Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2013, 09:07   #27
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aHjpOzsQ9YI[/MEDIA]
Świątynia zainteresowała Eryka od kiedy tylko zobaczył ruiny ołtarza. Przyjemnie było marzyć, że niegdyś w tym budynku rozbrzmiewały pieśni ku czci Aasterinian, że wznoszono tu do niej modły. Pomimo, że mocy bóstwa już tu nie było, czuł ogarniający go spokój. Ruiny kojąco działały na nadszarpnięte walką nerwy. Na Tasa, jak widać, podziałały jeszcze skuteczniej. Kapłan nie miał wątpliwości co do tego, że miejsce to jest najlepszym możliwym do rozbicia obozu, co więcej obiecał sobie dokładnie obejrzeć ruiny po kolacji. Pragnął poznać komu dedykowana niegdyś była, a pragnienie to podsycała nadzieja, że oto trafił do jednego z domów swej pani. Marzył o odnalezieniu miejsca takiego kultu, choć wiedział, iż najpewniej nigdy mu się nie uda. W końcu jego pani nie należała do zbyt popularnych bogów w tym świecie, nawet wśród smoków.
Argaen dość podejrzliwym spojrzeniem obrzucił ruiny. Z jednej strony pobyt w takich resztkach zabudowań miał swoje plusy, z drugiej - minusy. Szczególnie jeśli chodzi o ruiny świątyni. Nigdy nie wiadomo, czy jakiś zapomniany bóg nie odwiedza swej dawnej siedziby. Ale na razie panowała cisza i spokój, więc można było zaryzykować.
Srebrny Wilk był bardzo zadowolony z miejsca, które wybrali na postój. W pełni zgadzał się tu ze Stinkim. Ciepło i zacisznie. Jako człowiek, który wychował się na stepie, za pan brat z dziką przyrodą, wziął na siebie obowiązek zgromadzenia opału na noc i rozpalenia ogniska. Której to czynności z wielkim, acz milczącym zainteresowaniem przyglądał się Eryk, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Pomagał też przy rozbijaniu namiotów. Mimo zmęczenia spowodowanego walką i szałem bojowym zaoferował się, że weźmie pierwszą wartę. Zastanawiała go postać Hurgena. Małomówny, zakuty w zbroję wojownik nie wzbudzał zaufania barbarzyńcy. No cóż, jeśli będzie się zachowywał w dalszym ciągu, jak mruk, przyjdzie im się rozstać. Ich misją jest zbadanie jaskini, a nie niańczenie jakiś przybłędów spotkanych na szlaku.
Ognisko zapłonęło, a namioty zostały rozstawione. Zbliżał się czas kolacji. Spojrzenie Eryka co chwilę wracało do Hurgena. No dobrze, może i zażartował sobie ze zbrojnego raz, ale czy powinien pozwolić mu spać na gołej ziemi? W końcu współczucie wzięło górę nad podejrzeniami. Wziął swój koc i podał tej przerośnętej sardynce.
- Trzymaj, tobie się bardziej przyda. - Przez chwilę pomyślał o tym, jak sam będzie spał. “Oj Eryk, Eryk, a mówił ci Ulfrik >>Jak masz miękkie serce to musisz mieć dupę twardą.<< To teraz ją utwardzisz śpiąc bez koca.”
Znacznie lepiej czujący się Dorian zadowolony chciał się wziąć do jedzenia oraz nieco wypocząć.
- Dzięki wam wszystkim. Ten ogr nieźle mnie stuknął - przyznał. - Ponadto jeśli jest czas oraz ochota, jestem wam coś winien, nie za walkę, ale jeszcze coś obiecanego podczas uczty - wspomniał uczciwie, nie wiedząc czy mają ochotę słuchać, czy też wręcz przeciwnie.
- Odrobina rozrywki przed snem nikomu nie zaszkodzi - powiedział Argaen.
Esther tylko przewróciła oczyma. No, teraz się zacznie, pomyślała. Co to, kto i czego to nie dokonał. “Uwielbiała” takie popisy słowne. Może trochę dlatego, że sama nie przepadała za opowiadaniem o własnych przeżyciach. Może dlatego też, że nie zawsze były szczególnie chwalebne. Ale chyba była odosobniona w swoich upodobaniach, gdyż wkrótce poczęły się odzywać inne głosy zachęty wobec propozycji złożonej przez niedoszłego denata. Podejrzewała, że albo będzie musiała uzbroić się w cierpliwość, albo wcześniej pójść spać.
- Zawsze chętnie słucham opowieści. Zwłaszcza jeśli zapowiadają się ciekawie. - Fajka w niemal magiczny sposób pojawiła się w dłoni Eryka, już zapalona. - O wybaczcie, macie może ochotę zapalić?
- Nie dziękuję - odparł Erykowi Srebrny Wilk. - Co do podziękowań, to wszyscy walczyliśmy o życie. Każdy zrobił, co do niego należało. Natomiast opowieścią nie pogardzę. Bardzo dobrze robi posłuchanie przed snem dobrej opowieści.
- Ja również dziękuję za te przyjemności. - Argaen machnięciem dłoni udał, że odgania dym.
- Ja też nie gustuję w fajce. Choć mówią, że wędzone dłużej leży. - Dziewczyna mrugnęła do Eryka.
- Naprawdę tak mówią? Nigdy nie słyszałem. - Eryk był szczerze zaciekawiony.
- Na żołądku - wtrącił Argaen.
Esther spojrzała podejrzliwie na obydwu.
- Jaja sobie robicie? - zapytała równie szczerze, co Eryk.
- Gdzież bym śmiał. Znasz mnie przecież - powiedział Argaen.
Zaś Eryk tylko wypuścił kilka kółek szarego dymu.

Jaką opowieść im rzec, dumał Dorian siedzący po kendersku przy ognisku; o zdobywaniu zamku oraz głupiej kąpieli, albo jarmarku, kiedy napadła wioskę banda smokowców? Pewnie sami znali takie sprawy oraz niejednokrotnie przerabiali, lecz opowieść stanowi coś, co łączy wszystkich wędrowców. Wojownik uniósł powoli bukłak do ust oraz nieco upił.
- Obiecałem opowieść. Proszę, oto ona – rozpoczął, kiedy usłyszał zachęcające słowa Argaena, Eryka oraz Srebrnego Wilka. - Działo się to było parę lat temu. Służyłem wtedy w oddziale Olafsona, mojego nauczyciela wojowniczego fachu, twardego człeka oraz doświadczonego wodza. Pojechaliśmy siedmioosobową grupą na rekonesans. Dostaliśmy zadanie przechwycić orszak barona Helmita, który miał jechać w odwiedziny do innego arystokraty Gomyna. Chodziły pogłoski, że Gomyn, który niedawno stracił żonę, ponoć sam ją zabił, miał się żenić z córką Helmita, panną Kunegą. Czysta polityka, gdyż obydwaj należeli do sojuszu baronów usiłujących wykorzystać zamieszanie towarzyszące pojawieniu się smokowców do aneksji ziem swoich sąsiadów. Właściwie była to nieformalna wojna domowa. Tysiące utarczek, podjazdów, napadów i udawanie, że nic się nie dzieje jednak. Rzecz jasna owe działanie spowodowało reakcję. Tworzyły się siły samoobrony, wśród których był także nasz oddział. Jako właściwie dzieciak niemal, któremu niedawno wąsy wyrosły pod nochalem, wciągnąłem się do wspomnianej kompanii.

Pociągnął sobie ponownie łyk chłodnej, smacznej wody.
- Kiedy nasi dowiedzieli się na temat owego przewozu posagu, który niewątpliwie miał iść na finansowanie wojska, uznali że jest to doskonała możliwość osłabienia rebelii baronów, wiec otrzymaliśmy zadanie przechwycenia orszaku Helmita. Dorwaliśmy ich na biwaku. Zręczne chłopaki od Olafsona, najczęściej zawodowi tropiciele leśni, potrafili podejść przeciwnika. Wyłuskali kilku strażników, potem zaś przyłożyliśmy nóż do gardła barona i poddała się reszta. Rozbroiliśmy ich bez problemu. Rzeczywiście baron wiózł Gomynowi swoją córkę, Kunegę. Była wysoka, postawna, jasnowłosa, niebieskooka, silna, dumna, opanowana. Pamiętam doskonale, iż widząc naszą akcję nieco pobladła, ale zacisnęła jedynie swoje wargi. Natomiast Helmit się wściekał:
- Gdyby nie to, że moi gwardziści są rozbrojeni inaczej bym z wami pogadał. Pokazałbym wam – ciskał się wściekły dorzucając kilka średnio wyrafinowanych przekleństw. Arystokrata powinien, wedle mnie, wykazywać pod tym względem, więcej inwencji twórczej. Spojrzałem wtedy na Olafsona, ten kiwnął głową. Stanąłem sobie przez Helmitem, rozciąłem mu sznury szepcząc:
- Naprawdę, no to masz farta. Jesteś wolny. Rozwiąż swoich ludzi, masz. Broń wasza leży pod ścianą. Masz, weź. Pokaż nam, jak mówiłeś. Jest was wszak kilku więcej.
Jaśnie wspaniały Helmit popatrzył sobie na kpiąco wygięte wargi Olafsona oraz resztę naszych. Naprawdę bowiem tych paru chłopaków, poza mną, było dobrymi, doświadczonymi podczas bojów mnogich wojownikami. Zamknął się więc mieląc jedynie pod nosem jakieś grubiaństwa.

Kiedy odjeżdżaliśmy zabrawszy wpierw posag Kunegi, gdyż jak się okazało, była ona wieziona wraz z pieniędzmi na zaciągi do von den Bacha jako jego narzeczona, dziewczyna spytała, gdzie jedziemy i czy może zabrać się z nami. Przypuszczam, że wszystkich nas zamurowało, ojca dziewczyny również.
- Nie chcę jechać do Gomyna – rzekła. – Ojciec mnie sprzedał po prostu za sojusz mimo sprzeciwu matki i mimo, że wszyscy wiemy, jak skończyła jego biedna Vlada. Nie chcę tak skończyć i nie jestem rzeczą, ojcze. Jeżeli mogę – zwróciła się do nas, a właściwie do mnie, bowiem stałem przypadkiem gdzieś tam – pojadę z wami. Jeżeli nie i tak ucieknę. Cała drogę czekałam na okazję. Więc młody panie, dygnęła jak księżniczka, jak jest wasza decyzja?
Odruchowo odkłoniłem się patrząc na Olafsona. Ten prychnął śmiechem do mnie:
- Ciebie spytała, sam decyduj.
Ale wbił mi ćwieka, spryciarz jeden. Ile miałem wtedy
– Dorian zastanowił się moment. - Chyba szesnaście jakoś. Marzyłem sobie raczej, żeby smoka jakiegoś złego sprać, albo niczym Huma walczyć, nie zaś podejmować skomplikowane decyzje.
- Dobra mości panienko – powiedziałem poniewczasie. – Jedziesz z nami, ale po pierwsze nie licz na wygody, po drugie, to, czy zostaniesz jest decyzją naszego dowódcy – wskazałem na Olafsona. - Zdecyduje potem, jednak jeśli chcesz ruszać, możemy cię odprowadzić po drodze do jakiegoś przyjaznego dla ciebie miejsca.
- Nie martw się młody panie – odrzekła Kunega. - Kiedy ojciec zadecydował, iż pragnie mnie wydać za tego łajdaka, podjęłam decyzję. Bezpieczniej mi będzie chociażby w obozie wojskowym, gdzie przecież są kobiety, niżeli być żoną Gomyna.

Pojechała ścigana wściekłym wzrokiem ojca, który wykrzykiwał, że się jej wyrzeka. Nawet się nie obejrzała, Olafson zaś potem zgodził się na jej przyłączenie. Odziana po męsku stała się jednym z nas, chociaż zadawaliśmy sobie pytanie, czy się sprawdzi. Potem została nawet żoną Olafsona oraz urodziła mu dwie córki, ale to już dużo potem. Taka właśnie to historia, jedna spośród wielu, które opowiada się przy wieczornym ognisku
.
Wypił ponownie łyka pragnąc nawilżyć lekko wyschłe gardło.

- Zacna historia Dorianie- pochwalił towarzysza Srebrny Wilk. - Przypomina mi to inną historię, w której jednak nie brałem udziału. Wśród Que-shu krąży legenda o księżniczce plemienia barbarzyńców, która nie chcąc wychodzić za mąż ogłosiła, że wyjdzie tylko za tego, kto pokona ją w turnieju biegowym. Wiedzieć musicie, że owa kobieta była niezrównaną biegaczką. Kto przegrał musiał dać głowę. Wielu śmiałków podejmowało wyzwanie i wszyscy ginęli, bo nie byli w stanie sprostać księżniczce. Trwało by to dalej, aż znalazło się dwóch bliźniaków podobnych do siebie, jak dwie krople wody. Jeden podjął wyzwanie, a drugi ukrył się przy trasie. W czasie biegu podmienili się, dzięki czemu jeden z braci przybiegł na metę przed księżniczką. Padło rozstrzygnięcie i niewiasta nie mogła wywinąć się od ślubu. Nic dobrego jednak z tego nie wyszło, bo gdy po kilku latach jeden z braci przyznał się do oszustwa, żona zabiła go bez wahania. Oszustwo zawsze ma krótkie nogi. - Barbarzyńca zadumał się na chwilę, po czym się roześmiał.
- Z rzeczy, które mi się przytrafiły, to w pamięci pozostanie mi pewne polowanie. Skoro świt wybrałem się do lasu. Była jesień. Wschodzące słońce w połączeniu z poranną mgłą sprawiło, że las wydawał się, jak z bajki. Po kilkugodzinnym marszu dotarłem w pobliże polany, na której zwykle pasły się jelenie. Była to ich pora godów. Wypatrzyłem na polanie pięknego samca z rozłożystym porożem. Z łukiem gotowym do strzału zacząłem go podchodzić. Gdy znalazłem się na odległość strzału wypuściłem strzałę, jednak jeleń, jakby wiedziony przeczuciem poruszył się i zamiast trafić go w pierś, strzała przeszyła grzbiet w okolicach kłębu. Jeleń pomknął galopem, a ja za nim. Ku mojemu zdziwieniu poza śladami krwi nie zostawiał żadnych śladów. Powinno dać mi to już do myślenia, ale nie dało. Ścigałem go, aż słońce wzniosło się najwyżej na południowym niebie. W końcu zwierz zapadł w bagnisty młodnik. Pewny swego ruszyłem mu na spotkanie. Nie zwykłem pozostawać niedobitej, rannej zwierzyny. Wchodzę w chaszcze, a tu leży ranny mężczyzna ubrany w długą, niebarwioną, lnianą szatę. Patrzę, a on ma moją strzałę wbitą w plecy. Wtedy do mnie dotarło na kogo polowałem. Tak poznałem druida Jurika. Okazał się całkiem sympatycznym jegomościem, jak już mi wybaczył, że poluję w jego lesie i strzelam do jego zwierząt. Na szczęście nie zraniłem go mocno.
Barbarzyńca sięgnął po bukłak, odkorkował go i pociągnął solidnego łyka. Lepsze by było piwo, ale o ile to nie będzie konieczne nie chciał o nie toczyć boju ze Stinkiem.
- Ha ha, powiadam ci, przednia historia - parsknął wesoło Dorian dowiadując się, jakie to druidzkie przygody miał Srebrny Wilk, potem jednak powrócił do kwestii noclegu. - Ano jeśli planujemy wypoczynek, wydaje się warty trzeba by jakieś wyznaczyć.
- Nu ja to wam moge piwszka troche poszyszycz… Ale niwile zosztao…- wymruczał Stink jeszcze bardziej niewyraźnie, niż zwykle- Tak… Bez troszki co żem wypił…. To ze czy z czterech czyńści, pewnikiem- wykazując się genialną zdolnością analizy matematycznej postawił nieco opróżnioną już beczułkę piwa na ziemię, wstając przy tym z ziemi- I wartę to ja żem mogę wystawiacz!. Że ja wartowacz będę, o to mnie się rozchodzi. Ja żem się nauczył, jak to robicz, czo by mało spać! We krwi mam mało snu!- Zasalutował niemrawo, po czym z powrotem opadł do pozycji siedzącej z głupawym uśmiechem na swojej rumianej twarzy.
 
Googolplex jest offline