości i regeneracji ran dołączył niesamowity żar płomieni. Nagły przypływ sił, euforia, upojenie siłą witalną nieskończenie mocniejszą, niż jakikolwiek trunek.
Cały proces nie trwał długo, nie dłużej niż pół minuty, a po jego zakończeniu Eryk łapiąc oddech aż przyklęknął z wysiłku. Szybko jednak siły do niego wróciły.
- Było bardzo źle? - Zapytał Doriana, który dopiero otrząsał się z euforii i udręki.

Najbardziej wypasiony nosorożec urządzał sobie na jego ciele trampolinę, zaś sto najokropniejszych dziwek Ergoth doprowadzało do szału jego ciało drażniąc ptasimi piórkami. Ktoś lekko naciął mu skórę, potem zaś zdezynfekował najmocniejszą na świecie gorzałą pomieszaną z moczem krasnali oraz ohydnym potem orkowych onuc. Jego obolałe uszy wypełnił ryk prastarych smoków, natomiast grupa doboszy urządziła sobie na jego klacie pole do treningu gwałtownego bębnienia. Początkowo jakoś zbyt był Dorian oszołomiony ową porcją wspomnianych bodźców, żeby odpowiedzieć wesołemu Erykowi na jego uprzejme pytanie. Dopiero jednak, kiedy ów czas leczenia minął, dotarło to do niego wywołując głośne:
- Łaa! – krzyk, który przestraszył nawet latającego po niebie orła. Widocznie ptak drapieżny zaczął się rozglądać obawiając, że może go chcieć atakować co najmniej wywerna. Rad by kląć, jednak zbytnio szumiało mu we łbie, zaś nawet jeśli udzieliłaby mu wsparcie banda najbardziej zdegenerowanych bosmanów, obawiał się, że nie znajdzie wystarczających słów oddających to, co obecnie czuje. Wspomniane odczucie uderzyło gwałtownie, lecz równie gwałtownie odeszło, pozostawiając wprawdzie jakieś swędzenie, mocne lecz do spokojnego wytrzymania, oraz duże osłabienie. – Eeryyk, coo too byyłoo? – tyleż jakoś Dorian wypowiedział, co wywył wspomniane pytanie.

- Na wysokie niebiosa! - wyrwało się Argaenowi, który odruchowo, acz rozsądnie odsunął się od Doriana. - Wyglądało to nader efektownie - stwierdził.

- Ech, magia- Wyrwało się Srebrnemu Wilkowi, gdy zobaczył co zrobił Eryk. Nie rozumiał jej, ale musiał przyznać, że bywała przydatna[i] - Skoro już wszyscy zdrowi, pora pomyśleć o obozowisku. Ciała się zrzuci w przepaść, ja nazbieram drewna na opał i jakoś przenocujemy.

- Może byśmy się najpierw rozejrzeli za jakąś jaskinią? - spytał Argaen. - Solidny dach nad głową ma swoją wartość... A w końcu to są góry, więc pewnie i jaskinie występują.

-Występują, albo i nie występują- barbarzyńca wzruszył ramionami- Poszukać można. Wszak jeszcze widno.

- Martwi mnie trochę, że niedługo będzie zima. A w górach pewnie nawet wcześniej.- Włączył się do rozważań Eryk, jednocześnie szukając w swej torbie fajki, tak nieodzownego elementu jego wizerunku. - Jaskinie mogą być już zajęte. Wiecie, niedźwiedzie zaczynają się układać do snu. Taaaas! Nie widziałeś *przypadkiem* mojej fajki?!

Bard wzruszył ramionami bez entuzjazmu. Kender nie wymówił żadnego słowa, a to była jakaś nowość. Westchnął ciężko i ruszył się z miejsca. Wszyscy spodziewali się już, że zaraz rozpocznie jakiś wywód na temat kenderskiego postrzegania rzeczywistości pod adresem smoczego kapłana. Zamiast tego, najzwyczajniej w świecie podszedł do miejsca, w którym Eryk otrzymał cios ogrzym młotem, podniósł coś z ziemi i wręczył z ponagleniem dla człowieka. Faktycznie, była to jego fajka. Praktycznie nienaruszona. Kender, nadal nie wymawiając żadnego słowa, znów skierował wzrok na martwe ciało kobiety, po czym smutnym głosem wymówił:

-Naprawdę nie chciałem jej zabić…- po czym wybuchnął głośnym, rzewnym płaczem. Czasami ludzie mawiają, że płacz kendera, tak samo, jak i jego śmiech, bywa zaraźliwy - oby nie było tak i tym razem, bowiem drużyna miała ważniejsze zmartwienia niż rozterki moralne kendera - Na… Naprawdę!

- Wypadek przy pracy. - Stwierdził Demas, a Lemnus mruknął pod nosem potwierdzająco, nie odrywając oczu od wertowanych stronic. - Czasami tak bywa, wyrzuty sumienia są nie na miejscu. Zaatakowali nas, więc to ich wina że skończyło się, jak się skończyło.

Lemnus schował księgę do torby, najwyraźniej odkładając dalsze jej studiowanie na później i podszedł do Dema i kendera. Po chwili wahania, nieśmiało poklepał Tasa po ramieniu w próbie uspokojenia. Empatia chyba nie przychodziła bliźniakom łatwo...

- Tas, to nie twoja wina, że ona zginęła. - Argaen spojrzał na niziołka. - To był bardzo dobry pomysł, żeby ją zatrzymać.

