Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2013, 21:26   #8
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Wrak ciężarówki leżał w poprzek drogi, roztrzaskana kabina leżącego na boku ciągnika siodłowego, wbiła się w bariery ochronne drugiego kierunku jazdy. W połowie cysterny, poszycie zostało przerwane, jakby rozszarpane przez ostrze jakiegoś olbrzyma – prawdopodobnie podczas poślizgu lub nagłego hamowania, kierowca zawadził jakiś większy samochód. Soshanna przez zoom w telefonie sprawdziła oznaczenie widniejące na jaskrawym tle, dotyczące zawartości tanku cysterny. – Chlor – powiedziała jakby było to najnormalniejsze w świecie – po tak długim czasie na pewno wyparował, ale Ci którzy byli najbliżej i nie uciekli wystarczająco szybko, umarli straszną śmiercią. W samochodach mogą być martwaki, chyba, że większość uciekła, albo mechaniczne uszkodzenie cysterny powstało później.

Nie zmieniło to jednak deklaracji czy planów pozostałych. I tak nie mieli innego wyjścia, potrzebowali środka transportu, potrzebowali jedzenia, dosłownie wszystkiego. Każdy zabrał się za swoją część zadań.

Sanchez szedł powoli między samochodami, tuż za nim podążał pilot śmigłowca. Mężczyźni szli ostrożnie, trzymając się linii barierek oddzielających pasy ruchu. Szli pośród porzuconych, częściowo rozbitych samochodów, pośród walających się po asfalcie toreb, przeróżnych śmieci, kilka samochodów miało otwarte wlewy paliwa, prawdopodobnie ktoś już spuścił z nich paliwo. Im bliżej byli czoła zatoru, tym chaos i bałagan się zwiększał. Kiedy zbliżyli się do leżącej naczepy, stwierdzili, że będą musieli się wdrapać na cysternę, albo obejść wokół wrak, żeby zobaczyć co jest po drugiej stronie. Wydawało im się, że słyszą dziwne szmery, ale póki co nie potrafili zlokalizować źródła tych dźwięków

Jason ostrożnie próbował sprawdzić czy da się zdemontować stalowe przęsła oddzielające asfalt wewnątrzstanówki od pobocza, które wydawało się być w miarę suche i przejezdne. Spróbował złapać szczypcami multitoola jedną z solidnych srób. Po kilku szarpnięciach puściła, spróbowała z innymi i ocenił że zejdzie mu co najmniej dwadzieścia minut zanim odblokuje zjazd.

Cassidy w tym czasie ze swoim byłym, czy obecnym pracodawcą przeszukiwali najbliższe samochody. Przeglądali bagażniki, schowki czy porzucone torby. Krayden zajął się SUV-em na rządowych blachach, który go zainteresował najbardziej. Mógł należeć albo do jakiegoś urzędnika wysokiego szczebla, albo równie dobrze mógł go ktoś ukraść i uciekać nim z miasta. Był zastawiony jakimś zdezelowanym kombi. Szyby z tyłu były przyciemniane, ostrożnie zbliżył się do jednej z nich i spróbował zajrzeć na tylnie siedzenia. Równie szybko odskoczył od samochodu, szybę drapała poszarpana zakrwawiona dłoń tego, co kiedyś było człowiekiem. W środku były wścieklaki: - Panowie uważajcie, zawołał do Cassidego i Jasona, tu są te skurwysyny. Ochroniarz Charlesa na krótko zapomniał o waśniach między nimi bo podszedł do pojazdu. Ten wyglądał na nienaruszony, prawdopodobnie Ci, którzy szabrowali inne samochody ten zostawili w spokoju, z uwagi na martwych. Nie wiedzieli ile ich jest w środku, ale samochód by się przydał. Plan ustalili szybki, jeden otwiera drzwi, a drugi wygarnia serią do zarażonych w środku.

Sanchez ostrożnie wspinał się po podwoziu rozbitej cysterny, chcąc zajrzeć na drugą stronę prowizorycznej barykady, nie było to proste zadanie, ale z mozołem podciągał się coraz wyżej, by wreszcie móc stanąć na szczycie. Jak okiem sięgnąć powierzchnię asfaltu pokrywały upchane ciasno samochody, a horda ich właścicieli, która właśnie włóczyła się wśród nich, zapewne nie miała szczęścia przy wycieku chloru z cysterny. Byk musiał przyznać, że nigdy nie widział tylu wścieklaków na raz i choć so strachliwych nie należał, to musiał przyznać, że zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Zarażeni póki co nie zauważyli go, odwrócił się by ostrzec resztę kiedy…

Huk wystrzałów z Sig Sauera Kraydena rozdarł ciszę panującą dotychczas na zatarasowanej drodze. Wścieklaki nie miały szans, mierzone strzały dosięgały celu, a zarażeni wypadli z auta z nieprzyjemnym mlaskiem uderzając o twardy asfalt. Kiedyś musieli być kimś ważnym, poszarpane i zakrwawione garnitury markowych firm mówiły o tym jednoznacznie. Z przodu nie było nikogo, kierowca pewnie zdążył spieprzyć, pasażerowie nie mieli tyle szczęścia. Mężczyźni nie mieli jednak czasu cieszyć się sukcesem, ze zdobytego pojazdu w ich stronę biegł co sił w płucach Sanchez i James. Nie mieli dobrych wieści.

Cysterna zadrżała, jakby popychana tysiącami niewidzialnych rąk, zgrzyt metalu o metal, siła naporu zarażonych była ogromna, podobnie jak ich głód i chęć dorwania żywych. Silnik zaskoczył a Cassidy zasiadł za kierownicą, szybko wrzucili na pakę wszystkie graty i to co udało się znaleźć naprędce, nie czekali aż Jason odkręci ostatnie śróbki, potężny GMC staranował ostatnią poprzeczkę barierki i ruszył z kopyta poboczem drogi, starając się jak najdalej oddalić się od potężnego skupiska zarażonych. Gdzieś tam musiała być ta pieprzona stacja benzynowa.

*****


Zmierzchało a wskazówka paliwa nieuchronnie zmierzała ku znienawidzonemu przez kierowców znaczkowi rezerwy. Stacja benzynowa byłą z gatunku tych małych wiejskich przystanków pośrodku niczego. Kilka niepozornych budyneczków, dwa dystrybutory i parę zdezelowanych aut zaparkowanych gdzie popadnie. Sądząc po szyldach można tu było i dostać coś na szybko do żarcia, jak i zrobić większe zakupy. Cassidy mógł się założyć, że sprzedawca trzymał shotguna pod ladą. Okolica wyglądała na spokojną, a zarażonych zostawili już dawno za sobą i póki co nie widzieli nowych. Czarny van zaparkował ostrożnie na zapleczu.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline