Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2013, 14:55   #451
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith, Kiti;
Po przebudzeniu się smoka sytuacja stosunkowo szybko wymknęła się spod kontroli. Wyjątkowo szybko. Na szczęście elficka strzała odwróciła uwag smoka i kierunek strumienia ognia, dając Dirithowi szansę na wydostanie się spomiędzy szponów smoka. Utorował sobie drogę z pomocą broni, ale już wtedy zauważył niepokojący szczegół – smok w ogóle nie reagował na zadawane mu rany. Które zresztą, zamiast krwawić, zaczęły parować fioletową mgiełką. Kiedy smok ział jeszcze ogniem w kierunku skąd przybyła strzała, Dirith był już na nogach. Nie mieliście pojęcia, czy pan elf nie był już wówczas panem kupką popiołu. Smok zakończył atak gniewu, strumień ognia przestał zalewać wrzątkiem powietrze i rozświetlać grotę krwawą poświatą, zapadły znów ciemności. Dirith wykorzystał moment na atak w samo centrum problemu. Wróg który cię nie widzi, nie może cię zaatakować tak skutecznie, jakby tego chciał. Szarża na paszczę pełną ostrych zębów była samobójstwem podczas gdy spomiędzy kłów huczał strumień ognia, ale teraz, kiedy smok nabierał tchu, był dobry moment.

Choć zdawało się, że coś tak wielgachnego może mieć problemy z małymi celami, smok dostrzegł oczywiście, że Dirith wygrzebał się spod jego łapy i zaczaił się do ataku. Atak na smoczy łeb okazał się kłopotliwy ze względu na rozmiary smoka i fakt, iż gad spodziewał się tego ataku. Dirith zdołał uniknąć ognia i wskoczył na smoczy pysk, próbując sięgnąć ślepia, jednak smok szybko podniósł głowę i potrząsnął ją, zrzucając drowa z dość sporej wysokości. Sztylet z trudem zarysował smocze łuski.

Aby zademonstrować skalę problemu, wystarczy wspomnieć, że walka w grocie wśród ruin świątyni z gadem wielkości statku jakim tu przypłynęliście, szybko sprowadziła się do „mam za krótkie nóżki żeby szybko uciec przed jego wielkimi łapskami i tornadem z ognia”.

Dragon's Dogma - The Ur-Dragon - YouTube

Atak nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Przyniósł rezultat dość nietypowy. Smok ryknął krótko i wokół zadudniło niskie echo jego niskiego, gardłowego chichotu.
- Nędzny robaku, kim ty niby jesteś?! – odezwał się arogancko rozbawiony złośliwie smok. – Masz poczucie humoru, przychodząc tutaj!
Ton jego głosu i pewność siebie zdecydowanie były bardzo niepokojące. I oczywiście, był tak rozbawiony, ze strzałą sterczącą mu spomiędzy oczu. Zupełnie nic sobie z niej nie robił, ot, jakby komar usiadł. Kiedy smok z rozbawieniem obrócił się w kierunku Diritha, żeby lepiej się mu przyjrzeć, kolejne pięć elfickich strzał, jedna po drugiej, z tępym trzaskiem wbiły się w jego łeb. W nozdrze, nad okiem, w pysk, w czaszkę... Smok obrócił tylko łeb, kątem oka zerkając za elfem, i z niskim, ostrzegawczym warczeniem trzasnął ogonem w tamtym kierunku. Huk uderzenia zmiótł część kolumn i ruin, rozsypując je po jaskini jak klocki po pokoju. Anarion jednak znów uszedł śmierci.
- Tacy Jak Ty nie wiedzą kiedy przestać! – ofuknął elfa podenerwowany wyraźnie smok. – Zabiliście Timewalkera, hym-hym-hym! – zaśmiał się ironicznie. – Chodź, wypełnij z nory, robaku, spróbuj zabić mnie, spróbuj zabić Mgły!
- Wracaj do swoich Mgieł, pomiocie!!! – odkrzyknął walecznie gdzieś spomiędzy gruzów elf. – Zabijaliśmy smoki, zabijaliśmy demony!!!
- W istocie, zabijaliście, hym-hym-hym... było was wtedy trochę więcej, niż trzech!!! – ostatnie słowo wypowiedział z naciskiem na „umieraj!!!” i zionął ogniem w kryjówkę Anariona.
W odpowiedzi, jeszcze gdy smok ział ogniem, kolejna strzała pomknęła z ciemności i wbiła się w jego pysk.
- Hym-hym-hym! – smok, nastroszony jak paw, nie przejmując się dekoracją z powbijanych strzał, wyprostował dumnie i prowokująco tułów. – Strzelaj, robaku, ile jeszcze ich masz? Jak pojemny jest twój kołczan? Starczy ci tych strzał na całą wieczność, hym-hym-hym?...
Smocze ślepię spojrzało w kierunku Diritha, który pozbierawszy się po pierwszej próbie, szykował już strategię na następną. Przeszkodziła mu smocza łapa, która zgarnęła go z ziemi, zamykając go znów między łuskami i pazurami. Smok podniósł swoją zdobycz kilka metrów nad ziemię, i po prostu ją trzymał. Nie wzruszyły go kolejne strzały, które wbiły się w palce łapy trzymającej Diritha.
- Przez moment bałem się, że jesteś groźny – przyznał rozbawiony smok, spoglądając z góry na Diritha. – Ale jesteś zwykłym śmiertelnikiem. Co niby mógłbyś mi zrobić, hym-hym-hym...?
- Firetide!!! – krzyknął zaciekle Anarion. – Mam rację...? Jesteś bratem Timewalkera, zwali cię Firetide!
Elf najwyraźniej próbował grać na zwłokę, a smok był tak pewnym siebie i rozbawiony całą sytuacją, że poszedł mu na rękę.
- Tak, mam na imię Firetide.
- Miałeś! Teraz jesteś tylko pachołkiem Mgieł, pomiotem bez duszy i imienia!!!
- Wzruszyłbym się, gdybym miał jeszcze uczucia, hym-hym-hym! Muszę przyznać, że jestem bardzo zaskoczony, spotykając tutaj, w grobowcu Timewalkera, drowa, elfa i wilczycę – zerknął za Kiti, która przeżyła poprzednie ataki smoczego ognia schroniona za swoją tarczą. – Spodziewałem się podstępu, ale to prawda, wy wszyscy jesteście jedynie śmiertelnymi robakami, hym-hym-hym!...
Smok obrócił się w kierunku dziwnej fontanny, z której leciały czarne strumienie pyłku. Skierował w jej kierunku łapę, w której trzymał Diritha.
- Światło! Na moje źrenice zlej się falą,
Zanurz tych których widzę w promiennej mgławicy,
Płoń, Światło, zalej mrok, niech utoną w Twej nieśmiertelności!
ASTRAL BREAK!

Dirith;
Po tym, jak usłyszałeś gdzieś z głębi groty wykrzyczane przez elfa zaklęcie, w jaskini gwałtownie zaczęło pojawiać się kilkanaście źródeł narastającego w ciemnościach, białego światła. Zorientowałeś się, że elfickie strzały utkwione w smoczym ciele zapłonęły i zaczęły świecić. W ciągu kilku sekund z lekkiej poświaty zajęły całą grotę oślepiającym blaskiem. Taszczący cię smok drgnął w spazmatycznym skurczu i ryknął wściekle.
- Drowie, uciekaj! – krzyknął elf.
Fajnie, tylko że...
- On nie może dotknąć czarnego opalu! Twoje ciało jest dla niego opakowaniem dla serca Timewalkera!...
Nic nie widziałeś, zacisnąłeś oczy z bólu po oślepieniu, ale czułeś, jak trzymający cię w łapsku smok drży cały z wściekłego ryku. Smok obrócił się, taszcząc cię gdzieś, nabrał tchu i zionął znów ogniem, cała grota zadrżała od uderzeń jego ogona, rozległ się huk miażdżonych ruin i rumor spadających odłamków skał. Rozsierdzony smok przez kilka minut ział ogniem na przemian z demolowaniem ruin za pomocą ogona, skrzydeł i łap. Przy tym wszystkim nadal cie trzymał, uwięzionego, ale nie rozgniecionego – obchodził się z tobą wyjątkowo delikatnie, jakby jedynie zamierzał cię trzymać w garści, nie rozgnieść. Gdyby chciał cię rozgnieść, dawno by to zrobił...
Kiedy jasność przeminęła i mogłeś znów otworzyć oczy, zobaczyłeś, że smok... torcie się rozpadł. Od strzał wbitych w jego ciało rozchodziła się po smoczych łuskach sieć świetlistych linii, łącząca kolejne strzały, tworząca świetliste wyrwy w smoczym ciele, parujące fioletową mgłą. Smoczy pysk przypominał pociętą karykaturę nieumarłego smoka. Jednak rany powoli goiły się. Smok zatrzymał się, nasłuchując i wypatrując wśród gruzów i płonących ruin Anariona. Panowała jednak cisza. Smok, poirytowany teraz, czujny i rozdrażniony, nieufnie obrócił się znów w kierunku fontanny i zaczął człapać do niej, jego pocięte ciało powoli goiło się i składało w całość.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 20-11-2013, 17:12   #452
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiti była tak zdruzgotana pojawieniem się smoka i elfa Anariona, że przez moment stała jak zamurowana i kiedy smok zaczął demolować ruiny schowała się za tarczą zwijając się w kłębek. Przetrwała za tarczą podmuchy ognia, a celem smoczego ogona stał się na szczęście przeciwległy koniec groty, gdzie ukrywał się Anarion, co jakiś czas pokazując się i strzelając do smoka. Kiti próbowała przeanalizować sytuację ale nie mogła się skupić na niczym innym poza tym, skąd wziął się tutaj ten elf Almanakh. To było dla niej straszne wrażenie, ona, elfka, staje naprzeciwko elfa Almanakh, swojego idola, wojownika godnego podziwu… a on przyjmuje ją tak nieprzychylnie. Co gorsza nie chodziło nawet o towarzystwo Diritha, ale o samą ich obecność w grocie. Czuła się jak intruz stający na drodze elfowiwi Almanakh. To było straszne, straszne, straszne! Przecież walczyli po tej samej stronie, wyznawali te same ideały, czcili to samo Światło! Cała drogę tutaj jednak zdawała sobie sprawę że podąża za Stadem, a intencje Diritha są jej nieznane. Było to na pewno głupie w oczach elfa Almanakh, ale ona sama nie mogła nic zrobić, stracili całe Stado i poza Dirithem była zupełnie sama. Nie chciała aby doszło znów do wydarzeń, które gorzko wspominała. Nie chciała znów celować ani strzelać z łuku (i tak miałaby problem) do Diritha, patrzeć na jego śmierć czy jak Stado wyrzyna się w pień z powodu różnych celów. Zresztą Dirith nie był gorszy od Silverstinga i choć był agresywny i był zabójcą, nie był świrem marzącym tylko o władzy nad światem lub zniszczeniem świata. Cały czas też miała nadzieję, że z Dirithem jest coraz lepiej, a nie coraz gorzej. Ale tak naprawdę, pomogła dojść do źródła drowowi, nie mają pojęcia po co mu to Źródło. Anarion musiał patrzeć na nią z litością lub też posądzał ją o współpracę z drowem w niecnych zamiarach. Rozumiała, że mógł w ten sposób ją traktować i całkiem poważnie brała do wiadomości, że elf Almanakh… Mógł ją zastrzelić, zastrzelić, zastrzelić! A przecież powinni razem świętować, ucztować, tańczyć, modlić się, walczyć ze wspólnym wrogiem! Wszystko się pomieszało, wszystko, wszystko! Nie wiedziała po czyjej stanąć stronie. Aż problem chwilowo się odwlekł, bo smok zdemolował ruiny, złapał Diritha w łapę, a Anarion zaginął gdzieś pośród płonących gruzów.
„Opakowanie dla serca Timewalkera!?”
Wszystko okazywało się spiskiem, w którym demon doprowadził do tego, aby Dirith znalazł czarny opal i przyszedł do Źródła. Czy z poprzednimi też tak było? Miała teraz ciężki wybór, pomóc Dirithowi w oswobodzeniu się ze smoczego łapska lub iść z pomocą Anarionowi. Elf nie odzywał się i zaginął wśród płomieni, podejrzewała, że ogon smoka albo ognisty dech dosięgły go w końcu. Ponieważ Kiti i jej łyżka kleryka nie zrobiłyby zapewne zbytniego wrażenia na smoku, potrzebne było znów wsparcie psa, krewetki, bloodclawa albo elfa Almanakh.
„Ten czar, Astral Break… Nigdy czegoś takiego nie widziałam! Czy to czar odsyłający demony!? Dlaczego nie zadziałał!?”
Choć sprawił smokowi wiele bólu i dyskomfortu, to jednak rany powoli się goiły. Być może jeden elf to za mało żeby odesłać tego smoka, ale zawsze lepiej jeden elf niż żaden! Kiti pobiegła w kierunku, w którym ostatni raz pokazał się Anarion. Próbowała ujść niezauważona i odnaleźć elfa w ruinach. Miała nadzieję, że nie spłonął żywcem i że jeszcze żył.
Smok wydawał się zainteresowany tylko i wyłącznie Dirithem i fontanną, zignorował nonszalancko wilczycę, choć kątem oka widział, że zmieniła miejsce pobytu i ruszyła się zza tarczy w kierunku elfa.
„Ciekawe czy poznał tarczę Ranaanthy”.
Przeszło jej przez myśl, że mógł poznać tę tarczę ale mimo to nie zwrócił na to uwagi. Dziwne, dziwne, dziwne. Z drugiej strony może dlatego właśnie tak mu się spieszyło z fontanną.
Wskoczyła między gruzy, biegając pośród ruin i ognia, poszukując Anariona. Nie chciała go wołać, żeby nie wkurzyć znowu smoka ani zwrócić na siebie uwagi. W końcu odnalazła elfa, leżał na ziemi, kawałek odłamka zniszczonej przez smoczy ogon kolumny przygniatał go do ziemi. Ułamany kawałek kamiennego filaru wbił się w prawy bok elfa, miażdżąc żebra. Elf leżał, oddychając charcząco, kaszląc krwią, ale odruchowo próbował wstać i zrzucić z siebie ciężar. Kiedy Kiti do niego doskoczyła, spojrzał na nią, to gniewne i zimne spojrzenie powaliło wilczycę. Przecież to elf, jej idol! Powitał ją spojrzeniem jakim wita się wroga!
- Nie ruszaj się, jesteś ranny! – wydukała inteligentnie, speszona jego ostrym wzrokiem. – Jestem przyjaciółką, chcę ci pomóc! – schyliła głowę i nieśmiało pomachała przyjaźnie ogonem. – Nie zrobię ci krzywdy, jestem klerykiem, chcę uleczyć twoje rany! – powiedziała w języku elfickim.
Anarion złagodniał słysząc te słowa, ale nadal nie przyjął jej tak ciepło, jakby tego pragnęła. Sama była sobie jednak winna, przychodząc tu z drowim skrytobójcą, o nieznanych zamiarach.
- Pozwól mi opatrzyć twoje rany! Powiedziała podchodząc powoli.
Elf podniósł dłoń, która zaczęła jarzyć się czerwoną magiczną energią. Kii zwątpiła, ale nie cofnęła się. Nie wierzyła że elf Almanach mógłby skrzywdzić kogoś kto jasno wyraził swoje dobre zamiary. Anarion ze stęknięciem bólu przyłożył dłoń do spoczywającego na nim fragmentu kolumny, a ten popękał na drobne kawałki. Kiti szybko rzuciła na elfa czar uleczenia, widziała z jakim trudem już on oddycha, a i kałuża krwi pod nim, rosnąca w oczach, nie była dobrym sygnałem. Wilczycy ulżyło, nie miała pomysłu za bardzo jak zdjąć kolumnę z przygniecionego elfa, a leczenie go kiedy był nią przytrząśnięty mijało się z celem. Elfy Almanach były w dużej mierze niezniszczalne i widziała już nie raz jak podczas walk za jednym elfem ugania się 15 osób, a elf biega w kółko, na przemian odskakując, ogłuszając i spowalniając prześladowców, lecząc się i strzelając. Z reguły takie zabawy trwały długo a wróg dostawał szału na punkcie ubicia elfa, nic innego się już nie liczyło i ganiali za elfem, podczas gdy reszta drużyny szturmowała zamek i wygrywała. Anarion z pewnością również potrafił rzucać lecznicze zaklęcia, pomyślała teraz, zła na siebie. Jednak rzucanie zaklęć było dla niego teraz bardzo kłopotliwe, kiedy zwijał się z bólu i dławił się krwią. Często jedynym sposobem ubicia elfa Almanach było zmasakrowanie go do tego stopnia, aby nie mógł się uleczyć. Smokowi prawie się to udało.
- Leż i nie ruszaj się teraz – poprosiła Kiti.
Zaczęła szeptać zaklęcie i lecznicza energia spłynęła na rannego. Ręką Anariona bezwładnie opadła na ziemię, elf zamknął oczy i westchnął cicho. Kiti przeraziła się przez moment, że elf umiera i że przybyła do niego zbyt późno, ogarnęła ją gwałtownie fala rozpaczy. Pochyliła się i oparła się smutnie czołem o czoło Anariona.
- Światło niepokonane, otul skrzydłami swojego wiernego sługę, ulecz jego rany i ucisz jego cierpienie, przywróć go nam, do tego świata, gdzie spełnia Twoją wolę całą swoją duszą! Nie pozwól pomiotowi Chaosu zabić istoty, która swoją odwagą i poświęceniem ocaliła przed mrokiem tyle Twoich dzieci!
Rany zaczęły się goić, sama była zaskoczona, jak szybko. Wyraźnie na elfy Almanakh magia bieli miała wyjątkowo silny efekt.
- Lepiej? – spytała niepewnie.
Elf delikatnie pokiwał przytakująco głową i otworzył oczy, spoglądając na nią. Znów poczuła się dziwnie, choć tym razem było to przyjaźniejsze spojrzenie.
- Dlaczego przyszłaś z nim tutaj? – szepnął elf, nieco oskarżycielsko.
Kiti się zmieszała i spuściła wzrok.
- To długa historia, długa, długa, długa! Nie mamy na to teraz czasu! Miałam… miałam Stado – powiedziała, przyduszona jego spojrzeniem. – Ale stało się coś złego… Walczyłam przeciwko niemu. Nie chcę robić tego znowu!!! Wiem, że Światło kazało mi za nim iść. Walczyłam przeciwko niemu, ale to był błąd, Biel wie, że to był błąd! Ponownie postawiło tego drowa na mojej drodze, dało mi drugą szansę, jemu również! Nie chcę ponowić tego błędu! Wtedy nie udało mi się sprawić, aby ten drow zobaczył Biel, i… i być może tym razem tez mi się nie uda, ale najwyraźniej Światło wie, że ten drow ma do wykonania jakieś zadanie… Jakieś ważne zadanie! Dlatego znów postawiło go na mojej drodze! Nasze Stado zaginęło kiedy tu przybyliśmy. Zostaliśmy sami. Nie mogę go zostawić, nie mogę, nie mogę! Biel chce, abym podążała za nim, on ma zadanie do wykonania, my mamy zadanie do wykonania!
- Biel nakazała mi go zabić – powiedział szeptem elf.

Każda istota ma wyznaczonego przeznaczeniem wojownika Bieli, który ma jej bronić, i wojownika Bieli, który ma ją zabić. Wszystko zależało od tego, który jako pierwszy spotka tę istotę. Zdarzało się, że obaj wojownicy Bieli spotykali się przy swojej ofierze. Były to pełne tragedii bratobójcze spotkania.
- Nie jestem wojownikiem – powiedziała spokojnie Kiti. – Nie jestem w stanie cię powstrzymać i szanuję twoją wolę.
Elf podniósł rękę i delikatnie chwycił dłonią prawa łapę wilczycy.
- Byłbym szczęśliwszy mogąc zginąć w tej walce – powiedział Anarion. – Mógłbym zbudzić Timewalkera osobiście, ale ten drow na to nie powoli. Mówił to całym sobą. Mogłabyś zbudzić Timewalkera, ale nie powstrzymasz go. Jeśli ten drow go zbudzi, co uczyni?
Kiti poczuła się strasznie głupio.
- Nie wiem – wydukała, jak kompletna kretynka.
- I pozwolisz mu na to?
- Nie będę z nim walczyć. Biel tego nie chce! Przywiodła mnie i jego tutaj, żeby mnie, nam, coś pokazać! Tak jak wtedy…! Wtedy całe Stado zwróciło się przeciwko drowiemu skrytobójcy! Ale… ale to niczego nie zmieniło! – Kiti przywołała swoją tarczę. – Spójrz! To jest tarcza Ranaanthy, którego zdradził Timewalker! Ranaantha ofiarował ją mnie, aby chroniła mnie przed ogniem Firetide! Ranaantha chce, aby ta klątwa została zdjęta! Wiedział, że ja tego nie zrobię, wiedział, że Dirith to zrobi! On tego pragnie, zaufał mi, zaufał Dirithowi, on też zobaczył to, co pokazała mu Biel! Jego dusza chce zaznać spokoju!
Anarion puścił jej łapę i podniósł się z ziemi.

- Nie chcę walczyć z tobą ani z Dirithem! Powiedz, jak powstrzymać Firetide!?
- Zdajesz sobie sprawę że kiedy go powstrzymamy, będziesz musiała wybrać?
- Tak, ale w tej chwili musimy powstrzymać Firetide! Nie wiem co Dirith zrobi ze Źródłem ale jestem pewna, że Firetide wykorzysta je do złych celów! Dirith nie może być od niego gorszy! Biel przywiodła nas tutaj, gdyby nie miał tutaj przyjść, Biel nie dawałaby mi tylu znaków! Widziałam nawet świetlisty deszcz! Światło wie, że Dirith ma swoja misję, jest elementem równowagi której i Biel i Chaos strzegą! Biel pokazała nam przecież, że nie tylko Jej Dzieci służą zdolne są do służenia równowadze! Sama Almanach to przecież pokazała! Raygi, również drow, strzelał z Oka Światła! Czy Biel pozwoliłaby na to, gdyby nie widziała w tym wyższego celu!? Teraz sprowadziła tu mnie, żebym pomogła dotrzeć temu drowowi tu dotrzeć! Gdyby Światło chciało, abyś to ty zbudził Timewalkera, czułbyś to, wiedziałbyś o tym, wiedział, wiedział! Ja wiem, że Dirith nie jest tutaj bez powodu! To do drowa należała kiedyś ta twierdza, kiedy powstała klątwa, i to nie przypadek, że to drow ma zdjąć tę klątwę! Ranaantha też o tym wie! Być może Chaos pomógł sprowadzi tu Diritha, być może to Chaos właśnie dał Dirithowi serce Timewalkera, ale Chaos też czuwa nad równowagą i wie, że Dirith podoła temu zadaniu!
- Obawiam się, że tu możesz się mylić. Firetide nie był demonem. Został nim stworzony tylko w jednym celu. Aby tu przyszedł i zabił Diritha. Chaos chciał jedynie, aby ktoś śmiertelny przyniósł tu czarny opal, ponieważ sam nie mógł tego dokonać. Wiedział, że ja mu nie ulegnę, więc znalazł drowa, który uległ woli Mgieł.
- Nie, nie, nie! Dirith nie jest sługusem Chaosu! Proszę, pomóż nam pozbyć się Firetide!
- Astral Break odeśle go do wymiaru Mgieł, ale jestem sam, a Firetide jest silny. Potężny demon musiał przemienić go w demona. Obawiam się że Firetide zdoła utrzymać fizyczną powłokę w tym planie jeszcze kilkanaście minut. Możemy nie powstrzymać go tak długo.
- Co mogę zrobić!?
- Nie możemy pozwolić, aby Firetide zbudził Timewalkera. Jeśli Światło zadecyduje, że ten drow… Dirith… - zamilkł na chwilę, ale kontynuował – Jeśli Światło zdecyduje, że moje strzały mają chybić celu, niech tak będzie. Jeśli pokaże mi inny cel, niech tak będzie. Najważniejsze, aby Firetide nie zbudził Timewlakera – powtórzył, nastawiając bark i szykując się do kolejnej tury walki. – Czyń, co poleci ci Nieomylna Biel, kleryku. Jeśli zdołasz, odciągnij Firetide od czarnego opalu. Jeśli zdołasz, użyj Źródła. Gdybym to ja miał przynieść ci po tym śmierć, obiecuję że będzie bezbolesna i gwałtowna – powiedział równie uroczyście, co bez emocji. – Gdybym to ja musiał zbudzić Tiewalkera, obiecaj mi to samo. Niech zatem Światło wiedzie nas w tej mrocznej godzinie – szepnął. – Powstrzymam Firetide tak długo jak zdołam, ale on wróci. Będzie wracał w nieskończoność.
- Dlaczego zbudzenie Timewalkera jest takie straszne!? Kim on jest!? – zaryzykowała zrobienie z siebie kretynki, znowu. – Przecież chyba można go będzie zgładzić!? To nie może być aż takie straszne, skoro Ranaantha tego chce!
Anarion spojrzał na ciebie poważnie i smutnie zarazem.
- Jeśli Chaos zadał sobie tyle trudu, by was tu sprowadzić, i sprowadził tu również Firetide, najwyraźniej ma plany wobec Timewalkera. Jest mu teraz potrzebny.
- Ale ja czuję, że to Biel chciała, abyśmy byli tutaj! Zdjęcie tej klątwy musi być korzystne dla równowagi, zarówno dla Chaosu jak i Bieli! Dlatego obie siły wybrały właśnie nas i właśnie ten moment!
- Idź – powiedział elf, szykując się i chwytając znów za łuk. – Niech dzieje się wola Bieli. Szkoda, że spotkaliśmy się w takich okolicznościach, Kiti. Jesteś bardzo odważna. Chciałbym wiedzieć kim jesteś i dlaczego jesteś tym, kim jesteś, ale najwyraźniej nigdy się nie dowiem – uśmiechnął się lekko Anarion. - W porządku zatem. Zakończmy to.
- Ranaantha powiedział, że idzie z odsieczą! Mam nadzieję, że zdąży, zdąży, zdąży!
- Wątpię… - szepnął elf.
Chaos nieźle się ustawił w tej bitwie. Wyczekał na moment i zesłał wielkiego smoka przeciwko 3 elfom. Jakby nie patrzyć, elfom. Teraz kiedy Dirith był opakowaniem dla czarnego opalu, jego życie mogło się zakończyć wraz z pełnioną funkcją. Okazało się ze prawdopodobnie opakowanie musiało być śmiertelne i żywe, w przeciwnym razie Firetide już dawno zgniótłby Dirithowi nogi, żeby ten nie miał ochoty próbować ucieczki. Albo zdusiłby go całego. Z drugiej strony, teraz nie można było zabrać Dirithowi opalu. Wtedy już nie byłby smokowi do niczego potrzebny. Pechowo również że Kiti i Anarion nie mieli niczego, czym mogliby zastraszyć smoka lub się targować. Smok ignorował ich i w każdej chwili mógł ich na dobre rozdusić na podłodze. Arogancja Firetide doprowadziła do tego, że nie zwracał nawet uwagi na wilczycę i elfa, choć w końcu przecież musiał zauważyć, że wilczyca pobiegła pomóc elfowi i najpewniej go . Chaos doskonale wiedział że będzie miał zabawę, kiedy wpakuje smoka w miejsce gdzie spotkali się kleryk, elf Almanach i drowi skrytobójca. Było to zabawne, owszem, gratulacje, Mistress. Wspominając słowa Anariona, mimo wszystko wątpiła by to Mistress stworzyła z Firetide demona. Być może ta kamienna figurka, podejrzany demon, który wcześniej ich zaczepiał, miał z tym coś wspólnego. To w końcu on doprowadził do tego że Dirith miał teraz czarny opal. To on ich okłamał, okłamał, okłamał! Pamiętając że demony mogą dowolnie zmieniać wygląd, być może ta figurka którą spotkali wtedy, może to był też Firetide!!! Aby rozsupłać tę zabawną sytuację trzeba było rozgryźć dlaczego Firetide zdecydował się na atak właśnie teraz.
„Czy próbował już wcześniej!? Być może próbował, ale Anarion wybił tych, którzy przyszli tu wcześniej. Zanim dotarli do tej groty. Anarion był jednak zdziwiony że Dirith ma czarny opal ze sobą, czy to znaczy że poprzedni go nie mieli!? To by oznaczało że Chaos faktycznie wybrał Diritha, dając go jemu. Chaos wiedział, że Dirith dotrze dalej niż tamci! Może to przypadek, może Dirith się po prostu nawinął w dobrym miejscu i czasie?.”

Póki co czas się kończył. Kiti postanowiła grać na zwłokę dopóki Astral Break nie zadziała i dać Anarionowi szansę na kolejny atak. Przywołała swoją tarczę i trzymając ją przed sobą na wypadek gdyby Firetide znów się wkurzył, pobiegła w kierunku smoka, w przeciwnym kierunku niż Anarion, żeby smok nie zdmuchnął ich oboje z jednym razem. Dirith też musiał się dowiedzieć!
- Dirith! – zawołała. – Ten, kto użyje Źródła, zbudzi Timewalkera i zostanie jego bounderem!!! – zawołała, informując Diritha o tym, co zdążył jej przekazać Anarion. – Jego dusza zostanie związana z duszą Timewalkera!!!
Tak jak sądziła, Firetide był bardzo niezadowolony z tego, że ktokolwiek o tym wiedział i głośno o tym wykrzykiwał. Smok natychmiast obrócił łeb z wściekłym rykiem i zionął ogniem prosto w kierunku wilczycy. Kiti przeżyła bez szwanku, ukryta za magiczną barierą i aurą tarczy Ranaanthy, rzeka ognia rozlała się po bokach tarczy i górą.

- Kiedy zostanie bounderem Timewalkera, Timewalker zbudzi się i jego dusza będzie uwięziona w tym planie materialnym! – krzyczała zza tarczy Kiti. – Timewalker nie będzie mógł umrzeć, jedynie śmierć jego boundera zgładzi jego materialną powłokę!!! Albo też... Timewalkera może zabić tylko jego bounder, który go zbudzi!!!
Smok dostał szału od samego słuchania tych słów. Widać że miał wielkie plany i nie podobało mu się, ze ktoś o nich wie. Uderzenie ogona już prawie huknęło o ziemię, kiedy nagle smoka oplotła lśniąca sieć magicznych lin, która szarpnęła nim i przygniotła ogromnego gada do ziemi. Smok z rykiem zdumienia zwalił się na ziemię. Liny utrzymały go jednak tylko przez kilkanaście sekund, Firetide z wściekłym wyciem spiął się, rozłożył skrzydła i rozerwał czar, wstając ociężale.
- Ten kto zbudzi Timewalkera musi umrzeć!!! – krzyknął zaciekle Anarion, pakując strzałę w źrenicę smoczego ślepia, które obróciło się ku niemu.
Smok ryknął i potrząsnął głową, wyszarpując strzałę łapą. Drugą nadal trzymał Diritha.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 25-11-2013, 19:51   #453
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Atak Diritha mimo wszystko się nie powiódł. W sumie to byłoby dziwne jakby jednak mu się udało gdyż smok wyraźnie miał wszystko pod kontrolą. Chociażby przez to, że był znacznie większy od atakujących go przeciwników i mógł bez większych problemów przyjąć nie jeden cios co udowadniał nie przejmując się zbytnio strzałami które go trafiały. Unik przed łapą także się nie powiódł. Mimo mniejszych rozmiarów po prostu nie udało się uskoczyć w miejsce znajdujące sie poza zasięgiem jego chwytu.
Na zarzuty odnośnie tego jak był słaby odpowiedział tylko nieco szaleńczym uśmiechem. Była to prawda, jednak nawet mimo braku sposobu na walkę z demonami nie zamierzał nawet myśleć o ucieczce lub poddaniu się. Tym bardziej nie zamierzał dawać ani jednego kroku w tył. Może i dał ich kilka kiedy podchodził do elfa, jednak wtedy sytuacja wyglądała nieco inaczej.
Słysząc inkantację jakiegoś czaru odruchowo zamknął oczy i odwrócił głowę od smoka na tyle na ile mógł. Domyślał się, że jednym z efektów czaru będzie rozbłysk światła jak ma to miejsce przy większości czarów Bieli. Również to nie dało oczekiwanych rezultatów i przez parę chwil był z pewnością równie oślepiony co smok. Dodatkowo elf dał mu jakże dobrą i pomocną radę... jakby uciekanie podczas gdy jest się oślepionym miało dać inny rezultat jak wpadnięcie na jakiś stalagmit lub ścianę i rozwalenie sobie głowy. Pomijając fakt, że ten drow uciekać nigdzie nie zamierzał.
- I jeszcze czego elfie! - odkrzyknął z lekką irytacją w głosie. Ważniejsze jednak było to co dowiedział się potem odnoście czarnego opalu. Zaczął więc próbować wyjąć go z kieszeni.
Kolejne informacje były przydatne, jednak szał w jaki wpadał smok już taki fajny nie był, gdyż utrudniało to tylko dostanie się do kieszeni z opalem. Kiedy już po niego sięgnął owinął go w dłoni w Tysiąc Ostrzy, tak aby mógł go utrzymać nawet bez potrzeby trzymania go ręką. Nie potrzeba było do tego dużo materiał z którego wykonana jest ta broń, więc resztę utrzymywał schowaną i oplecioną wokół kości przedramienia i ramienia aż do barku. Takie rozwiązanie nie było zbyt przyjemne i trochę mogło spowalniać ruchy ręki, jednak jeśli zaszłaby taka potrzeba mógł w ułamku sekundy rozkazać broni pełne uformowanie się dzięki czemu w całej ręce miałby metalowy pręt, który będzie dużo ciężej przeciąć niż kość. Miało to zapobiec utracie opalu razem z jego dłonią i w tym momencie mógł go stracić tylko gdy stracił cały bark... co najprawdopodobniej byłoby śmiertelne i wtedy byłoby mu już wszystko jedno czy stracił serce Timewalkera i dłoń.
Kiedy już wyjął go z kieszeni pozostało już tylko wykorzystać go do uwolnienia się. Skoro Firetide nie mógł go dotknąć, to pewnie przy tej czynności mogło się mu stać coś bardzo nieprzyjemnego, więc czas było to przetestować. Pozostawała jednak tylko jeden szczegół odnośnie tego, kiedy to przetestować. Czy zrobić to teraz, walczyć dalej z demonem, potem elfem i skorzystać ze źródła, czy też może pozwolić smokowi zanieść sie w pobliże źródła lub zamiast walczyć z nimi skierować sie bezpośrednio do źródła i wykorzystać jego moc dodatkowo do uporania sie z demonem i fanatycznym elfem. Ostatnia możliwość była kusząca, jednak smok na pewno skierowałby na Diritha całą swoją uwagę ignorując Anariona, więc z tego planu nici. Druga możliwość zdawała się być łatwiejsza, jednak było tylko kwestią czasu kiedy elf Almanakh dojdzie do wniosku, że Firetide nie będzie mógł użyć źródła jeśli opakowanie opalu będzie martwe. Nie ważne, że to mogła być nie prawda, prędzej czy później strzały będą wycelowane w Diritha, a będąc uwięzionym w łapie za bardzo ich uniknąć nie mógł.
Pozostawała więc jedynie pierwsza możliwość. Nie zwlekając dalej przyłożył więc opal do demona i czekał na to co się stanie. Miał nadzieję, że sprawi mu to trochę bólu i zostanie wypuszczony.
Potem pozostawało dalej zaatakować sztyletem i unikać ognia starając się dostać jak najbliżej demona i spróbować ponownie dotknąć go opalem. Przede wszystkim jednak miał starał się utrzymać serce Timewalkera bezpieczne i nie ryzykować jego zniszczenia. Zamierzał co prawda tym zagrozić, jednak akurat tej groźby nie zamierzał spełniać, gdyż kosztowałoby to go zbyt drogo jakby stracił możliwość przywrócenia spalonej księgi z informacjami Riktela do stanu używalności.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 26-11-2013, 21:52   #454
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Verion obserwował swoją zabawkę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby do piaskownicy nie przytaszczył się Shabranido ze swoją zabawką. Do tego Almanakh zagubiła tam jedną ze swoich starych zabawek. A całej zabawie chłopców w piaskownicy, jak to bywa, przyglądała się z daleka ciekawska dziewczynka, Mistress. Verion był nieco nadąsany, że starszy kolega wlazł do piaskownicy i szpanował przed dziewczynką swoją zabawką. Co by nie było, większą i droższą. Shabranido był pewien, że potencjał Diritha nie jest wart uwagi. Żywił urazę do tego drowa. Miał straszny ubaw, obserwując zmagania z Firetide. Była to dla Veriona wiadomość, „każde twoje wieloletnie knowanie mogę w sekundę obrócić pył”. I była to prawda. Shabranido był ponad Verionem i choć obaj mieli ten sam priorytet – za wszelką cenę chronić Mgły – to jednak Shabranido nie chciał, aby jakiś Kihara mu w tym pomagał i mi to przy pomocy jakiegoś drowa, który na dodatek miał czelność pojawić się w Mgłach, za życia, i na dodatek opuścić je, żywcem. Natura Chaosu była jednak bardzo zmienna. Wystarczyło, aby Verion pokazał na co go stać, aby Mistress się uśmiechnęła, i Shabranido nie ośmieliłby się tknąć tego drowa. Póki co życie Diritha i ambitny plan Veriona wisiały na włosku. I ten elf. Verion miał ochotę zgnieść Anariona w gołych rękach. Ale jak wiadomo, Chaos nie może tak po prostu zejść do planu materialnego, rozgnieść i wrócić. Nie. To nie działa w ten sposób.

- Nigdy nie jesteście na czas – pomyślał rozgoryczony Verion. – Ranaantha, oni tam zginą. Dirith, Kiti, Anarion, zginą tam.

Ranaantha milczał. Verion spodziewał się tego. Chaosowi było wszystko jedno, kto zbudzi Timewalkera. Wszystkie opcje były równie zabawne. Dla Veriona tylko jedna opcja była do przyjęcia. Shabranido robił wszystko, by pokazać mu, że się mylił, a Dirith jest nikim. Takie drobne sprzeczki w piaskownicy, codzienność w Mgłach Chaosu. Dla śmiertelników był to zupełnie inny wymiar tragedii, cierpienia i dewastacji.

- Dobrze się bawisz? – spytał w końcu Shabranido.
- Oh my, znakomicie! – Verion przetarł twarz, dostał tiku nerwowego. – Kiedy tylko Firetide wróci, zniszczę go. Jeśli pozwolisz, oczywiście – uśmiechnął się uroczo, klękając na jedno kolano.
- Why so serious? – mruknął Shabranido.
- Może lepiej wysłać go na wakacje do Piątego Wymiaru, hm?;3
- Twój lęk przed Last Soulbreakerem Astarothem jest komiczny – mruknął Shabranido.
- Oh my, a czyj ryk pierwszy wstrząsnął Mgłami, kiedy Astaroth wyzwał Mistress na pojedynek?;3
Shabranido otworzył swoje jedenaście ślepiów tuż przed klęczącym Verionem. Verion zacisnął powieki i odwrócił lekko głowę.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia?
Verion obronnie uniósł oba ramiona i uśmiechnął się lekko.
- Czy nie byłoby ciekawie, gdyby Dirith zbudził Timewalkera? – powiedział z rozbawieniem i niewinnością.
- Niech to zrobi, zatem – mruknął Shabrnaido, jego ślepia zgasły w mroku Mgieł.

* * *

Anarion zaklął w myślach. Nie przewidział, że Firetide zjawi się akurat teraz. W ogóle nie przewidywał wizyty smoka ani demona w takim momencie. Nie wiedział co robić. Dłonie zaciśnięte na łuku zadrżały.
„Zabicie tego drowa nic nie da – pomyślał gorączkowo. – To kwestia kilku minut dla Firetide, udać się do miasta, porwać jakiegokolwiek człowieka, wrócić z nim tutaj i zmusić go do dzierżenia czarnego opalu w dłoni, teraz, kiedy serce Timewalkera jest tak blisko Źródła… Co on robi?!” – pomyślał z rozpaczą, kiedy bron drowa oplotła czarny opal.

Akurat w momencie, gdy chciał krzyknąć do drowa, by ten rzucił mu kamień. W sumie i tak zapewne by tego nie zrobił, to oznaczałoby dla niego śmierć. Nie wiedział co robić. Wodził łukiem bezradnie, celując w smoczą łapę i drowa mocującego się z uściskiem smoka. Kończyły mu się strzały.
„Zrobię to – pomyślał stanowczo. – Zbudzę Timewalkera i popełnię samobójstwo! Światło bądź ze mną!”
Strzała wycelowana w drowią skroń.

„Nie poczuje – pocieszył się gorączkowo w myślach. – Nie ma innego wyjścia, zbudzę Timewalkera, zgładzę go, wszystko się zakończy!” – odkrył, że to idealne rozwiązanie!

Jęknął aż i odruchowo odskoczył do tyłu, kiedy centymetry od grotu strzały na napiętej cięciwie pojawiła się twarz elfa. Anarion wstrzymał oddech i wielkimi jak talerze oczami spojrzał na mglistego przybysza, zjawę elfa, wojownika po ciężkim boju, ciężko rannego, całego w smugach krwi i bliznach. Wysmakowana krwią, smutna elficka twarz spojrzała przepraszająco na Anariona.

- Kim…?! – jęknął Anarion. – R-Ranaantha…?
- Teraz zwą mnie Moonbringer – uśmiechnął się słabo.
Anarion stał jak zamurowany, choć w panice pomyślał tylko, że nie ma czasu….
- To Czarna Zorza rzuciła tę klątwę i to ona decyduje, kto ją przerwie – powiedział cicho i smutnie Ranaantha. – Im bardziej do czegoś dążysz, tym bardziej Chaos do tego nie dopuści. Nigdy nie pozwoli ci na śmierć, jeśli zbudzisz Timewalkera. Wie, że nie boisz się umrzeć. Będzie na wieczność zmuszał cię, abyś patrzył, jak Timewalker sieje zagładę. Wie, że tylko tego boisz się w tym momencie.
Anarion cofnął się o krok.
- Nie… nieprawda, nie pozwolę mu!...
Ranaantha podniósł rękę i zacisnął dłoń na grocie strzały.
- Czasem jesteśmy pewni, że dusze doskonale podświadomie wiedzą, co mają uczynić. Reagują, zanim umysł przeanalizuje całą sytuację, reagują całym sobą, swoją wiarą, uczuciami, zasadami, podświadomością. Dirith nie widzi tego co Tacy Jak Ty, nie widzi tego co pokazuje mu Biel. Ale Tacy Jak My nie widzą i nie słyszą szeptów Mgieł. Nie chcemy ich słuchać, podświadomie wiemy, do czego to prowadzi. Ale Chaosu nie da się przewidzieć. Almanakh na pewno musiała wiedzieć. Mimo to, wtedy, pod wpływem chwili, jej dusza podświadomie krzyknęła: „bądź przeklęty!”. Na pewno wiedziała, że Chaos usłyszy. Ale nie w tamtej chwili. Są takie chwile, w których jesteśmy ślepi, bracie.

Anarion głośno przełknął ślinę i spuścił głowę.
- Nie zatrzymam go dłużej! – syknął bezradnie.
- Nie musisz – odparł Rannantha. – Firetide już nie ma wolnej woli. Przyszedł tu tylko w jednym celu. Odejdzie bez niego. Jest słowem Shabranido. Shabranido chce sprawdzić, jak ślepe jest dziś Światło.
Anarion przetarł nerwowo twarz, spojrzał w oczy zjawy i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jak tam jest?
Ranaantha odwzajemnił uśmiech.
- Cóż, bracie, porozmawiamy niebawem, być może… - powiedział Anarion, spokojny już.
Ranaantha skinął lekko głową na pożegnanie i zjawa zniknęła.

Hurricane - 30 seconds to mars [Lyrics] - YouTube

* * *

Dirith;

Jak to mówią, większy ma zawsze rację. Dopóki nie spotka drowa. Ile razy pszczoła jest mniejsza od człowieka, a ile bólu potrafi zadać? Zwłaszcza jeśli trafi w odpowiednie miejsce.

Elf zdawał się być po waszej stronie, przynajmniej póki po grocie biegał wkurzony i ziejący ogniem smok, zagrażający wam wszystkim. Jedna z informacji okazała się szczególnie zabawna. Skoro smok nie może dotykać czarnego opalu, nie powinien brać w łapska jego posiadacza… Niewiele myśląc postanowiłeś sprawdzić, jak kontakt z czarnym opalem zadziała na smoka. Firetide nadal nie wyglądał dobrze, porozcinany świetlistymi ranami, ale to nie powstrzymało go przed dalszą furią. Ponieważ na moment skupił gniew na Kiti i Anarionie, miałeś szansę go ukąsić. Chwyciłeś za czarny opal i dotknąłeś nim smoczej łuski. Smok niemal kwiknął niczym przerośnięty dzik raniony włócznią na polowaniu. Odskoczył, uderzając z hukiem bokiem o ścianę groty.

Miałeś wrażenie, że kiedy dotknąłeś łuski czarnym opalem, inny byt, inny smok… tak, to było bardzo dziwne, przez ułamek sekundy w twojej świadomości zamajaczył obraz innego smoka, który zaatakował Firetide w momencie, gdy dotknąłeś go opalem! Nie widziałeś tego co prawda na własne oczy, ale… no właśnie, jakbyś to widział we śnie, w jakiejś wizji, podświadomości. Czułeś, że przy dotknięciu opalem jakiś inny byt, inny smok, zaatakował niematerialnie umysł Firetide, kompletnie rozbijając jego myśli. Firetide oparzony opalem zachował się przez moment jakby coś mocarnego uderzyło go w głowę, jakby był ogłuszony i otępiały. Całą uwagę skupił na te kilkanaście sekund już nie na Kiti, nie na Anarionie czy tobie, ale na bycie, który zamanifestował swoją obecność i najwyraźniej nie był to byt przyjazny smokowi! To był idealny moment, ogłuszony smok wyraźnie rozluźnił chwyt i zwinnie wyrwałeś się w końcu z jego łapska. Zeskoczyłeś na ziemię. Okazało się, że otumanienie Firetide, równie szybko ja przyszło, równie szybko minęło i smok z wściekłym rykiem obrócił się znów ku tobie, sięgając cię łapskiem.

