Dziunia raczej nie była z el Gatto dla jego urody, był on bowiem łysiejącym brzydalem o rysach nieco psychopatycznych.
Na widok spodziewanych gości wstał i uściskał Marco, po czym szarmancko ucałował dłoń Sue.
- El Gatto, Sue - Ruiz dokonał prezentacji.
-
Bienvenido, siadajcie, to jest Lupita. Napijecie się czegoś? - Spytał el Gatto po hiszpańsku.
-
Café con leche, por favor - odparł Marco, a gdy Sue również wybrała coś dla siebie, el Gatto klasnął w dłonie i przekazał ich życzenia pulchnej kelnerce.
- Wiesz, że zawsze chętnie cię odwiedzam - rzekł Marco - Tym bardziej przykro mi to mówić, ale okolica się skiepściła,
ese
- Nie da się ukryć, ale im gorsza okolica tym lepiej idzie biznes, przynajmniej ten właściwy. Pewnie jesteś na blachach z Bogoty, co? Nie mam akurat żadnych tutejszych na zbyciu, tak bym ci pożyczył...
- Nie trzeba, nie zabawię długo.
- Chcecie coś kupić? - El Gatto wykonał głową ruch w stronę zaplecza.
- Raczej nie, ale potem chętnie rzucę okiem na nowości.
- Twoja przyjaciółka, nie jest stąd,
si?
- Ze Stanów.
- Ho ho. Wysokie progi.
Welcome much señorita - Godpodarz zwrócił się do Sue łamanym angielskim. -
How you like in Colombia? Forgive mine inglés not good. You no speaking spanish?
Marco starał się nie roześmiać, tymczasem kelnerka przyniosła zamówienie.
- Aqui está - postawiła przed nim kawę z mlekiem.
Marco podziękował i upił odrobinę. Rozmawiali jakiś czas po hiszpańsku o starych czasach. Wreszcie el Gatto zapytał:
- Więc, jaką masz do mnie sprawę,
ese? Jesteś służbowo, czy prywatnie?
- Prywatnie - odparł Ruiz. - Bym zapomniał! - Wyjął z kurtki torebkę z saszetkami kociej karmy.
- Ah,
bien, bien - ucieszył się el Gatto - chodźmy więc do kocurków.
Lupita, debes esperar, cariño.
- Prowadź, Kociarzu - rzekł Marco, po czym zwrócił się do Sue: - Zaczekasz tutaj z Lupitą i rzucisz okiem na auto?
***
Zniknęli na zapleczu i przeszli przez ukryte w szafie drzwi, aby krętymi schodami zejść do pozbawionej okien piwnicy. Na ścianach wisiało tu pełno broni i wszędzie kręciły się koty. Przywitały ich miauczeniem a Kociarz od razu napełnił im miski.
- Mów więc, czego ci trzeba - samemu siadając na obrotowym krześle wskazał Marcowi fotel - a zobaczymy co mogę zrobić i czym mi się zrewanżujesz. - Wielki rudy kot wskoczył mu na kolana i el Gatto go głaskał, słuchając.
- Szukam dwóch dziewczyn i pewnego faceta - zaczął Marco, po czym streścił Kociarzowi sprawę. - Może kupował u ciebie broń? Tych zaginionych dziewczyn jest więcej, przesyłam ci właśnie wszystkie nagrania i zdjęcia. Siedzisz tutaj, w Neivie, więc pewnie wiesz więcej niż ja o
Los fumadores. Może masz jakieś konkrety, nazwiska, adresy.
- Może mam - Kociarz kiwał głową.
- Jeszcze jedna sprawa - Marco pogłaskał czarnego kota, ocierającego mu się o nogi. - Słyszałeś coś o bogatym starszym panu, który mieszka w posiadłości przed Palermo, przy drodze na Pubenzę? Nie uwierzysz,
ese, ale wczoraj przywiozłem mu z Bogoty, w podróżnej torbie, niezwykle cenną białą kozę. Dostałem dziesięć tysięcy pesos za transport.