Cóż było robić, ruszyli. Byku chwycił jedną z postawionych przed nimi plastykowych baniek z wodą, zerknął tęsknie na farmę, i podążył za resztą. Nie należał do zbyt rozmownych typów nie szukał więc okazji do rozmów gdy przemierzali tą sielankową krainę. Czas wykorzystał na myślenie. Wraz z upadkiem helikoptera powróciło na chwilę jego dawne życie. Liczyło się w nim coś więcej niż droga przed nim czy kolejna cizia pod nim. Były to czasy gdy miał prawdziwych braci i prawdziwe obowiązki. Wiedział za co i dla kogo walczy, po co żyje. Potem było jak było. Pytanie co będzie teraz, nie ma już jego drużyny, bracia polegli pożarci w clubhousie. Wiedział, że się nie podda. Nie wiedział jeszcze za co będzie walczył. Który Byku dojdzie do głosu. Maszerując starał się też ocenić swoich towarzyszy. Wiedział, że przynajmniej dwóch z nich walczyło już. Dwóch kolejnych to chyba jakaś obstawa. Cassidy wyraźnie starał się ochraniać Charlesa a Rocketman nieustannie asekurował tą wyszczekaną cizię. Swoją drogą chujowo to robił skoro de facto to ona zasłoniła go własnym ciałem. A właśnie cizia. Zadawała się wiedzieć podejrzanie dużo na temat wścieklaków. Trzeba by ją wypytać i to porządnie. Tylko, że Byku nie był zbyt dobry w subtelnych rozmowach. Pałka, akumulator, wiadro z wodą to i owszem. Miał swoje sposoby na zdobywanie pewnych informacji. Jednakże w tej chwili po prostu nie wiedział, czy chce to robić.
Rozmyślania przerwała mu dyskusja jego nowej ekipy. Wysłuchawszy planu pilota, Byku splunął głośno i soczyście niemalże wybijając dziurę w jezdni. - Proponuję nieco inny podział prac w naszym związku. Dwie osoby sprawdzą co nas kurwa czeka za cysterną, ty i ja zaś przyjacielu skroimy jakąś furkę czy dwie. - Motocyklista mówiąc przesuwał się ku barierce. Teraz przyklęknął, spojrzał pod spód i wstał zadowolony. - Barierki są poskręcane na jebane śruby ósemki. Odkręcimy jedną czy dwie i przejedziemy poboczem. Ma ktoś może kombinerki czy coś? - Zapytał patrząc z nadzieją po towarzyszach.
- Masz racje, sprawdźmy najpierw, co jest za ciężarówką - James kiwnął głową. - Ale nie możemy stąd odjechać z pustymi rękami. Potrzebujemy ciuchów, jedzenia, wkrótce wody.. cholera, potrzebujemy wszystkiego. Bez sensu, to tak tu zostawić.
- Jasne, zrobimy tak: Wiarus i jeszcze jedna osoba obczają teren a my weźmiemy się za szaber. Szukajcie też narzędzi. Czy ktoś poza mną potrafi podpierdolić furę? Sanchez dalej dogadywał plan.
- Umiem to i owo - skomentował Jason, szukając po kieszeniach swój multitool. - Tia, mam - rzekł pokazując narzędzie, jednak nie oddając go harleyowcowi. - Zajmę się tym. Znajdźcie jakieś radio i akumulator sprawny, przyda się na pewno.
-Dobra dziadek, dobierz se kogoś i skołujcie jakąś podwózkę tak na wszelki, zdemontujcie też barierkę. Masz toola będzie czym odkręcić barierkę. My też poszukamy paru fantów.
-Dam sobie radę sam. Jak ktoś znajdzie butelkę coli niech mi podrzuci. - rzekł na odchodnym kierując się w stronę barierek. Z rękojeści swego narzędzia wyciągnął kilkurozmiarowy klucz chcąc sprawdzić czy któryś z nich będzie pasował. W ostateczności zawsze mógł użyć samych kombinerek. Szczęściem miał przy sobie jeszcze puszkę smaru jakby któraś śruba puścić nie chciała.
- Byku skrój dwie fury, w jedną się nie zmieścimy. Pójde na zwiad ale jak ten cwaniaczek uniesie broń odstrzele go. – Powiedział Cassidy zerkając z pode łba na Kraydena.
- Proponuję - odparł niewyglądający na przejętego groźbą Krayden - żebyś się jednak skupił na otoczeniu zamiast na mojej broni. Dla naszego i własnego dobra. Bo możesz być pewien, że skorzystam z niej jeśli coś przegapisz.
- Ehh kurwa - westchnienie harleyowca było długie i pełne smutku. Ekipa ewidentnie nie potrafiła się zgrać. Choć Byku nie był urodzonym przywódcą to spróbował wspiąć się na wyżyny dyplomacji. - Dziadku colę masz jak w banku ale weź se ubezpieczenie. Chuj wie co tam czeka. Załatwcie jakąś furę i zróbcie nam wjazd. My zajmiemy się zjazdem. W którymś aucie muszą być jakieś narzędzia. - Motocyklista przeniósł wzrok na Cassidiego - Cass popilnujesz mu tyłka? Pilocie, mogę na ciebie liczyć? - Powiódł wzrokiem po reszcie - chodźcie nieco z tyłu i szabrujcie co się da. Idziemy?
Skyrider spojrzał na Harleyowca, potrząsając karabinem. - Będę twoją ostatnią linią obrony - powiedział uśmiechając się.
Walker splunięciem i krótkim “jasne” dał znak Bykowi, że się godzi na jego plan, podszedł do Jasona obstawiając go. Oczywiście nie byłby sobą jakby nie wszedł w pyskówkę z Kraydenem.
- Twoja broń to pieprzone największe zagrożenie w okolicy. Z wścieklakami sobie radzę. Z cwaniaczkami, którzy strzelają w plecy nie. Więc się kurwa skupiam na tym co ci odpierdoli znowu. Jeżeli kumam Twoje pierdzenie to strzelisz mi w plecy jak przegapię jakiegoś Wścieklaka, nie? A może załatwimy to jak faceci. Ponownie splunął.
- Jak tylko znajdziemy bezpieczne miejsce. A może jesteś w stanie tylko strzelać w plecy fagasie?
Dość kurwa! Coś krzyknęło w duszy Sancheza gdy usłyszał odpowiedź Rocketmana. Spojrzał na kobietę i dziecko. – Poczekajcie z dala od tych dwóch aż wrócimy. W razie czego krzyczcie. – Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji ruszył w stronę zatoru. Miał nadzieję, że pilot dotrzyma słowa i będzie jego skrzydłowym. Co do reszty cóż na głupotę znał tylko jedno lekarstwo. Było one dawkowane w dziewięciomilimetrowych kapsułkach lepiej więc by sami załatwili swoje sprawy.
__________________ Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść. |