Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2013, 21:52   #454
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Verion obserwował swoją zabawkę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby do piaskownicy nie przytaszczył się Shabranido ze swoją zabawką. Do tego Almanakh zagubiła tam jedną ze swoich starych zabawek. A całej zabawie chłopców w piaskownicy, jak to bywa, przyglądała się z daleka ciekawska dziewczynka, Mistress. Verion był nieco nadąsany, że starszy kolega wlazł do piaskownicy i szpanował przed dziewczynką swoją zabawką. Co by nie było, większą i droższą. Shabranido był pewien, że potencjał Diritha nie jest wart uwagi. Żywił urazę do tego drowa. Miał straszny ubaw, obserwując zmagania z Firetide. Była to dla Veriona wiadomość, „każde twoje wieloletnie knowanie mogę w sekundę obrócić pył”. I była to prawda. Shabranido był ponad Verionem i choć obaj mieli ten sam priorytet – za wszelką cenę chronić Mgły – to jednak Shabranido nie chciał, aby jakiś Kihara mu w tym pomagał i mi to przy pomocy jakiegoś drowa, który na dodatek miał czelność pojawić się w Mgłach, za życia, i na dodatek opuścić je, żywcem. Natura Chaosu była jednak bardzo zmienna. Wystarczyło, aby Verion pokazał na co go stać, aby Mistress się uśmiechnęła, i Shabranido nie ośmieliłby się tknąć tego drowa. Póki co życie Diritha i ambitny plan Veriona wisiały na włosku. I ten elf. Verion miał ochotę zgnieść Anariona w gołych rękach. Ale jak wiadomo, Chaos nie może tak po prostu zejść do planu materialnego, rozgnieść i wrócić. Nie. To nie działa w ten sposób.

- Nigdy nie jesteście na czas – pomyślał rozgoryczony Verion. – Ranaantha, oni tam zginą. Dirith, Kiti, Anarion, zginą tam.

Ranaantha milczał. Verion spodziewał się tego. Chaosowi było wszystko jedno, kto zbudzi Timewalkera. Wszystkie opcje były równie zabawne. Dla Veriona tylko jedna opcja była do przyjęcia. Shabranido robił wszystko, by pokazać mu, że się mylił, a Dirith jest nikim. Takie drobne sprzeczki w piaskownicy, codzienność w Mgłach Chaosu. Dla śmiertelników był to zupełnie inny wymiar tragedii, cierpienia i dewastacji.

- Dobrze się bawisz? – spytał w końcu Shabranido.
- Oh my, znakomicie! – Verion przetarł twarz, dostał tiku nerwowego. – Kiedy tylko Firetide wróci, zniszczę go. Jeśli pozwolisz, oczywiście – uśmiechnął się uroczo, klękając na jedno kolano.
- Why so serious? – mruknął Shabranido.
- Może lepiej wysłać go na wakacje do Piątego Wymiaru, hm?;3
- Twój lęk przed Last Soulbreakerem Astarothem jest komiczny – mruknął Shabranido.
- Oh my, a czyj ryk pierwszy wstrząsnął Mgłami, kiedy Astaroth wyzwał Mistress na pojedynek?;3
Shabranido otworzył swoje jedenaście ślepiów tuż przed klęczącym Verionem. Verion zacisnął powieki i odwrócił lekko głowę.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia?
Verion obronnie uniósł oba ramiona i uśmiechnął się lekko.
- Czy nie byłoby ciekawie, gdyby Dirith zbudził Timewalkera? – powiedział z rozbawieniem i niewinnością.
- Niech to zrobi, zatem – mruknął Shabrnaido, jego ślepia zgasły w mroku Mgieł.

* * *

Anarion zaklął w myślach. Nie przewidział, że Firetide zjawi się akurat teraz. W ogóle nie przewidywał wizyty smoka ani demona w takim momencie. Nie wiedział co robić. Dłonie zaciśnięte na łuku zadrżały.
„Zabicie tego drowa nic nie da – pomyślał gorączkowo. – To kwestia kilku minut dla Firetide, udać się do miasta, porwać jakiegokolwiek człowieka, wrócić z nim tutaj i zmusić go do dzierżenia czarnego opalu w dłoni, teraz, kiedy serce Timewalkera jest tak blisko Źródła… Co on robi?!” – pomyślał z rozpaczą, kiedy bron drowa oplotła czarny opal.

