Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2013, 12:53   #141
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Doktorek miał moc uzdrawiania, która zadziwiała nawet żołnierz, który swoimi czasy miał do czynienia z wojskowymi urządzeniami leczniczo-regenerującymi. Trochę chemii, kilkanaście szwów i Ford mogła zbierać się z resztą na co by się wcześniej nie zapowiadało. Ortega zastanawiał się czy to jedynie zasługa doświadczonego lekarza czy też samego organizmu kobiety - wbrew pozorom nadal silnego jak koń pociągowy. Rick po otrzymaniu witamin czekał z ciekawością na zadziałanie na nim tutejszych pobudzaczy. Może to się opóźniało z powodu poważnego stadium choroby?

Gdy medyk poszedł po ich przewodnika Ortega przejrzał swój plecak. Po kieszeniach rozlokował nie mieszczące się w magazynku naboje, na dnie plecaka leżały stare rzeczy, a na wierzchu witaminy, żarcie i medpak. Zanim wyruszą mężczyzna skorzystał z zestawu higienicznego. Nie był może pedantem, ale w czystości choroba mogła rozwijać się wolniej. A może po prostu chciał się czymś zająć?

Przewodnik mający ich zaprowadzić do Irminy wyglądał z pyska jak kryminał do kwadratu. Bardzo krótkie odrosty ciemnych włosów, szare oczy lustrujące żywo otoczenie, liczne tatuaże i zadbany zarost. Znaki na ryju gościa oznaczały, że jest jednym z Ultramaxów dlatego Rick zdecydował się porzucić swoje przybrane imię i pochodzenie. W końcu Tremonna bez problemu wykrył by obcego podającego się za jednego ze swoich...

Gdy gość się przedstawiał głos miał pewny. Wiedział co, do kogo mówi i był pewien, że dotarcie z tą zgrają do A-0647 może nie być tak proste jak czmychnięcie samemu. Wiedział to doskonale. Miara jaką traktował każdego z nich nie była dla żołnierza łaskawa. Nie był już tak wypoczęty jak na początku, a i upchane do nosa tampony nie dodawały mu animuszu. Aby dotrzeć do Przystani będą musieli zejść trzy poziomy w dół. Trasa nie była prostsza od tej, którą już pokonali - tracąc przy tym wiele osób. Poza Irminą mieli szukać Franka Steina.

- Mi do szczęścia trzeba tylko jeść, spać i pieprzyć się. A wszystko to jest w moim zasięgu – odezwała się Carla puściła oczko do Ortegi – więc w sumie nic mi nie trzeba. Możemy iść z marszu.

Żołnierz uśmiechnął się co w jego wykonaniu wyglądało dość nienaturalnie. Nie wiedział czy bardziej cieszy go pozytywne nastawienie Ford czy też skręcony ich wymianą uprzejmości Torch. Pewnie sam miał na nią chrapkę...

- Mów mi Rick. - powiedział mściciel patrząc na ich nowego przewodnika. - Żarcia zostało mi na jakieś dwa dni więc jak wystarczy mogę ruszać. Sprzedałbym medpaka, ale w razie niespodzianek może się przydać…

- Się zgadzam, jak na moje, możemy ruszać. - odezwał się rześko Oleg, zerkając wyczekująco na Jonasza.

Nie miał zamiaru ani przedstawiać się ich przewodnikowi, ani zostawać tu dłużej niż potrzeba. Blady podłapał spojrzenie, skinął głową.

- Możemy. - potwierdził prosto blady, dopinając ostatnie sprzączki plecaka.

- Gotowy. - powiedział Bass. - I tak nie zostawiłbym Irminy.
 
Lechu jest offline