Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2013, 13:19   #8
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Python Faethon Cass Ceylau'Moris

Młody arystokrata podszedł zdecydowanym krokiem do swoich oczekujących przed głównym wejściem szpitala ludzi, patrząc przelotnie w oczy dowódcy eskorty i przenosząc wzrok na nowoprzybyłych, jak gdyby by wywołać samą swoją obecnością ciszę. Przeszedł pomiędzy sługami by stanąć naprzeciwko kogokolwiek kto reprezentował szlachciankę reprezentującą swój ród. Ironia przyprawiła go o drobny uśmieszek, który wkrótce znikł.
- W czym mogę ci pomóc? - skierował pozbawione szacunku, uprzejme lecz zarezerwowane dla sług pytanie do osoby z uzbrojonej gwardii rodu Sven, która wedle jego oceny wypytywała przed momentem jego ludzi w imieniu milczącej szlachcianki, ją na ten moment ignorując.
Jeden ze strażników, do którego zwrócił się Python spojrzał na nieznanego mu mężczyznę. Chciał odpowiedzieć coś szybko, aby najpewniej odegnać natręta, ale wtedy zauważył poruszenie ludzi rodu Ceylau’Moris, więc zmienił taktykę.
- Zostaliśmy już poinformowani gdzie należy się zgłosić, ale… Mam przyjemność z…?
- Jestem Python Faethon Cass Ceylau’Moris - szybko i dźwięcznie wymelorecytował wysoko urodzony, podnosząc w szlacheckim geście dłoń i z bliska prezentując swojemu rozmówcy przyzdobiony kwarcem i szafirem sygnet głowy rodu. - Proszę o wybaczenie za mój wygląd, jednak zaszła sytuacja zastała mnie nie w formalnych okolicznościach.
Słowa Pythona jakby były kluczem do zasłużenia na zainteresowanie głównej osoby zgromadzenia Sven. Ochroniarze od razu się rozstąpili za jednym gestem szlachcianki i Python stanął przed kobietą o chłodnym spojrzeniu niebieskich oczu. Była wciąż młoda, chociaż coś w jej wyglądzie sprawiało, że wydawała się równie zimna co klimat samej Crei.
- Ava Enna Sven. Miło cię poznać Pythonie Faethonie Cassie Ceylau’Moris. - skinęła nieznacznie głową mężczyźnie.
- Przyjemność… jest po mojej stronie i pragnę powtarzając moje zapytanie podkreślić, że gotów jestem służyć jej i rodowi Sven wszelką pomocą w tych tragicznych okolicznościach. - skłonił się nieco, lecz również bez żadnych oznak niższości, zostawiając rozmówczyni zaszczyt zapytania go, zamiast samoistnie przekazywać co miało miejsce.
Ava spojrzała z większym zainteresowaniem na Pythona.
- Posłaniec rodu Ceylau’Moris poinformował nas o tym, że mój brat, Cornelius, został przewieziony do tego szpitala. Czy stało się to za Twoją sprawą, milordzie?
- Nie inaczej. Jej brat, jest w tej chwili pod opieką uzdrowicieli i oficerów Medicae, ale wkrótce powinni poinformować jakie efekty idą za ich staraniami. - grzecznościowo odparł Python.
- Poskąpiono mi niestety szczegółów tego nieszczęśliwego zajścia, w jakich brał udział mój brat. Co się stało, lordzie?
- Wiem niewiele więcej, aniżeli on sam mi przekazał, jednakże ja i mój zaufany sługa byliśmy świadkami zamachu na jego życie. Moi słudzy mający większe rozeznanie w planimetrii Ula mogą wskazać dokładnie miejsce, znaczenie jednak ma raptem, że gdy wracałem spacerem wraz z moim sługą z nieoficjalnej rozmowy… - przymknął w środku rozmowy oczy, przywołując obraz sytuacji - przechodziliśmy przez Aleję Uliserusa, gdzieś między Katedrą Triceptalną a “Embrayge”, pustą aleją, gdy z jednej z bocznych uliczek o wysokich ścianach - Python ściszył nieco głos - wyszedł lord, raniony już i powstrzymujący krwotok uciskiem ręki, i nie miał już siły uciekać z powodu utraty sanguine.
Przerwał na chwilę, opanowując na moment wspomnienie stresującej sytuacji sprzed raptem paru godzin. Nie chodziło o to, by ochłonąć, lecz by nie dać po sobie poznać, jakie wrażenie to na nim wywarło. Otworzył płynnie oczy.
- Mój sługa dbający od dawna o moje bezpieczeństwo wystrzelił ku zabójcy, który odpowiedział ogniem lecz napotkawszy taki opór zrejterował. Rozkazałem mojemu słudze nie podejmować pościgu, lecz udzielić pomocy, jak się okazało, lordowi. - zaznaczył subtelnie, że decyzja o udzieleniu pomocy nie wynikała ze świadomości tożsamości brata arystokratki - Lord, choć incognito, był wówczas jeszcze przytomny i ustaliwszy kim jest, zdecydowałem się skontaktować z rodem Sven i poinformować o zaszłości, wpierw podjąwszy wszelkie kroki by ratować życie lorda… przybywając tutaj, w najbliższe miejsce w najkrótszym czasie. To cała historia.
Ava milczała przez chwilę zanim odezwała się ponownie.
- Należą się więctobie, lordzie, najszczersze podziękowania. Możliwe, że członek rodziny Sven zawdzięcza życie lordowi, chociaż to się jeszcze okaże.
- Proszę nie przeceniać mojej w tym roli, uczyniłem co powinne każdemu z naszego stanu. - zmierzył po raz pierwszy kobietę wzrokiem, próbując wyłapać jak najwięcej szczegółów jej ubioru i wyglądu by wywnioskować jak najwięcej informacji o niej samej - W tej chwili jego los jest w rękach Imperatora, uzdrowicieli i jego samego.
Kobieta ubrana była w długi, ciemno szary, materiałowy płaszcz, jednak prócz zapinki robiącej za górny guzik z uproszczonym symbolem nic szczególnego nie świadczyło o jej pochodzeniu. Długie buty na płaskim obcasie świadczyły o tym, że kobieta podchodziła racjonalnie do warunków Crei rezygnując z butów na podwyższeniu. Co rzuciło się Pythonowi w oczy to jej włosy. Nosiła je obcięte dość krótko, do ramion, kiedy wedle aktualnej mody kobiety nosiły upięte, jednak długie, włosy. Makijaż Avy był tylko symboliczny.
- Proszę mi wybaczyć, ale chciałabym się jeszcze dowiedzieć co z moim bratem. - spojrzała uważniej na Pythona. - Rozumiem, że pan też, milordzie, chciałby usłyszeć wieści?
- Przede wszystkim nie chcę się narzucać. - uśmiechnął się nieznacznie - Choć w obliczu takiej możliwości pozostałbym, by usłyszeć najlepiej dobre wieści o stanie lorda. Nie będę jednak zajmował milady konwersacją dłużej, biorąc pod uwagę sytuację.
- Dobrze więc. Oddalimy się teraz w poszukiwaniu zorientowanego w sytuacji lekarza. - Ava skinęła Pythonowi i odwróciła się dając znak kilku swoim ochroniarzom, aby podążyli za nią.
Python bez słowa odprowadził ją wzrokiem, odwracając się do szefa swojej eskorty.
- Niech część straży się wymieni. Spędzimy tutaj więcej czasu niż się spodziewaliśmy. - poinstruował starszego sługę, po czym odszedł, oczekując, ile czasu będzie musiało upłynąć i czym będzie to co ten czas przyniesie.

Python siedział w wyłożonym białą, nieco pluszową i delikatną skórą wnętrzu jednego z samochodów, którym zwykł poruszać się w eskorcie ingocnito po mieście - od zewnątrz większego lecz dość zwyczajnego, od wnętrza godnego arystokraty o jego majątku. Sączył właśnie nalany do kieliszka amasec, z butelką stojącą w na w pół otwartym barku między siedzeniami pasażerów. W tle cicho i kojąco rozbrzmiewały najatrakcyjniejsze artystycznie z liturgicznych pieśni należących do gałęzi Eklezji prezydującej na Crei. Szlachcic nie był w nich zasłuchany, ale ewidentnie preferował je nad ciszę. Minęło sporo czasu zanim ze szpitala wyszedł jeden z ochroniarzy Avy. Od razu zaczął się rozglądać najwyraźniej szukając Pythona, po czym podszedł do jednego z slug szlachcica i powiedział coś do niego. Ten skinął głową, po czym udał się do swego pana. Python odstawił kieliszek na satynowo-czarny stolik pomiędzy siedzeniami skierowanymi w przód i w tył, gdy usłyszał pukanie w zaciemnioną szybę i zobaczył stojącego przy drzwiach sługę. Przyciskiem konsoli pod łokietnikiem obniżył szybę.
- Milady chciałaby zamienić kilka słów z tobą, lordzie. Jest jeszcze w środku.
- Dziękuję, Aukerze. - gdy sługa się oddalił, szlachcic zamknął szybę i sięgnął po płaszcz. Wysiadł, ubierając płaszcz na mundur rodowy już na zewnątrz, patrząc, czy może nie nastała już godzinna pora żeby zaczął pruszyć śnieg. Wskazał swoim oczekującym ludziom by ruszyli ogrzać się do samochodów poza dwoma, którzy mieli mu towarzyszyć, reprezentacyjnie, do wnętrza szpitala. Skierował swoje kroki po schodach, do wnętrza, w poszukiwaniu arystokratki.
- Dowiesz się proszę, gdzie znajdziemy lady Sven. - szepnął do jednego z podkomendnych, po czym odczekał z drugim w hallu.
Sługa skłonił się i ruszył w poszukiwaniu Avy Sven. Nie zajęło to dużo czasu zanim wrócił do swojego pracodawcy.
- Lady jest dwa korytarze stąd. Poprowadzę. - powiedział, po czym ruszył głównym korytarzem wgłąb szpitala.
Faktycznie nie szli daleko. Sługa przeszedł jeszcze przez dwa korytarze i znaleźli się w dość obszernym pomieszczeniu najwyraźniej służącym za wewnętrzną poczekalnię dla rodzin pacjentów. Teraz jednak prócz żołnierzy Svan i samej arystokratki oraz rozmawiającego z nią lekarza nie było nikogo. Czasem tylko przez pomieszczenie przechodziła pielęgniarka. Ochroniarze Avy stali rozmieszczeni w strategicznych punktach, uważnie obserwując każdego kto wchodził. W pierwszym odruchu stojący przy drzwiach żołnierz chciał chyba wyprosić nowoprzybyłych, ale zrezygnował widząc Pythona i bez słowa przepuścił ich dalej.
Ava widząc Pythona zamieniła jeszcze z lekarzem kilka słów, po czym skinęła głową drugiemu szlachcicowi, a kiedy ten podszedł odezwała się.
- Wygląda na to, że Imperator spojrzał przychylnym okiem na mojego brata zsyłając mu na pomoc ciebie, lordzie.
- W istocie, wszyscy jesteśmy tylko Jego sługami. - odparł neutralnie Python - Tuszę po jej tonie, że wieści są szczęśliwe? Jak czuję się lord?
- Rana Corneliusa była poważna, ale mój brat jest silny, jak i każdy Sven - odparła. - Zajmie jednak trochę czasu jego powrót do dobrego zdrowia, niemniej najgorsze ma już za sobą.
- Wybornie jest to słyszeć i te słowa są jak balsam dla moich uszu. Proszę przekazać lordowi moje życzenia rychłego powrotu do zdrowia i że raduję się, że mogłem pomóc komuś tego urodzenia. - odparł Ceylau’Moris, zawieszając, że radościa jest pomoc wysoce, lecz nie precyzując kwestii czy wyżej, urodzonemu. Skłonił się przy tym jak do pożegnania, ażeby odejść.
- Zakładam, że Cornelius będzie chciał osobiście podziękować, kiedy będzie już w stanie. - odezwała się jeszcze Ava. - Jeżeli jego stan pozwoli to jutro będziemy chcieli przenieść mojego brata do posiadłości, gdzie równie troskliwie zajmą się nimi nasi rodowi lekarze. Proszę się więc spodziewać rychłego zaproszenia w nasze progi.
- To byłby dla mnie zaszczyt, milady. - odparł jeszcze zgięty lekko w pokłonie Python, prostując się po dokończeniu zdania. - Jeżeli jest coś jeszcze, co mogę uczynić...
- Jeżeli zgłosiłaby się policja to proszę raczej nie wdawać się z nimi w szczegóły. Moja rodzina woli takie sprawy załatwiać sama, własnymi siłami.
- Rozumiem, milady. Cała sprawa pozostanie pod płaszczem dyskrecji.
- Dziękuję. - Ava skinęła głową. - W takim razie nie zatrzymuję dłużej i już w imieniu mojego brata jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Python uśmiechnął się tylko bez wyrazu, wycofał dwa kroki, obrócił i ruszył ku wyjściu ze szpitala. Interesował go dalszy rozwój tej sytuacji i pewna rosnąca paranoja. Na tę chwilę jednak wobec znużenia pozwolił sobie oddalić od siebie to, co może przekazać Cornelius czy czego mógł się dowiedzieć Antonius w sprawie Kehllera. Skierował się prosto ku limuzynie i potem prostu ku rezydencji.
 
-2- jest offline