Esther przez moment z irytacją spoglądała na szlochającego Tasa. Wyglądało na to, że miała rację powstrzymując się od wybuchów entuzjazmu na wieść, że rusza jako ich przewodnik. Coś się jej widziało, że to jednak nie TEN Tas, o którym myśleli. No cóż… życie to nie bajka.
Wzięła się pod boki i już miała wygłosić swoją opinię, gdy...
Nagle ją olśniło.
Przygryzła wargę i opuściła głowę, potrząsnąwszy nią, jakby na potwierdzenie swoich domysłów.
Podeszła powoli do kendera i próbujących go podnieść na duchu towarzyszy. Przykucnęła przy nim, chcąc spojrzeć mu w oczy z jego poziomu.
- Nigdy jeszcze nie zabiłeś kobiety czy to twój pierwszy trup w ogóle? - Pytanie może i zabrzmiało mało delikatnie, ale dość rzeczowo.

-Pogadacie jak rozbijemy obóz, a ty Tas powstrzymaj się z żalami do czasu aż znajdziemy dogodne miejsce. Oni mogli nie być sami, a kolejna walka byłaby trudniejsza. Zbieraj się i idziemy dalej. - Z Eryka nigdy nie był żaden uzdrowiciel dusz, lecz wiedział jedno. Jeśli masz dość pracy, to nie użalasz się nad sobą. A teraz naprawdę przydało by się odejść z tego miejsca. - To też się reszty tyczy, no już zbieramy się, nim nastanie noc. To są góry. Tu nie ma długich zachodów słońca!

Tas chlipnął jeszcze kilka razy, nim wreszcie zdołał wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. Mimo to słowa oraz gesty, jakimi wykazała się drużyna, w pewnym stopniu uspokoiły go. Łzy przestały spływać po jego drobnych policzkach. Przynajmniej na razie.

- Nigdy nikogo nie zabiłem… Nigdy… Ale… Może macie rację? To był tylko wypadek. No i chyba sobie zasłużyli…- uśmiechnął się lekko, po czym ruszył w kierunku Stinka, który właśnie opatrywał swoją ranę poprzez nakładanie na skórę grubych warstw jakiegoś mazidła - jakiego? Lepiej nie wiedzieć.
Najważniejszą rzeczą było w tej chwili znalezienie jakiegoś schronienia. Dotarli dziś daleko, w nocy temperatura mogła się niebezpiecznie obniżyć - na razie jednak na niemal bezchmurnym niebie świeciło słońce, a do zachodu pozostało im kilka godzin. Należało jednak szybko zebrać się i wyruszać, póki jeszcze mają nieco czasu w zapasie. Sytuacji nie polepszał fakt, że jakiekolwiek groty czy jaskinie członkowie drużyny widzieli jedynie w oddali, w jeszcze wyższych rejonach górskich - nikt nie łudził się nawet, że zdołają tam dzisiejszego dnia dotrzeć. Jedynie Hurgen wiedział o jaskini znajdującej się nieopodal, on jednak milczał po zimnym prysznicu, który to sprawił mu Eryk.

- Wiecie - powiedział jeszcze głośno Tas, który upewnił się, że to, co aplikuje sobie Stink nie zagrozi ich zdrowiu. - Wydaje mi się, że należałoby… No wypuścić kucyki…- powiedział to ze łzami w oczach, które nadal kryły się tam z powodu jego ponurego nastroju. - Pewnie trafią do domu. Strasznie nas spowalniają, a ten cały sprzęt… Chyba nam się aż tak nie przyda… Sam już nie wiem. - Kender westchnął ciężko. Kender, który zazwyczaj stanowił duszę towarzystwa stał się nad wyraz ponury i rozgoryczony. A smutny kender nie wróży niczego dobrego.

- Bliźniaki, a wy nie znacie jakiś wróżb coby jaskinie znaleźć? - Wprawdzie Eryk nie miał zbyt wielkich nadziei na odpowiedź twierdzącą ale zapytać trzeba. A nuż się uda. - Albo cokolwiek co mogło by nam się przydać?

- Nie. - Bliźniacy pokręcili głowami. - Nasza edukacja nie obejmowała znajdowania jaskiń na odludziach.

- Wypuszczenie koników nie jest złym pomysłem - wtrącił Srebrny Wilk. - Weźmiemy tyle, ile będziemy w stanie unieść i ruszymy tym szlakiem. Prędzej czy później trafimy na jakąś grotę. Co wy na to?

- Ech już wolałbym porzucić wóz i objuczyć kuce. Dadzą radę iść naszym tempem, a uniosą więcej. - Krytycznym spojrzeniem powiódł po towarzyszach. - Lepiej żebyśmy sami nie nosili namiotów i… całej reszty niezbędnego sprzętu. A nie oszukujmy się, nie możemy liczyć na sprzyjające warunki. - Eryk sam potrafiłby przetrwać w górach, bez nawet dziesiątej części tego sprzętu. Czy jednak można to powiedzieć choćby o bliźniakach, którzy do tej pory nawet nie podróżowali o własnych siłach? Szczerze wątpił, dlatego wolał zabrać niezbędne minimum, niż potem tracić czas na leczenie zapalenia płuc tych, co bardziej podatnych na mrozy. Z drugiej strony rozumiał Wilka, sam też wolałby iść szybciej. - To jednak nie czas ani miejsce na takie decyzje. Rozbijemy obóz i wtedy zdecydujemy. Przepakowania i tak zajmą sporo czasu więc lepiej zrobić to rano. Dobrze mówię? - Ostatnie pytanie skierował do Argaena, który wydawał się Erykowi rozsądnym człowiekiem.

Srebrny Wilk tymczasem zaopiekował się magicznymi rzeczami pokonanych. Zapakował do swojego plecaka buty pajęczej wspinaczki i tajemniczy miecz. Nigdy nie wiadomo co się może przydać.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline