Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2013, 23:13   #176
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Alex nie wiedziała, czy Szakal chce ją zniechęcić do towarzyszenia sobie, czy po prostu postanowił być szczery do bólu i pokazać, na czym polega wędrówka przez pustynię. Bez ściemniania i słodzenia. A może po prostu ją sprawdzał? Jak by nie było – Alex przeszła najcięższą zaprawę w swoim dotychczasowym życiu. I tym przed-, i po- zamrażarkowym.

Plecak ciążył coraz bardziej z każdym krokiem. Potrafiła by spakować go w nocy, pod ostałem, z zamkniętymi oczami, w dowolnych warunkach. Indianin zadbał o to – pozwolił też jej zapakować plecak „źle”, aby sama się przekonała. Wystarczyło pół godziny szybszego marszu, aby zrozumiała, o co chodzi – nawet nie czuła specjalnie metalowego elementu wbijającego się jej w plecy. Siniak był wielkości denka kubka, a żebra bolały ją przez kolejne dni. Więc zrozumiała, na własnym przykładzie, można powiedzieć, jak ważne jest prawidłowe pakowanie.

Szakal cały czas gadał. O potencjalnych zagrożeniach, znajdowaniu wody i pożywienia, omijaniu niebezpieczeństw. Potok jego słów zlewał się dziewczynie w głowie w jedną, wielką rzekę. Potakiwała mechanicznie ale jej myśli krążyły bardzo daleko: wokół Jules, jej szklanych, nieobecnych oczu, Brayana, Georgy’ego, Adama, Reggiego.

Morgana. Nie chciała nim myśleć – nie chciała myśleć o niczym - ale wspomnienia wracały. Chciane i niechciane, bolesne, natrętne. Tkliwe. Niepokojące.

Jednak z każdym kolejnym kilometrem, coraz mniej miejsca w umyśle pozostawało na rozmyślania. Ból wypełniał mięśnie, zmęczenie otulało mózg odcinając percepcję, tłumiąc wspomnienia. Kiedy w końcu zaczął zapadać zmierzch i Szakal zarządził nocny postój marzyła tylko o tym, żeby zasnąć i już nie musieć wstawać. Nigdy.
Ale on miał inny pomysł – kazał jej przepakować plecak, odłożyć cześć rzeczy i zarządził nocne manewry.
- Nocą pustynia wygląda zupełnie inaczej. Musisz używać innych zmysłów niż za dnia. Ale zasady są podobne.. zaraz je omówimy.
Kiwała, mechanicznie, głową, marząc tylko po tym, żeby się zamknął. Ciało odmawiało współpracy, żebrając o odpoczynek.
Po kilku godzinach wrócili do sprzętu.
- Bierzesz pierwszą wartę – zaordynował. – Więcej gadałem, więc musze odpocząć.
Zawinął się w derkę, walnął na ziemię i po chwili usłyszała jego równy oddech.

Opadła na ziemię obok, zbyt zmęczona, aby zaprotestować. Przez chwile siedziała nieruchomo, a potem rozpłakała się – ze zmęczenia, bezradności, poczucie niesprawiedliwości i szczerego żalu nad samą sobą. Z żalu za utraconym życiem i światem, którego już nie było. Płacz przyniósł ulgę, wspomnienia wróciły, potem mogła już na spokojnie opłakać wszystkich jej nowych znajomych, którzy zostali, zginęli po drodze. Nie zauważyła, kiedy zasnęła, skulona na ziemi. Nie zauważyła też, jak Szakal podnosi się, chwile potem, jak ustal jej szloch i nakrywa ją kocem.

Gdy obudziła się rano, zesztywniała i zmarznięta, mięśnie rwały równym bóle. Jednak czuła coś dziwnego.. spokój. Szakal zaczął od opieprzu.
- Zdajesz sobie sprawę, jak egoistycznie się się zachowałaś? Mogli nas podejść, okraść, zbić, lub jeszcze gorzej. Gdyby nie to, że przypadkiem się obudziłem, już byśmy prawdopodobnie teraz nie rozmawiali.
- Pakuj plecak, idziemy
.

Znów gadał prawie cały czas gadał – co oznacza to, co tamto, jak ma oceniać odległość, dlaczego powinni iść z tej strony wzgórza, nie z tamtej; czemu to trzeba omijać, tamto trawersować, a tego przejść skrajem, gdzie pół kroku w lewo lub prawo miało – mogło – oznaczać poważne kłopoty w najlepszym przypadku. Alex potakiwała machinalnie, wlokąc się za nim – to było dziwne, już zapomniała, że ruch przegania ból z mięsni - i mężczyzna zorientował się, dość szybko, że wcale go nie słucha. Zmarszczył brwi, niezadowolony i zrobił jej szybki wykład na temat nieodpowiedzialności takiego zachowania. Kazał wymienić wszelkie możliwe niebezpieczeństwa, które mogły ich spotkać.
A potem zaczął zadawać pytania – odpytywał ją, jak jakiś pieprzony druh na zbiórce skautów.

- W lewo, czy w prawo? Dlaczego w prawo? Źle, tam jest żwir.. dlaczego w lewo? Też źle, tam jest ruchomy piasek.. jak to którędy? Myśl Alex, mówiłem o tym… Tak, trzeba obejść. Dobrze. Ale z lewej, czy z prawej? Sprawdź słońce, horyzonty.. ile nadrabiasz? 3 km? Dlaczego tyle? Jesteś pewna? Ok, więc chodźmy.

Kiedy już nadrobili te trzy kilometry okrążając rumowisko szeroką flanką - i stracili z półtorej godziny, słońce zaczęło zniżać się nad horyzont -, Szakal zarządził postój. Pozwolił jej zdjąć plecak i pokazał miejsce, za rumowiskiem, odległe o jakieś 400 metrów w linii prostej.

- Poznajesz? – zapytał, mrużąc lekko oczy – Stamtąd wyszliśmy.
Pokiwała, niemrawo, głową. Marzyła tylko o tym, żeby położyć się na ziemi i przespać, jednym ciągiem, kilka godzin.
- Wystarczyło nadrobić 800 metrów - poinformował ją. – Poszłaś za dużym kołem. Było przejście między dwoma ławicami piachu. Przegapiłaś je. Odpoczniemy chwilę i wrócimy z powrotem, żebyś mogła go poszukać. Potem dopiero rozbijemy się na noc.

Zacisnęła pięści. Poczuła, ze coś w niej pęka. Że nie da rady więcej.
- Ty pieprzony sadysto! – wrzasnęła na niego. – Odpierdzieliło ci zupełnie?! Uważasz, ze będę łaziła po tej zafajdanej pustyni w tą i z powrotem? Wybij to sobie z głowy! Nie zamierzam nigdzie wracać! – pomachała mu palcem przed nosem. – Myślisz, że kto ty jesteś? Jestem zmęczona!
- W końcu
– uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony. – Byłem ciekaw, czy zaczniesz sama o siebie dbać, Alex, czy raczej pozwolisz mi się zajeździć. No już, nie musisz krzyczeć. Słysze cie wyraźnie. W końcu wykrzesałaś z siebie trochę energii. Zdałaś, dziewczyno. Wiesz już, czego chcesz?
Pokiwała głową. Wiedziała, bardzo dobrze.
- Chcę żyć – powiedziała.

Poklepał ją po ramieniu i uśmiechnął się – albo jej się wydawało w zapadającym zmroku, albo jego uśmiech naprawdę sięgnął oczu. Usiadł, opierając się wygodnie o skałę i układając karabin na kolanach.

- Idź spać, mała. Dziś nie będzie nocnych pobudek. Możesz być z siebie dumna. Jutro wracamy na pogrzeb.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline