Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2013, 11:45   #135
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Będziemy szli Drugą Drogą - słowa Kuropatwy zadźwięczały w umyśle Rosy, jak krople deszczu.

Dziewczyna wciąz nie potrafiła sie przyzwyczaić do tego sposobu porozumiewania. Na dodatek zjawienie nowej postaci sprawiło, że poczuła się nadzwyczaj obco i niepewnie. Nieco skrępowana przyjrzała się kobiecie.

Kuropatwa była niższa od Rosy. Drobnej budowy, smukła, ciemnoskóra, odziana w spleciony z wyschniętych liści płaszcz. Na jej brązowej głowie piętrzyła się szopa brązowych włosów przetykanych źdźbłami trawy, a spod tej grzywy wystawały duże uszy i ogromne oczy o złotych tęczówkach i kocich źrenicach.

- Czym jest Druga Droga? - Różyczka zadała pytanie na głos.
- Droga przez miejsca, które nie istnieją. Przeszłe, przyszłe, teraźniejsze i niemożliwe - odparła Kuropatwa z uśmiechem.
- Rodzaj magii dostępny tylko Dzieciom Lasu - wyjaśnił Gael - Będzie ciężko i niebezpiecznie, ale szybciej. Zdecydowanie szybciej niż piechotą przez Westeros - skrzywił się, a po chwili dodał z niezachwianą pewnością - No i wiele się nauczysz.

Cóż mogła odpowiedzieć? Skinęła niepewnie na znak zgody. Trzeba wypić to, co sama nawarzyła.

- Zjedz coś - Gael wskazał na leżące obok ogniska podpłomyki, jagody, a nawet ugotowane jajka i kawałek sera - A potem wypijesz, to co ci Kuropatwa naważy.

Mężczyzna wstał i odszedł w las. Rosa została sama z kobietą-dzieckiem. Kuropatwa postawiła w ogniu żelazny kociołek i nucąc pod nosem jakąś rzewną melodię zaczęła do niego dolewać i dorzucać, mieszać i wąchać.

- Zostaniesz nieśmiertelną - powiedziała wreszcie do posilającej się Rosy - Tak jak zielona wiedźma, Danice. Jej moc leżała w manipulacji i szaleństwie. Skąd weźmiesz swoją?

Dopiero teraz dziewczyna zrozumiała jak bardzo jest wygłodniała. Do tego doszły typowo fizjologiczne potrzeby ciała oraz pragnienie kąpieli. Choć na to ostatnie nie mogła sobie teraz pozwolić, przynajmniej opłukała twarz w misie z lodowato zimną wodą. Czyżby w pobliżu był strumień?

Kiedy wreszcie Rosa usiadła naprzeciwko dziwnej kobiety, miała ochotę już tylko rzucić się na jedzenie. Dobre wychowanie jednak zwyciężyło. Nie mówi się przecież w trakcie posiłków.

- Myślę, że nawet dla nieśmiertelnych świat to ciągłe zmiany. Może wolniejsze, może mniej zauważalne, ale jednak... wszystko się zmienia. Nie wiem, co będzie moją inspiracją za lat 10 czy 100. Teraz dobrowadziło mnie do was jedno - pragnienie wolności i niezależności. Wszyscy, nawet ci, którzy się mną chcieli opiekować, pragnęli w jakiś sposób kierować moim losem. Wiem, że jestem młoda i... jestem dziewczyną, wiem, że patrząc na mnie ludzie widza przede wszystkim ładną buzię... myślą o mojej wartości na małżeńskim targu. A ja nie jestem głupią kobyłą na sprzedaż. Mogę być silna. Muszę tylko... mieć miejsce wokół siebie, by rozprostować skrzydła. Dlatego zawsze będę walczyć o swoją wolność.

- To dobre źródło
- skinęła głową Kuropatwa - Powietrze, woda, ziemia i ogień, wszystko co żywe pragnie wolności. Jest w tym siła.

Kobieta włożyła pokręcony czasem mały palec do buzującego na ogniu naparu i oblizała go różowym językiem.

- Dobre. Gotowe - stwierdziła i postawiła kociołek na trawie - Zaraz ruszamy.

Rosa niepewnie podsunęła się do kociołka.


Choć zapach przypominał woń zgniłych wodorostów, kiszki zagrały marsza. Dziewczyna siegnęła po glinianą, wyszczerbioną miseczkę, która leżała niedaleko i równie sfatygowaną drewnianą łyżkę - niedomyta przez poprzedniego użytkownika. Młoda szlachcianka chciała odrzucić ją z oburzeniem, przypomniała sobie jednak własną sytuację. Ci ludzie nie mieli obowiązku opiekować się nią czy ją karmić, a jednak to robili. Co więcej... mogli stanowić przepustkę do upragnionego od lat skarbu - wolności.
Różyczka z trudem wstrzymując odruchy wymiotne, przełknęła pierwszy łyk breji.

- Jeszcze, jeszcze - Kuropatwa ponaglała Rosę.

Dziewczyna skrzywiła się, ale wykonała polecenie.
Kiszki skręciły jej się z bólu, a język zapłonął ostrym, pulsującym bólem oparzenia. To nie był ten sam wywar, który pomógł jej poprzedniego wieczora zasnąć. Miała wrażenie, że płyn wywierca jej dziurę w żołądku, wypala trzewia i zżera ją od środka.

- Dobrze, dobrze - słyszała, jak przez grubą ścianę głos Kuropatwy - Bardzo smaczne. Bardzo dobre.

Upadła na trawę, wijąc się i chyba zemdlała, bo nagle wszystko ustąpiło. Otworzyła oczy. Przez czerwone liście prześwitywało złote słońce, a kocie oczy Kuropatwy przyglądały się jej z zadowoleniem.

- Już. Wstawaj, pora iść.

Dziewczyna podniosła się ciężko.

- Może... jestem paniusią... - mówiła z trudem - Może dla was... nic nie wiem o życiu, ale... - popatrzyła na Kuropatwę, która wpatrywała się w nią jakoś dziwnie - Nie okłamujcie mnie. To była najgorsza breja jaką jadłam. Kucharka z Ciebie raczej nie będzie, przykro mi. - spróbowała się lekko uśmiechnąć, po czym zaczęła szykować się do podróży. Nie było tego zreszta wiele, rozczesała włosy palcami i zaplotła w prowizoryczny kok na karku, zarzuciła płaszcz na plecy i schwyciła swój tobołek w rękę. Była gotowa.

Kuropatwa podała jej rękę i nim Rosa zdążyła zaprotestować pociągnęła ją za sobą przez las. Szła dziwnie szybko i zaciskała zakończoną pazurami drobną dłoń jak imadło na dłoni Rosy. Dziewczyna szła pochylona, próbując nadążyć za swą przewodniczką, ale potykała się o kolejne gałęzie i zataczała. Szybko traciła oddech.

Zrobiło się ciemniej. Zrobiło się ciemno. Las zgęstniał, trawy pod stopami pożółkły. Chłód przenikał warstwy odzienia.


- Szybko, szybko, już czekają - głos Kuropatwy stracił swą melodyjność i wydał się skrzekiem, okrutnym i złośliwym.

- Kto czeka?

Odpowiedział jej kolejny wybuch maniakalnego śmiechu. Kuropatwa zgarbiła się, a jej dłoń zdała się Rosie koścista i zimna niczym dłoń trupa. Zatrzymały się. Mrok zdawał się naciskać na Rosę z każdej strony.

- Ci których zabiłaś i ci, których zostawiłaś na śmierć - syknęła pokraczna istota znajomym głosem - Zostawiłaś mnie na śmierć

Zielona Wiedźma odwróciła głowę, by spojrzeć na dziewczynę przez ramię. Wyłaniająca się spomędzy wiszących w strąkach czarnych włosów twarz była pomarszczona i wysuszona, pokryta liszajami i brudem, ale w oczach wciąż płonęły nienawiść i szaleństwo.

Koszmar, to musiał być koszmar.
Nagle coś trzasnęło w krzakach nieopodal. Potwór wykręcił parszywy łeb w stronę dźwięku i skrzeknął z irytacją:

- Kto tu?!

Coś pochwyciło Różyczkę za drugą rękę i szarpnęło, wyrywając ją z uścisku Danice. Wiedźma wrzasnęła, zaskoczona, ale Rosa już biegła, znów ciągnięta, tym razem przez chudą, przerażoną kobietę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline