Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2013, 18:16   #119
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Z chęcią posłuchałaby jeszcze chwilę nierealnie brzmiących plotek, lecz w porę spostrzegła, że kompanii znikli jej z zasięgu wzroku. Rozpaczliwie rozglądając się ruszyła więc w kierunku, w którym zmierzali nim się odłączyła. Na szczęście po krótkiej chwili zauważyła Nastaszę, której dumna sylwetka wyróżniała się na tle niesfornego tłumu. Przeciskając się między podekscytowanymi ludźmi dotarła do współtowarzyszy, gdy ci dochodzili już do strzeżonego wejścia. Dzięki Victorowi udało sie im przedostać na boczny dziedziniec. Cóż kapłani i strażnicy nie wyglądali na zadowolonych rozwojem wydarzeń.
- Co sądzicie o tych plotkach?
- Nic sensownego nie wyłania się z nich - odparł chłodno Victor. - Nic nie wiem, ja żadnego objawienia nie dostałem. - dodał po chwili. Miał coś jeszcze rzec, ale przerwał mu kapłan.
-Nie wiem jak ale macie zaprowadzić spokój, jasne? Nie zamierzam wpuszczać przepychającej się hordy do świątyni, jasne?- rzucił ni stąd ni z owąd.
Gdyby Victor nie był Victorem… I gdyby Victor nie był akolitą, zobowiązanym do słuchania przełożonych i starszych w wtajemniczeniu świątynnym… to pewni by krótko, zwięźle i z pewnośćią wulgarnie zripostował. Jednak Victor był Victorem… I Victor był akolitą obowiązanym do słuchania przełożonych i starszych w wtajemniczeniu świątynnym, w związku z tym rzekł króko i spokojnie…
- A cóż się tu stało, że tak gnają. Musimy wiedzieć to, by wiedzieć jak ich uspokoić… - ze złożonym rękoma, zwrócił się do kapłana.
Nieuprzejme słowa kapłana w końcu wyprowadziły dziewczynę z równowagi. Już po wydarzeniach poranka była zdenerwowana, a teraz miała słuchać jeszcze opryskliwych poleceń... Owszem ciekawił ją tłum zgromadzony przed świątynią, ale nie czuła się odpowiedzialna za sprawy obcej religii. Jej spokojny charakter jednak nie pozwalał na okazanie gniewu i agresywny wybuch. Nie zamierzała także iść w ślady Victora. Tłumiąc emocje odwróciła się i ruszyła bez słowa z powrotem. Musiała stąd wyjść i się uspokoić. Najlepiej jak najdalej... Zostawić za sobą ten miejski chaos...
- Co się stać miało. Nic się nie stało i to jest cały problem. Absolutnie nic, ale jakoś się to ludziom wyjaśnić nie udaje odparł kapłan głośno, rozgladając się po zebranych. Widac było że był wyraźnie zmęczony. -Więc macie ich jakos uspokoić, nie chcę tu zamieszek
- Ojcze, a straż świątynna? - rzekł niepewnie Victor.
Jego rozmówca, można by go nazwać, nie uspokoajał się wciąż, a coraz bardziej nakręcał, rzec by można. Teraz już właściwie krzyczał: -Przespałeś cały tydzien czy co? Przecież wiesz żę straż posłaliśmy za złodziejem. Wiec o czym ty gadasz do cholery. Ma tu w końcu byc spokój. Spokój
- Ojcze, ale cóż ja im zrobić mogę - spytał zmieszany., rozejrzał się dookołoa, po czym spuścił wstydliwie wzrok.
Słyszana jeszcze wymiana zdań coraz bardziej utwierdzała Miriahię w postanowieniu jak najszybszego opuszczenia świątyni. Słowa kapłana brzmiały surrealistycznie. Wydawało się wręcz niemożliwe, by aż tak mogli niepanować nad tym co się dzieje. Rozumiała oczywiście, że tłum był liczny i kierowanie nim mogło nie przebiegać bezproblematycznie, ale nie tłumaczylo to tego bałaganu! Nie rozumiała dlaczego Victor (i Nastasza - bo teoretycznie jest wciaż z nami) nie sprzeciwiają się temu nawiedzonemu kapłanowi
Wtedy kapłan umilkł, zapatrzył się w dal..po czym upadł na ziemię.
Bez chwili zawachania Wictor uklękł przy nim, próbując sprawdzić co się z nim dzieje.
- Ojcze… Ojcze… Ojcze… Coż ci!? - krzyczał, próbując doprowadzić, by kapłan się ocknąl.
Ten, jak mógł ocenić Wiktor - najwyraźniej zemdlał lub zasłabł. Powoli odzyskiwał swiadomość, otocozny tłumem innych zebranych. Po chwili ktos przyniósł wodę.
Victor podał wodę kapłanowi, uważnie obserwując jego stan
- Napij się ojcze. To pomoże. Cóż stało się? Chory ojciec jest?- zadał serię pytań.
Widząc co się dzieje Miriahia podbiegła do leżącego kapłana. Mógł irytować ją jego sposób mówienie, mógły nie interesować jej sprawy tej świątyni, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż była akolitką. Nie potrafiła tak po prostu odejść, skoro ten człowiek potrzebował pomocy.Słysząc serię skierowanych do kapłana pytań, postanowiła nie zadawać na razie kolejnych, a raczej poczekać na jego odpowiedzi.
- Zmęczenie.,....tylko zmęczenie wyszeptał ten cicho, na skraju przytomności.
- Nie powinien się kapłan tak przemęczać - dziewczyna odpowiedziała cicho, jednocześnie próbując ocenić czy zły stan kapłana rzeczywiście wynika jedynie z jego przemeczenia. - Wielką nadzieję pokładają w ojcu ci ludzie.
- Będzie dobrze./..dobrze będzie… tak tak, uspokójcie ich jakoś… powiedział cicho.
Miriahia bezradnie spojrzała na Victora. W jaki sposób mieli zapanować nad tym tłumem? Nie mieli przecież nawet pojęcia jaka była przyczyna tego zamieszania.
Wiktor upewniwszy się, że wszystko z kapłanem w porządku, wydostał się ze świątyni. Znalazł miejsce, w którym byłby widziany przez zbiegowisko, ale też takie gdzie mógłby się gdzieś schować przed potencjalnie, tratującym tłumem. Na przykład przy jakimś budynku i krzyknął, wskazując przed siebie ręką.
- Ludzie!... Ludzie!... Ludzie, teraz tam! Tam! Tam cud! Znowu! Teraz tam! Właśnie stamtąd biegnę! Tam, za zakrętem! Pędęm! - spróbował przekonać tłum, że jakiś cud ujawił się w innym miejscu. Może ciekawością, efektem plotki, czy domina, wieść się rozniesie i zmniejszy zainteresowanie świątynią.
I o dziwo go posłuchali. I do tego natychmiastowo! Musieli rzeczywiście w to wierzyć, musieli rzeczywiście tego pragnąć. A może też coś w tym było… Może rzeczywiście jakiś cud się objawił… No nicc, Wiktor nawet nie miał chwili by się nad tym zastanowić, gdyż ledwo co uskoczył przed opętanym tłumem. Dobrze, że znalazł wcześniej odpowiednie miejsce...
 
AJT jest offline