Wątek: [Wh40k] Veritas
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2013, 20:42   #9
Lavolten
 
Lavolten's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavolten nie jest za bardzo znanyLavolten nie jest za bardzo znanyLavolten nie jest za bardzo znanyLavolten nie jest za bardzo znany
Antonius Avaretto

Decyzja nie była trudna. Nic nie osiągnie siedząc bezczynnie w rezydencji. Włożył płaszcz już żałując, że musi znów opuszczać ciepłe wnętrze, ale niestety nie miał innego wyboru. Wychodząc z budynku zastanawiał się nad osobą owego Siegharda. Mężczyzna ten musiał aktywnie działać w podziemnym świecie Crei i być dobrze poinformowanym skoro tak szybko dowiedział się, że jest poszukiwany. Z drugiej strony ciekawiła też tak szybka jego odpowiedź i spotkanie wyznaczone na zaledwie godzinę później. To mogło znaczyć, że mężczyzna rozpaczliwie poszukuje pieniędzy, co dobrze wróżyłoby przyszłym rokowaniom, choć równie dobrze mógł też mieć inne powody. Antoniusowi nie podobało się tylko, że na spotkanie z nieznajomym musi iść całkiem sam, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach które dobitnie wskazywały, że przemieszczanie się po tej planecie w pojedynkę nie jest najlepszym pomysłem. No ale cóż, nie było czasu do stracenia a on nie był w końcu jakimś bezbronnym szlachcicem, zresztą kontakt był znany rodzinie Ceylau'Moris co samo w sobie wskazywało na to, że w jakimś stopniu można mu zaufać. Szampierz postanowił więcej się nad tym nie zastanawiać, wszystko okaże się na miejscu. Nie zwalniając parł przez wciąż padający śnieg w stronę wyznaczonego miejsca spotkania.
Antonius szedł coraz niżej, kierując się do Dolnego Ula, gdzie Sieghard wznaczył miejsce, w którym chciał się spotkać. Ze szlacheckich dzielnic Górnego Ula wchodził coraz głębiej w stronę jego niższych partii, gdzie o warunkach, w jakich żył Python można było tylko pomarzyć lub snuć bajki. Jedyne co się nie zmieniało to zimno, które nie opuszczało nawet najbiedniejszych Crei, a szczególnie im dając się we znaki, jako że nie mieli oni tak dobrych warunków grzewczych. Mimo wszystko jakoś sobie radzili, a to oznaczało, że ludność Crei jest twarda, zaprawiona przez klimat swojej matczynej planety.
Szampierz mijał coraz biedniejsze rejony, przeciskając się przez tłumy ich mieszkańców śpieszące niewiadomo gdzie i po co, żyjące w swoim własnym rytmie, tak bardzo różniącym się od rytmu arystokratów jakim był Python. Dwa, a nawet trzy licząc Średni Ul, światy na jednej planecie… o ile nie było ich jeszcze więcej.
W końcu bieda biedzie nierówna.
Skręcił on w boczne uliczki, gdzie było mniej ludzi i skierował w stronę miejsca spotkania. W końcu stanął przed jednym z kompleksów mieszkalnych, który widział już lepsze dni. Mieszkający w nim ludzie nie mieli jednak innego wyboru, jak dostosować się do warunków i przystosować, jak do wszystkiego, co rzucił na nich los. Nie każdy miał tyle szczęścia, aby żyć w wyższych partiach, czy przynajmniej w średnich.
Mężczyzna wszedł do środka, po czym ruszył do windy. Udał się nią na dwudzieste czwarte piętro, aż do wyjścia do mieszkania o numerze dwieście szesnaście. Zapukał, odczekał chwilę. Przez kilkanaście uderzeń serca nic się nie działo, aby w końcu usłyszał otwieranie zasuwy i w drzwiach stanął czarnowłosy mężczyzna, którego twarz szpeciło spore poparzenie. Przyjrzał się Antoniusowi i mruknął:
- Twój interes?
Antonius zrewanżował się równie badawczym spojrzeniem. Mężczyzna stojący na przeciw niego nie wyglądał zbyt zachęcająco, ale szampierz już dawno nauczył się by nie oceniać ludzi tylko po wyglądzie.
- To Ty jesteś Sieghard Kehller? Przychodzę w sprawie rodu Ceylau’Moris.
Mężczyzna uśmiechnął się, a przynajmniej tak można było nazwać ten grymas.
- Nie, ale wejdź. Kehller jest w środku - odparł i przepuścił gościa.
Antonius znalazł się w niewielkim pomieszczeniu na pewno kiedyś służącym za pokój dzienny, teraz jednak bardziej za skład poniszczonych mebli. Wydawało się, że nikt tutaj od pewnego czasu na stałe nie mieszka. Pomieszczenie oświetlone było dwoma bladymi światłami niskich lamp, w tym jednej ustawionej na jego środku. W świetle tej zobaczył siedzącego na rozpadającej się kanapie, ciemnowłosego mężczyznę przyglądającego się uważnie nowoprzybyłemu. U pasa uczepiona była kabura z bronią, zapewne pistoletem laserowym, a jego tors okrywała kamizelka, najpewniej kuloodporna i chroniąca trochę przed laserem.
- Chciałeś mnie widzieć - odezwał się mężczyzna.
Antonius nie dziwił się, że Kehller jest uzbrojony, zresztą pewnie jego pomocnik również posiadał jakąś broń. Niby nie było powodów do niepokoju gdyż pojawił się tu w interesach, ale przyzwyczajenia i nawyki do dokładnej obserwacji otoczenia i ciągłej czujności nigdy nie dawały o sobie zapomnieć.
- Tak. Ponoć jesteś w stanie załatwić wiele rzeczy. Słyszałem, że współpracowałeś już kiedyś z rodem mojego pracodawcy, więc pewnie wiesz, że jesteśmy w stanie zapłacić wiele za dobrze wykonaną pracę. - Przerwał i wpatrywał się w mężczyznę siedzącego na kanapie, jakby zastanawiając się nad dalszą częścią wypowiedzi. - Potrzebujemy byś załatwił nam spotkanie ze śledczymi prowadzącymi tu na Crei raczej dość tajną sprawę. Ponoć masz kontakty wśród Arbites. Jesteś w stanie to zrobić? Oczywiście odpowiednio Cię wynagrodzimy.
Kehller milczał przez chwilę.
- Jaka to sprawa i czemu was interesuje?
Szampierz najchętniej nie zdradzałby nowo poznanemu człowiekowi informacji na temat interesującej ich sprawy, ale był świadom tego, że bez podstawowych informacji na ten temat Kehller nie będzie mógł zaaranżować interesującego ich spotkania.
- Chodzi o dość głośną ostatnimi czasy sprawę morderstw wśród wysoko postawionych ludzi na Crei. Mój pracodawca życzy sobie w związku z tym spotkać się z ludźmi prowadzącymi to śledztwo. Dokładnego celu chyba nie muszę Ci wyjawiać. Zawsze sądziłem, że łączników i informatorów bardziej interesują pieniądze, a nie cel w którym ich klienci chcą zrobić coś czego od nich żądają.
- Ależ sądzę, że powinniśmy więcej sobie mówić, prawda Berne?
Szczęk broni za Antoniusem zaalarmował szampierza.
Avaretto spodziewał się, że rozmowa może potoczyć się w takim kierunku. Nie bał się śmierci, ale głupio byłoby umrzeć w takiej sytuacji. Nie odwracając się powiedział więc do Kehllera.
- Jeżeli mnie zabijesz to nici z zapłaty, a także informacji dlaczego interesujemy się tą sprawą. Ponadto mój pracodawca wie, że udałem się w sprawie właśnie do Ciebie i raczej nie puści Ci czegoś takiego płazem, choć tym być może się nie przejmujesz. W każdym razie jeśli chcesz usłyszeć coś więcej o naszym celu w tej sprawie to musisz sam najpierw wyjawić jaki jest twój cel w dowiedzeniu się tego. Przypuszczam, że gdybyś był po stronie osób które są naszymi przeciwnikami to już leżałbym tutaj martwy, ale tak nie jest, próbujesz wyciągnąć ze mnie informacje. Więc jeżeli zechcesz podzielić się ze mną i mym pracodawcą swoimi zamiarami to i my być może wyjawimy Ci nasze i może nawiąże się między nami współpraca. A, że interesujesz się tą sprawą to widać od razu, bo raczej informator który nie chce stracić renomy nie celuje z pistoletu do każdego swojego klienta. - Wygłosił trochę przydługą przemowę, mając nadzieję, że mężczyzna jednak zgodzi się na pokojowe rozwiązanie. Ostatecznie mógł jeszcze spróbować w chwili śmierci zabrać ze sobą mężczyznę siedzącego na kanapie. Ufał swojemu refleksowi i miał nadzieję, że nim człowiek za nim wystrzeli zdążyłby jeszcze szybkim ruchem wyciągając miecz skierować go w nie osłoniętą szyję Kehllera.
Kehller zaśmiał się.
- Widzisz, nie jesteś tutaj stroną, która może stawiać warunki, a o moje finanse się nie martw. Są regularnie zaspokajane przez odpowiednie osoby - odparł i wstał z kanapy. - Widzę, że się nie dogadamy, a szkoda. - ruszył w stronę drzwi obchodząc Antoniusa szerokim łukiem. - Mogła być taka dobra współpraca.
Antonius zobaczył za kanapą, na której wcześniej siedział Kehller wiszący kawałek lustra, który dawał mu dobrą wizję na celującego w niego poparzonego mężczyznę i opuszczającego pokój informatora.
Więc jednak nie udało się nawiązać współpracy z tym informatorem. Antonius nie zamierzał jednak poddać się tak łatwo. Choć równie dobrze mężczyźni mogli po prostu chcieć opuścić pomieszczenie zostawiając go tam samego, to nie mógł ryzykować i czekać, zwłaszcza, że jeden z nich wciąż w niego celował. Teraz obaj mężczyźni znajdowali się z jednej strony co dawało mu jakieś szanse. Szampierz poczekał aż odbicie Kehllera w lustrze znajdzie się przy drzwiach i wtedy kilka rzeczy wydarzyło się bardzo szybko. Antonius jednym błyskawicznym ruchem odpiął płaszcz i rzucił go w stronę uzbrojonego mężczyzny tak by ten choć na chwilę zakrył mu widok, a jednocześnie sam skoczył za resztki kanapy i wyciągnął pistolety starając się jak najszybciej oddać celny strzał w stronę mężczyzny z bronią. Więcej nie mógł zrobić, jego los spoczywał w rękach Imperatora.
Sytuacja złapała obu mężczyzn z zaskoczenia. Ten z bronią strzelił na oślep, widząc lecący ku sobie płaszcz, przepalając laserem w nim dziurę, ale omijając szczęśliwie Antoniusa. Kehller odwrócił się słysząc zamieszanie i również wyciągnął broń, ale wyraźnie się zawahał. Do niedawna bezbronny Antonius teraz zaczął stanowić realne zagrożenie, znajdując się za zasłoną kanapy, kiedy oni stali na środku pomieszczenia. Poparzony mężczyzna ze złością zerwał z siebie płaszcz szampierza i ponownie wycelował, najwyraźniej mając mniej oporów, niż jego kompan. Kolejny strzał przebił stary i ukroszony materiał kanapy. Tym razem Imperator nie był tak łaskawy dla Antoniusa… a może właśnie był? Strzał trafił w cel, jednak jedynie powierzchownie zawadzając o prawe ramię mężczyzny.
Sytuacja ponownie nie wyglądała zbyt ciekawie. Dostał w ramie, na szczęście dość płytko. Bolało jak cholera, ale nie takie rany już przeżył. Większym problemem było to, że w pomieszczeniu wciąż znajdowało się dwóch uzbrojonych przeciwników którzy najwyraźniej nie kwapili się by zrezygnować z ubicia go, przynajmniej po ryku poparzonego domyślił się, że ten nie ma zamiaru poprzestać na trafieniu Antoniusa w ramię. Szampierz rzucił szybkie spojrzenie na wiszące na ścianie lustro i spostrzegł w nim, że pomocnik Kehllera stoi centralnie na środku pomieszczenia, dokładnie pod znajdującym się nad nim, stylizowanym na średniowieczny metalowym świeczniku który tak na prawdę był po prostu zwykłą niedziałającą lampą, ale z pewnością ważącą swoje i wiszącą na dość cienkim łańcuchu. Poczuł się jak postać jednej z kreskówek które widział kiedyś wyświetlane na jakimś antycznym urządzeniu na swojej rodzinnej planecie, gdy jeszcze był mały. Sytuacja wydawała się komiczna, ale w tej chwili uznał to za swoją jedyną szansę. Gdyby się wychylił by strzelić do poparzeńca z pewnością tamten zdołałby wystrzelić pierwszy, teraz już rozwścieczony i przygotowany na opór. Antonius zdecydował się zadziałać błyskawicznie, wycelował w łańcuch który widział z za kanapy i wystrzelił. Za chwilę miało się okazać czy dziwny gust poprzednich właścicieli tego mieszkania miał mu uratować skórę.
Szczęk metalu zwiastował niedaleką katastrofę dla poparzonego. Ciężka lampa opadła całym swoim ciężarem na podłogę przygniatając nim przeciwnika Antoniusa. Szampierz nie wiedział czy naprawdę, czy to tylko jego wyobraźnia, ale prócz strasznego huku metalu i rozpadającej się posadzki usłyszał także odgłos łamiących się kości wraz z towarzyszącym mu paskudnie mokrym odgłosem. Kehller spojrzał całkowicie zaskoczony sytuacją, ale najwyraźniej nie miał zamiaru pozostać tu dłużej. Strzelił jeszcze raz na oślep, nie trafiając Antoniusa, po czym rzucił się w bok, w korytarz.
Przez jakąś sekundę Antonius siedział zdziwiony tym, że jego plan zadziałał, po czym przypomniał sobie o uciekającym Kehllerze wstał więc i rzucił się w kierunku drzwi które tamten zostawił otwarte. Zauważając po drodze, że poparzony mężczyzna nie ma raczej szans na podniesienie się z podłogi o ile w ogóle jeszcze żyje, postanowił udać się za uciekającym. Nie wybiegł jednak od razu na korytarz tylko wychylił się szybko delikatnie sprawdzając czy przypadkiem tamten nie zaczaił się po prostu w korytarzu i nie strzeli do niego gdy tylko wybiegnie z pomieszczenia.
- Dobra współpraca… - Stojąc przy drzwiach powiedział do siebie pod nosem. - Dobra współpraca nie jest wtedy gdy na powitanie ktoś celuje w Ciebie z pistoletu. - Stwierdził przypominając sobie słowa informatora po czym splunął na podłogę.
Nie zobaczył jednak Kehllera w korytarzu. Korytarz zakręcał na końcu w kierunku wind i schodów. Antonius usłyszał dźwięk ruszającej windy.
Szampierz zaprzestał pościgu. Nawet gdyby teraz udał się w stronę wind, to zakładając nawet, że druga była wolna miał małe szanse, że złapie jeszcze Kehllera który lepiej znał teren i z pewnością zaraz spróbuje wtopić się w tłum biedaków zamieszkujących te okolice. Poza tym Avaretto był ranny, co prawda nie była to poważna rana, ale nie chciał się przypadkiem wykrwawić i zamarznąć w jakimś lodowatym zaułku Crei w bezsensownym pościgu. Antonius wrócił do pokoju. Podniósł swój płaszcz i wyjął z jednej z jego kieszeni podręczny zestaw medyczny do opatrywania ran. Zaopatrzył się w niego po incydencie ze szlachcicem, samemu dokładnie nie wiedząc, czemu nie wziął go ze sobą poprzednio. Nie czekając dłużej opatrzył ranę na ramieniu. Gdy zakończył czynności medyczne podszedł do przygniecionego żelastwem poparzeńca. Sprawdził czy ten jeszcze żyje i przeszukał go mając nadzieję, że znajdzie coś co może się przydać.
Nie znalazł jednak dużo. Prócz broni, pistoletu laserowego, drobnej gotówki i skrętów Io, które były na Crei popularne ze względu na to, że dawały uczucie ciepła w organiźmie, mężczyzna nie miał nic więcej przy sobie. Pewne jednak było, że zginął na miejscu, jak tylko spadł na niego żyrandol, najprawdopodobniej łamiąc mu kark.
Antonius rozejrzał się jeszcze dokładniej po pomieszczeniu, nie mając jednak zbytnich nadziei na znalezienie czegoś przydatnego. Lekko zirytowany niepowodzeniem misji zabrał zwłokom jeden ze skrętów i odpalił go wychodząc z mieszkania. Skierował się w stronę wyjścia i postanowił udać się spowrotem do rezydencji Ceylau’Moris. Będzie musiał zapamiętać by w przyszłości najpierw dokładnie sprawdzać wszelkie kontakty jakie przekaże mu Python. Zazwyczaj wolał opierać się na swoich własnych, zaufanych kontaktach i z reguły lepiej na tym wychodził. Zdążając do rezydencji zastanawiał się jak przedstawić sprawę swojemu pracodawcy i do kogo jeszcze mogliby się zwrócić w poszukiwaniu pomocy odnośnie interesującej ich sprawy.
 
Lavolten jest offline