Buck nie lubił się targować. Facet prawie się nie targował. Wszyscy uczestnicy transakcji żyli i nie ponieś uszczerbku na zdrowi. Innymi słowy, dobra robota. Po załatwianiu formalności, olbrzym usadowił się na tylnym siedzeniu samochodu, zajmując je praktycznie w całości. W czasie jazdy sprawdził w sieci informacji o owym El Paujil, na które miał wskazać GPS, skoro tam pewnie udadzą się w dalszej kolejności.
*****
Buck nie lubił szpitali, szczególnie tych dla biedaków. Wbrew pozorom nie były to miejsca, w których człowiek mógł wrócić do zdrowia. Co najwyżej zamienić jedne choroby/urazy na inne. Mając taką prace jak On, trzeba było mieć to na uwadze, dlatego, jeśli się tylko dało, starał się oszczędzać wizyt w takich placówkach, swoim „klientom”. Cmentarz zbył tańszy, zwłaszcza taki na dziko i do tego bardziej higieniczny.
Spoglądał przez chwilę na zaczepiającą go kobietę, przeżuwając cygaro. Jeśli przyjmie jej propozycje, sytuacja z jej „facetem” może być odrobinę nie zręczna. Bo jak to w takich okolicznościach, zagrozić człowiekowi, że się go wyśle do szpitala? Z drugiej strony zawsze istniała szansa na zostanie ojcem chrzestnym. Poza tym dawno nic nie ruchał.
- Zaraz wracam - rzucił przez ramie, do reszty ekipy, po czym spojrzał na Latynoskę
- Prowadź "mała". -