Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2013, 14:52   #31
RyldArgith
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Po opuszczeniu drużyny przez Crowina, ruszyli dalej do przystani, Nemet jeszcze chwilę patrzyła za oddalającym się rycerzem, pełna nie pewności i wątpliwości. Spotkanie z ukochanym wybiło ją trochę z równowagi. Jechała w ciszy odpowiadając na zaczepki Kiryou’a jak nie ciszą to krótkimi odpowiedziami. Tak naprawdę to w tej osobliwej grupie tylko Kiryou, Gilbert i trochę Lawia rozmawiali, a to się śmiejąc z czegoś albo na trochę bardziej poważne tematy, choć tych było mniej. Przed wieczorem udało im się dojechać do dzisiejszego celu podróży, oddali wypożyczone konie do stajni i ruszyli do karczmy. Tienszan po zejściu z konia ściągnął pas z pochwą na miecz z pleców i przerzucił przez lewę ramię trzymając za pas.
Przystań nie była duża, karczma, magazyn, budynek biurowy i kilka domów, wszystko to otoczone palisadą na prędce ustawioną, widocznie obawiali się bandytów którzy ostatnio się zalęgli w okolicy, na szczęście, może nie koniecznie wszyscy, ale spora grupa tychże został już “zatrzymana”.
W karczmie był całkiem spory ruch, ale znalazł się jeden a nawet 2 wolne stoliki. Tienszan z Garetem od razu skierowali się do jednego z nich i obydwoje usiedli tak by być jak najmniej widocznymi i jak najdalej znajdować się od innych gości. Gilbert poszedł zamówić napitek, coś do jedzenia i pokoje na noc, dla elfów mleko i jakieś sałatki, dla Tienszana miód pitny i gulasz,
a dla reszty piwo z pieczenią. Niestety pokoi nie było wystarczającą ilość dla tego kobiety będą spały w ostatnim wolnym a reszta wspólnej sali.
Kiryou rozsiadł się przy stoliku na przeciw Gareta i Tienszana. Jego sposobem na nie wzbudzanie podejrzeń było po prostu bycie sobą. Panie po pewnym czasie dołączyły do stolika. Przed tym jednak między siedzącymi już mężczyznami doszło do poważnej rozmowy.
- A więc gdzie teraz zmierzacie? - Zapytał pewnie i bez zbędnych podchodów.
- Do Kitsune. - Odpowiedział elf rozglądając się po sali.
- Ach! Kitsune. Raczej wątpię byś udał się tam towarzysko. Już na początku wydało mi się to dziwne że z kimś podróżujesz. Ta elfka. Jak mniemam to przez nią wyszedłeś z lasu. - Mówił spokojnie bez uśmiechu, tak jakby jego zabawna strona na chwilę zrobiła sobie wolne.
- Tak. Choć to raczej odgórny nakaz. A ty? Jak poszukiwania?
Tienszan przysłuchiwał się rozmowie dwójki znajomych, nie komentując.
- Gilbercie możesz pomóc karczmarzowi z podaniem posiłków? Bo jak widzisz wszyscy się boją podejść z nimi. - powiedział Tienszan z smutną, zrezygnowaną miną. Jak zwykle pustynnikowi towarzyszyła ta dziwna aura.
- Heh. Była w Vivek na tydzień przed moim przybyciem. Później wyruszyła dalej... Jedni twierdzą że na teren wojny inni że na północ. Słyszałem też że na południe do puszczy. W co oczywiście najmniej uwierzyłem.
- Znajdziesz ją. Prędzej czy później na siebie traficie.
- Moja droga Nozomi. Garetcie. Tutaj nasze drogi się rozstają. Jutro wyruszam dalej.
- Na pewno się jeszcze spotkamy.
- Nie wątpię. A i pamiętaj. - Spojrzenie na Tienszana - Obaj pamiętajcie, że mnie nie spotkaliście.
- Jak zawsze.