Nagle wokół jego paszczy, skrzydeł i łap pojawiły się znów świetliste liny i pętle, które zacisnęły się z trzaskiem, zamykając smoczą paszczę i krępując mu łapy. Smok stracił równowagę i z łomotem runął znów jak długi na ziemię.
- Idź!!! – krzyczał Anarion. – Użyj Źródła, teraz!!!
Odzewem Firetide był oburzony gardłowy pomruk i płomienie z nozdrzy, spomiędzy zaciśniętych zębów. Magiczne liny trzeszczały wrzynając się w łuski. Firetide nie pozostanie długo spętany energią Bieli, to było oczywiste. Jeden elf nie utrzyma go długo. Wściekłe uderzenia smoczego ogona o ściany i podłogę groty narastały, a potężne skrzydła rozpościerały się po trochu coraz mocniej i mocniej, poluźniając liny i przerywając je.
- Idź, już!!! – krzyczał Anarion, cały zasapany, mocując się z magiczną energią, zrywaną przez rozwścieczonego smoka. – Nie utrzymam go długo!!! Użyj Źródła, wrzuć serce Timewalkera do Źródła!!! Akh!...
Anarion upadł na jedno kolano, Fiteride już prawie uwolniwszy cały ogon, ryknął gardłowo, tryumfalnie. To kwestia sekund, kiedy uwolni ogon, łapy, skrzydła….
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 02-12-2013, 03:22   #455
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Wydostanie się ze smoczej łapy poszło dość gładko. Można by powiedzieć, że zbyt gładko. Była to jednak zasługa opalu i reakcji demona na jego dotknięcie. Dirith może do końca nie wiedział czego się spodziewać przykładając opal do łuski, jednak na szczęście było to mało przyjemne dla Firetide co potwierdziła wizja jakiegoś bytu prawdopodobnie będącego innym smokiem. Zaciekawiła ona nieco drowa i kiedy wylądował na ziemi zamierzał ponownie przyłożyć kamień do demona, chociażby po to aby spróbować przyjrzeć sie dokładniej wizji.
Dirith nie tracił więc czasu i ruszył szybko w stronę przeciwnika. Smok zaczął po niego ponownie sięgać. Nie najgorszym pomysłem zdawało się pozwolenie mu na to, oraz ponowne dotknięcie go kiedy po raz drugi znajdował sie w łapie. Nie to było jednak celem, gdyż mroczny elf zamierzał tym razem zaatakować jego głowę i postarać się przyłożyć opal najbliżej jej jak tylko się dało. Nie wiedział czy da to lepszy rezultat niż przyłożenie go gdziekolwiek indziej, gdyż nie miał pojęcia czy dla demonów głowa jest równie ważna jak dla innych istot, jednak na wypadek gdyby było to właśnie ona była jego celem. Zaczął się więc uśmiechać i zmienił kierunek w którym się poruszał aby spróbować uniknąć łapska oraz dotrzeć do którejś z nóg aby spróbować wspiąć się po niej dotrzeć do głowy smoka po jego grzbiecie.
Kiedy jego przeciwnika oplotły łańcuchy uśmiechnął się trochę szerzej oraz przyspieszył. Anarion wołał do niego aby wykorzystał ten moment i skorzystał ze źródła. Miał rację, o lepszą okazję może być ciężej i każdy normalny wojownik lub jakakolwiek inna istota pobiegłaby do źródła, skorzystała z niego po czym wykorzystała Timewalkera do pozbycia sie zarówno demona jak i fanatycznego elfa Almanakh. Było tylko jedno ale. Dirith nie był normalny. Nie był ani normalnym skrytobójcą, ani normalnym drowem. Był chimerą, wynaturzeniem stworzonym i wytresowanym w jednym celu, którym była walka. Dlatego nie zamierzał więc słuchać elfa i nawet nie odpowiedział na jego zawołania.
- Czas zacząć się mnie bać... - stwierdził zimno do Firetide i uśmiechnął się szeroko prezentując białe zęby. Uśmiech ten w połączeniu z iskrami coraz bardziej jarzącymi się w oczach drowa był niepokojący. Wyglądał jakby to był radosny uśmiech w pełni zadowolonego dziecka, które właśnie po raz pierwszy zdołało otworzyć skomplikowane zamknięcie na słoiku pełnym różnych ciastek i słodyczy. Dodatkowo miał w sobie coś, co zapowiadało coś bardzo brutalnego i może nawet nieco szaleńczego. Pomijając oczywiście fakt, że szarża na smoka i zmarnowanie być może jedynego dobrego momentu na skorzystanie ze źródła było szaleństwem.
Było widać jasno, że Dirith nie zamierza nawet spróbować zmienić zdania i zaprzestać ataku. Chociażby dlatego, że były to już podchody i walka toczyła się na dobre. Nie zamierzał więc dać kroku w tył tylko cały czas napierać i atakować.
Biegnąc wybrał drogę tak, aby trochę okrążać Firetide. Miało to pomóc w uskoczeniu przed ogniem jakie przewidywał oraz uderzeniu ogonem, które również przewidywał gdy dostrzegł jak ten się uwalnia z łańcuchów. Przez chwilę likantrop zastanawiał się czy przemienić się w tygrysołaka. W znacznym stopniu pomogłoby to podczas ataku, gdyż mógłby poruszać się szybciej, jednak nie byłoby to zbyt dobre posunięcie. Po pierwsze, zdradziłby Anarionowi co potrafi na prawdę. Demon prawdopodobnie dobrze to wie, więc nie byłoby to dla niego zaskoczeniem, a po drugie po przemianie nie bardzo miał jak skorzystać ze sztyletu, który zamierzał wbić w smoka i uwiesić się na nim tym samym przytrzymując się przeciwnika.
Biegł więc dalej i po odpowiednich unikach przygotował się do skoku wymierzonego na szuję Firetide lub najlepiej jego głowę. Przed wyskokiem starał się wypatrzeć dobre miejsce to ataku. Starał się wybrać łączenie łusek, tak aby jego sztylet mógł się solidnie wbić i zaklinować pozwalając utrzymać jego ciężar na zapewne będącym się wierzgać cielsku chaotycznego gada. Kiedy dostrzegł miejsce mogące sie nadawać nie wahał się ani chwili tylko wyskoczył i postarał się oburęcznym uderzeniem wbić sztylet tam gdzie trzeba. Jakie były szanse na przebicie łuski smoka? Tego nie było wiadomo, tak jak nie było wiadome jakie są szanse na przebicie łusek demona, który przybrał postać smoka. Dirith wiedział jednak, że jeśli nie spróbuje to na pewno się nie dowie.
Kiedy wbił już sztylet zamierzał trzymać się go jedną ręką, a drugą przyłożyć opal jak najbliżej rany. Gdy to uczynił, w jego głowie była tylko jedna myśl, którą wypowiedział w swoistym warknięciu bojowym.
- Zdychaj Ibilithu!
Gdy to wypowiadał skupił się na próbie mentalnego zaatakowania demona. Nie miał jednak pojęcia jak dokładnie przeprowadzić taki atak lub wesprzeć atak Timewalkera, Dirith nie był przecież psionikiem. Jednakże na pewno taka próba na pewno niczemu nie zaszkodzi i może tylko pomóc. Następnie wystarczyło mocno się trzymać podczas bardzo prawdopodobnego rzucania się smoka na wszystkie strony. Uważał jednak czy demon nie próbuje uderzyć w którąś ze ścian i tym sposobem zgnieść atakującego go właśnie żałosnego śmiertelnika. Gdy taką próbę spostrzegł, miał zamiar zaprzeć się nogami o łuski i z całych sił spróbować wyszarpnąć sztylet aby nie pozostać bezbronnym, a po wylądowaniu postarać się uniknąć prawdopodobnych odłamków gruzu i przymierzyć się do kolejnego ataku.
Jeśli jednak nie uda mu się wbić sztyletu, wtedy i tak czy siak zamierzał dotknąć opalem demona, tylko gdziekolwiek gdzie miałby do tego możliwość. Uważał jednak żeby nim nie uderzyć gdyż nie chciał ryzykować jego uszkodzenia.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 02-12-2013, 17:11   #456
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Chwilowo szala przechyliła się na ich stronę. Smok leżał związany jak baleron a Dirith był wolny. Oznaczało to tylko tyle, że zaraz smok wstanie, podwójnie albo potrójnie wkurzony. Widziała kątem oka, jak Anarion celował przez chwilę do Diritha, który nie mógł uciec ani się bronić. Było to straszne, ale rozumiała jego desperację. Nie wiedziała, co zobaczył i co usłyszał, ale zachował się jakby zobaczył ducha i zrezygnował z ataku. Walka toczyła się dalej. Elf zaproponował żeby Dirith użył źródła. Pewnie było to dobre rozwiązanie, Anarion był chyba jedynym, który wiedział co zrobić ze źródłem i jak go używać. Przez chwilę myślała że wszystko jest już dobrze i Anarion zrezygnował z uśmiercania drowa, wszyscy będą przyjaciółmi i w ogóle. Ale potem stwierdziła że przecież kiedy Dirith użyje źródła, tylko jego śmierć zabije Timewalkera! Anarionowi na pewno było o wiele łatwiej zastrzelić drowa niż smoka, co zresztą było doskonale widać. A nawet jeśli nie, to co dalej, co dalej, co dalej!? Jeśli Timewalkera można zabić tylko uśmiercając tego kto go zbudzi albo tylko ten kto go zbudzi może go zabić, to co dalej!? Z Firetide nie szło im najlepiej, co prawda siła Bieli jeszcze trzymała smoka w ryzach, ale jeśli Firetide jest demonem stworzonym przez Shabranido to raczej nie wystarczy rzucić na niego czaru uleczenia, żeby sobie poszedł! A co dopiero z Timewalkerem, skoro nawet Anarion się go obawiał!? Nawet pocięty magią Bieli, z odpadającymi od ciała skrzydłami, Firetide, trzymał się nieźle i rany się goiły, jak to u demona. Zdecydowanie nie był to dobry przeciwnik dla wilka, tygrysołaka i elfa. Być może dla armii, armat i czołgów, ale raczej nie dla 3 osób.

Było stosunkowo jasne że nie wypędzą Firetide, albo przeczekają aż Astral Break go ostatecznie wypędzi, albo zginą. Jako twór Shabranido, Firetide nie miał wolnej woli i swojego można powiedzieć rozumu. Musiał robić to co chciały Mgły i Kiti była pewna że Mgły sobie pójdą, jeśli stracą źródło i nie będą mogły go użyć.

„ Może to zniszczyć!?” – pomyślała patrząc na fontannę będącą pewnie źródłem albo kluczem do źródła. – Chyba Dirith nie byłby zadowolony… hihi…”
Wyobraziła sobie minę Diritha gdyby zobaczył jak Kiti niszczy fontannę. Nie, nie, nie, to jednak chyba zły pomysł! Zresztą nie wiedziała co wtedy stałoby się z klątwą i Timewalkerem ani Ranaanthą.

Kiedy udało się uwolnić Diritha Kiti spodziewała się że nie minie dużo czasu a drow sam wróci do smoka, atakując go. Już nie raz odwalił taki numer. Zresztą drowy mają w sobie coś takiego, że kobiety u drowów są od knowań, od planów i spisków, a faceci są, no niestety najczęściej, od zabijania. Każdy ma jakieś priorytety i nie od parady krążą anegdoty o dawnych wydarzeniach, kiedy to podobno kilka razy armia elfów sprzymierzyła się z armią drowów przeciwko ludziom, i podczas bitwy nie do końca mogli się dogadać, ponieważ drowy usłyszały tylko pierwszy rozkaz, „do ataku, zabić!”. Wszelkie próby zmuszenia drowów żeby porzuciły ofiary i zaatakowały np. bramę spełzły na niczym. Drowy są po prostu tzw. siłą wykonawczą i są w tym dobre. Miała nadzieję że Diriith wiedział co robił. W końcu z reguły drowy wiedzą jak ugryźć żeby zagryźć i kiedy przestać gryźć, by przeżyć i pogryźć po chwili, w lepszym momencie. Mimo wszystko kiedy Dirith zawrócił do ataku, strzeliła łapą mały face palm.


Przez moment przyszło jej na myśl żeby skierować tę klątwę z wody przeciwko smokowi, ale była ona za daleko no i jak przecisnąć smoka tymi korytarzami. Trzeba by je wszystkie zalać, a nie mieli tyle wody. Chociaż z drugiej strony byli przecież pod wodą, pod wodą, pod wodą! Pod oceanem! Pęknięcie sufitu lub ścian mogło załatwić sprawę. Ale z drugiej strony, już raz się dziś prawie utopiła. Nie było zresztą czasu ani gwarancji że klątwa nie polubi Firetide. Zanim wpadła na lepszy pomysł, Dirith rzucił się na smoka. Była to epicka akcja „Na smokaaaaa Leroooooy!”. Ktoś powinien namalować tę scenę na ścianach świątyni lub pamiątkowej tablicy, samotny drow & smok.
- No żesz normalnie nie mogę! – rzuciła epickim tekstem, który według legend sama Almanakh często powtarzała w chwilach face palm.
Miała do wyboru zasłonić tarczą Diritha lub Anariona. Najlepiej gdyby obaj stali obok siebie i wszyscy zmieściliby się za tarczą, ale oczywiście nie było możliwości, żeby ci dwaj stali grzecznie obok siebie. Potrzeba obrony Stada okazała się silniejsza i miała nadzieję że Anarion o tym wiedział i w razie czego jej to wybaczy. Pobiegła w kierunku smoka. Chciała wpakować tarczę między Firetide a Diritha na wypadek gdyby smok chciał go spalić lub znów złapać. Teoretycznie Dirith miał być żywy ale coś jej mówiło, że gdyby spłonął, smok znalazłby sobie innego śmiertelnika do noszenia opalu dla niego. Gdyby było trzeba rzuci uleczenie na Diritha lub Anariona. Jeśli nikt niezostanie ranny (no nie wiem) wtedy rzuci czar uleczenia na smoka, może Biel go zaboli.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 04-12-2013, 16:57   #457
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację

Dirith zdecydował się zaatakować i ruszył do ataku. Verion nie mógł powstrzymać się przed krótkim parsknięciem śmiechem. Shabranido nie zdołał odwrócić wzroku na długo, spojrzał znów w kierunku Diritha. Verion zasłonił twarz dłonią, żeby nie drażnić go swoim radosnym wyrazem twarzy. Shabranido udawał że „nic się nie stało”.
– W każdym stadzie wilków na samym przedzie nie chodzi wcale wilk alfa – wyjaśnił rozbawiony Verion. – Pierwszy idzie największy wilk, którego zadaniem jest obrona Stada, walka i mordowanie wszystkiego, co stanie na drodze Stadu. Dopiero za nim idzie samiec alfa.
Verion wiedział, oczywiście, że z charakterem Diritha wiąże się pewne ryzyko. Ale i na to miał plan.
– Tię, trzeba cos zrobić z tą jego śmiertelnością, ale póki co...
Obserwował dalej, bardzo teraz zadowolony. Shabranio pokazał „nic mnie to nie obchodzi” i zaszył się w głębi mroku w swoich „ważnych sprawach:
– Oh my, this is gonna be interesting…
* * *
- Cholerny drow – pomyślał rozgoryczony Anarion. – Tak to właśnie jest zaufać drowowi! Wszystkie które wylazły spod ziemi należałoby z miejsca wybić co do nogi! – ból po wysiłku utrzymania magicznych lin przeszył jego ciało. – Światło, o czym ja myślę!... Skoro Twoi słudzy mu zaufali, ja też powinienem. Nie znam ścieżek jakie mu wskazałaś, Bieli, ani nie wiem, czy on je widzi… Trudno, jeśli chcesz, abym zginął tu dziś przez niego, niech tak będzie, do końca spełnię twoją wolę. Jeśli to nie mnie jest pisane zbudzić Timewalkera, niech tak będzie. Cholerny drow – nie powstrzymał się jednak przed tą myślą.
* * *
- Zabawny zwrot akcji – pomyślał Verion. – Tak jest w istocie ciekawiej. Czyżbym się pomylił?;3 – spytał retorycznie sam siebie, ale Mgły, które słuchały, otarły się przymilnie o jego nogi. – Oh my, no nie wiem, w końcu Chaos ma niewiele wspólnego z logiką i rozumem, można by rzec. Jeśli jego Wolna Wola prowadzi go w ten sposób, mogę tylko pozazdrościć i obserwować!;3
- A Twoja wolna Wola? – zaszemrały Mgły.
- Oh my – Verion okrył się płaszczem z czarnych kłębów mgieł, które po chwili rozwiał powiew skrzydeł kamiennego gargulca. – To ludzie prowadzą konie do wodopoju, ale nie zmuszą ich do napicia się. Ja tylko sprawiam, że koniom chce się pić !;3 – kamienny gargulec otrzepał się, zrzucając z siebie cielesna powłokę i Verion wrócił znów do swojej postaci młodzieńca o rozpuszczonych włosach i fioletowych ślepiach. – Może nie do końca „sprawiam”. „Uświadamiam im”, że są spragnione!;3 Tak czy inaczej, prędzej czy później, będą musiały się napić, aby nie umrzeć.
- Jeśli Anarion zbudzi Timewalkera?
- Oh my, niech tego nie robi – Verion spojrzał na swoją dłoń. – Nie uśmiecha mi się bronić i strzec elfa ze skłonnościami do samobójstw.
- Wszyscy się dowiedzą. Akrethal wie, że Dirith i Kiti poszli do Źródła. Bracia Ranaanthy wiedzą. Cały świat się dowie. Zacznie się polowanie.
- Oh my, to odległe wydarzenia – machnął niedbale ręką.
- A jednak próbowałeś zatrzymać Akrenthala – stwierdziły z rozbawieniem Mgły.
- Byłem głupi!;3 – zachichotał przymilnie. – Nie ma lepszej motywacji, niż świadomość, że koniec się zbliża!;3
* * *
Dirith;
Nie, żeby rzucanie się na smoka ze sztyletem i kamykiem [sic] było stosunkowo ryzykowanym rozwiązaniem… Jak to mówią z motyką na słońce, z kamykiem na smoka, bez melisy na elfa, bez browara na dwarfa. Było to zachowanie dziwne, ale niekoniecznie dla drowa czy drowiego skrytobójcy. Nawet Kiti strzeliła face palm, doskonale wiedząc co zaraz zaserwujesz. Jak to mówią klerycy, kolejny odważny do leczenia, a moja mana spada i spada… No, patrzcie, zaraz będzie nawoływał heal me please, sigh!... Dla samego smoka dużym zaskoczeniem było zmarnowanie takiej okazji do użycia źródła. Widziałeś to w jego oczach, ten blask zdumienia i „wth?” kiedy odwróciłeś się i zaszarżowałeś z uroczym uśmiechem. Mówią, że głupi ma zawsze szczęście. Inni mówią, że Chaos bardzo lubi dobrą zabawę i nagradza tych, którzy wspierają chaos swoim nietypowym zachowaniem. A potem sortuje – głupich porzuca na wieczne potępienie, interesujących sobie przywłaszcza. Jeszcze inni mówią, że jeśli za dużo wymachuje się mieczem i za dużo wypruło się w życiu flaków, ostatecznie palma odbija. Inni z kolei twierdza, że dobry smok to martwy smok. Generalnie dlaczego drow miałby się przejmować tym, jakie zwyczaje panują na powierzchni? Nikt tu nie rzuca się ze sztyletem i kamykiem na smoka – pora ich tego nauczyć, po prostu. To, że nikt tego nie robi nie oznacza wcale, ż eTo nie działa! :3 Może po prostu jeszcze nikt tego nie próbował. Mawiają, że lepiej umrzeć żyjąc według własnych przekonań, niż umrzeć żyjąc czyimś innym życiem. Cóż, zaraz się okaże….?
Świetliste liny trzasnęły i ogon Firetide zaczął z hukiem uderzać o ściany groty i podłogę. Wstrząsy utrudniły ci bieg i utrzymanie równowagi, ale cel nie był daleko. Skrzydła smoka rozłożyły się nad tobą jak wielki spadochron. Smok uwolnił łapy i pazurem zerwał kaganiec z lin na pysku, wściekle rycząc. Cała grota drżała w posadach. I tu, Firetide popełnił błąd. Na twoje oko, błąd. Do czego Firetide zmierzał, trudno powiedzieć. Nie miał przecież wolnej woli. Demony, które go stworzyły, nie mogły znieść upokorzenia i obecności elfa Almanakh. Firetide zdawał się mieć woje priorytety, jakby wyznawał pewne zasady i konwenanse. Byłeś tak blisko, że mógł cię rozgnieść łapą, czy zdmuchnąć kichnięciem. Ale on obrócił cały swój gniew przeciwko Anarionowi. Zapewne plan polegał na tym, aby pozbyć się najbardziej upierdliwego przeciwnika, a drowa, ponownie, po prostu złapać w łapsko i po kłopocie tym razem. Być może Firetide nie wierzył, że faktycznie zaatakujesz. Być może doskonale o tym wiedział. I przed ostateczną porażką postanowił pozbyć się wroga numer 1, syna Bieli, elfa Almanakh. Anarion, zmęczony mocowaniem się ze świetlistymi linami, dźwignął się z klęczek i zaklął pod nosem. Nie wyglądał na przestraszonego widokiem Firetide zrywającego więzy. Był po prostu zmęczony. Firetide zionął ogniem i grota zatonęła znów w strumieniach wrzącego ognia.
Zaatakowałeś. Ku twojemu zdumieniu, jak i ku zdumieniu Firetide zapewne, sztylet wbił się w ukruszoną świetlistą raną smoczą łuskę. Wisiałeś teraz na wbitym w smoka sztylecie jak alpinista na haku wbitym w skałę. Firetide co prawda ryknął nie z bólu, a ze zdumienia i wściekłości, ale udało ci się go zranić! Smok przestał ziać ogniem i w grocie znów stało się ciemniej. Wśród płonących ruin majaczyła w mroku zwęglona kępka poskręcanego metalu zbroi i oręża. Cóż, odszedł jak bohater i nie miałeś teraz czasu się nad rozczulać. Jednego mniej. Skupiłeś się na celu i przyłożyłeś opal do rany po sztylecie.
Icy devotion... by Nightpark on deviantART
Znów nadeszła krótka i urywana wizja, starałeś się na niej skupić i coś z niej zapamiętać, pomimo ogłuszającego i wstrząsającego grotą rykiem Firetide. Przez ułamek sekundy widziałeś rozgrywającą się tu dawniej bitwę, jakiegoś elfa – to pewnie ten cały Moonbringer i Ranaantha, o którym mówiła Kiti – i na końcu, smoka, smoka w złym i raczej agresywnym nastroju. To był z pewnością Timewalker.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=c4Meg61VelA[/media]
Olbrzymi, czarny smok, mało podobny do swojego o wiele mniejszego, białołuskiego brata, Firetide.
Lineage 2 - The Chosen Ones - YouTube
Miał błysk szaleństwa i furii w ślepiach, ten koleś nie żartował. Zastanawiające, dlaczego tak niesympatycznie i z dziką furią był nastawiony do swojego brata, Firetide. Czyżby się nie lubili aż tak bardzo?
Firestorm by JamesHall2 on deviantART
Oh... Było to już jednak mało istotne, ponieważ wizja urwała się, a ty poczułeś brak oparcia na już-nie-wbitym sztylecie i nogach którymi zaparłeś się o łuski Firetide. Smok stał się półprzezroczysty a jego ryk przeszedł w dziwne, zmutowane wycie z piekła rodem. Firetide, nie mogąc dłużej utrzymać materialnej powłoki, zaczął opuszczać ten plan. Zeskoczyłeś na ziemię, Firetide rozdziawił paszczę, mierząc sobie, czy zmieścisz się do niej w całości. Raczej tak.
Galactic Night Dragon by Decadia on deviantART
Kłapnięcie smoczej paszczy nie uczyniło ci jednak krzywdy. Zęby przeszły przez ciebie jak mgła, stojąc wewnątrz paszczy Firetide byłeś otoczony jego mglistymi łuskami i mogłeś nieszkodliwie podziwiać jego gardziel. Po kilku sekundach smok zniknął. W grocie zapanowała cisza. Słychać było tylko ciche kapanie kropelek wody z sufitu i trzask dogasającego ognia.
* * *
Nie było większej frajdy dla chłopczyka w piaskownicy, niż moment, w którym starszemu koledze psuje się zabawka, którą szpanował przed dziewczynką. Bez skojarzeń… Zabawka Shabranido właśnie przestała działać i przestała mu być do czegokolwiek potrzebna. Porzucił ją, jak wszystkie poprzednie, zupełnie się już nią nie interesując. Takie było prawo Mgieł. Zabawki Shabranido nie miały nawet wolnej woli ani uczuć, żeby mogły czuć się pokrzywdzonymi z tego tytułu. Ale Verion był za to w świetnym humorze. Lubił sprzątać Mgły i postanowił właśnie, że po tej przedniej rozrywce pora na powrót do obowiązków.
Teleportował się dokładnie w miejsce, w którym biało-fioletowy smok mościł sobie legowisko w Mgłach. Czarne kłęby muskały smocze łuski, lecząc jego rany. Rozwiały się jednak i zniknęły, kiedy pojawił się Verion. Kihara powitał Firetide radosnym uśmiechem, dzieląc się z nim swoją „radością”.
– Hi!...;3 – przywitał się entuzjastycznie.
* * *
Dirith, Kiti;
Cóż. Zatem sytuacja została, można powiedzieć, w dużej mierze opanowana. Pozbyliście się niechcianego gościa w postaci demonicznego smoka. Przy okazji Dirithowi na drodze nie stał już także elf Almanakh. Znów byliście w ruinach sami, w ciszy i ciemnościach. A Może By Tak…? No właśnie, co dalej? Dotarliście do celu podróży. Podejrzana fontanna wśród ruin nadal tryskała czarnym pyłkiem niczym wodą. Czarny opal, serce Timewalkera, rozgrzewał się do parzącego stanu kiedy tylko Dirith zbliżał się z nim w rejon fontanny. Więc…? Jak to działa…?
Jeśli wierzyć legendom, źródło może przywrócić do poprzedniego stanu dowolną rzecz. Nawet taką, jak wyrżniętą w pień armię. Co się zatem stało z twierdzą Irrlyna i jego armią? Czy zostali wycięci w pień co do nogi, w związku z czym nie było komu użyć źródła? Czy tylko Irrlyn potrafił obsługiwać źródło i po prostu poległ, a źródło straciło moc po jego śmierci aż do dzisiaj? A może źródło zaczęło działać dopiero po rzuceniu klątwy i dlatego Irrlyn nie mógł z niego skorzystać? Jeśli było częścią klątwy, to czy przypadkiem ta klątwa nie rozchodzi się dalej…? Jeśli wierzyć słowom Anariona, użycie Źródła zbudzi Timewalkera. Czyli… kogo…? Timewalker był zdecydowanie smokiem i był przeklęty. Czy zatem kamienna figurka z zamku, podejrzany gargulec ze słabością do ratowania małych dziewczynek z pożarów, kłamał? Czy Timewalker i on to jedno i opal był faktycznie jego sercem? Pechowo, Anarion był bardzo mało rozmowny w stanie w jakim się znalazł po przyjęciu na klatę smoczego płomienia. Zostaliście w ruinach sami ze swoim problem.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 04-12-2013 o 16:57. Powód: literówki...pewnie nadal tu sąxD
Almena jest offline  
Stary 09-12-2013, 08:30   #458
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Ruszając do ataku Dirith przewidział, że smok może zacząć się bronić aby postarać się nie dopuścić do ponownego zetknięcia z wyraźnie zadającym mu ból opalem. Wiedział również, że nawet demon najprawdopodobniej przewidzi, że teraz by była dobra okazja do skorzystania ze źródła. Dlatego nie zdziwił się widząc zadziwienie w oczach przeciwnika. Zdziwienie to było zapewne spowodowane tym, że drow w tej chwili zachował się chyba bardziej chaotycznie o samego tworu chaosu. Ewidentnie zdezorientowało to Firetide na tyle, że samemu zaczął się zachowywać chaotycznie atakując wojownika bieli, który nie miał już zbyt wiele sił na dalszą walkę, zamiast drowa który przed chwilą znalazł sposób na zadanie wrogowi bólu. Mając do wyboru takie dwa cele większość istot zapewne zaatakowała by Diritha, chociażby tylko po to aby się obronić a dopiero potem wykończyć trochę mniej groźny w tej chwili cel... choć kto wie jakie jeszcze sztuczki mógł mieć w zanadrzu Anarion. Może to właśnie dlatego smok zioną w jego kierunku, tym samym po raz kolejny nie doceniając mrocznego elfa. Mógł też wyczerpać zapasy bardziej logicznych pomysłów i postanowić zrobić coś chaotycznego. W końcu będąc demonem takie było jego zadanie i postanowił się poprawić oraz pokazać Dirithowi, że to on jest to od takich zagrywek... I bardzo dobrze, bo czyniąc to w pełni odsłonił się na cios. Wystarczyło więc wybrać odpowiednie miejsce, którym okazała się znajdująca w zasięgu, uszkodzona wcześniej łuska i można było śmiało atakować.
Jak się okazało przy uderzeniu Dirith obrał dobre miejsce do zaatakowania i jego sztylet posłusznie wbił się w ciało demona. Tutaj po raz kolejny Firetide zdawał się być zaskoczony i bardziej zdenerwowany tym, że właśnie ktoś mu wbił sztylet w szyję. Biorąc pod uwagę różnicę rozmiarów między walczącymi nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się iż atak sztyletem nie zdziała za wiele. A na pewno dużo mniej, niż zdziała przyłożenie opalu do demona, który zaryczał w tym momencie nie tylko z wściekłości.
Dirith nie słyszał tego w pełni, gdyż wizja na której się skupił wytłumiła wszelkie zewnętrzne bodźce. Widział w niej wydarzenia jakie odbyły się przed wiekami. Na widok furii z jaką czarny smok atakował mniejszego smoka nie powstrzymał się przed uśmiechem. Zbyt dobrze znał to uczucie aby je zignorować i zbyt dobrze wiedział z czym się ono wiąże.
Kiedy wizja się skończyła i poczuł jak sztylet oraz jego nogi tracą oparcie dla pewności ciął jeszcze raz mglistą sylwetkę zanim wylądował. Tak po prostu, żeby się upewnić, że nie jest to jakaś demoniczna sztuczka. Zaatakował również w momencie kiedy smok próbował go ugryźć, aby przynajmniej spróbować się obronić w razie jakby mglista sylwetka nagle stała się bardziej materialna. Tym razem uśmiechał się będąc zadowolony i pewny siebie. W końcu było z czego być zadowolonym, bo nie codziennie udawało się pokonać smoka, lub przynajmniej na tyle mocno mu przyłożyć aby zaczął uciekać. Dodatkowo w trakcie walki zginął elf Almanakh, czyli droga do skorzystania ze źródła była wolna.
Zwycięstwo przyniosło jednak ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi. Dotyczyły one głównie tego jak używa się źródła oraz klątwy jaka ciążyła na nim oraz na Timewalkerze. Niestety jedyna osoba, która mogła mieć jakiekolwiek pojęcie na ten temat była kawałkiem doszczętnie zwęglonej masy zawierającej co wytrzymalszy ekwipunek elfa oraz czegoś co wcześniej można było nazwać ciałem a teraz ledwo dało się rozpoznać.
- Świetnie, czyli więcej się od niego nic nie dowiemy... - stwierdził nie do końca zadowolony z tego jak zginął Anarion. Jakby przeżył atak smoka pewnie nie pożyłby dużo dłużej, nawet jakby pozwolił użyć źródła, jednak przed śmiercią dostarczyłby kilku pożytecznych informacji. Wśród nich znajdowały się odpowiedzi na pytania dotyczące klątwy, jak również pytanie o drogę prowadzącą na powierzchnię, bo w końcu jakoś do tej jaskini elf musiał przyjść. Co prawda mógł być jednym z pracowników Silverstinga i dostać się do niej tą samą drogą co Dirith, jednakże było to mało prawdopodobne, gdyż Anarion najprawdopodobniej zabiłby maga tylko po to aby zatrzymać jego prace mające na celu odkopanie źródła.
Dla pewności podszedł jednak do ciała aby obejrzeć zwęglone szczątki. Nie spodziewał się znaleźć nic pożytecznego, jednak na pewno nie zaszkodzi się rozejrzeć.
Po oględzinach nie pozostawało już nic innego jak ostateczne podjęcie decyzji dotyczącej użycia źródła. Można było co prawda odwlec tą decyzję i poszukać obozowiska elfa. Istniała szansa na to, że Anarion mógł mieć ze sobą jakieś księgi na temat źródła i ciążącej na nim klątwy, lub notatnik którego nie zabrał ze sobą aby przywitać nieproszonego drowa i wilczycę.
Jednakże bliskość celu do którego Dirith dążył z takim uporem brał górę. Tym bardziej, że najprawdopodobniej nie udało się zabić Firetide na dobre i z pewnością wróci kiedy zregeneruje się w mgłach. Nie można było stwierdzić ile może to potrwać. Mogło to trwać miesiąc, ale mogło to też trwać kilka sekund i demon mógł się pojawić z powrotem w każdej chwili. Dlatego Dirith nie zamierzał dalej zwlekać i ruszył w kierunku źródła.
W miarę jak opal stawał się coraz cieplejszy, zaczynał się zastanawiać co stanie się po obudzeniu Timewalkera. Z tego co widział po krótkich wizjach były dwie możliwości. Albo będą się doskonale dogadywać i razem siać zniszczenie, albo przy najmniejszym nieporozumieniu i konflikcie zabiją się nawzajem. Trochę bardziej prawdopodobna była jednak ta druga opcja. To dlatego, że jeśli Timewalker zostanie z nim powiązany i będzie w stanie odczytać jego myśli, to z pewnością wyczuje, że nie jest Dirithowi do czegokolwiek potrzebny. Prawdopodobnie się też dowie, że wcześniej zgodził się go zabić i nie miał przed tym żadnych wątpliwości, gdyż oznaczało to tylko tyle, że zabijanie będzie dla niego dużo bardziej zabawniejsze. W końcu co jest lepsze, nasłanie na kogoś smoka i oglądanie walki, czy uczestniczenie w niej samemu i satysfakcjonujące własnoręczne zwycięstwo? Dlatego smok może nie koniecznie chcieć współpracować, tym bardziej jak zostanie zniewolony przez Diritha i dostanie rozkaz nie wtrącania się i niczego nie robienia... Drow sam doskonale wiedział, że prawdopodobnie nie posłuchały takiego rozkazu lub nie trwałoby to wiecznie. A wiedział to za dobrze, bo sam dwukrotnie zbuntował się przeciwko swojemu twórcy i w końcu udało mu się go zabić w dużej mierze dzięki furii, którą bez najmniejszego trudu rozpoznał w Timewalkerze podczas wizji.
Dlatego miał więc niewielkie wątpliwości, czy wykorzystanie źródła wyjdzie mu na dobre. W końcu za dobrze wiedział jakie konsekwencje wiążą się ze zniewoleniem tak dzikich bestii. Wiedział także jakie błędy popełnił Ritkel co dawało mu jakieś szanse na powodzenie. Rozwiązanie zdawało się być proste. Albo pozwoli panoszyć sie po świecie wedle własnego uznania, albo zabić bez najmniejszego zawahania i nie dając żadnych wskazówek zdradzających nadchodzący cios. Ta ostatnia możliwość mogła być nie do osiągnięcia jeśli Timewalker będzie w stanie odczytać myśli i zamiary drowa. Doszłoby wtedy do dość długiego konfliktu, w którym Dirithowi udałoby się w końcu zabić smoka i przeżyć, albo zostałby zabity i smok przy okazji popełniłby samobójstwo. Jeśli Timewalker byłby choć trochę podobny do Diritha, to było wysoce prawdopodobne, że mimo wszystko zdecydowałby się popełnić to samobójstwo aby tylko dopiąć swego.
Nawet jeśli z początku wszystko będzie układać się dobrze, to prędzej czy później może nawet przez przypadek dojść do spięcia, które skończy się śmiercią zarówno Diritha jak i Timewalkera. Dlatego prędzej czy później Dirith musi znaleźć jakieś rozwiązanie dla tej sytuacji. Mimo wszystko nie zmieniało to faktu, że nadal chciał odzyskać utracone informacje z księgi Riktela, a do tego musiał wykorzystać źródło.
Nie było po prostu innego wyjścia. Dlatego zdecydowany podszedł do fontanny cały czas trzymając opal i ignorując parzący ból. Przed śmiercią Anarion kazał mu po prostu wrzucić opal do środka... więc zamierzał tej rady posłuchać i spokojnie włożył opal do pyłu. Cały czas starał się ignorować ból i starać się utrzymać opal mimo temperatury jaką mógł osiągnąć. Następnie wyjął z kieszeni skrawek papieru pochodzący z księgi Riktela i skupił się na wszystkich rzeczach jakie zamierzał przywrócić. A zamierzał przyweócić dość sporo rzeczy na raz, choć mimo wszystko najbardziej skupiał się na księdze. Choć właściwie to na dwóch egzemplarzach księgi. Pierwszym miała być księga schowana w mauzoleum na wyspie, a właściwie były to jej resztki mające być przywrócone do stanu w jakim była kiedy płynął na wyspę. Drugą miała być księga mająca powstać z przywrócenia również do stanu z przed przypłynięcia na wyspie, jednakże potem miała zostać przywrócona do stanu z jeszcze dalszej przeszłości. A chodziło o moment z przed pierwszego buntu tygrysołaka podczas którego zostały zniszczone strony mogące zawierać kluczowe informacje, dzięki którym Dirith mógł poznać sektety dotyczące jego stworzenia i dzięki temu znaleźć sposób na bezpieczny dalszy rozwój według własnego uznania. Na dalszym planie było wskrzeszenie króla z wyspy razem z odbudową części miasta. Tutaj nie zamierzał się zbyt mocno patyczkować i poza zamkiem przywrócić tylko część miasta do stanu używalności. Resztę ludzie będą mogli sobie odbudować sami. Upewnił się jednak, że załatał na tyle miasto aby nie zagrażały mu żyjące w roju pod nim stworzenia. W końcu jaki miałoby sens robienie cudu, jak zaraz miałyby wyskoczyć na powierzchnię dziwaczne przerośnięte nie wiadomo co niszcząc ponownie miasto oraz dając dowód, że Dirith w cale nie usunął "klątwy" jaka sprawiała wszystkie nieszczęścia na tej wyspie. Jeśli mógł wyczuć, że byłyby z tym problemy, to zamierzał cofnąć znajdujące się pod miastem mrowisko do stanu z przed kilku lat, co byłoby wystarczające. Następnym i ostatnim krokiem było przywrócenie do życia części zabitych ludzi. Jeśli miałby możliwość wyboru kogo wskrzesić, to wybierze część mieszczan i wieśniaków. Może nawet paru strażników, jednak tych nie zamierzał wskrzeszać zbyt wielu, gdyż przeszkodziliby tylko w wyżynaniu wszystkich ludzi na wyspie jeśli król odmówiłby zapłaty odpowiedniej nagrody za zwrócenie mu życia i odbudowę miasta. Upewnił się jednak, że Silversting nie będzie wśród wskrzeszonych ludzi oraz zgliszcza spalonego domu pod którym było laboratorium maga nie zostaną odnowione. Jeśli jednak nie miałby kontroli nad tym kto zostanie wskrzeszony gdy będzie wskrzeszał większą ilość osób, to wtedy król byłby jedynym człowiekiem który zostałby przywrócony do życia. Dirith na końcu zastanowił się czy nie użyć również źródła na golemach i przywrócić je do stanu z przed ich złożenia, czyli do kupy nieożywionych części. Jeśli starczyłoby mu na to siły i mocy źródła, to zamierzał to zrobić, aby któryś z nich nie postanowił przypadkiem rozgnieść wskrzeszonego właśnie króla.
Co prawda można było spróbować użyć w tej chwili źródła na Timewalkerze i "przywrócić" go do stanu z przed jego narodzin, jednak nie było pewności czy to zadziała. Z pewnością rozwiązałoby to wszystkie problemy z nim związane, jednak jeśli Timewalker był powiązany ze źródłem, to jego moc mogła być niewystarczająca do takiego użycia. Dlatego po uporaniu się z golemami Dirith zamierzał zakończyć dalsze użytkowanie ze źródła i obserwować co się będzie działo.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 09-12-2013, 17:28   #459
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Jak zwykle w takich sytuacjach wszystko działo się za szybko, żeby mogła opracować sensowny plan. Wiedziała tylko, że Dirith zaatakował smoka, magiczne liny pękły, a Firetide wstał, wściekły jak nigdy dotąd. Jako kleryk próbowała zasłonić tarczą zagrożone Stado i zmniejszyć obrażenia, oraz uleczyć kogo trzeba. Często jednak tak bywa, że w trakcie walki jedni członkowie Stada oddalają się od innych, panuje ogólny bałagan, niektórzy są poza zasięgiem leczenia, a poza tym klerykom przydałby się wzrok kameleona. Musiałaby jednym okiem patrzyć jak miewa się drow, drugim jak miewa się elf. Szczęśliwie nie miała już więcej osób do pilnowania, ale tym razem nawet upilnowanie tych dwóch było bardzo kłopotliwe, ponieważ na drodze stanął jej strumień ognia rozwścieczonego smoka. Tarcza była zbyt mała żeby osłonić ich wszystkich. Wypadło na Diritha, miała nadzieję ze Anarion z pomocą Bieli i własnych sztuczek wykaraska się z tych tarapatów. Ryk ranionego smoka napełnił ją nową nadzieją, ale kiedy Firetide zaczął opuszczać plan materialny, rzuciła okiem w kierunku Anariona i dotarło do niej, że elf nie przeżył tej rundy walki. Poczuła głęboki ból i żal, po elfie którego w sumie nie znała, ale tak naprawdę bardzo im pomógł. Firetide zniknął, wygnany do wymiaru Mgieł po ciosie jaki zadał mu Dirith, sztyletem. Miał go z podejrzanego źródła zresztą więc faktycznie ta broń byłaby w stanie zranić demonicznego smoka. Teraz kiedy ktoś spyta znów Diritha „zabiłeś kiedyś smoka?”, Dirith będzie mógł zaszpanować tryumfalnym uśmieszkiem i pokazać certyfikat „dragon slayer”.
Dirith zastanawiał się co zrobić ze źródłem, a ona pobiegła do Anariona, czy raczej tego co z niego zostało. Nie było to wiele. Zatrzymała się, popiskując smutnie, przed zwęgloną i cuchnącą kępką z metalu, zwęglonego ciała i innych stopionych w jedną masę rzeczy Anariona. Wyglądało to strasznie, nie wspominając o charakterystycznym zapachu. Wszystkie pieśni opiewające bohaterską śmierć na polu walki nie opisują w szczegółach tego, jak zazwyczaj wygląda wojownik po walce. Ciosy i cięcia urywają kończyny, miażdżą kości, rozłupują czaszki itp., a przy przyjęciu na klatę smoczego ognia to wygląda właśnie… tak. Niezbyt chwalebnie, ale jako kleryk wiedziała, że nie miało to teraz znaczenia. Anarion był już wolny i bezpieczny. Wykonał swoje zadanie i tak naprane był teraz w o wiele lepszej sytuacji niż Kiti i Dirith. Oni nadal byli na ziemskim padole i musieli borykać się z tutejszymi problemami.
Uczciła pamięć Anariona krótkim, smutnym wyciem. Mimo wszystko chciała żeby Anarion wiedział, że słusznie postąpił, nie zabijając Diritha i powierzając mu źródło. Wierzyła że Dirith nie wykorzysta źródła do niecnych celów. On po prostu nie był taki. Wolał własnymi rękoma załatwić wroga niż uciekać się do takich sztuczek i środków pośrednich. Pewien niepokój pozostał, w końcu to drowi skrytobójca, ale z pewnością lepszy Dirith niż Firetide! Ona sama nie mogłaby użyć źródła, a już na pewno nie teraz, nie zamierzała zabierać go Dirithowi spod nosa. Wiedziała jak by się to skończyło.
Pozostało już tylko przekonać się, czy przychodzenie do tego zaklątwionego miejsca było dobrym pomysłem. Tak naprawdę nie wiedziała czego może chcieć od źródła Dirith, ale miała nadzieję że klątwa będzie łaskawa. Przede wszystkim nikt nie powiedział, że klątwa nie zeżre tego, kto używa źródła, nie, nie, nie! W końcu z Chaosem jest zawsze coś za coś i być może właśnie to zabiło Irrlyna i jego twierdzę? Może po prostu korzystał ze źródła zbyt często i Chaos pewnego dnia przyszedł upomnieć się o swoje? Tak czy inaczej nie pozostawało nic innego jak czekać. Nie mogli przecież wyjść zostawiając źródło ot tak! Teraz kiedy już tu byli musieli z niego skorzystać! Zresztą jak mieli stąd wyjść to kolejne najbliższe pytanie, skoro za zamkniętymi drzwiami czekało pewnie już całe rozsierdzone miasto i demonicznie wyjące psy. Obserwowała jak Dirith podchodzi do fontanny i wrzuca opal. Prowizorycznie stanęła za nim, trzymając tarczę w pogotowiu. Nikt nie mówił że Klątwa nie podziękuje im zaraz za używanie źródła z piąchy w ryło…
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 10-12-2013, 17:36   #460
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- Oh my... No to jedziemy...;3 Już nie muszę się z nim obchodzić jak w rękawiczkach ;3

Sebastian Glove Bite by ImagineI on deviantART

- Lepiej poczekaj jeszcze trochę, zanim spróbujesz przyłożyć mu gołą ręką. Mógłbyś go połamać. First smack him with a glove, like a gentelman.
- Of course, Mistress!;3 Kiedy przyjdzie czas, nauczę go co i jak. Kiedy następnym razem Shabranido zechce mu przyłożyć, Dirith będzie wiedział, jak wykonać unik!;3
Mistress z rozbawieniem zagryzła wargi. Była wielce ciekawa, czy Verion dotrzyma słowa, jak zwykle. Verion uśmiechnął się rozkosznie i demonicznie, tak, jak lubiła. Zabawa się zaczyna.

For your Entertainment Adam Lambert lyrics - YouTube

* * *
Lavender poczuł dokładnie moment, w którym Timewalker otworzył ślepia. Klątwa została zdjęta. Lavender wiedział, że ten, którego zgładził za zdradę, będzie ponownie przemierzał plan materialny. Bardziej zdziwiło go to, kto zbudził Timewalkera. Losy wielu istnień zależały teraz od tego drowa.
Distant sadness by SpaceWeaver on deviantART
Na twarzy Almanakh zagościł uśmiech ulgi. Klątwa została przerwana.
Goddess Madoka by Yamicchi on deviantART
* * *
Aurora by Orikon on deviantART
Mieszkańcy miasta obserwowali to co działo się na niebie i na morzu z pełnym przerażeniem. Tak naprawdę nie mieli wyjścia, nie mieli dokąd uciec. W ostatnich dniach spadło na nich tyle klątw, że część mieszkańców skutecznie postradała zmysły, inni zamknęli się w chatach i spędzali czas na kiwaniu się i pochlipywaniu. Śmierć króla, plaga golemów, gigantyczna demoniczna meduza, mroczny feniks, świetlisty deszcz, plaga wielkich robali spod ziemi, a teraz to – mroczne niebo, wizerunek kobiety, tygrysa i... i potem nagle zrobiło się ciemno, na morzu zaczął szaleć sztorm, a na niebie pojawiły się zorze polarne. Co zaś ciekawe, niebawem zorze te...
- Łaaaah!!! – rozległy się pierwszy wrzaski ludzi.
- Co to jest?! Zabierzcie to!!!
Można było zobaczyć przerażonych ludzi, uciekających w popłochu przed... przed zorzami polarnymi. Tak, zorze polarne spełzły na ziemię z nieba i zaczęły krążyć po ulicach miasta i wsiach!... Obrazem przypominał mniej więcej:
Prince of Egypt 10th Plague - YouTube
W całym mieście dało się słyszeć rumor walących się kamieni, przewracania się na ziemię rozpadających się golemów. Trzeba jednak zaznaczyć, że pomimo ogólnej paniki ludności i kilku omdleń na widok mgieł fruwających po mieście, mgły nie wyrządziły nikomu krzywdy, nawet tym, którzy nie zdołali przed nimi uciec. Mgły okazały się za to bardzo skutecznym lekarstwem dla zrujnowanych i zawalonych budynków – budynki owiane mgłami na oczach mieszkańców wracały do swej świetności! Okazało się także, że...
- Na wszystkich bogów, to niemożliwe!!!
- Co to za czary?!
- M-mamo...?! Mamusiu?!
- Bracie!!! Ty, ty... żyjesz?!
Wraz z mgłami, po mieście rozeszła się fala cudownych i niewytłumaczalnych zmartwychwstań. Ludzie po przejściu fali początkowej paniki i histerii, zaczęli dziwować się pod niebiosa i witać swoich bliskich, którzy magicznie zmartwychwstali. Mgły nie pominęły żadnego domu, w tym królewskiego pałacu...
* * *
Dirith;
Trzymając opal, zbliżyłeś go do fontanny. Kiedy tylko do niej wpadł, wszystko wokół poza fontanną zniknęło. Stałeś pośród czarnej nicości, przed fontanną, z której nagle przestał wyciekać pyłek.
Przez moment byłeś zaniepokojony, do tego ten parzący opal... Okazało się jednak, że warto było – pod twoimi stopami, z nicości, z pyłu, zaczęła materializować się księga! Księga Riktela!!! Więc to prawda, Źródło faktycznie działa! Obok niej zaczęła materializować się druga księga! Przypominała tamtą, była jednak inna, grubsza.

Słyszałeś znów te dziwne, nasilające się szepty...
- Wake up... – szepty ułożyły się w zrozumiałe słowa kobiecego głosu.
Odruchowo obejrzałeś się kątem oka. Oh what the f...?!
Queen Of Bones by theDURRRRIAN on deviantART
- Wake up, Timewalker... Arise...!
Przez moment przestraszyłeś się, że mówiła do ciebie... Zniknęła, zanim zdążyłeś zastanowić się kim była ta kobieta. Coś wspominał kapitan statku o jakiejś kobicie...
Gah, co do...., co znowu...?! Ziemia zadrżała.
Awekening by MikeAzevedo on deviantART
Gwałtownie znów znalazłeś się w grocie, przed fontanną. Fontanna nie działała już i z trzaskiem zaczęła pękać, jakby od wewnątrz. Coś jeszcze pękało zresztą, z chrupoczącym trzaskiem, jakby coś wykluwało się z wielkiego jajka. Posąg smoka w grocie. Pękał.
Spod spękań kamienia wyłaniały się lśniące czernią łuski. Smok wyłaniał się z posągu, zrzucając spękane kawałki posągu jak wąż starą skórę. Dał się słyszeć pierwszy smoczy pomruk i fuknięcie. Timewalker wychodził niespiesznie z posągu przemieniającego się w ciało, niczym ze skorupy. Spory jest!....
El hogar del fuego by Dibujante-nocturno on deviantART

W końcu posąg w całości stał się całkiem realnie żywym smokiem, który swoim cielskiem wypełnił pół groty w której się znajdowaliście. Po wypełźnięciu ze skorupy, przez pierwsze momenty rozglądał się z zagubieniem, przeciągał łapy, otrzepywał się z resztek pokruszonego posągu i kępek mchu, które po pęknięciu skorupy posągu pozostały na czarnych łuskach. W końcu rozłożył skrzy... ej ej, ty, ostrożnie!!!
Winged Calamity by Isvoc on deviantART

Dirith, trochę zastanawiające, ale... Po użyciu źródła i zbudzeniu się Timewalkera... wcale nie czujesz się inaczej. Nie czujesz w sobie żadnej zmiany, właściwie. Nie czujesz jakiegoś mentalnego połączenia z tym czarnym smokiem, nie słyszysz jego myśli, co podobno zdarza się bounderom smoków. Co dziwne, masz wrażenie, że Timealker w ogóle nie jest świadomy twojej obecności tutaj! Czyżby coś poszło nie tak?!

O...! Właśnie was zauważył... Smok, rozglądający się po grocie z miną „wth?!”, spojrzał na was, wydając z siebie niski pomruk. Nadal nic nie czułeś. Jedynie bez trudu mogłeś ocenić, że błysk ślepej dzikości w oczach Timewalkera z twojej wizji nadal był aktywny w oryginale. Smok przesunął się w waszym kierunku i powoli zniżył głowę, chcąc lepiej się wam przyjrzeć.
dragon by skaiChu on deviantART

Ładny, grzeczny...! Im bliżej był, tym lepiej odczuwaliście bijące od niego ciepło i ogrom jego smoczego cielska.
OH BLEEP A RED DRAGON by HELMUTTT on deviantART

W końcu znieruchomiał, przyglądając się wam wyczekująco. Jednocześnie wyraźnie próbował wszystko rozwikłać, skąd się tu wziął, co się stało, kim wy do diabła jesteście. Być może miał luki w pamięci po swojej długiej, przeklętej drzemce. Niepokojące, że nie czułeś z nim żadnej szczególnej więzi, czyżby coś się nie udało...?!
Vvlkn by Ruth-Tay on deviantART
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172