Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2013, 18:40   #328
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Blackskin’s Brutes & Guardian of Balance.

Riri


Manifestacja szaleństwa z szerokim uśmiechem, zaciskała triumfalnie pięści, gdy ciężkie powietrze powoli opadało na ramiona obserwatorów tego wydarzenia. Metalowa skóra, będąca żywą zbroją, tak jak w pewien metaforyczny sposób sam rycerz rozpaczy, lśniła w blasku gwiazd.
- Nareszcie mam ciało… –powtórzył tą samą frazę, wpatrując się w opuszczone lekko ręce. Następnie jego wzrok przeniósł się na grupę bohaterów naszej opowieści.

- Czyli chcecie znaleźć mojego tatuśka, co? – byt przechylił głowę na prawo, nie pozbawiając swej twarzy wesołego uśmieszku nawet na sekundę. – Szczerze to nawet was lubię, zabawne z was istotki. Szczególnie ty Riri, ciągle beczysz jak dzieciak, mimo że rąbiesz potwory jak profesjonalista. –zarechotała choroba.

- Ale jesteście za słabi by cokolwiek zdziałać przeciw mojemu ojczulkowi. –dodał strzelając karkiem. – Wgniótłby was w ziemię pierdnięciem. – dodał byt i nagle odbił się od ziemi.


Niczym ciemna smuga dotarł między Gorta i Calamitiego, a jego dłoń dotknęła ziemi. Ciało nagle wzniosło się ponad jej powierzchnię, sprawiając że prawe ramię było jedynym punktem podparcia, zaś nogi rozstawiły się w energicznym szpagacie. Metalowe buciory, uderzyły w ciała dwóch wojowników posyłając ich na bolesne spotkanie z murami twierdzy.
Richter i Gort jak jeden mąż wbili się w nie podrywając tumany kurzu, oraz sprawiają, że wątła już fortyfikacja obronna, utraciła jeszcze bardziej na swych walorach.
- Więc wybije wam te pomysły z głowy. –dodał szał, odbijając się dłonią od ziemi i lądując na prostych nogach. – W ogóle możecie mnie nazywać Riri, w końcu jesteśmy jednym, nie Riri? –dodał, w stronę dziury w zamkowych murach gdzie wpadł Calamity.

Kły zostały szeroko wyszczerzone po raz kolejny, gdy palcami zachęcił Surokaze i Fausta do podejścia. – Te chucherka, zatańczymy?

John Doe.

Na niewidzialnym szlaku.


Przedstawiciel handlowy, którego główną domeną była niepamięć na dłuższy czas i tobie drogi czytelniku, mógł zniknąć z pola widzenia. Teraz jednak Anonim powrócić miał, może nie w blasku chwały, ale w nikłym promieniu przyszłych przygód.

John w kompani kapelusznika, oraz zamkniętego w amulecie arcymaga umarłych, pojawił się na środku małej i pogrążonej we śnie wioski.


Jednak to nie ona była celem mężczyzny, a olbrzymia góra, kształtem przypominająca pień po olbrzymim drzewie. Dom wróżek górował nad okolicą, niczym król nad swoimi poddanymi. Ogromna szczelina zapewne stanowiła wejście do tego cudu natury, gdzie ponoć kryły się wszystko wiedzące.

- Ja tu poczekam. –stwierdził karciarz. – Wiem że wrócisz, bo słowny z ciebie facet. –dodał wesoło, siadając na swoim kapeluszu jak na taborecie. – Ruchy, ruchy Panie Doe, nie mamy całej wieczności! –dodał wesoło jego przymusowy towarzysz.

Czyżby wielka przygoda, niepozornego jak ziarnko piasku mężczyzny miała zacząć się teraz? Czy dotarł do góry jako pierwszy z drużyny i to on pozna sekrety tu drzemiące?

Treacherous Knights.

Posłowie 2


Shiba dziarskim krokiem, przemierzała królestwo zmarłych. Mimo że wejście nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia, tutaj było już lepiej. Wypełnione duszami baseny, mieszane przez znudzone szkielety, doły ze smołą, oraz biczowani męczennicy. Wszystko czego było potrzeba do stereotypowego piekła.

Cela kata mieściła się głęboko pod tym miejscem, tak by nawet jeżeli zerwie okowy nie mógł łatwo wydostać się do innych dusz. Towarzyska o twarzy psa, opowiedziała Shibe trochę o ojcu Katów. Ponoć gdy trafił do piekła był tak żądny zabijania, że wypowiedział walkę samemu Hadesowi. Oczywiście bóg zmarłych poradził sobie bez większych problemów, ale od tamtej chwili kat nawet na chwile nie przestał myśleć o odwecie.

Codziennie próbował uciec i w jakiś sposób odzyskać ciało, na przestrzeni tysiąc leci był już kilka razy całkiem blisko celu.
Nie była to pocieszająca myśl, patrząc na zadanie jakie stało przed Shibą.

Jednak nie to teraz było ważne, bowiem cos nagle z chichotem śmignęło obok dwóch kobiet… a klucz został niemal w magiczny sposób zabrany z dłoni dawnej kapłanki. Ta musiała Az zamrugać, by zdać sobie sprawę, że właśnie została okradziona.


Malutki stworek o ostro zakończonym ogonku i szerokim uśmiechu, wpatrywał się na dwie kobiety z szczytu łuku bramy, która prowadziła w głąb świata umarłych. Zachichotał on cicho, machając dźwiganym w dwóch łapkach kluczem, do celi Kata.
- Złap mnie! –zaszczebiotał, by nagle zniknąć i pojawić się na schodach prowadzących w dół.

- Nie mam pojęcia co to było, jeżeli o to chciałaś zapytać. –odparła od razu Susan, ruszając biegiem. – Ale trzeba temu czemuś zabrać klucz!
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline