Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2013, 17:34   #118
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Koniec zaśnieżonych wertepów był dla elfki zbawieniem. Pełna nowych sił i nadziei przemierzała nizinne tereny, starając się zapomnieć o traumie przedzierania się przez góry zimową porą. Pogoda się poprawiła, oddychanie nie sprawiało już problemów i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie niespodzianka..jakże Nemeyeth nienawidziła niespodzianek. Wychylając się zza róg chaty oniemiała. Stało przed nią drzewo. Wielkie, stare i liściaste..wszystko w porządku niby, gdyby nie to, że miało oczy i gapiło się z uprzejmym zainteresowaniem wprost na nią. Nie miała pojęcia czy uciekać, chwytać za miecz czy po prostu poczekać i mieć nadzieję, że stwór pójdzie sobie w cholerę. Druga kwestia - jak na wszystkich bogów rozmawia się z drzewem? Ma zaszumieć? Przecież nie ma liści…
Profilaktycznie kiwnęła istocie głową, cofając się dwa kroki do tyłu i czekała w napięciu na dalszy rozwój wydarzeń.

Drzewo spojrzało na nią powoli, z wolna, z głośnym trzaskiem kory przekrzywiło głowę, dość dziwnie ludzkim gestem. Powoli, równie skrzypiąco, jak osie stare wozu, który nie ruszał z miejsca od dekad, rozległ sie melodyjny, śpiewny acz głęboki głos: -Kim jesteś?

Elfka rozluźniła się odrobinę. Przerośnięty badyl nie zaatakował jej od razu, do tego najwidoczniej potrafił mówić. To trochę ułatwiało sprawę, ale tylko trochę.
- Zwą mnie Nemeyeth, czekam na kogoś. Krzywdy nikomu nie robię, chcę tylko odpocząć, dowiedzieć się co mam dowiedzieć i zniknę, nawet nie zauważysz - wzruszyła ramionami, siląc się na spokój - Nie zamierzam wchodzić ci w drogę, nie uczynię też nic niestosownego. Będę zatem zobowiązana, jeśli pozwolisz mi tu zostać kilka godzin.

- A więc...jesteś..elfką - odparło drzewo jeszcze wolniej niż wcześniej, jakby dopiero to dostrzegając - Zostań, zostań oczywiście..Z chęcią powitam kogoś z twej rasy na mych włościach - odparła istota, milknąc i wpatrując się w elfkę świdrująco.

- A ludzie? Co sądzisz o ludziach? Widzisz, jest ze mną jeden taki, ale niegroźny i bardzo miły - dodała szybko, nim stwór zdążył przypomnieć sobie jakieś dawne urazy, związane z ludzkim gatunkiem - Też ci problemów nie sprawi, nie trzeba go deptać czy miażdżyć. Przydaje się żywy, w jednym kawałku i nie płaski jak naleśnik. A no, i konia ma...

- Deptać i miażdżyć - zabrzmiał dudniący niczym stare krasnoludzkie dudy śmiech - Czemu miałbym go miażdżyć, zwykle uciekają, gdy mnie dostrzegą… a niech zostanie...póki będzie spokojny. A czegóż tu szukanie… pewnie żeście zbłądzili?

- A tak wolałam spytać i upewnić, że nie masz nic przeciwko naszej obecności - Nemeyeth uśmiechnęła się nerwowo - Kultura przede wszystkim, wiadomo jak jest. Coś by było nie tak i plask - uderzyła pięścią w otwartą dłoń - Mamy naleśnik zamiast elfa. A co tu robimy? Mamy spotkanie z kimś, kto przekazać ma coś ważnego i istotnego dla dalszych losów wyprawy, którą organizuje nasz pracodawca.

- Wyprawy? Wyprawy mówisz...a dokąd to sie wyprawiacie. Ku górom? Ku morzu? - zaciekawił się ent, ruszając powoli w stronę pobliskiego zagajnika krzaków.

- Ku górom...chyba. Krasnoludzkie twierdze raczej na plaży się nie znajdują - burknęła, nie spuszczając oka z chodzącego drzewa.

- Z jedna czy dwie, z tegom co pamiętam są nad plażami…. ale czy dalej stoją? Czy może nie zmieniło brzegów…? Nie wiem. Ale elfka dla brodaczy pracująca, do spółki z człowiekiem? Dziwne to, dziwne… a czegóż szukanie w krasnoludzkich murach?

- A gadające drzewa są niby normalne? - wypaliła, nim zdążyła ugryźć się w język. Odchrząknęła i kontynuowała uprzejmiej. Może badyl nie dosłyszał co powiedziała? - Zobowiązaliśmy się pomóc jednemu niskiemu jegomościowi, że w odbiciu jego domu z rąk wszelkiego paskudztwa, jak się tam zagnieździło. Trzeba sobie pomagać…
O sowitej zapłacie w razie sukcesu nie wspomniała, stwór i tak by nie zrozumiał.

Drzewiec spoglądał na nią jakby zamyślony przez długą, długą chwilę: - Normalne? Normalne… są od kiedy pamiętam i odkąd góry wyrzeźbiły sie na tym świecie... - odparł w końcu - A komóż więc służycie?

- Służycie od razu...pomagamy jeno - wymamrotała, zaczynając kopać piętą w piasku - Z wcześniej wspomnianej dobroci serca i tak dalej i tak dalej. Nasz pracodawca zwie się Krainghorst. Rodrig Eservaun Krainghorst, ale mogłam coś pomieszać. Długie to imię, dużo głosek do poprzestawiania. Sens jednak jest gdzieś właśnie w tym kierunku. Teraz ja zadam pytanie, bo czuje się jak pod gradobiciem jakimś - uniosła głowę, wzrokiem szukając twarzy badyla - Co cię to, że się tak wyrażę, interesuje? Nuda doskwiera w lesie, co? Reszta drzew pewnie nie jest taka gadatliwa. Szumią sobie jedynie i rozprawiają o zrzucanie liści na zimę

- Rozmawiam...z driadami, z elfami i innymi istotami. Lecz ciekaw byłem cóż robisz na tym cmentarzysku, ot co - odparł drzewiec poważniejąc - A pytam bo chcę i mogę, ot co, to mój dom

- Czyli się nudzi - skwitowała, parskając cicho - Masz jeszcze jakieś pytania, czegoś ode mnie chcesz? Może wytyczne masz gdzie możemy chodzić, a które tereny omijać szerokim łukiem?

- At, nieee, nieee, chodźcie sobie jeno drzew nie krzywdźcie…- parsknął (?) ent, po czym zamyślił się czy zastał jakby w miejscu wpatrując się w dal.

Elfka oparła się o ścianę domu, ręce skrzyżowała na piersi i czekała uprzejmie w ciszy, dając badylowi czas na zebranie myśli. Kto wie, czy głowy przeżartej kornikami nie miał, myślenie więc mogło mu zająć trochę czasu. Na szczęście była cierpliwa i nigdzie się jej nie spieszyło.
Ent zaś stał w miejscu, bez ruchu a czas płynął i płynął...
Odczekała kwadrans, korzystając w pełni z przywileju słodkiego nieróbstwa. Usiadła pod ścianą, rozprostowała nogi, a z kieszeni wyciągnęła kawałek suszonej wołowiny, jeden z ostatnich w ich zapasach. Żując powoli przypatrywała się dyskretnie dziwnej istocie. Coś tam kiedyś brat jej opowiadał o legendach żyjących na kontynencie, ale co innego o tym słyszeć, a co innego zobaczyć na własne oczy.
- Jeszcze jedna sprawa - powiedziała spokojnie między jednym kęsem, a drugim - Ma tu pojawić się jutro ktoś z informacjami dla naszego pracodawcy. Wiesz, tego khazada o skomplikowanym imieniu. Nie rób mu krzywdy, dobrze? Albo chociaż poczekaj aż przekaże co ma przekazać.

- Hmmhmhmmmhm, hmm - ent zachrząkał i spojrzał na nią uważnie -Hmm, tak, nie zrobię po czym, jeśli elfka się nie przesłyszała albo omamy słuchowe jej nie dopadły, zachichotał.

- Co ci tak wesoło? Jakaś wiewiórka cię połaskotała? - odburknęła kończąc posiłek. Otrzepała przód kolczugi z wszelkiego śmiecia, które w swej złośliwości zaplątało się między stalowe kółka - Druga rzecz: będziesz tak stał i się gapił? Przecież powiedziałam, że nic głupiego nie zrobimy, nie trzeba nas pilnować jak niesfornych szczeniąt.
Ent jednak pozostał bez ruchu, jeno wciąż cicho chichocząc.
- Świetnie, kopane drzewo z poczuciem humoru mi się trafiło - westchnęła, podnosząc się ciężko z ziemi. Skoro badyl miał w planach jedynie skrzypienie jej nad głową, postanowiła nie przejmować się jego obecnością i powrócić do przygotowywania miejsca na nocleg. Kręciła się pomiędzy ruinami, zbierając suche gałęzie i znosząc je na kupkę. Przy prowizorycznym ognisku rozłożyła koce, resztę sprzętu zostawiła w zasięgu rąk i czekała.
- Robertowi się to nie spodoba, oj nie - wymamrotała, siadając na posłaniu.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 28-11-2013 o 17:37.
Zombianna jest offline