Akurat w momencie, gdy chciał krzyknąć do drowa, by ten rzucił mu kamień. W sumie i tak zapewne by tego nie zrobił, to oznaczałoby dla niego śmierć. Nie wiedział co robić. Wodził łukiem bezradnie, celując w smoczą łapę i drowa mocującego się z uściskiem smoka. Kończyły mu się strzały.
„Zrobię to – pomyślał stanowczo. – Zbudzę Timewalkera i popełnię samobójstwo! Światło bądź ze mną!”
Strzała wycelowana w drowią skroń.

„Nie poczuje – pocieszył się gorączkowo w myślach. – Nie ma innego wyjścia, zbudzę Timewalkera, zgładzę go, wszystko się zakończy!” – odkrył, że to idealne rozwiązanie!

Jęknął aż i odruchowo odskoczył do tyłu, kiedy centymetry od grotu strzały na napiętej cięciwie pojawiła się twarz elfa. Anarion wstrzymał oddech i wielkimi jak talerze oczami spojrzał na mglistego przybysza, zjawę elfa, wojownika po ciężkim boju, ciężko rannego, całego w smugach krwi i bliznach. Wysmakowana krwią, smutna elficka twarz spojrzała przepraszająco na Anariona.

- Kim…?! – jęknął Anarion. – R-Ranaantha…?
- Teraz zwą mnie Moonbringer – uśmiechnął się słabo.
Anarion stał jak zamurowany, choć w panice pomyślał tylko, że nie ma czasu….
- To Czarna Zorza rzuciła tę klątwę i to ona decyduje, kto ją przerwie – powiedział cicho i smutnie Ranaantha. – Im bardziej do czegoś dążysz, tym bardziej Chaos do tego nie dopuści. Nigdy nie pozwoli ci na śmierć, jeśli zbudzisz Timewalkera. Wie, że nie boisz się umrzeć. Będzie na wieczność zmuszał cię, abyś patrzył, jak Timewalker sieje zagładę. Wie, że tylko tego boisz się w tym momencie.
Anarion cofnął się o krok.
- Nie… nieprawda, nie pozwolę mu!...
Ranaantha podniósł rękę i zacisnął dłoń na grocie strzały.
- Czasem jesteśmy pewni, że dusze doskonale podświadomie wiedzą, co mają uczynić. Reagują, zanim umysł przeanalizuje całą sytuację, reagują całym sobą, swoją wiarą, uczuciami, zasadami, podświadomością. Dirith nie widzi tego co Tacy Jak Ty, nie widzi tego co pokazuje mu Biel. Ale Tacy Jak My nie widzą i nie słyszą szeptów Mgieł. Nie chcemy ich słuchać, podświadomie wiemy, do czego to prowadzi. Ale Chaosu nie da się przewidzieć. Almanakh na pewno musiała wiedzieć. Mimo to, wtedy, pod wpływem chwili, jej dusza podświadomie krzyknęła: „bądź przeklęty!”. Na pewno wiedziała, że Chaos usłyszy. Ale nie w tamtej chwili. Są takie chwile, w których jesteśmy ślepi, bracie.

Anarion głośno przełknął ślinę i spuścił głowę.
- Nie zatrzymam go dłużej! – syknął bezradnie.
- Nie musisz – odparł Rannantha. – Firetide już nie ma wolnej woli. Przyszedł tu tylko w jednym celu. Odejdzie bez niego. Jest słowem Shabranido. Shabranido chce sprawdzić, jak ślepe jest dziś Światło.
Anarion przetarł nerwowo twarz, spojrzał w oczy zjawy i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jak tam jest?
Ranaantha odwzajemnił uśmiech.
- Cóż, bracie, porozmawiamy niebawem, być może… - powiedział Anarion, spokojny już.
Ranaantha skinął lekko głową na pożegnanie i zjawa zniknęła.

Hurricane - 30 seconds to mars [Lyrics] - YouTube

* * *

Dirith;

Jak to mówią, większy ma zawsze rację. Dopóki nie spotka drowa. Ile razy pszczoła jest mniejsza od człowieka, a ile bólu potrafi zadać? Zwłaszcza jeśli trafi w odpowiednie miejsce.

Elf zdawał się być po waszej stronie, przynajmniej póki po grocie biegał wkurzony i ziejący ogniem smok, zagrażający wam wszystkim. Jedna z informacji okazała się szczególnie zabawna. Skoro smok nie może dotykać czarnego opalu, nie powinien brać w łapska jego posiadacza… Niewiele myśląc postanowiłeś sprawdzić, jak kontakt z czarnym opalem zadziała na smoka. Firetide nadal nie wyglądał dobrze, porozcinany świetlistymi ranami, ale to nie powstrzymało go przed dalszą furią. Ponieważ na moment skupił gniew na Kiti i Anarionie, miałeś szansę go ukąsić. Chwyciłeś za czarny opal i dotknąłeś nim smoczej łuski. Smok niemal kwiknął niczym przerośnięty dzik raniony włócznią na polowaniu. Odskoczył, uderzając z hukiem bokiem o ścianę groty.

Miałeś wrażenie, że kiedy dotknąłeś łuski czarnym opalem, inny byt, inny smok… tak, to było bardzo dziwne, przez ułamek sekundy w twojej świadomości zamajaczył obraz innego smoka, który zaatakował Firetide w momencie, gdy dotknąłeś go opalem! Nie widziałeś tego co prawda na własne oczy, ale… no właśnie, jakbyś to widział we śnie, w jakiejś wizji, podświadomości. Czułeś, że przy dotknięciu opalem jakiś inny byt, inny smok, zaatakował niematerialnie umysł Firetide, kompletnie rozbijając jego myśli. Firetide oparzony opalem zachował się przez moment jakby coś mocarnego uderzyło go w głowę, jakby był ogłuszony i otępiały. Całą uwagę skupił na te kilkanaście sekund już nie na Kiti, nie na Anarionie czy tobie, ale na bycie, który zamanifestował swoją obecność i najwyraźniej nie był to byt przyjazny smokowi! To był idealny moment, ogłuszony smok wyraźnie rozluźnił chwyt i zwinnie wyrwałeś się w końcu z jego łapska. Zeskoczyłeś na ziemię. Okazało się, że otumanienie Firetide, równie szybko ja przyszło, równie szybko minęło i smok z wściekłym rykiem obrócił się znów ku tobie, sięgając cię łapskiem.

Nagle wokół jego paszczy, skrzydeł i łap pojawiły się znów świetliste liny i pętle, które zacisnęły się z trzaskiem, zamykając smoczą paszczę i krępując mu łapy. Smok stracił równowagę i z łomotem runął znów jak długi na ziemię.
- Idź!!! – krzyczał Anarion. – Użyj Źródła, teraz!!!
Odzewem Firetide był oburzony gardłowy pomruk i płomienie z nozdrzy, spomiędzy zaciśniętych zębów. Magiczne liny trzeszczały wrzynając się w łuski. Firetide nie pozostanie długo spętany energią Bieli, to było oczywiste. Jeden elf nie utrzyma go długo. Wściekłe uderzenia smoczego ogona o ściany i podłogę groty narastały, a potężne skrzydła rozpościerały się po trochu coraz mocniej i mocniej, poluźniając liny i przerywając je.
- Idź, już!!! – krzyczał Anarion, cały zasapany, mocując się z magiczną energią, zrywaną przez rozwścieczonego smoka. – Nie utrzymam go długo!!! Użyj Źródła, wrzuć serce Timewalkera do Źródła!!! Akh!...
Anarion upadł na jedno kolano, Fiteride już prawie uwolniwszy cały ogon, ryknął gardłowo, tryumfalnie. To kwestia sekund, kiedy uwolni ogon, łapy, skrzydła….
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline