Elitarystyczny Nowotwór | Koniec zaśnieżonych wertepów był dla elfki zbawieniem. Pełna nowych sił i nadziei przemierzała nizinne tereny, starając się zapomnieć o traumie przedzierania się przez góry zimową porą. Pogoda się poprawiła, oddychanie nie sprawiało już problemów i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie niespodzianka..jakże Nemeyeth nienawidziła niespodzianek. Wychylając się zza róg chaty oniemiała. Stało przed nią drzewo. Wielkie, stare i liściaste..wszystko w porządku niby, gdyby nie to, że miało oczy i gapiło się z uprzejmym zainteresowaniem wprost na nią. Nie miała pojęcia czy uciekać, chwytać za miecz czy po prostu poczekać i mieć nadzieję, że stwór pójdzie sobie w cholerę. Druga kwestia - jak na wszystkich bogów rozmawia się z drzewem? Ma zaszumieć? Przecież nie ma liści…
Profilaktycznie kiwnęła istocie głową, cofając się dwa kroki do tyłu i czekała w napięciu na dalszy rozwój wydarzeń.
Drzewo spojrzało na nią powoli, z wolna, z głośnym trzaskiem kory przekrzywiło głowę, dość dziwnie ludzkim gestem. Powoli, równie skrzypiąco, jak osie stare wozu, który nie ruszał z miejsca od dekad, rozległ sie melodyjny, śpiewny acz głęboki głos: -Kim jesteś?
Elfka rozluźniła się odrobinę. Przerośnięty badyl nie zaatakował jej od razu, do tego najwidoczniej potrafił mówić. To trochę ułatwiało sprawę, ale tylko trochę.
- Zwą mnie Nemeyeth, czekam na kogoś. Krzywdy nikomu nie robię, chcę tylko odpocząć, dowiedzieć się co mam dowiedzieć i zniknę, nawet nie zauważysz - wzruszyła ramionami, siląc się na spokój - Nie zamierzam wchodzić ci w drogę, nie uczynię też nic niestosownego. Będę zatem zobowiązana, jeśli pozwolisz mi tu zostać kilka godzin.
- A więc...jesteś..elfką - odparło drzewo jeszcze wolniej niż wcześniej, jakby dopiero to dostrzegając - Zostań, zostań oczywiście..Z chęcią powitam kogoś z twej rasy na mych włościach - odparła istota, milknąc i wpatrując się w elfkę świdrująco.
- A ludzie? Co sądzisz o ludziach? Widzisz, jest ze mną jeden taki, ale niegroźny i bardzo miły - dodała szybko, nim stwór zdążył przypomnieć sobie jakieś dawne urazy, związane z ludzkim gatunkiem - Też ci problemów nie sprawi, nie trzeba go deptać czy miażdżyć. Przydaje się żywy, w jednym kawałku i nie płaski jak naleśnik. A no, i konia ma...
- Deptać i miażdżyć - zabrzmiał dudniący niczym stare krasnoludzkie dudy śmiech - Czemu miałbym go miażdżyć, zwykle uciekają, gdy mnie dostrzegą… a niech zostanie...póki będzie spokojny. A czegóż tu szukanie… pewnie żeście zbłądzili?
- A tak wolałam spytać i upewnić, że nie masz nic przeciwko naszej obecności - Nemeyeth uśmiechnęła się nerwowo - Kultura przede wszystkim, wiadomo jak jest. Coś by było nie tak i plask - uderzyła pięścią w otwartą dłoń - Mamy naleśnik zamiast elfa. A co tu robimy? Mamy spotkanie z kimś, kto przekazać ma coś ważnego i istotnego dla dalszych losów wyprawy, którą organizuje nasz pracodawca.
- Wyprawy? Wyprawy mówisz...a dokąd to sie wyprawiacie. Ku górom? Ku morzu? - zaciekawił się ent, ruszając powoli w stronę pobliskiego zagajnika krzaków.
- Ku górom...chyba. Krasnoludzkie twierdze raczej na plaży się nie znajdują - burknęła, nie spuszczając oka z chodzącego drzewa.
- Z jedna czy dwie, z tegom co pamiętam są nad plażami…. ale czy dalej stoją? Czy może nie zmieniło brzegów…? Nie wiem. Ale elfka dla brodaczy pracująca, do spółki z człowiekiem? Dziwne to, dziwne… a czegóż szukanie w krasnoludzkich murach?
- A gadające drzewa są niby normalne? - wypaliła, nim zdążyła ugryźć się w język. Odchrząknęła i kontynuowała uprzejmiej. Może badyl nie dosłyszał co powiedziała? - Zobowiązaliśmy się pomóc jednemu niskiemu jegomościowi, że w odbiciu jego domu z rąk wszelkiego paskudztwa, jak się tam zagnieździło. Trzeba sobie pomagać…
O sowitej zapłacie w razie sukcesu nie wspomniała, stwór i tak by nie zrozumiał.
Drzewiec spoglądał na nią jakby zamyślony przez długą, długą chwilę: - Normalne? Normalne… są od kiedy pamiętam i odkąd góry wyrzeźbiły sie na tym świecie... - odparł w końcu - A komóż więc służycie?
- Służycie od razu...pomagamy jeno - wymamrotała, zaczynając kopać piętą w piasku - Z wcześniej wspomnianej dobroci serca i tak dalej i tak dalej. Nasz pracodawca zwie się Krainghorst. Rodrig Eservaun Krainghorst, ale mogłam coś pomieszać. Długie to imię, dużo głosek do poprzestawiania. Sens jednak jest gdzieś właśnie w tym kierunku. Teraz ja zadam pytanie, bo czuje się jak pod gradobiciem jakimś - uniosła głowę, wzrokiem szukając twarzy badyla - Co cię to, że się tak wyrażę, interesuje? Nuda doskwiera w lesie, co? Reszta drzew pewnie nie jest taka gadatliwa. Szumią sobie jedynie i rozprawiają o zrzucanie liści na zimę
- Rozmawiam...z driadami, z elfami i innymi istotami. Lecz ciekaw byłem cóż robisz na tym cmentarzysku, ot co - odparł drzewiec poważniejąc - A pytam bo chcę i mogę, ot co, to mój dom
- Czyli się nudzi - skwitowała, parskając cicho - Masz jeszcze jakieś pytania, czegoś ode mnie chcesz? Może wytyczne masz gdzie możemy chodzić, a które tereny omijać szerokim łukiem?
- At, nieee, nieee, chodźcie sobie jeno drzew nie krzywdźcie…- parsknął (?) ent, po czym zamyślił się czy zastał jakby w miejscu wpatrując się w dal.
Elfka oparła się o ścianę domu, ręce skrzyżowała na piersi i czekała uprzejmie w ciszy, dając badylowi czas na zebranie myśli. Kto wie, czy głowy przeżartej kornikami nie miał, myślenie więc mogło mu zająć trochę czasu. Na szczęście była cierpliwa i nigdzie się jej nie spieszyło.
Ent zaś stał w miejscu, bez ruchu a czas płynął i płynął...
Odczekała kwadrans, korzystając w pełni z przywileju słodkiego nieróbstwa. Usiadła pod ścianą, rozprostowała nogi, a z kieszeni wyciągnęła kawałek suszonej wołowiny, jeden z ostatnich w ich zapasach. Żując powoli przypatrywała się dyskretnie dziwnej istocie. Coś tam kiedyś brat jej opowiadał o legendach żyjących na kontynencie, ale co innego o tym słyszeć, a co innego zobaczyć na własne oczy.
- Jeszcze jedna sprawa - powiedziała spokojnie między jednym kęsem, a drugim - Ma tu pojawić się jutro ktoś z informacjami dla naszego pracodawcy. Wiesz, tego khazada o skomplikowanym imieniu. Nie rób mu krzywdy, dobrze? Albo chociaż poczekaj aż przekaże co ma przekazać.
- Hmmhmhmmmhm, hmm - ent zachrząkał i spojrzał na nią uważnie -Hmm, tak, nie zrobię po czym, jeśli elfka się nie przesłyszała albo omamy słuchowe jej nie dopadły, zachichotał.
- Co ci tak wesoło? Jakaś wiewiórka cię połaskotała? - odburknęła kończąc posiłek. Otrzepała przód kolczugi z wszelkiego śmiecia, które w swej złośliwości zaplątało się między stalowe kółka - Druga rzecz: będziesz tak stał i się gapił? Przecież powiedziałam, że nic głupiego nie zrobimy, nie trzeba nas pilnować jak niesfornych szczeniąt.
Ent jednak pozostał bez ruchu, jeno wciąż cicho chichocząc.
- Świetnie, kopane drzewo z poczuciem humoru mi się trafiło - westchnęła, podnosząc się ciężko z ziemi. Skoro badyl miał w planach jedynie skrzypienie jej nad głową, postanowiła nie przejmować się jego obecnością i powrócić do przygotowywania miejsca na nocleg. Kręciła się pomiędzy ruinami, zbierając suche gałęzie i znosząc je na kupkę. Przy prowizorycznym ognisku rozłożyła koce, resztę sprzętu zostawiła w zasięgu rąk i czekała.
- Robertowi się to nie spodoba, oj nie - wymamrotała, siadając na posłaniu.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Ostatnio edytowane przez Zombianna : 28-11-2013 o 17:37.
|