-Mię przeważnie rzadko ktokolwiek o coś pyta. Jak widzisz - pokazał głową na salę - wszyscy starają się mię unikać. - rzeczywiście nikt nie starał się patrzeć w ich stronę, a nawet jeśli to tylko na chwile z niepewną, przestraszoną miną.
- Nie mówię o nich. - Powiedział zakrywając usta. - Jestem poszukiwany z pewnych powodów politycznych, przez pewne osoby. I nie chodzi tylko o moją pomoc przy ożenkach. - Tu prawdziwy uśmiech.
- Niestety działam tak na większość osób. W Viviek w karczmie nawet nie kwapili się do mnie podejść spróbować aresztować, oczywiście to była pomyłka. - na twarzy Tienszana na to wspomnienie wystąpił lekki uśmiech, lecz po chwili znów wrócił smutek.
- Hmm. To powinno wam odrobinę pomóc. Miejmy nadzieję...
- Damy sobie radę. Kiryou. Ty też się nie wychylaj.
- Dzięki panowie. - Rozsiadł się wygodniej budząc swój dobry nastrój.
Chwila ciszy, ale jedno nie dawało Tienszanowi spokoju, musiał zadać to pytanie.
- Skąd wy się znacie tak w ogóle? Przecież jesteście tak różni od siebie.
- Zrządzenie losu. - Odpowiedział czerwonowłosy z uśmiechem - W pewnym miejscu i czasie mieliśmy do zrobienia pewne sprawy. Dla Gareta był to rozkaz z góry. Ja miałem tam własne interesy. Był jeszcze Griss, z którym najpewniej nie długo się spotkacie. Jeden z Kitsune. On tak jak i Garet miał rozkazy... Trafiło nam się spotkanie na placu boju. Każdy myślał że to pozostali są wrogami. Więc jak możesz przypuszczać było ciekawie. Szczęśliwie się wtedy nie pozabijalismy. Ha ha. Później jak się okazało mieliśmy wszyscy ten sam cel, choć z różnych pobudek. Ostatecznie, lekko obolali, połączyliśmy siły i zakończyliśmy to jakoś polubownie. Tak by żadna ze stron nie wyszła z tego zwycięsko, a tym bardziej ta wroga strona. Wybacz oględność. To bardzo dawna sprawa.
- Hmm... To już będzie z 30 lat. Jakby nie liczyć. - Podsumował Garet.
Wraz z końcem tej tajemniczej rozmowy, do stolika powróciły obie panie.
Do Gilberta podeszła postać w kapeluszu. Gdy tylko zbliżyła się od razu prawie powiedziała:
- Masz ochotę na jeszcze jeden konkurs pieśni bardzie?- Po czym uśmiechnęła się do niego, wskazując na grupę z którą przyjechał.- Więc jednak dotarliście. Trochę wam zajęło to czasu.
Gilbert przyjrzał się czerwonowłosej i potaknąwszy lekko głową odrzekł:
-Jakoś dotarliśmy. A co do kolejnego konkursu pieśni to powiedz tylko kiedy. Mam wielką ochotę na rewanż. Przepraszam na moment, pora trochę wspomóc miejscowe kelnerki z naszym zamówieniem.
Dziewczyna wyciągnęła rękę.
- Dla mnie to co zawsze. I do tamtego stolika. A raczej do tamtych dwóch o tam.- wskazała karczmarzowi miejsce gdzie zasiadła drużyna Gilberta.- A teraz pozwól że oddale się do twoich towarzyszy.
To powiedziawszy zaczęła lawirować wokół stolików zbliżając się sukcesywnie do grupy. Gdy tylko doszła od razu powiedziała.
- Witam wszystkich. Ciebie też ruda! - Do Nemet.
Nemet zmierzyła wzrokiem zbliżającą się Akane w przesadnie strojnym kapeluszu z piórem.
- Mnie jest również bardzo miło Cię widzieć ... - marchwio - zrewanżowała się. - Nie wiem, kto Ci powiedział dokąd zmierzamy, ale podejrzewam, że to był Gilbert. Możesz zjeść z nami, ale wiedz, że nadal Ci nie ufam. Podchodzisz do życia zbyt beztrosko, a ono takie nie jest. Życie jest ciężkie i przywali Ci z prawego sierpowego w momencie, gdy nie będziesz miała jak się bronić. Taka jest prawda.
Oczy łuczniczki zalśniły dziwnym blaskiem, jak by emanowały energią skumulowaną przez lata. Nawet Tienszan zwykle opanowany przez moment poczuł zimny dreszcz przebiegający po jego plecach, po czym to uczucie zniknęło, tak szybko jak się pojawiło. Lawia nerwowo przełknęła ślinę.
-Wiesz mi. Marchew przynajmniej jest, z tego co mi wiadomo, odżywcza i przydatna organizmowi. Co wnioskuje z nazwania mnie tak, że przydam się tej drużynie. I przy okazji.. Gilbert nie musiał mi nic mówić, bo też jadę do Kitsune.
Usiadła sobie i czeka na swoje zamówienie.
- Dosyć ciekawa interpretacja. U mnie nadmiar marchwi wywołuje...., mniejsza o to, jestem po prostu na nią uczulona. Tak samo jak jestem uczulona na ludzi takich jak ty. - łowczyni zdjęła z siebie plecak i położyła go na ławie blisko siebie. Z łuku zdjęła cięciwę, którą miała zamiar natłuścić po kolacji. Kołczan odpięła i położyła obok plecaka. Dopiero wtedy usiadła w oczekiwaniu na zamówione jedzenie.
- Wesoła ta wasza kompania. - Zaśmiał się przyjaźnie Kiryou. - Szkoda że nie po towarzyszę wam w tej podróży. Było by weselej. - Rozejrzał się po sali wypatrując Gilberta z zamówieniami. Nie mogąc się jednak doczekać odszedł na chwilę od stołu.
- Panie wybaczą. - Udał się z pomocą dla barda. Niedługą chwilę później powrócił razem z nim do stolika, wraz z całą zastawą i daniami.
- Smacznego. - Powiedział radośnie zabierając się za swoją pieczeń.
Gilbert upił solidny łyk piwa ze swojego kufla.
- O tak. tego mi było trzeba. Powiedz Kiryou. Wspomniałeś coś o poszukiwaniach? Czego dokładnie szukasz? Może był bym w stanie ci pomóc.
Garet ukradkiem spojrzał na wszystkich przy stoliku ostatecznie zerkając z ukosa na czerwonowłosego.
- Mojej ukochanej. Tej jedynej. - Odparł z uśmiechem. - Może kiedyś mi się to uda.
Tienszan nie spuszczał oczu z Nemet, nie podobało mu się to uczucie przed chwilą. Nie wiedział co o tym myśleć, dlatego postanowił być czujny.
Kiedy dania znalazły się na stole zdjęła rękawiczki i założyła je za pasek. Jej zamówione danie składało się z odrobiny smażonych ziemniaków, polanych białym sosem, oraz sporego kawałka mięsa, najpewniej dziczyzny. Odłamała kawałek, by łatwiej było jej jeść i nabiła odłamaną część na leżący obok widelec, odkroiwszy kolejną część. Całość zamówienia obejmowała jeszcze butelka wina, postawiona przed nią.
Zerknęła niby przypadkiem, na stolik niedaleko nich gdzie trzech mężczyzn siedziało i dość głośno rozmawiało. Na tyle, że mogła spokojnie wyławiać kolejne słowa, mimo że w karczmie było już dość głośno.
“- Mówię ci… Słyszałem to od Judyty. Estriel poszedł z nimi w górę rzeki i nie wrócili jeszcze.
- Marceli też poszedł.. To już będzie ilu?
- Czterech.”
Wróciła spojrzeniem do grupy i zajęła się rozmową przy swoim stole, nie zapominając też o rozmowie toczącej się niedaleko ich.
Nemet również usłyszała rozmowę toczącą się parę stolików obok. Życie w dziczy wyostrzyło jej zmysły, które z łatwością wyłapywały każde zdanie mężczyzn. Nie miała jednak zamiaru podchodzić do nich przed jedzeniem. Zdąży się jeszcze dowiedzieć co takiego się stało, a czuła, że to nie będzie trwało tak długo. Gdy podano pieczyste, w jej przypadku był to dzik z zapiekany z jabłkami i miodem, nie spiesząc się odkrajała małe kawałki mięsa, które zjadała ze smakiem popijając małymi łykami piwa. Gdy wszyscy zaspokoili pierwszy głód rozpoczęła się rozmowa.
- Naszym celem jest las Kitsune. - Stiwrdził Gilbert. - Ale gdzie dokładnie mamy zmierzać?
- Kitsune zostali zawiadomieni że przybędą do nich z pomocą 2 efly. Powinni więc gdzieś czekać. Mogą też po prostu nas znaleźć. - Stwierdziła Lawia. - Tylko co zrobią widząc większą grupę? Tym bardziej taką mieszaną.
- Spuszczą psy z wiązań. - Stwierdził z uśmiechem Czerwonowłosy.
- To znaczy?
- Mogą równie dobrze pomyśleć, że elfy zostały pojmane więc im pomogą się uwolnić. A wierzcie mi. Mają dobry kontakt z wszelaką zwierzyną.
- Zwierzęta nie stanowią problemu - stwierdziły zaskakująco, jednocześnie Nement i Akane.
- To prawda. Nie stanowią, ale dla mnie i najpewniej dla Tienszana. - Stwierdził ponuro Garet.
- Ma rację. Nie mówimy tu o zwykłych drapieżnikach. Mówimy o czarnej pumie Nagracuar. I może jeszcze czymś co udało im się oswoić. Poza tym jeżeli już stanęlibyście do walki to musicie pamiętać że w tych lasach jest zakaz zabijania zwierząt, chyba że ma się ku temu pozwolenie.
- Ech. Będziemy musieli to rozegrać jakoś inaczej. - Westchnął bard.
- Garecie będziesz musiał znaleźć “przyjaciół” nim chowańce znajdą waszą grupę. Sam stwierdziłeś że nie tylko ty sobie poradzisz ze zwierzątkami. Tienszan to będzie spoczywało na twoich barkach. Tylko pamiętaj że jest zakaz zabijania zwierząt.
Tienszan był pochłonięty własnymi myślami, dlatego w pierwszej chwili nie zareagował na jego imię, dopiero za drugim razem kiedy była mowa o jego “obowiązku”. Wojownik skinął głową na potwierdzenie że rozumie.
- Może mam coś co się przyda na taką okoliczność. Ale nic się nie stanie jeśli nabije im guza? Jakbym nie miał wyboru oczywiście, nie chciał bym rozgniewać władców tego lasu.
Akane zamyśliła się na chwilę.
- Tak, pantera..- popukała parę razy palcami w usta. Nic jednak więcej nie dodała, po prostu dalej zajęła się swoim posiłkiem.
W tym czasie grupa mężczyzn przy innym stole zaczęła zbierać się do wyjścia.
“- Nie podoba mi się to. Mam nadzieję jednak że jakieś wieści przypłyną. Po co oni się godzili na to?
- Sam byś się zgodził za taką forsę jaką płacili.
- Albo za uniknięcie stryczka”
- To się może wam przydać - Nemet wyjęła z plecaka dwa skórzane woreczki. - Załóżcie to na siebie. Powinny tłumić wasze zapachy na większą odległość, jednak przy bliższym spotkaniu na nic wam się nie zdadzą. A ja muszę się przewietrzyć. - wstała od stolika i skierowała się w stronę wyjścia z karczmy.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 29-11-2013 o 16:34.
RyldArgith jest offline