Rola „niemego” ochroniarza była mało wymagająca, jednak Buck grał ją jak należy. Spoglądał na latynosa beznamiętnie, jak na kawałek mięcha, który za chwile będzie się nabijać na szaszłyk. Niezbyt duży i niezbyt smaczny kawałek.
W chwili, kiedy chłopak odwrócił wzrok, dyskretnie dał znak Sue, że zostawia jej inicjatywę i czeka na znak, że czas włączyć się do zalotów. Jak na razie argumenty dziewczyny działy doskonale, ale gdyby uznała, że „rozmowa” w tej formule, wyczerpała już swoje możliwości, to cóż...
Mimo swej aparycji, Buck głęboko wierzył, ze przemoc nie stanowi odpowiedzi na wszystko. Dla niego przemoc była pytaniem. Czekał tylko, aż ktoś - metaforycznie - odpowie sakramentalne „TAK!!!”. |